To, że Pan senator Krzysztof Piesiewicz (dalej senator) jest podstarzałym lowelasem i co jakiś czas ma wewnętrzną potrzebę wyrwać panienkę, żeby z nią w zaciszu domowego ogniska pofiglować, zajmuje mnie mało, żeby nie powiedzieć — w ogóle. Są co prawda tacy, którzy widzą w tych rozrywkach niestosowność (użyję takiego słowa) — i to akurat nie dlatego, że zostały one nieszczęśliwie ujawnione, tylko że zwyczajnie tak się raczej nie robi — ale i to też puszczam mimo; nie będę człowieka sądził, mam nadzieję, że sam na starość tak się nie zeszmacę. Nie podnieca mnie również sukienka senatora, która zresztą leżała na nim źle, i jako wpływowemu członkowi palestry zdecydowanie zalecam jednak garnitur, krawat i białą koszulę. Nieco zmartwiło mnie natomiast (jestem w tym momencie fałszywy), że ostatnia kreacja filmowa senatora jest bardziej popularna niż jego dotychczasowe propozycje. Rzeczywiście, kilka scenariuszy wyszło mu nieźle, choć nie potrafię ocenić na ile on tym współscenarzystą rzeczywiście był, a na ile pełnił funkcję konsultanta w kwestiach prawnych (tych wątków u Kieślowskiego jest sporo). To zresztą dla sprawy nieważne i w sumie nieważne w ogóle.
Nie potrafię wydobyć z siebie współczucia. Pamiętam senatora jako gadającą telewizorową głowę, która na zawołanie ma moralny sąd o kondycji współczesnego świata, dobre rady dla ustawodawcy, ciekawą historyjkę obnażającą wielowymiarową nędzę nieartystycznego otoczenia. Zawsze z przesadną swadą, ciągnącą się emfazą, na granicy kabotyństwa i bufonady. Co poniektórzy klękali przed senatorem, który niczym Demostenes patrzył na gawiedź i mówił, mówił, mówił... Co z tego wynikało? Przeważnie nic. “Ale jak pięknie powiedziane nic” — od razu ripostowali wielbiciele.
Dziś senator doszlusował do Polańskiego, Wolszczana i — niech będzie, bo przyszedł mi jakoś do głowy — Szczypiorskiego. Bohaterowie naszych czasów. Tacy zdolni, tacy wybitni, rozsławili Polskę. Gdyby nie ich dzieła bylibyśmy prowincją świata. Dlatego wolno im więcej, trzeba wybaczyć ich małe słabostki i kaprysy. Miara zwykłego śmiertelnika do nich nie pasuje, bo oni formatem zdecydowanie wykraczają poza ramy stworzone dla statystycznego zjadacza chleba, choćby nawet ten zjadacz był akademickim profesorem, tylko wyjątkowo nie miał upodobania do małych dziewczynek i nie donosił na kolegów. Co to zresztą za wybitność, która nie wykracza poza konwencje, konwenanse i kołtuńską obyczajowość... Zero, artystyczne zero i banał. A te, za przeproszeniem, państwowe prawa, które tłamszą indywidualność (zwłaszcza tę z towarzystwa)? To kajdany nałożone artyście przez motłoch pragnący na każdym kroku krwi i rewanżu. Bzdura? No, bzdura… chciałoby się powiedzieć...
Okej. Co mnie w takim razie zmartwiło w kazusie senatora, mówiąc poważnie. Otóż, nie mam pewności czy senator w pełni świadomie głosował podczas prac legislacyjnych nad ustawami. Nie wiem, czy wypowiadając się przeciwko — podrzucam bez intencji — ustawie lustracyjnej nie był pod wpływem tego białego lekarstwa, co to na pierwszy rzut oka, zapewne mylnie, wyglądało jak kokaina, za której posiadanie normalny człowiek może posiedzieć nawet 5 lat (jeśli dobrze pamiętam). I dlatego — wbrew tym, których oburzyło ujawnienie nagrań z senatorem — serdecznie dziękuję pewnemu tabloidowi, że raczył mnie poinformować, które nazwisko w przyszłości na pewno trzeba omijać na listach wyborczych. Sprawdzajcie ich dalej!; odkąd działają w naszym imieniu przestali być anonimowi. Nikt ich zresztą pod pistoletem w tym całym Sejmie i Senacie nie trzyma.
komentarze
Referencie,
super tekst! Bez zastrzeżeń.
Chory Pan, czy co? Bo ja zdrowa.
;)
-->Pino
Czy ja wiem… Na pewno chodzi Pani o mój tekst?
;)
——————————
referent Bulzacki -- 13.12.2009 - 13:33r e f e r a t | Pátio 35
Referencie
Ale przyznasz, że ten chwyt z lekarstwem jest niezły!
Ludzie komentują, że nikt tak nie robi.
Zwykli ludzie może nie robią. Zwykli łykają, ale tu mamy do czynienia z artystą.
Dawno temu jakiś dobrodziej pouczył mnie, że jak mnie zaboli ząb, a dokoła ani tabletek ani dentysty, to się robi tak:
Wysypujesz na, powiedzmy, blaszane denko zdjęte ze słoika nieco cukru. Podpalasz, a jak się zacznie kopcić, wciągasz dym przez rurkę do nosa. Raz tak zrobiłem i pomogło. Sfilmowane…sam widzisz.
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 13.12.2009 - 13:44-->JJ
Ja też, podobnie jak Ty i senator, nie biorę leków w tradycyjny sposób. Kiedy jestem zaziębiony ubijam tabletkę aspiryny na biały proszek, potem wsysam ze stołu przez słomkę (tyle że do buzi nie nosa) i popijam wodą. Wszystko lasuje mi się w gębie przez dwie, trzy minuty, następnie przełykam, kładę się spać, a nad drugi dzień jestem nóweczka. Dziwne? Nie sądzę.
——————————
referent Bulzacki -- 13.12.2009 - 14:20r e f e r a t | Pátio 35
Panie Referencie,
wpadłem tylko na sekundę z wyrazami uszanowania.
Na razie wrze i pali się mi wszystko w kuchni, więc znikam.
Ale wrócę i przeczytam, choć zdaje mi się, już po pierwszym zdaniu, że znowu się z Panem zgadzam.:)
Ostatnio, coraz częściej wykazuję wiele zrozumienia dla podstarzałych lowelasów.:)
Pozdrawiam serdecznie
yassa -- 13.12.2009 - 14:38-->Yassa
;)))
Czołem,
pierwsze zdanie jest rzecz jasna kluczowe, zawiera podsumowanie całości. To jak korzeń dla drzewa co na górze (pardą). Dalej nie ma co czytać.
Pozdrowienia i uszanowanie ;)
——————————
referent Bulzacki -- 13.12.2009 - 14:43r e f e r a t | Pátio 35
Kobietą jesteś ponad miarę swoich czasów? :)
Zrobiłeś kałakutasa?
Sie masz Referent!
Osz w mordę, tekst cudeńko. Trafiony zatopiony. Obśmiać napuszonego gamonia!
Troll Zdalnie Sterowany -- 13.12.2009 - 14:43-->Troll Zdalnie Sterowany
Sie masz Trollu. Masz tu dużo do roboty!
——————————
referent Bulzacki -- 13.12.2009 - 15:05r e f e r a t | Pátio 35
Panie Referencie
Czy to ten sam Krzysztof Piesiewicz, prawnik, autor scenariuszy filmowych do filmow Kieslowskiego?
Agawa -- 13.12.2009 - 15:08Dekalog? Trzy kolory?
Referencie
Ano mam. A jeszcze pamięć i sumienie narodu na szwank tacy owacy wystawiają to i z okazji 13 grudnia wracam, do pieca dokładać!
Troll Zdalnie Sterowany -- 13.12.2009 - 15:29"Trzy proszki - Biały"
Mam w domu fotkę mojej śp. mamy w towarzystwie panów Piesiewicza i śp. Falandysza.
Dziwne jak Piesiewicz mało się zmienił przez kilkanaście lat.
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 13.12.2009 - 16:17Pino,
mam przeświadczenie, ze jestem inwigilowany.:)
Wczoraj, gdy dosłownie na kilka minut, zerwałem się na piwo i po tych kilku minutach, orzekłem, że na mnie już czas, kolegów zainteresowało czy przypadkiem nie muszę jeszcze zagnieść ciasta i wytrzepać dywan.
Stwierdzili też, że byłbym idealnym materiałem na żonę.
Mała rzecz a cieszy.:)
A względem kałakutasa,to nie mogło się udać.
Z reguły rygorystycznie trzymam się przepisu.
Żadnych zamienników!
Jak ma być osełka masła to jest osełka masła, a jak kopa jaj, to jest kopa jaj!
A tu, gdy o poranku skubnięty yassowej papieros (nieodzowny, jak zrozumiałem, do przyrządzenia prawdziwego kałakutasa) okazał się być tylko modną cienizną tytoniową wiedziałem, że nie mam już żadnych szans.
Później było jeszcze gorzej.
Odkryłem, że w lodówce zamiast indyka znajduje się pierś kurza a w miejsce borówek zajmują pieczarki. Żadne wariacje więc nie wchodziły w grę.
W efekcie wypichciłem kurczaka z pieczarkami z bazylią w sosie śmietankowym.
Oprószonego parmezanem i szczypiorkiem. Podanym z penne rigate numero 17.
Co tłumaczyć należy; makaron rurki kaliber 17.
Nie wyszło najgorzej.
Tym niemniej nadal mi wstyd za kałakutasa, ale jeszcze się poprawię, bo jak śpiewał Mnietek Fogg: będziesz jeszcze dość tych niedziel miała…
Pozdro
yassa -- 13.12.2009 - 16:48Żona?
W sumie to chciałabym mieć żonę. :P
Tylko która zniesie mój szowinizm, chyba żadna.
Co pali yassowa? Vogi?
Mam nadzieję, że przynajmniej nie odpala ich od filtra :)
Kurczak z pieczarkami też dobry, nie marudź.
W następną sobotę Marlboro, borówki czerwone (mea pulpa, nie zakumałam, o co Ci chodziło wtedy… mówię po warszawsku, pamiętaj), indyk prawilny, stoisz nad kuchenką i nucisz kocham się w Emily Dickinson…
A yassowa się dokształca i nic o tym nie wie.
Taką mam konceptualną koncepcję...
Panie Referencie,
dopiero teraz przeczytałem Pana notkę w całości i rzeczywiście, trudno się z nią nie zgodzić.
Z tą uwagą, że najzabawniejsze jest, jak niewiele nasze elity rozumieją z fundamentalnej zasady realnej demokracji; równości wszystkich wobec prawa.
Jak trudno im wyzbyć się przyzwyczajeń, mniej lub bardziej, wygodnego przeżycia życia:) w realnym totalitaryzmie.
Jak to siedzi w człowieku…
Jeśli elity tak odnajdują się w nowym systemie, to cóż dopiero dziwić się takiemu docentowi Stopczykowi, cokolwiek ociupinkę mniej elitarnemu.:)
Pozdrawiam serdecznie
Ps.
yassa -- 13.12.2009 - 20:05Sorry Docencie, jakbyś nie zajarzył, to nic osobistego.
Jesteś moją bezcenną, bardzo poręczną egzemplifikacją.:)
Panie Yasso
Tak zwane elity nie maja po prostu klasy. Zamiast zafundowac sobie elegancka, kosztowna i dyskretna call girl zadaja sie z prymitywnymi szantazystkami.
Agawa -- 13.12.2009 - 20:55Nie jednego zgubilo skapstwo:(
Pani Agawo,
nie musi mnie Pani przekonywać. Doskonale wiem, że dziewczyny nie przepadają za dusigroszami.:)
Skąpstwo w relacjach międzypłciowych (mówię tylko o tradycyjnym modelu) potrafi zemścić się okrutnie.:)
Ale ja trochę o czym innym.
Piszę o tych wszystkich maleńczukach i powtarzających za nimi, jak za panią matką, stopczykach.(Mała litera uzasadniona – chodzi nie o konkretne osoby, a o przykłady.)
Tkwiących nadal w przekonaniu, że normą jest istnienie tych, którym “wolno więcej”.
Tych którzy stoją ponad prawem.
I bez żadnych skrupułów takie brednie kolportują w przestrzeni publicznej.
Pozdrawiam Panią serdecznie
yassa -- 13.12.2009 - 21:27Doskonałe.
Szóstkę daję za to cudo.
dorcia blee -- 13.12.2009 - 21:32Hm, a ja powiem tylko,
że jakos totalnie obojętna mi sprawa Piesiewicza, a i jednak jakoś nie pasuje mi porównanie jego do Polańskiego.
Polański jednak w historii kina znaczy dużo więcej, nie ma chyba porównania.
grześ -- 16.12.2009 - 16:17;)
Piesiewicz jest też znacznie wyższy od Polańskiego. I młodszy. Tu też nie ma porównania.
——————————
referent Bulzacki -- 16.12.2009 - 16:19r e f e r a t | Pátio 35