Tak, czy owak będzie Nowak
Obserwowany od kilku lat rozwój polskiej gospodarki stwarza zapotrzebowanie na nowych pracowników zasadniczo we wszystkich branżach. W wielu wypadkach jest bardzo trudno namówić kogoś do pracy. Coraz częściej praca szuka człowieka, a nie na odwrót. Tak głoszą statystyki, media, rzecznicy rządowi i pracodawcy. Odnośnie mediów to przypomina się tu powiedzenie satyryka PRL, że „jak wiecie stopa najszybciej podnosi się w gazecie”. Coś jednak musi być w tym nieustannym szumie medialnym na temat całych stron drukowanych petitem o poszukiwanych pracownikach. Idąc ich śladem okazuje się, że wszędzie nawet na stanowisko sprzątaczki jest konkurs. Mimo deficytu rąk do pracy na każde najmniej płatne miejsce zgłaszają się dziesiątki kandydatów, wśród których na ogół dominują absolwenci wyższych uczelni. Testy, rozmowy kwalifikacyjne, listy intencyjne, życiorysy, świadectwa, zaświadczenia i dyplomy to tylko skromna ilość dokumentów, które trzeba złożyć aby znaleźć się na liście osób spełniających wymagania formalne, czyli uzyskać dopuszczenie do konkursu. Dla wielu młodych ludzi jest to bariera nie do przebrnięcia. O starszych to lepiej nawet nie wspominać, bo rzadko przechodzą poza pierwszy szczebel biurokratycznych wymagań. W tej sytuacji można zapytać, czy brak ludzi do pracy nie jest aby chwytem propagandowym, mającym uzmysłowić szaremu człowiekowi, że praca na niego czeka, tylko niestety nie ma on wymaganych kwalifikacji, uzdolnień i nie potrafi wypełnić najprostszego testu, aby otrzymać tę pracę.
Policja
Wiadomo, że policja wypełnia swoje obowiązki niezadowalająco z powodu braku funkcjonariuszy i pracowników wszystkich szczebli. Jest to praca trudna, odpowiedzialna, a nawet niebezpieczna i marnie opłacana. Z tego powodu mało kto chce pracować w policji. Na ogół więc zatrudnia się tylko tych, którzy do niczego nie nadają się już u innych pracodawców. Nic więc dziwnego, że jest jak jest. Podobne wynurzenia słyszę od wysokich, aby nie powiedzieć, że nawet najwyższych rangą dowódców tej formacji. Wszystko to opowiadam absolwentom wyższych uczelni. Ci natomiast znacząco pukają się w czoło. Byli na policji x razy. Brali udział w n konkursach na stanowiska w tej służbie. Za każdym razem na ogłoszenie prasowe zwala się kilkanaście osób na jedno miejsce. Standardowe testy, konkursy, rozmowy. Wielu z nich uzyskuje najwyższe lokaty w rankingu. Padają gratulacje. Zapewnienia, że tego rodzaju kwalifikacje są tu poszukiwane i będą na pewno wykorzystane. Proszę czekać na naszą decyzję. Za kilka dni telefon. Bardzo mi przykro mówi oficer dyżurny ale polecono mi zakomunikować, że pan i pani nie uzyskali wymaganych ilości punktów dla uzyskania tej pracy. Naiwny delikwent w pierwszej chwili jest oburzony. Jak to, mówiliście, że moje kwalifikacje, że jestem w ścisłej czołówce, że miano zatrudnić kilka osób itd. Na co, lekko poirytowany oficer odpowiada, że przyjęliśmy innych. Koniec, kropka i odkłada słuchawkę. Na drugi dzień wysokiej rangi oficer policji opowiada na konferencji prasowej, jak policja nie może podołać swoim obowiązkom mimo niezwykłej ofiarności jej funkcjonariuszy, gdyż wszystko uniemożliwia brak pracowników. Tu wylicza setki wolnych miejsc pracy, której mimo apeli, ogłoszeń prasowych, próśb i obietnic nikt nie chce podjąć, gdyż są słabo płatne, odpowiedzialne itp., itd. Mrożek się kłania.
Urząd Marszałkowski
Dziesiątki departamentów, wydziałów, sekretariatów, kancelarii i gabinetów wymaga setek ludzi obsługi. Codziennie ogłaszany jest nabór na dziesiątki miejsc pracy. System naboru nowych pracowników przypomina trochę uniwersalne zasady, jakie wypracowano na policji. Trwa tu konkurs na stanowisko specjalisty w jednym z wydziałów. Kilkanaście osób spełnia wymagania formalne. Wszystkich zainteresowanych wzywa się do wypełnienia testu. Atmosfera jak na egzaminie dyplomowym. Urzędnicy odpowiedzialni za test pilnują aby nikt nie ściągał. Gong. Koniec pisania. Pani zbiera prace i na miejscu w obecności zainteresowanych dokonuje ich oceny. Jury z satysfakcją ogłaszają, że niestety, nikt z zainteresowanych nie odpowiedział na określone minimum pytań. Na sali konsternacja, okazuje się, że do konkursu stanęli pracownicy ze stopniami naukowymi wyższych uczelni w tej branży. Na natarczywe pytania o co tu chodzi udziela odpowiedzi przybyła pani, która układała testy. Mówi, że poszukała takich kruczków prawnych i tak ułożyła pytania aby z całą pewnością nikt nie mógł na nie odpowiedzieć. Uczyniła tak dlatego, że tylko i wyłącznie ona sama potrafi prawidłowo wypełnić ten test i otrzymać to konkursowe stanowisko. Zebrani, mimo porażki doceniają przebiegłość urzędniczki, wstają i gromkimi oklaskami nagradzają niespodziewanego zwycięzcę tego konkursu. Mrożek się kłania.
Firmy, biura i przedsiębiorstwa
Wszędzie podobnie. Całe teczki załączników. Stawiane są wymagania na poziomie przekraczającym intelekt profesora uniwersytetu. Długie rozmowy, przepytywania z wszystkiego, co tylko możliwe. Pracownik ma być pod każdym względem przydatny, a więc nic nie może ujść uwagi pracodawcy. Najczęściej pytania przyszłych szefów na ogół są nie tyle dowcipne, co poniżające przyszłych pracowników. Modne są testy na tematy czasem całkowicie oderwane od rzeczywistości, lub dotyczące szczegółów podręcznikowych, których nikt nie jest w stanie nauczyć się na pamięć. Pytań setki. Sekundy na odpowiedź. Tu trzeba mieć nie tylko wiedzę ale i refleks. Przyszły pracownik musi być przecież ideałem. Nikt nie chce zatrudniać nieudaczników nie umiejących wypełnić testu. Niektórzy nie wytrzymują tej atmosfery i do swoich pryncypałów wprost mówią, że oni sami nawet w części nie wypełnili by tego tekstu, a wymagają tego od kandydatów do pracy. Tu przypomina się podobna sytuacja z czasów PRL, kiedy jeden z ministerialnych dygnitarzy miał zwyczaj rozpoczynając rano pracę wchodzić do pierwszego lepszego pokoju i wskazywać na któregoś z pracowników mówiąc: jest pan zwolniony. Codziennie blady strach panował w budynku, gdyż nikt nie mógł odgadnąć, do którego z kolejnych pokojów dziś wstąpi dygnitarz i kogo wskaże do zwolnienia. Tak było przez wiele miesięcy. Aż trafiła kosa na kamień. Któregoś razu wskazany do zwolnienia pracownik uniósł się i zwyzywał dygnitarza od najgorszych. Na takie dictum dygnitarz dostał ataku serca. Odtąd już nigdy nie chodził po pokojach i nikogo nie straszył zwolnieniem. Mrożek się kłania.
Korupcja
Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Oczywiście każde miejsce pracy umożliwia zarobienie konkretnych pieniędzy. Czy można pozwolić aby pieniądze te trafiały do całkiem przypadkowych osób, którym np. może się udać wypełnić poprawnie test? Nie, do tego nie można dopuścić. Po pierwsze testu nikt nie może napisać poprawnie, no chyba, że będzie to nasz człowiek, którego byśmy i tak przyjęli, gdyby nie było tych procedur, konkursów itp. barier zaporowych przed tłumem wykształconej młodzieży żądnej pracy, zarobków i awansów. W papierach musi wszystko grać. Nasz człowiek jest po prostu najlepszy. Jeżeli jednak zależy nam, aby gonić przysłowiowego króliczka, tak aby go nigdy nie złapać, to tworzymy testy na które nikt na ziemi nie potrafi odpowiedzieć. Chyba, że zgłosi się nasz człowiek, tego trzeba przyjąć. On zawsze wypełni test prawidłowo. Dlaczego, ano dlatego, że jest zawsze najlepszy. Nasi są zawsze najlepsi. Ich przyjmujemy nawet jak wszystkie miejsca są już obsadzone. Czyż to trudno kogoś zwolnić. Czy ludzie są idealni? Nie, są konfliktowi, nerwowi, nie budzą zaufania i już jest miejsce wolne dla naszego człowieka. Nasz człowiek zawsze wygrywa. Tak to już było i tak to już jest. Dawno, dawno temu na pewnym ważnym zebraniu odbywały się wybory. Nadzorował je stołeczny dygnitarz partyjny. Usłużni jego podwładni opowiadali mu kto ma jakie szanse na wybór na eksponowane stanowisko. Rozdrażniony tymi dysputami o szansach różnych kandydatów odparł bezceremonialnie: „...no, wy tu towarzysze bawicie się w demokrację, a ja wam powiem, że tak, czy owak będzie Nowak”. Czy dziś jest inaczej? Ano jest, ale tylko w pozorach, tylko w dekoracjach, tylko w nieco innych okolicznościach. Mrożek się kłania.
Adam Maksymowicz
komentarze
Panie Adamie
bardzo dobry i trafiający tekst.
max -- 06.01.2008 - 23:40Ja do dziś pamiętam jedną rozmowę do firmy z branży finansowej na której pytano mnie o takie pierdoły że świat nie widział np. o windykację w poprzednim miejscu zatrudnienia- odparłem że takowe sytuacje w poprzednim miejscu pracy roztrząsał właściciel osobiście, na to rezolutny pan odparł: a jak się panu wydaje jak on to robił?
na kolejną podobną odpowiedź, co powiedział?
no dobrze a jak pan mysli ale jak pana szef to robił? I tak trzy razy
:))
Prezes , Traktor, Redaktor