Bezradnik: jak być patriotą i zachować zdrowy rozsądek

Po kilku tekstach cokolwiek głupawych umyśliłem sobie rzecz poważniejszą.

Powody są dwa, ale schodzą się w jeden. Ten jeden, łączący dwa, jest taki, ze urządziłem sobie, wakacyjną porą, powtórkę z Wańkowicza, co okazało się dziwnie współczesnym doświadczeniem.

Nie będę pisał, kto to był Wańkowicz. Dla mojego i starszego pokolenia: legenda. A jak ktoś nie wie, to go nie przekonam. Czytam go, choć niby wszystko już czytałem, dla polszczyzny i dla ciągłego sprawdzania jak bardzo można manipulować słowem. I jak słowami manipulować czytelnikiem.

Bo Wańkowicz był manipulantem słowa. W każdym znaczeniu. Robił ze słowami, co chciał, a jak potrzebował, to sobie robił nowe słowa. Kiedy chciał – wzruszał. Kiedy chciał – rozśmieszał do łez.

Był też swoistym propagandystą, choć pozornie ukrywał swoje przekonania. Miało to strony dodatnie (propagowanie COPu, wskazywanie na zagrożenie ze strony nazistowskich Niemiec). Ale nie tylko. Przyznam, że nawet rozumiem jego entuzjazm z powodu zajęcia Zaolzia, choć nie wydaje mi się on szczególnie dobrym dowodem na jego przenikliwość. Do dziś trudno rozstrzygnąć, jaka była jego rzeczywista rola w sprawie niejakiego Cywińskiego, którego pobito a następnie skazano za obrazę Marszałka. Ale ja nie o tym. Ani o przemilczeniach i błędach monograficznego reportażu o Monte Casino.

Chcę jednak wyraźnie zaznaczyć, że nibypowieść, zatytułowaną Drogą do Urzędowa, mam za jeden z najlepiej zaprojektowanych i zbudowanych pomników polskiego patriotyzmu w polskiej literaturze XX wieku. I jeszcze, że postawę Wańkowicza, skazanego w procesie politycznym (miał ponad 70 lat) uważam za dowód na jego prywatną wielkość. Mam w nosie to, co wiem o jego prywatnych wadach i małościach. Nie znałem go osobiście.

Zastrzeżenia te są ważne, bo Wańkowicz wpływał na widzenie najnowszej historii polski i wpływał niejednoznacznie. W każdym razie ja mam poważne wątpliwości, co do jego intencji i skutków działania w dwóch sprawach, o których pisze się teraz w gazetach i w blogach.

Bo dwie z jego kreacji dzisiaj doczekały się rewizji. A ściślej: ich rewizje stały się głośne i popularne. Pierwszą, daleko lepiej rozpoznaną jest kwestia Westerplatte. Można się spierać, czy pomnikowe widzenie Sucharskiego wynika bardziej z wizji Wańkowicza, czy z kreacji Zygmunta Hübnera. Niewątpliwe jest jednak, dla mnie to, że Wańkowicz świadomie przekłamał prawdę historyczną. Dla budowania legendy. Dla ocalenia tkanki tradycji w świecie, w którym podręczniki historii kłamały bezwzględnie.

Trochę inaczej było z „katastrofą Gibraltarską”. Wańkowicz korzystał z każdej okazji, żeby wyśmiać Stanisława Strumph-Wojtkiewicza, który wprost pisał o spisku i morderstwie. Czy robił to świadomie, bo zależało mu na podtrzymaniu mitu? Czy bronił swoich przyjaciół? Nie wiem. Niewątpliwie należał do tych, którzy na emigracji byli w opozycji do Sikorskiego.

Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że dziś po raz kolejny stajemy wobec problemu, czy ważniejsza jest tradycja (obraz historii, żyjący społecznie), czy historia, jako taka.

Spory są gorące, ale nie wybuchają przecież po raz pierwszy. Starsi goście TXT pamiętają być może szum, jaki wywołała w latach sześćdziesiątych, książka Zbigniewa Załuskiego Siedem polskich grzechów głównych. Książka dziwna. Trudno oddzielać autora od treści. Ja nie umiem. Stanowczo broniąca tradycji przed różnymi demistyfikatorami, wykazująca im całkiem sensownie – błędy i naciąganie prawdy historycznej dla wyśmiewania bohaterstwa polskiego żołnierza. Opozycyjna wobec szyderstwa i legitymistyczna wobec Moczara. Może wbrew intencji autora. Tego nie wiem. Znałem go tylko z widzenia. Sąsiad z Kamionka.

To jest jednak, moim zdaniem, niebagatelny problem. Bo z jednej strony mamy do czynienia z tymi, którzy mówią, że historia powinna być przedstawiana tak, jak się działa. Że trzeba pisać o załamaniu Sucharskiego, o walkach między piłsudczykami i obozem Sikorskiego. Z drugiej zaś stają Ci, którzy mówią, że słabnący polski patriotyzm pęknie, jeśli odbierzemy mu postaci pomnikowe.

Ciekawe jest to, że czasem obrońcy jednego mitu z zapałem atakują inny. Ciekawe i groźne.

Gdyby spór szedł tylko o to, można by i warto by było go podjąć. Ale za stanowiskami klarownymi, odwołującymi się do źródeł i aksjologii, idzie zawsze propaganda i polityka.

Nie da się oceniać Załuskiego, zapominając, kim był, do czego i jak jego książkę wykorzystali moczarowcy.
Nie da się oceniać Wańkowicza, jeśli zapomnimy, że nie poprosił o ułaskawienie, wpędzając Moczara i Gomułkę w pułapkę, zmuszając ich, aby go najpierw skazali, a potem wypuścili.

Czy można oceniać historię i zakładać, że lepsza skłamana niż prawdziwa?

Żeby to było jasne: ja nie mam zdania stanowczego. Z jednej strony chciałbym, aby powstał film, który oddaje sprawiedliwość kapitanowi Dąbrowskiemu. Moim zdaniem nie godzi to w patriotyzm, jeśli pokaże się prawdę o tym, kto dowodził i jakie zgodził się ponieść koszta. Ale boję się. Boje się, ze korzystając z pretekstu pokazywania historii, zniszczy się to, co najważniejsze. Znaczenie Westerplatte. Nie militarne, a społeczne. Pamięć o obrońcach nie musi być związana z kapliczką dla konkretnego oficera. Ale pokazanie obrońców przez pryzmat codziennego dnia żołnierza, prawdziwego języka i fizjologii? To wielkie pole dla manipulacji.

Czy film o Westerplatte będzie pokazywał historię w jej stawaniu się, czy tylko wyśmieje narodową tradycję? Nie wiem. Boję się.

Choć może rację miał Wańkowicz, pisząc kiedyś, że słowem, z którym najczęściej umierają polscy patrioci jest popularne przekleństwo, to boję się filmowców, którzy w tym jednym słowie, opartym o dźwięczne r, zamkną swoją wizję historii.

Mniej boję się prawdy o Gibraltarze. Albo raczej – boję się jej inaczej. Bo jestem pesymistą i jestem przekonany, że w ostatecznym rozrachunku ofiary zbrodni, polscy bohaterowie, zostaną użyci do niecnych celów. Już są do tego używani, choć sprawa nie została rozstrzygnięta i ma charakter poszlakowy. Na tyle jednak budzący wątpliwości, że bałwaństwem byłoby nawoływanie do zostawienia szczątków w spokoju. Bo trza, aby święte były.

Ale się boję. Tak, jak moczarowcy patriotyzmem przykrywali ksenofobię i budowali mit narodowego komunizmu, który straszy do dnia dzisiejszego, jako jedna z dróg, którą idą ludzie Moskwy, tak wrogowie okcydentalnej orientacji polski posłużą się bez wahania prawdą historyczną (jeśli badania im na to pozwolą), aby wykazać, że Anglia była większym wrogiem Polski, niż Niemcy i Sowieci razem wzięci. Już to robią.

Jest coś obrzydliwego w tym, że na każdej fali patriotyzmu wypływają śmieci, a do głosu dochodzą ci, którzy stawiają znak równości między katami i ofiarami. Na przykład: między nazistami (których chętnie nazwą Niemcami) i Żydami (których in gremio zapiszą do UB).

Widać to już dziś. Czasem nawet na wystawowej witrynie TXT, gdzie możliwe jest propagowanie autorów, którzy to miejsce i autorów tu piszących obrażają. W imię lokalnej polityki historycznej jest im wybaczane, bo czas jest trudny, a flagi łopocą. W imię tradycji i patriotyzmu.

Patriotyzm ma różne oblicza, podobnie jak zdrada narodowa. Patriotami i zdrajcami są ludzie. O różnych korzeniach społecznych, politycznych i narodowościowych. Każdy, kto wykorzystuje historię do atakowania jakiejkolwiek grupy, charakteryzowanej przez ogólne cechy – kłamie. Kłamią ci, którzy mówią, że wszyscy Niemcy w Polsce byli piątą kolumną w 1939 roku. Kłamią ci, którzy widzą w zbrodniach UB wyłącznie zbrodnie Żydów. Kłamią ci, którzy utożsamiają tradycyjny katolicyzm z antysemityzmem (albo, co gorsza – vice versa i ci, którzy w polskiej przedwojennej lewicy widzą wyłącznie obcej krwi agentów sowieckich.

Tego się boję. Kłamstwa w interesie polityki.

Uważam, że patriotyzm jest potrzebny. Uważam, że należy go budować także (bo o tym wątku tu piszę, pomijając inne), przez propagowanie przykładów bohaterstwa. Nie trzeba do tego naginać historii. Wystarczy ją pokazać. W kraju, który jest cmentarzem, nietrudno znaleźć bohaterów. Niekłamanych.

Uważam też, że nie trzeba bać się wolności słowa i artystycznej ekspresji, ale warto pytać, czy burzenie mitów historycznych, nie służy, aby budowaniu innych. Tak samo, albo bardziej skłamanych.

Nie trzeba bać się, z drugiej strony, popkulturowych wizji historii. Sukces komiksów o najnowszej historii polski pokazuje, ze każde medium może służyć dobrej sprawie i od rzeczy gadają ci, którzy widza w komiksie wyłącznie papkę. Warto jednak pamiętać, że każda forma przekazu ma swoje ograniczenia, a uproszczenia są niekiedy konieczne, bo stanowią konsekwencję formy. Mogą być nawet pożyteczne, jeśli pozwalają trafić do tych, którym mainstream nic nie ma do zaproponowania.

Warto o tym rozmawiać i dyskutować, ale nie należy twierdzić, że serial o cichociemnych (obejrzę pierwszy odcinek na pewno, a potem się zastanowię) jest zły, bo w umundurowaniu polskiego oficera pominięto istotny szczegół (to wymyślony przykład, proszę się do niego nie przywiązywać). Ten serial będzie zły wtedy, kiedy będzie nudny, albo wyraźnie kłamliwy. Polska historia zbyt długo była zakłamywana, aby bronić jakiegokolwiek następnego kłamstwa. Nie ma tu dobrych i złych intencji. Wszystkie są złe. Ale nie warto też robić nudnych seriali. Wyrzucanie pieniędzy w błoto źle robi na patriotyzm. Warto mieć to na uwadze.

PS W tekście tym pominąłem spory o zbrodnię wołyńską. Uważam, że to, co się robi w tej sprawie na TXT, głownie za sprawą pana Dymitra Bagińskiego, ale i innych blogerów i komentatorów, jest dokładnie tym, co robić można i trzeba. Tego się nie boję. Z tego jestem dumny.

[EDIT- 5 października 2008] Ta notka ukazała się w blogu sygnowanym przez niejakiego N. Projekt ten został jednak przeze mnie uznany za nonsensowny i w efekcie zaniechany, a w konsekwencji zamknięty.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Hm, dobry tekst.

Jedną uwage mam w sumie:

,,. Ale pokazanie obrońców przez pryzmat codziennego dnia żołnierza, prawdziwego języka i fizjologii? To wielkie pole dla manipulacji.”

Dla mnie jakoś nie, znaczy nie boję się tego.
Dla mnie bohater to nie pomnik.
Bohaterem może być ktoś, kto przeklina, jest alkoholikiem, zdradza żonę, nie wiem, co jeszcze, nie znaczy, że w chwili próby nie może być bohaterem.
A moralista czy ktoś porządny w chwili próby może zawieść.

Różnie to bywa, tak jak zdarzali się nielubiący Żydów co ich ratowali i pewnie byli ludzie obojętni czy przyjaźnie nastawieni do Zydów przed @ wojną, którzy np. z braku odwagi nie zrobili nic by im pomóc.

Dla mnie fałszem bywa, to co czesto w Polsce się odbywa (choć nie tylko) fałszem i robieniem ze społeczeństwa czy wężej ze mnie głupka, czyli przedstawianie zasłużonych w danej chwili ludzi jako ,,pomnikowych” zawsze i wsżędzie.
A jak wiadomo takich nie ma.
No i to jest brak zaufania do ludzi i brak zaufania do tych bohaterów, no bo co, to że w filmie pokazano, że ktoś biegnie nago czy pije wódkę, sprawi, że ja stwierdzę, że obrona Westerplatte jest mniej warta?
Nie rozumiem, szczerze mówiąc.

Zresztą,pisze mi się w głowie tekst “Obrazki” i będzie tam też fragment o tej sytuacji.

pzdr


Dzięki Panie "nN"

Tego będziemy się trzymać.
Bo warto.
Bo warto być dumnym.
Bo jest być z czego dumnym.

Bo jesteśmy Polakami.


A Załuski i i jego..

7 grzechów...
Moim zdaniem, on pułkownik LWP, wypełnił swoją przysięgę wobec Rzeczpospolitej.
Właśnie tę książką.


Panie Grzesiu,

ma Pan dużo racji. To trochę skrót myślowy jest. Szło mi raczej o to, że można to wykorzystać, aby obrzydzić, a nie, że to jakieś tabu jest.

Przeciwnie, uważam, że warto budować u odbiorcy przekonanie, że bohatrerami są nie herosi, ale zwykli ludzie. Tak jak top Pan zresztą pisze. Bo bohaterem się bywa.

Natomiast łatwo uczynić centrum zainteresowania tchórza, który ma to wszystko w nosie. Łatwo jest wzbudzić sympatię do dezertera, a tych, którzy go karzą pokazać jako bezmyślnych, okrutnych katów z rozpiętymi rozporkami

Proszę zauważyć, że czym innym jest pokazanie żołnierza, który pije wódkę z manierki i idzie na śmierć z przekleństwem na ustach, a czym innym pokazanie jego dowódcy, który w tym czasie siedzi w bunkrze i po pijaku przeklina żołnierzy, że mu butów nie wyczyścili.

Ja nie czytałem scenariusza tego filmu, który budzi kontrowersje. Natomiast uważam, ze zajmowanie stanowiska przed jego przeczytaniem jest przedwczesnym wydawaniem sądów. Może nawet przed zobaczeniem filmu w ogóle.

Każdego stanowiska.

A co do robienia głupków, to też ma dwie strony. Równie dobrze można sugerować, że żadnych bohaterów nie było i że lepiej było się od razu poddać, niż bezsensownie walczyć.

Kłamstwo może mieć różne oblicza.

Pozdrawiam


Panie Igło,

a ja mam wątpliwości co do tego. Książkę lubię, ale niewątpliwe jest to, że wykorzystano ją dla przykręcenia cenzorkiej śruby.

Polska szkoła filmowa zapłaciła wysoką cenę, a muszę powiedzieć, że od propagandówek wolę patriotyzm taki, o jakim mówi, cicho i nie wprost Eroica, która pokazuje, że nawet pijak i bawidamek może zostać bohaterem, tudzież że potrzebni są bohaterowie, których wcale nie było.

Proszę pamiętać, że książka ukazała się bodaj w 1963 roku, kiedy to widać już było wyraźnie, że Październik był oszustwem.

I proszę pamiętać, jak podle wykorzystano wtedy rozgoryczenie Akowców.

Pozdrawiam

PS Proszę bardzo.


Panie nN

Nie wiem kiedy płk Załuski napisał książkę, wiem kiedy znalazłem ją na półce.
W latach 70tych.
To robi różnicę.
Prawda?
Tak samo jak robi różnicę “Hubal” Poręby z tym co mu w gębę różni wpychali.
Prawda?

A Duduś & Munk pozostaną dla mnie Mistrzostwem Świata.

No nawet jak by sikał na portret Śmigłego to by tylko sikał.
Nie lżył ludzkiej pamięci.

Śmiać się & szydzić, też trza umieć.


No niby fakt,

w latach 70 było troszkę inaczej. Pan pewnie czytał to wydanie rozszerzone, z polemikami. Moim zdaniem lepsze od oryginału.

A z Hubalem (znowu się Wańkowicz kłania) to mam tak, że ten film lubię, ale wolę nie myśleć ani o Porębie, ani o Filipskim, ani o tym czym i komu płacili za ten film.

Pozdrawiam


autor

tak dalej niejaki N
pozdrawiam


Dziękuję Panie Borsuku,

ale proszę się pochopnie nie przyzwyczajać.

Pozdrawiam


o antysemityżmie

Poznałem dawno temu człowieka – do końca swoich dni antysemita, wierzący w prawdziwość Protokołów Mędrców Syjonu, itd, itd… Niemal z rozczuleniem wspominał przedwojenne czasy, kiedy jako student uganiał się z kumplami po krakowskich Plantach za Żydami by walnąć w głowę gonionego gazetą.....tyle, że w gazetę gazrurka zawinięta była, Medycynę studiował.
No i wojna przyszła. I los zrządził, że żydowska para pod jego dach trafiła. I przechowywał ich przez kilka miesięcy. Póki nie zorientował się że sąsiadka (żadna antysemitka) coś czai. I zazdrości mu tych “dularów” za schronienie. A ci Żydzi jedno co mieli, tu ubranie, nawiasem – liche jak na tą porę roku.
Więc dzięki bliskim kontaktom z AK wynalazł im nowe schronienie i bezpieczny przerzut. A na drugi dzień miał wizytę Gestapo. Kto zna te czasy wie jak mieszkanie po takich odwiedzinach wyglądało…
Zaprzyjaźnił się przez te kilka miesięcy z nimi, więc chciał się dowiedzieć czy im się udało. Niestety ślad ginął na następnym etapie tułaczki.
Być może zginęli, być może przeżyli, znaleźli swoją przystań, ale nie chcieli wracać do traumy z tamtych czasów przez szukanie tych, którzy ich chronili.
Bardzo prawdopodobna jest, że gdyby oni przeżyli i zechcieli odnaleźć mojego znajomego to zajadły antysemita sadziłby swoje drzewko w Alei Sprawiedliwych….....

live and let die


No tak Panie Contrii,

to bywa.

To co Pan napisał podsunęło mi taką myśl, że szczęśliwi są ci, których możemy osądzać wedle ich czynów.

Bo najczęściej, to jest jednak tak, że osądzamy i jestreśmy osądzani według słów.

Pozdrawiam


i..szanowny NN

jak śpiewał Niemen:

A jednak często jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.

live and let die


Ja bym dodał,

że to nawet nie oceny, bo ocena uwzględnia jakieś ,,za” i jakieś ,,przeciw”, ma być sumą czegoś tam.
A raczej mamy do czynienia z etykietkami czy przyklejaniem metek.
Bo to najłatwiejsze.

pzdr


Panie Contri,

to prawda jest, ale jakby tu powiedzieć ...

Obosieczna?

Pozdrawiam


Grześ

najłatwiejsze, nie wymagające myślenia
i nagminne
widać to w komentarzach – zwłaszcza na psychiatryku
o onetach nie wspomnę

live and let die


Panie Grzesiu,

Pan Szanowny, to albo się napił już na weekend, od czego skłonność do komplikowania prostego się zwiększa, albo, co gorsza, heglista (że o najgorszym nie wspomnę).

Jeśli się kogoś ocenia po jednej wypowiedzi, to ma Pan racje: to zazwyczaj jest etykietowanie. Albo gorzej, piętnowanie.

Ale mnie szlo o ocenę kogoś, kogo znamy jedynie z jego wypowiedzi: lepszych i gorszych, na różne tematy.

Biedę się upierał, że to jest ocena. Czasem jedyna która nam jest dostępna i czasem uprawniona.

W tym sensie, że można i trzeba oceniać, co kto owi i pisze, a nie czekać, aż go osobiście poznamy.

Przecież, w sumie i chyłkiem, ale jakaś ocenę Wańkowicza daję w tym tekście. A to tylko przez jego wypowiedzi i to kontrolowane bardzo (jak mówią ci, co go znali).

Pozdrawiam


Panie Contri,

to co Pan opisuje to choroba ślinianek jest, a nie oceny.

Pozdrowienia


NN

jak dwie strony sporu słowa jako noża będą używać, a nie jako narzędzia dyskusji.. to broń będzie obosieczna

live and let die


Dokładnie tak, Panie Contrii,

i jeszcze dodać można, że jak ktoś tnie słowem, to niech się nie dziwi, kiedy go słowo dosięgnie.

Pozdrawiam


Szanowny Panie NN

Niestety nadaktywność gruczołów śliniankowych w naszym społeczeństwie tworzy klimat dyskusji….
A widzi mi się, iż to epidemia.
Pozdrawiam

live and let die


Epidemia?

Chyba jeszcze nie, ale faktycznie zagrożenie jest dostrzegalne.

Zawsze zresztą można stosować środki ochronne: nie dotykać byle czego, nie stykać się z zarażonymi, napić się gorącej herbaty i porozmawiać o czymś zdrowym z kimś o higienicznym trybie życia.

Takie tam…

Pozdrowienia


+

:)


Panie niejaki N

tekst poważny i dobry,

znaczy na tyle że znowu nic nie dodam,

prócz tego że strach nigdy nic dobrego nie wymyśli, dlatego warto wiedzieć co może powodować obawę i mijać z daleka

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Dymitrze,

dziękuję


Panie Maxie,

to zależy.

Ja boję się, w tym sensie, że obawiam się,że sprawy (jak zwykle) ułożą się najgorzej, jak można.

Ale nie obawiam się tego, bo wiem jak się wtedy zachować i mam nadzieję, że nie zabraknie mi odwagi.

Pozdrowienia

PS Zdaje się, że Pana przepowiednie zaczynają się ziszczać. Dzisiaj Dziennik opublikował kolejny tekst JMR. Nie to jednak jest ważne, ale to, że dostałem tę gazetę w sklepie za darmo. A sklep reprezentuje krakowską sieć, więc raczej sam za to nie zapłacił.

Chyba koniec jest bliski…


Świat zwariował

szczęśliwie że tylko ten urządzany po krakowsku:)

pozdrawiam ciesząc się że dyrekcja moja na Śląsku:))

prezes,traktor,redaktor


Wie Pan, Panie Maxie,

to sie jednak nie zdarzyło w Krakowie…

A może?

To by dopiero było: krakowska firma, rozdaje w krakowskich sklepach gazetę za darmo, bo w niej pisuje ktoś z Krakowa (choć na wychodźstwie)!

Ciekawe, co Pan Lorenzo by powiedział na taki obraz?

Pozdrawiam


O nie, Szanowny Maxie!

W Krakowie swiat jest zupelnie normalny, i to co najmniej od tysiąca lat. Smok na swoim miejscu, Rzepicha tudzież. A że jakiś sklep krakowskiej sieci miazmatami z Kongresówki się zarazil, to nic zaskakującego.

U nas nawet Dembowski, jak republike oglaszal, to pod wezwaniem Najjasniejszego Pana., bo na Podgorzu, co sie potem Josefstadt zwalo. Z wlasnej i nieprzymuszonej woli.

A Ty się Maxie nie ciesz, że dyrekcję masz na Śląsku, bo z nimi to nic nie wiadomo.

Zas w Krakowie, gdy do niezrozumienia dojść może, jak w przypadku obwarzanków i bajgli, to piekarze na wszelki przypadek jedne i drugie wypiekac będą. Dla świętego spokoju. Bo on najważniejszy!

Tak mawial pan D., choc po prawdzie ze Lwowa byl, tylko go p. Wajda do Krakowa przeflancowal.

I w tym duchu pozdrawiam.

Poza tym – to do Pana NN – my, znaczy sie z Krakowa, lubimy sie dzielić. Nawet nieszczęściem. Więc dlaczego nie mielibyśmy się JMR podzielić z resztą kraju?


Lorenzo,

następnym razem prosze ostrzegać przed takimi zdaniami jak 3 statnie z twojego komentarza.
Bo ataku smiechu dostałem, dobrze, że herbaty już nie miałem w ustach, bo bym zapluł swiezo kupioną ,,Politykę”
:)

Pozdrowienia, dla pana Rokity, jak słyszę, nowej podpory ,,Dziennika”


Panowie

Jak ja gdzieś przemycę cenną & celną myśl, że wszystka bida przez kobity jest.
To zaraz się na mnie rzucają.
Wszyscy.
Nawet feministki, które nimi nie są.

A przykład JMR tylko to potwierdza.
W całej rozciągłości.

I nawet to, że on z Krakowa go nie chroni.
Boć wszak przez ciotki był chowany.


Lorenzo

:))))))))))

dzielta się dzielta, we gratisie szanowną małożonke rzeczonego pana Warszawie dokładająć

alem się pokulał:))))

prezes,traktor,redaktor


Panie Lorenzo,

Pan mi nie pisz na blogu takich rzeczy, bo mi się przypomina smutna historia o jednym gościu, co handel, w nadmorskiej miejscowości, tej tam Pańskiej Mitteleuropy trzymał. Nieżyjący już, niestety, angielski pisarz go opisał, dla teatru, może Pan szanowny widział?

I dodam, że ja zawsze bylem (a to z patriotyzmu, o którym tu piszę), za Borutą.

Mówią o nim, że gdy archikolegiata tumska spłonęła w czasie bitwy nad Bzurą, to siedział i płakał.

Pozostaję w czasie i przestrzeni


Panie N

jeżeli tak wynikało z mojego komentarza to prostuję, ciągle o stolicy myślałem

nadto teraz ciepło myślę o gratisie z Krakowa dla Warszawy

pozdrawiam rozdawniczo

prezes,traktor,redaktor


Panie Igło,

stanowisko Pańskie znane jest między ludźmi, ale powiem Panu, że słabuje ono w jednym.

Otóż nikt się na Pana nie rzuci. Z powodu deficytu, proszę Pana.

A w kwestii przedmiotowej, to mi się jedna fraszka przypomniała, ale nie powiem jaka.

Pozdrawiam


Panie Maxie,

dotyka Pan drażliwej kwestii, bo onże szczodry podarek, przemieszkuje na Saskiej Kępie, ulubionej, jak mi mówiono, dzielnicy pana Igły.

Z drugiej strony, co znaczy krakowski legitymizm: jak taki do Warszawy zajedzie, to na wszelki wypadek na Saskiej się ulokuje Kępie. Choć tutaj już nikt o dynastii saskiej nie pamięta…

Pozdrawiam


Do teatrum, Panie NN Szanowny,

to ja w Polszcze od czasu, gdym West Side Story obejrzal, czyli jakies 40 lat, nie chadzam. Znam cenę mego spokoju i zdrowych nerwów. Stanislawskiego to ja mogę w oryginale, czyli w Moskwie obejrzeć, jako ciekawostke przyrodniczą.

Owszem, Teatr Telewizji ogladalem, ale jego trudno za exemplum uznać.

A z tym Borutą, to mnie pewna wątpliwośc naszla, bo on zdaje sie z Lęczycy byl, czyli raczej nie z Krakowa. No i ze szlachty jednak, co pewną różnice czyni. Glównie genetyczną.

My zaś czcimy u nas raczej Twardowskiego (choc on tez przybysz) i Sędziwoja. Nie mylić z Sędzimirem, choć ten też w gorącej atmosferze dzialal.

A ta Mitteleuropa to tak naprawdę nie wiadomo czyj wymysl. Bodaj Pani Magia, w czasach gdy jeszcze pisywala u nas, na ten temat madrze prawila. I nie tylko ona.

Wieczornie i w nader cieplej atmosferze pozdrawiam


Panie nN

O Herkulesie zapewne?
Ta fraszka.

Pozdrawiam porozumiewawczo, tak żeby pani Gretchen nie dostrzegła swoim łykendowym aparatem.


Panie Lorenzo,

na pewnie, że Boruta nie był z Krakowa!

No, jeszczebyż!

U was to diabły przed kobitami uciekają, a u nas wcale, proszę Pana.

A przy okazji, to ja wiem, z dobrych źródeł, że wy tam starannie zapisujecie,dla ostracyzmu zapewne, tych, co wybrali wolność zaprzaństwo i poszli na łatwy mazowiecki chleb.

Ale muszę Panu powiedzieć, że oni się tym nie chwalą, więc my ich specjalnie nie odróżniamy. Po miesiącu im te przedłużone, głębokie samogłoski zanikają.

Ja to wiem tylko o aktorze jednym, takim blondasku sympatycznym. Podobno jego ojciec też jest u was aktorem. Prawda to? Może i prawda, bo młodziak zdolny, że strach!

Pozdrawiam, z zadowoleniem obserwując procesy migracyjne


Panie Igło,

nie zgadł Pan. Fraszka dotyczy sfer naukowych i na tym poprzestańmy.

Co do porozumiewawczości to radził bym uważać, bo inkryminowanej fotografce zdaje się, jeszcze ziemia została do sfotografowania.

Lepiej, żeby z nią nas nie zrównała.

Dowiemy się, jak pomieniona z weekendu wróci.

Pozdrawiam


Panowie

Ja wszystko widzę, naprawdę.

A teraz moje rozgoryczenie tym co w kinie zobaczyłam jest tak wielkie, że mam ochotę zrównać z ziemią różne tam takie co nie powiem.

Do tego zaciągnęłam Jego i teraz jestem przedmiotem i podmiotem szydery bez granic.

Chyba się oddalę.

Jak znajdę w swoim rozgoryczeniu siłę, to wywalę to i będziecie musieli przeczytać.

A spróbujcie nie przeczytać.

To już całkiem się załamię nerwowo.

I wtedy dopiero zobaczycie.


Pani Gretchen,

Pani pozwoliła sobie na zaproponowanie mężczyźnie obejrzenie filmu w kinie?

I jeszcze Pani wybrała ten film?

Naprawdę?

No to ma Pani ciężko przegrane.

Tylko proszę nie mówić, że się Pani zasugerowała gwiazdkami z GW, bo się śmiać nie mogę. Dziecko było na horrorze hiszpańskim i mój śmiech je przeraża.

Czy Pani też może była na horrorze hiszpańskim?

Współczując pozdrawiam


W przypadku aktorek i aktorów, Panie NN,

to ja akurat nie ma nic naprzeciw. Niech idą tam, gdzie im lepiej placą. Zresztą to zawsze byl taki wędrowny ludek. A czy lepiej za to grają, niech miejscowa publiczność ocenia. Nasze babki do Widnia do opery i teatru jeżdzily; pociągi wtedy też jakby szybsze byly, bo podróż tylko 6 godzin trwala.

A z kojarzeniem nazwisk to ja mama dzisiaj spory klopot, nie wiedziec czemu. Czyzby chodzilo Panu o Edwarda Lubaszenkę i jego syna? Tylko czy on jeszcze mlodziak? Chyba, że ma Pan na myśli niejakiego Stuhra Macieja?

Zas co do procesów migracyjnych to jestem z Panem nad wyraz zgodny – niech wyjezdzaja tam, gdzie im lepiej bedzie. Albo przynajmniej tak im sie wydaje.

I jakos się to wszystko porozklada statystycznie, stochastycznie, probabilistycznie i w ogóle stycznie.

Milego


Też byłem nie tak dawno na horrorze

hiszpański, ,,Sierociniec” się nazywał, całkiem okej, tylko o godzinę za długi:)
No, ale chcieli by był klimatyczny.
Chociaż tyle trza im przyznać, znaczy twórcom.

No a właśnie, Gretchen, jaki to film?

pzdr


olać to

i tak wszyscy pójdziemy do piachu … życie jest po to żeby się nachapać, drugiego nie będzie…

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Ulewam swojemu rozczarowaniu

na piśmie.

Się ukaże za niejaką chwilę.

Bosz….


Panie Lorenzo,

utrafił Pan. Za drugim razem. O niejakiego mi chodziło.

Co do reszty, to zgodziłbym się z Panem, gdyby to istotnie stochastyczne było. Ale obaj wiemy, że nie jest.

Już to, że Kraków jest od niedawna bardziej zasiedlony od Łodzi, świadczy, że nie o statystyczny rozkład tu chodzi.

A przykład en wymieniłem jako pozytywny, proszę mi wierzyć.

Pozdrawiam rozważając udanie się na spoczynek


Panie Grzesiu,

to nie ten.

Ale dziecko zadowolone, bo sie bało.

Pozdrawiam


Panie Docencie Stopczyku,

czy mógłby Pan sprecyzować, czy chodzi Panu o patriotyzm, złowrogą rolę kobiet, horrory hiszpańskie, czy migracje?

Pozdrawiam


Pani Gretchen,

pan Docent olewa, Pani ulewa…

Chyba na deszcz idzie…

Pozdrawiam


>niejaki N

horrory hiszpańskie są bardzo dobre … [REC] z ostatnich produkcji IMO – cymes!

natomiast co do patriotyzmu to mam jużtego powyżej dziurek w nosie … najpierw jesteśmy ludźmi, później narodami … męczy mnie ta cała durna martyrologi, która do niczego nie prowadzi i z której nic nie wynika

a co do kobiet to kobiety są IMO takie same jak faceci i nie mają żadnej złowrogiej roli … co do zachodzenia w ciążę to jeno kwestia czasu i każdy z nas będzie mógł sobie za jakąś sumkę zafundować brzuch niekoniecznie piwny

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Panie NN

To było “REC” ?

I naprawdę mógłby Pan trochę zrozumienia okazać dla cudzych przeżyć wewnętrznych.

Stopczyka i moich. Na przykład.


>Gretchen

polecam “Quien puede matar a un nino”

IMO rewelacja

a co do [REC] film do bólu eksploatuje schemat (zombie + quasi dokumentalna forma) ale ma tą iskrę bożą tę ... tak samo jest z ostatnim filmem mistrza Romero czyli “Diary of the Dead”.

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Panie Docencie,

dziękuję za sprecyzowanie stanowiska.

Dziecko podziela Pana opinię o filmie, bo na tym właśnie było.

Natomiast w kwestii patriotyzmu i kobiet nie mogę się z Panem zgodzić. Dziecko też nie.

Zwłaszcza teza Pańska, że “kobiety są [...] takie same jak faceci” jest moim zdaniem zbyt pochopna. Ja kilka różnic dostrzegam.

Na zmęczenie, to podobno żeń-szeń jest niezły.

Pozdrawiam


Pani Gretchen,

a mnie to ktoś rozumie Pani zdaniem?

Ja sam mam z tym kłopoty, bo rano wstaję ostatnio i już powoli przestaję widzieć na oczy.

A wciąż odpisuję, mimo wszystko…

Pozdrawiam


"Ja kilka różnic dostrzegam"

fizjologicznych?

a jakie to ma znaczenie?

piłem dziś wódkę żeńszeniową ... o ironio :)

a teraz słucham sobie Zorna i popijam abstynt … zdrówko

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Panie Docencie,

widać bardzo się różnimy, bo dla mnie te różnice mają znaczenie podstawowe.

Ale pozostańmy przy swoim.

Dobranoc


Panie NN Szanowny

pozostaje mi tylko polecić pewna metodę, która juz na txt opisywalem. Ale pamieć bywa zawodna, więc powtórzę:

Oto przed lożem należy zawiesić transparent z napisem “Wszystkiego dobrego, Laskawco” i na dzień dobry skladać pelen szacunku pocalunek na swej dloni. Można też potem wykonywać uklony przed lustrem. Oczywiście z odpowiednim ladunkiem emocji.

Od razu samopoczucie sie poprawia.

Cieplego dnia życzę


ważne żeby do siebie pasować

jak + i – ... albo wtyczka i gniazdko

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Oj to, to, Panie Docencie!

A nawet powiem więcej: siebie lubić:-))

Milego dnia


>Lorenzo

rajt :)

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Cieszę, się Panie Docencie,

że z nowym dniem jednak dostrzegł Pan pewne różnice.

Dobry prognostyk, jak sądzę

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

dla mnie Pana rady nic nie warte, bo ja się budzę mniej więcej godzinę po wstaniu. I zwykle się światu dziwuję, że żyję, bo jak się budzę to zazwyczaj jadę samochodem z nadmierną prędkością.

Ale może sobie nagram płytę do samochodu z hymnami na cześć

Pozdrawiam serdecznie


Czy to oznacza, Szanowny Panie NN,

że dla zachowania symetrii zasypia Pan przed wejściem do loża? Też, rzeklbym, niezbyt ciekawie.

Pozdrawiam zatroskany


Panie Lorenzo,

odruchowo chciałem napisać “Niestety nie”, ale chyba zostałbym źle zrozumiany.

Więc poprzestańmy na tym, że nie. I że mnie w nocy komary jedzą.

Pozdrawiam


Panie NN Szanowny

co do rozumienia to u nas za specjalistę Pan Yayco robi:-))

Natomiast co do jedzenia przez komary, to one nie tylko Pana. Jeden facet to nawet specjalny lańcuch pokarmowy dla usprawiedliwienia tej godnej pożalowania przywary tych owadów wymyślil.

Milego popoludnia


Panie Lorenzo pamiętliwy,

słyszałem, że onże specjalista chwilowo nieobecny, albo zapracowany jest, więc na pomoc liczyć nie mogę. Dlatego nie rozumieć muszę samodzielnie i dbać, aby i mnie nie rozumiano jedynie w granicach przyzwoitości.

A o łańcuchu gdzieś chyba dziś czytałem, ale mi się, jak zwykle, nie spodobało.

I wieczora miłego życzę


Subskrybuj zawartość