obiecałem, że CI wczoraj odpiszę ale nie zdążyłem. Przy okazji więc porannej kawy nadrabiam zeległości.
Twoją wypowiedź o tym, że nauki nauczycieli “się rozjechały” z nauką Boga traktuję nie jak opowieść o sfałszowaniu tylko o braku wyraźniego świadectwa tych którzy nauczycielami są i mienią się wiernymi przynależącymi do Kościoła Bożego.
Nic tak nie pociąga i nie zachęca jak przykład. Tego powiem na co dzień brak. No ale ta religijność i dawanie wyraźnego świadectwa na co dzień często jest tematem tabu. O tym nie wszyscy potrafią mówić czynić, lubią, chcą porozmawiać, pokazują, że to normalna dziedzina życia. Nie tylko przy okazji tylko rekolekcji, pielgrzymki, procesji – gdy w grupie to łatwo. Ale na co dzień w pojedynkę.... .
Ale to wbrew pozorom siedzi w człowieku – jeśli ktoś odczuwa takie zblazowanie – to wg mnie jest symptom tego, że potrzebuje zrobić krok dalej w swojej wierze i zachowaniu. Np. wkurza mnie, że nie gada się “o tym” – zaczynam mówić. Wkurza mnie, że wokół sami letni więc ja staję się gorący, itp.
Natomiast co do wyboru wspólnoty Kościoła. Każda – jaka by nie była wspólnota chrześcijańska – jeśli nie pociąga Cię pragnienie głębszej więzi duchowej z Jezusem no to za bardzo nie ma sensu. Gdyż wspólnota bez Jezusa jest grupą, instytucją a przez to jeszcze bardziej ułomną.
Warto taki krok zrobić w celu zbliżenia się do źródła. Poruszony byłem tym, gdy śp. brat Roger będąc Protestantem przyjmował Komunię św. i przeszedł u kresu życia na Katolicyzm.
Ta zmiana nie była podyktowana niczym innym wg mnie jak poszukiwaniem jeszcze większej głębi i KOmuni(jedności) z Bogiem. Wielu właśnie protestantów odkrywa “pierwotne źródło” – Katolicyzm, gdyż protestantyzm jest – niestety – zredukowaniem całej spuścizny duchowej, Lturgicznej do minimum. Jest ogromnym zuborzeniem wg mnie “Wiary”.
Wszak Luter odrzucił kilkanaście wieków dziejów, nuczania, dorobku świętych, doktorów, ojców Kościoła i jedność z Kościołem zbudowanym na Apostołach.
Jednak odrzucił to co najcenniejsze aby zaprotestować przeciw grzechom ludzkim. Wg mnie wylał dziecko z kąpielą. Ale mniejsza o to.
Nie chcę Ci sugerować cokolwiek, uważam, że punktem wyjścia takiej decyzji musi być pragnienie. Jezus pyta w Ewangelii:
- Kogo szukacie?
- a w innym miejscu “Jeśli chcesz być doskonały “sprzedaj wszystko co masz i Pójdź za Mną”.
W dzisiejszych czasach może sprzedawać nie wypada jak ma się rodzinę na karku, :-)))))
Ale “sprzedać” w tym kontekście oznacza, odrzuć to co przeszkadza w pójściu z NIm. Okrzesać starego człowieka z tamtymi przyzwyczajeniami, mechanizmami obronnymi przed Bogiem i jego sakramentami a zwrócenie się właśnie całym sobą w Jego stronę.... .
Wydaje mi się, że to jest punkt wyjścia.
*****
Kiedyś sam byłem w podobnym okresie pod koniec klas maturalnych – miałem w sobie taki dziwny “głód” BOga. Nawet wróciłem do ministrantowania – co było dziwactwem, gdyż ministranci “odchodzili” po podstawówce .. .
Nawet myślałem, że może księdzem mam być. zadawałem się z Franciszkanami przez kilka lat. Ale okazało się, że nie mam być duchownym ale zwykłym, normalnym, świeckim który przeżywa swoją wiarę i więź z Bogiem w świecie pośród zwykłych ludzi.
Jakby słyszałem w sobie taki głos = przynaglenie, że coś trzeba zrobić. I wyszło na to, że nic – zostać w świecie – ale to długo trwało. Tak sobie myślę, że to brało się u mnie z przekonania, że osoba wierząca na serio to od razu ksiądz czy zakonnica w Polsce.
A tu nie, osoba normalna i wierząca to punkt wyjścia w Kościele – tak powinno być. NIe potrzeba do tego być księdzem czy zakonnicą.. . :-)))
Dzięki swoim doświadczeniom z Zakonnikami, studiom poznałem od środka instytucję Kościoła. I powiem tak: wszędzie są ludzie. Ludzie w porządku i kombinatorzy. Lecz Kościół to Jezus z rzeką łaski w której jest obecny oraz cicho zamieszkujący w tabernakulum, przychodzący na ołtarz codziennie. To niesamowita moc. Pozornie nic nadzwyczajnego – kawałek opłatka…. .
Ale pozory mylą – nie prawda? Jakbyś takiego poldka zobaczył na ulicy nawet być nie zwrócił uwagi. A widzisz, nie widzymy się a ze sobą całkiem miło rozmawiamy. O to tajemnica wiary!
Zdaj sobie sprawę czego szukasz i co kryje się za tym przynagleniem, że “może warto związać się z Kościołem..?” – to punkt wyjścia.
Pozdrawiam! :-)
************************
Już kończę remont ale nie będę bywał przez jakiś czas jeszcze rzadziej – zmieniam komputer a pomiędzy zmianą nie będę miał PC.
Sajo...
obiecałem, że CI wczoraj odpiszę ale nie zdążyłem. Przy okazji więc porannej kawy nadrabiam zeległości.
Twoją wypowiedź o tym, że nauki nauczycieli “się rozjechały” z nauką Boga traktuję nie jak opowieść o sfałszowaniu tylko o braku wyraźniego świadectwa tych którzy nauczycielami są i mienią się wiernymi przynależącymi do Kościoła Bożego.
Nic tak nie pociąga i nie zachęca jak przykład. Tego powiem na co dzień brak. No ale ta religijność i dawanie wyraźnego świadectwa na co dzień często jest tematem tabu. O tym nie wszyscy potrafią mówić czynić, lubią, chcą porozmawiać, pokazują, że to normalna dziedzina życia. Nie tylko przy okazji tylko rekolekcji, pielgrzymki, procesji – gdy w grupie to łatwo. Ale na co dzień w pojedynkę.... .
Ale to wbrew pozorom siedzi w człowieku – jeśli ktoś odczuwa takie zblazowanie – to wg mnie jest symptom tego, że potrzebuje zrobić krok dalej w swojej wierze i zachowaniu. Np. wkurza mnie, że nie gada się “o tym” – zaczynam mówić. Wkurza mnie, że wokół sami letni więc ja staję się gorący, itp.
Natomiast co do wyboru wspólnoty Kościoła. Każda – jaka by nie była wspólnota chrześcijańska – jeśli nie pociąga Cię pragnienie głębszej więzi duchowej z Jezusem no to za bardzo nie ma sensu. Gdyż wspólnota bez Jezusa jest grupą, instytucją a przez to jeszcze bardziej ułomną.
Warto taki krok zrobić w celu zbliżenia się do źródła. Poruszony byłem tym, gdy śp. brat Roger będąc Protestantem przyjmował Komunię św. i przeszedł u kresu życia na Katolicyzm.
Ta zmiana nie była podyktowana niczym innym wg mnie jak poszukiwaniem jeszcze większej głębi i KOmuni(jedności) z Bogiem. Wielu właśnie protestantów odkrywa “pierwotne źródło” – Katolicyzm, gdyż protestantyzm jest – niestety – zredukowaniem całej spuścizny duchowej, Lturgicznej do minimum. Jest ogromnym zuborzeniem wg mnie “Wiary”.
Wszak Luter odrzucił kilkanaście wieków dziejów, nuczania, dorobku świętych, doktorów, ojców Kościoła i jedność z Kościołem zbudowanym na Apostołach.
Jednak odrzucił to co najcenniejsze aby zaprotestować przeciw grzechom ludzkim. Wg mnie wylał dziecko z kąpielą. Ale mniejsza o to.
Nie chcę Ci sugerować cokolwiek, uważam, że punktem wyjścia takiej decyzji musi być pragnienie. Jezus pyta w Ewangelii:
- Kogo szukacie?
- a w innym miejscu “Jeśli chcesz być doskonały “sprzedaj wszystko co masz i Pójdź za Mną”.
W dzisiejszych czasach może sprzedawać nie wypada jak ma się rodzinę na karku, :-)))))
Ale “sprzedać” w tym kontekście oznacza, odrzuć to co przeszkadza w pójściu z NIm. Okrzesać starego człowieka z tamtymi przyzwyczajeniami, mechanizmami obronnymi przed Bogiem i jego sakramentami a zwrócenie się właśnie całym sobą w Jego stronę.... .
Wydaje mi się, że to jest punkt wyjścia.
*****
Kiedyś sam byłem w podobnym okresie pod koniec klas maturalnych – miałem w sobie taki dziwny “głód” BOga. Nawet wróciłem do ministrantowania – co było dziwactwem, gdyż ministranci “odchodzili” po podstawówce .. .
Nawet myślałem, że może księdzem mam być. zadawałem się z Franciszkanami przez kilka lat. Ale okazało się, że nie mam być duchownym ale zwykłym, normalnym, świeckim który przeżywa swoją wiarę i więź z Bogiem w świecie pośród zwykłych ludzi.
Jakby słyszałem w sobie taki głos = przynaglenie, że coś trzeba zrobić. I wyszło na to, że nic – zostać w świecie – ale to długo trwało. Tak sobie myślę, że to brało się u mnie z przekonania, że osoba wierząca na serio to od razu ksiądz czy zakonnica w Polsce.
A tu nie, osoba normalna i wierząca to punkt wyjścia w Kościele – tak powinno być. NIe potrzeba do tego być księdzem czy zakonnicą.. . :-)))
Dzięki swoim doświadczeniom z Zakonnikami, studiom poznałem od środka instytucję Kościoła. I powiem tak: wszędzie są ludzie. Ludzie w porządku i kombinatorzy. Lecz Kościół to Jezus z rzeką łaski w której jest obecny oraz cicho zamieszkujący w tabernakulum, przychodzący na ołtarz codziennie. To niesamowita moc. Pozornie nic nadzwyczajnego – kawałek opłatka…. .
Ale pozory mylą – nie prawda? Jakbyś takiego poldka zobaczył na ulicy nawet być nie zwrócił uwagi. A widzisz, nie widzymy się a ze sobą całkiem miło rozmawiamy. O to tajemnica wiary!
Zdaj sobie sprawę czego szukasz i co kryje się za tym przynagleniem, że “może warto związać się z Kościołem..?” – to punkt wyjścia.
Pozdrawiam! :-)
************************
poldek34 -- 31.07.2008 - 07:39Już kończę remont ale nie będę bywał przez jakiś czas jeszcze rzadziej – zmieniam komputer a pomiędzy zmianą nie będę miał PC.