W swoim prawie 30-letnim życiu nie spaliłem pewnie więcej niż dziesięć papierosów. Nigdy nie udało mi się zaznać jakiejś niebotycznej przyjemności po wypaleniu “popularnego”, “klubowego” czy innego “camela”. I pewnie dlatego właśnie, z powodu braku jakiejkolwiek, choćby minimalnej i bardzo krótkotrwałej przyjemności, jaką daje “zaciągnięcie się dymkiem”, nie stałem się nawet przygodnym, akcydentalnym, małym i nieszkodliwym palaczem. Wiem przecież doskonale, że moja, tylko z nazwy – “wolna”- wola, przegrywa notorycznie i permanentnie każde niemal starcie z wszelkiego rodzaju aktywnością, która łączy sie z doznawaniem przyjemności. Tak więc mimo, iż wiele nałogów i uzależnień trawi moją duszę i ciało od lat najmłodszych, akurat nikotynizm do nich nie należy.
Kiedy jednak słyszę o wprowadzanych, radykalnie i bardzo konsekwentnie, zakazach palenia w miejscach publicznych i wszelkich innych, coś zaczyna mnie niepokoić. Coś nie pozwala mi obojętnie patrzeć na próby wyeliminowania palaczy z przestrzeni publicznej; próby sprowadzenia ich do nikotynowego podziemia, papierosowej konspiracji, a w dalszej kolejności do całkowitego usunięcia z powierzchni Ziemi, a nawet wymazania ze zbiorowej i indywidualnej pamięci.
Przy czym chce wyraźnie zaznaczyć, że mój sprzeciw wobec, tak totalnej, brutalnej i bezkompromisowej polityki, chcącej oczyścić naszą rzeczywistość z “elementu” popalającego ma nieco inne powody i na czym inny się zasadza, niż na trywialnych i bałamutnych argumentach, które sprowadzają się do twierdzenia, że zakaz palenia godzi w wolność i samostanowienie jednostki(vide:“Wolność palaczy vs. paternalistyczny zamordyzm” autorstwa Ł. Warzechy).
Nie uważam, że, jak alarmuje Warzecha “pod pozorami chwalebnych intencji chce się Polakom odebrać samodzielność, wolność wyboru i swobodę dysponowania swoją własnością.” Nie, co to, to nie. Wolność wszak jest domeną ducha, a nie ciała! Kto tego nie wie, nic o wolności prawdziwej nie wie. I nic wiedzieć nie chce.
Poza tym, nie od dziś, jest jasne, że jak człowiek będzie chciał zapalić, to i tak zapali, choćby nie wiem, co i kto mu tego zabraniało. Przecież spożywanie alkoholu w miejscach publicznych zabronione jest już od dawna. I co? I nic! Jak człowiek chce się napić, to się napije i już. Jestem głęboko przekonany, że zakaz picia, wcale nie ograniczył ilości pijanych osobników na ulicach polskich miast i wsi. Co więcej przyczynił się, moim zdaniem, do jeszcze większej determinacji tych, którzy nie mogą żyć, nie wlewając w gardło rozmaitych piw, win, i innych trunków. Człowiek, aby się napić tam, gdzie chce, a nie tam, gdzie akurat mu wolno, zrobi bardzo wiele, by sobie to umożliwić. Stosować będzie przeróżne, czasem bardzo wymyślne, wybiegi i fortele, aby tylko pragnienie swe zaspokoić; by ból egzystencjalny w sobie ukoić, by potem radośniej na świat i ludzi spojrzeć. Stąd można wysnuć wniosek, że wszelkie irracjonalne zakazy, które dotykają najgłębszych pokładów ludzkiej natury, przyczyniają się do wzmożenia aktywności umysłowej, a nawet duchowej człowieka.
Bardzo podobnie rzecz ma się z palaczami. Przecież prawdziwa przyjemność w paleniu “ćmików” (tak mniemam), stąd się bierze, że palę ile chcę, kiedy chcę i gdzie chcę. I nie ma takiej siły na Niebie i Ziemi, która mi tego może zabronić i tego pozbawić
Mój, jakiś głęboko zewnętrzny, utajony, mroczny, irracjonalny może, lęk przed tym, zabiegami organów państwowych, zmierzających do ostatecznego rozwiązania kwestii nikotynowej w Polsce, ma podłoże czysto i jedynie estetyczne.
Ja po prostu uważam, że człowiek na ulicy z papierosem w ustach czy w ręku jest najzwyczajniej… piękny. Papieros dodaje temu, kto z nim obcuje jakiejś powagi, dumy, a jednocześnie powoduje, że z człowieka palącego emanuje bardziej niż z abstynenta, niedbałość, ulotność, kruchość, chwilowość, jego własnej egzystencji. A cóż jest bardziej charakterystycznego dla naszego życia, jak właśnie poczucie przemijania, niknięcia, stawaniem się prochem, popiołem i niczem??
Papieros w ustach wielkich ludzi, jeszcze wzmaga ich wielkość; w ustach ludzi wybitnych jeszcze tę wybitność potwierdza. Papieros jako nieodłączny atrybut wielkości, niepospolitości, powagi, jakiegoś boskiego piękna? Tak. Człowiek palący, czy to palący niedbale, bez polotu, czy wprost przeciwnie: palący namiętnie i zapamiętale staje się kimś więcej, coś więcej światu i nam przekazuje. Jakby sam wiedział i czuł więcej, wyraźniej. Skupiony na tej, jakże dla niego ważnej czynności, jakby przekraczał jakieś niewidoczne granice rzeczywistości, poznania i podimotu. Co więcej, wydaje się, że papieros jest też w procesie tworzenia. Obraz pisarza, który pisząc nie wypuszcza z usta papierosa, stał się już niemal ikoną. Gabriel Garcia Marquez w swojej autobiografii pisał:”(...) Nie jestem w stanie wymyślić ani jednego zdania, dopóki nie poczuję w ustach smaku dymu.”
Palili: Turowicz, Miłosz, W. Churchill, M. Twain, J. Cortazar, Holoubek a na przykład. wspomniany już, Gabriel Garcia Marquez mając 23 lata potrafił “codziennie wypalać bezproblemowo sześćdziesiąt papierosów z najczarniejszej mahorki”(cyt. z autobiografii pisarza “Życie jest opowieścią). Natomiast M. Houellebecq uważa wręcz zakaz palenia za przejaw autorytaryzmu, któremu nigdy by się nie poddał. Albert Einstein palił nałogowo , był nawet członkiem Klubu Palaczy Fajek w Montrealu. Oczywiście tezy, że gdyby nie zaczęli palić, to by też nie zaczęli tworzyć, odkrywać; że jakby nie papierosy, to byśmy o nich nigdy nie usłyszeli, że jakby w czas palenie rzucili, to by się intelektualni i moralnie stoczyli, nie, takiej tezy nie stawiam. Jakiś jednak ciąg przyczynowo- skutkowy jest tu, moim zdaniem, nie do zaprzeczenia. Jaki dokładnie to ciąg, nie wiem i nie chcę rozstrzygać, bo są to sprawy i problemy, zbyt złożone i może nawet dla nas (nie palących) nie do ogarnięcia “na święte nigdy”.
Co więcej, właśnie tlący się papieros bywał kiedyś i myślę, że nadal bywa, nieodłącznym elementem zażartych sporów, dyskusji i polemik. To w oparach tytoniowego dymu dokonywały się wszystkie najważniejsze i mniej ważne zmiany ustrojowe i polityczne naszej polskiej najnowszej historii. Miejsca, w których gromadzili się najwybitniejsi przedstawiciele epoki od zawsze zasnute były wonią i zapachem tytoniu. Ks. Adam Boniecki wspomina: “Papierośnice, cygarniczki, popielniczki, zapalniczki stanowiły naturalne decorum mego dzieciństwa. Redakcja, w której zacząłem pracować przed czterdziestu kilku laty, osnuta była dymem.”
Kiedy z naszych ulic, skwerów, placów, pubów, parków zniknął palący, będzie brakować jakiejś ważnego symbolu i znaku, które przypominać nam będą o tym, że wszystko jest tylko ulotne, przemijające, jak dym, jak popiół... z papierosa.
komentarze
Ja,
nie palę.
Igła -- 12.06.2009 - 21:16I niczego mi nie zabraknie.
Hm,
świetnie napisane, kiedyś chciałem napisać podobny tekst, ale mi nie wyszedł:
http://tekstowisko.com/archiwum/tecumseh/47261,index.html
ale zajrzeć można.
A co do palenia, jak to było, wszystko coi piękne rodzi się w dymie
MNie bardziej niz zakazy palenia (bo właściwie nie palę) denerwuje np. to co się dzieje w USA czyli chora polityczna poprawność i np. rugowanie ze starych filmów czy okładek płyt papierosów.
Paranoja!
W ogóle nie wyobrażam sobie kultury bez palenia.
Literatura, muzyka, kino, jazz, zadymiona knajpa, smętnym głosem śpiewa ktoś
W ogóle kultura , z której by usunąć filmy i piosenki, gdzie palenie odgrywało jakąś rolę, by była ubooższa dużo.
pzdr
grześ -- 14.06.2009 - 23:16Och,
jakie to piękne :)
Coś jak ateista broniący Kościoła, katol hetero na paradzie gejów i lesbijek…
Lubię takie motywy.
Skończyły mi się fajki.