Zabawa kończy się w momencie, kiedy występujemy przeciwko miejscu, które jest nasze. Bez znaczenia, czy chodzi o państwo, portal do pisania blogów, czy dzielnię. W tym samym momencie kończy się różnica zdań, staje się bez znaczenia. Łatwo przeoczyć ów moment, a zdaje się, że okazja do odwrócenia jego skutków nie zdarza się na pstryknięcie palców.
Na początku nie łączyło mnie z TXT wiele; było tu w sumie kilka osób, które ceniłem i uważałem, że mogę się od nich czegoś dowiedzieć, albo że warto zmarnować z nimi wolną chwilę. Część z nich odeszła, część została, a od pewnego czasu jest tak, że piszę tu przede wszystkim dlatego, bo zależy mi na tym miejscu. W mniejszym stopniu na “każdym użytkowniku”, w większym na miejscu. Oczywiście z wyłączeniem starych sprawdzonych przyjaciół i nowych kolegów, których pozdrawiam — żebym nie został źle zrozumiany. Niemniej, bez wątpienia zależy mi na miejscu…
Mój plan był taki, żeby pisać swoje i — na tyle, na ile potrafię utrzymać nerwy na wodzy — nie wtrącać się w to całe vanity fair i pseudoklimaty. Czasem się udawało, czasem nie. Bywa. Niech każdy pracuje na własny rachunek, byle robił to zgodnie ze wspólnie przyjętymi zasadami i dawał żyć innym.
Wczoraj zabawa się skończyła. Przynajmniej dla mnie. Krótko mówiąc, namawiam Sergiusza, żeby prowadził TXT dalej. Mimo wszystko warto. Chyba warto… Wbrew okolicznościom. Sam zaczynam odliczać czternaście dni.
komentarze
-->Magia
Pani Magio, nie ma jak się dopisać u Pani na blogu… Powodzenia i do zobaczenia pewnie kiedyś, pewnie gdzieś w sieci ;) Pozdrawiam,
referent
referent Bulzacki -- 08.03.2010 - 13:03