Z wizytą do nas... (N unika zajęcia stanowiska w palących kwestiach bieżących, zaś Pan Y zawodzi orędowników postępu)

Panu Y się nie chce pisać, a N zajęty nie wiedzieć czym. Niby obydwaj dostrzegają wzmożone zamieszanie, ale jakoś tak trochę kontem oka. Że jakieś biegania, dzieci w strojach krakowskich, kwiaty cięte i doniczkowe… Jakby do Polski przyjeżdżał Wódz Ościennego Mocarstwa, albo jakiś Mikado. Co najmniej. A do tego: poruszenie intelektualne, można by powiedzieć.

Pan Y wyszedł ze stazy biernej i postanowił się zorientować, o co ten rwetes. I wyszło mu, że Tekstowisko w te sposób rzeczywiście przygotowuje się na przyjęcie gości z daleka. Konkretnie: ma wpaść do Polski dwóch panów z Kanady.

Pan Y zapytał N, czy to są jacyś znani obywatele, ale ten coś tylko odburknął, że wystąpili w filmie niejakiego Kurskiego, w dobrym czasie antenowym, w efekcie bardzo się niektórym spodobali. Tak bardzo, że ich konkurencyjna telewizja skaperowała i zaprasza na chałturowe występy. Wspomniał coś też o tym, że jak w latach osiemdziesiątych, zjechali do Polski odtwórcy głównych ról w serialu Niewolnica Izaura, to się dopiero działo. Ogromne rzesze opowiedziały się wówczas po stronie postępu, a stanowczo przeciwko niewolnictwu. W dawnej, bodaj, czy nie Brazylii…

Posiadający w Kanadzie rodzinę dawnego typu (a i z dziećmi, naturalną metodą sprokurowanymi) N nie wydawał się tą wizytą przejęty. Natomiast Pan Y na chwilkę się zatrzymał i troszkę jednak przyglądnął. Zauważył, że u podstaw tego krzątania leżą Tekstowiskowe dyskusje, w których podnoszone są ciekawe, ale egzotyczne tematy.

Pan Y, zasadniczo, jako byt wirtualny, jest płciowo indyferentny, pod wpływem N i na przekór domowym kobietom, lekko jednak sympatyzuje z męskimi szowinistami. Z tych też pozycji wychodząc, zapytał, czy N czytał na Tekstowisku te dyskusje, co rozgorzały?

N odpowiedział, że trochę faktycznie czytał, ale przestał, bo się szybko przeraził. Dopytany, skonkretyzował, że przeraziło go słowo kakao, którego specyficzne znaczenie pamięta z czasów, gdy orientował się, jako tako, w języku grypsujących. Dodał, że jest to znaczenie wyjątkowo i przerażająco adekwatne do tematu. Przeraziła go podobno niefrasobliwość semantyczna dyskutantów.

Naciskany przez Pana Y, N przeglądnął jednak sobie, raz jeszcze, te dyskusje i ku przerażeniu tego pierwszego zaczął głośno, a nieprzystojnie rechotać.

Rozbawienie swoje, uzasadniał efektem paradoksalnym, jaki wywołało u niego to, że odnalazł krytykę homoseksualizmu, która odwołała się do prawa naturalnego. Pan Y sam się od razu rozjarzył, bo wiedział skądinąd, że autorką polskiego projektu ustawy o związkach partnerskich, była największa orędowniczka prawa naturalnego w tym kraju.

- Widać – kombinował, trochę jak koń pod górę, Pan Y – różne mogą być prawa naturalne, czyż nie?

Ale N tylko nieprzystojnie się chichrał, coś tam jęcząc. Z tego zaś chrumkania i stękania trudno było coś sensownego wyrozumieć i Pan Y wyłowił tylko niektóre znajome imiona: coś o starszych Stoikach, o świętym Tomaszu z Aquino, szkole marburskiej, Spinozie i drugim odrodzeniu prawa natury w Rosji na przełomie XIX i XX wieku.

Jeszcze tam wiele innych, niewyraźnych, albo nieznajomych, słów stękał ten N, ale w końcu jednak przestał. Dość nagle. Pan Y zauważył, że włos się jemu na głowie, w jednej jakby chwili, postawił sztorcem, łysinę jego okalając szarą chmurką. Do tego wąsik, takoż, na szczoteczkę (taką dozębną), stanął, a N (taki szczuplutki) zaczął dygotać jak osika.

Kiedy ostatecznie do oddechu, a za tym i do słowa, doszedł, oświadczył on Panu Y, że powinny być jednak jakieś ograniczenia w wypisywaniu różności. Coś jest nie tak, jeśli skądinąd sympatyczny i umny człowiek, porównuje Polskę do Iranu, bo – wedle jego opinii – nie masz tutaj wolności monopłciwej i ułatwienia dla spadkowych leniuchów, kanadyjskie mających upodobanie. Zdaniem N, jak ktoś takie rzeczy pisze, to powinno się go natychmiast zapytać:
- A gdzie, do ciężkiej cholery, jest tak, jak Pan postulujesz?

Bo N twierdzi, że to raczej wyjątkowy jest wyjątek i dlatego właśnie, Szanowni Goście, aż z dalekiej, muszą jechać, Kanady. Więc prosi, żeby mu wymienić te kraje, gdzie równouprawnienie homoseksualistów wnika aż w spadkowe prawo. Bardzo jest (choć tylko z ciekawości pustej) zainteresowany, gdzie ten postęp ma miejsce. Bo jak już ma być przypisany do klerykalnego zadupia (co jemu, jak rzekł – innych słów używając – nie przeszkadza, bo konserwatywnym jest katolem, a w kwestii omawianej, jego konserwatyzm jeszcze jest silniejszy, a to dla przyzwyczajenia i estetycznego upodobania) to chciałby wiedzieć, jak daleka droga koleją, jego od postępowości dzieli. Koleją dlatego, że jadąć tam samochodem, łatwo mógłby kolizję spowodować. Ze śmiechu.

Pan Y, który jest egalitarny z natury, troszkę się tym wyśmiewaniem odmienności cudzej, na Tekstowisku przez sympatyczne osoby bronionej, wściekł.

Po pierwsze, wytknął Panu N, rozmaitych jego znajomych, którzy innego (w kwestii przedmiotowej) wyboru dokonali, a on ich przecież ani nie ganił, ani nic. Trochę tylko czasem ich żałował, po cichu i wspominał stosownie w kościele.

N mu na to odburknął, że on zasad w tej sferze się trzyma, ale sędzią nie jest. I niech Pan Y uważa, żeby N jego nie osądził, bo do tego stosowne kreacyjne posiada pełnomocnictwa i techniczne możliwości. A kto sądził będzie samego N i znajomych jego, to wirtualnym bytom nic do tego. I wspomniał coś o Miłości, Mądrości i Najwyższym Poczuciu Humoru.

Po drugie, Pan Y jego zapytał, co jest z równością wobec prawa, jeśli jedni równiejsi są spadkowo od innych? – Nic – odpowiedział N. – Niebylica. – Co niebylica, co niebylica? Jest zapisane, że wszyscy są równi i już.

- A figę – zaoponował N. – Równych nie ma. Ja, dla przykładu, jako nieduży i szuplutki, mało jem i przyoszczędzam dzięki temu na dobra luksusowe. A grubas niejeden wszystko zje i biedny chodzi. A poważniej rzecz ujmując, to kolejność się liczy i zakres dopuszczenia do obrotu prawnego.

- Że co, niby? – Zadał celne pytanie Pan Y.

N mu wytłumaczył, że kolejność ma istotne, choć wcale nie pierwszorzędne, znaczenie interpretacyjne. To, co najpierw trochę, jest bowiem ważniejsze od tego, co później. Nawet wtedy, gdy wszystko, wzorem bigosu, w jednej jest wymieszane konstytucji. I wykazał, że do obecnej tutejszej konstytucji, na sam jej przodek, lewicowi autorzy wpisali sprawiedliwość społeczną, która oznacza nierówność.

Zaznaczył, że jakby Pana Y męczono, to wykaże to kiedyś odrębnie. Potem dopiero ustanowiona jest definicja małżeństwa, jako związku dwupłciowego. A dopiero gdzieś tam, dalej zawarta jest baśń O Wandzie, co nie dała Niemcu, to znaczy pozorna i mamiąca nierozumiejących zasada równości wobec prawa, która – jak powiedział – tak naprawdę dotyczy jedynie istotnych cech relewantnych. Ale tego, o tej relewantności, to już Pan Y nie zrozumiał.

W kwestii tego dopuszczenia do obrotu prawnego, to zaznaczył, że w starożytnym Rzymie wszyscy obywatele byli równi wobec prawa, ale tylko poniekąd. Kobiety były cokolwiek nierówne, nierzymianie byli nierówni, a niewolników w ogóle nie było, z tego punktu widzenia, bo jako _instrumentum vocale _ niewolny w ogóle nie był podmiotem, a jedynie przedmiotami prawa.

Potem zasada ekwiwalentna się rozszerzała. Zrównano stany i inne takie tam. W końcu, nawet kobiety zostały w pełni dopuszczone do obrotu prawnego, choć przecież nie od razu i nie we wszystkim. Dziedziczyć mogły od dawna, a prawa wyborcze uzyskały późno (odwrotnie do Kanadyjczyków). Niewolnictwo zniesiono. Inne takie.

- I zobacz Pan, Panie Y – powiedział N – zawsze było tak, że najpierw przez czas dłuższy różni postępowcy gardło darli, żeby komuś wyrównać, a reszta ich olewała.

A potem okazywało się, że reszty olewającej wcale nie ma i sprawa była oczywista. Ktoś, kto dawniej był oczywiście nierówny, stawał się oczywiście równym i czym prędzej to było do konstytucji rozmaitych dopisywane.

-To i z tą metodą kanadyjską tez tak będzie? – Zapytał roztropnie Pan Y.

-Pewnie tak, choć nie szybko jednak. Ja tam za tym jednoznacznie nie jestem, ale prawidłowość dostrzegam. To, że grzech to jest? No jest. Ale, bo to mało grzechów jest prawnie nieprześladowanych, grzechami przeciwko Głównej Dziesiątce pozostając?

- Jeszcze Constitutio Criminalis Carolina chciała chłopa, z chłopem schwyconego, ogniem żywym palić, podobnie jak zoofilów, z bydliną sobie folgującym. Minęło trochę czasu i poczytny komediopisarz Oskar Wilde nie na stos poszedł, tylko dwa lata ciężkich robót otrzymał i żona go znielubiła.

- A teraz? Prawo dziedziczenia. No widać, że jest taka tendencja i już. Kanadyjczycy będą za celibrities, nie może być inaczej. Co wcale nie wpłynie na prawo spadkowe, bo i niby, że w jaki sposób?
Więc niech się Pan nie przejmuje, Panie Y. Prawo to ma do siebie, że jest zawsze egalitarne, tylko krąg objętych egalitaryzmem zmienia się z biegiem czasu. A że niektórym się wydaje inaczej? Trudno, ja też uważam, że czołgi powinny być tańsze i nic z tego nie wynika.

To powiedziawszy, N udał się w inne miejsce, aby pośmiać się z poglądu, że seks jest grzechem.

Pan Y natomiast po cichu się ucieszył, że dobrze, iż ten N chociaż jest heteroseksualny i do kościoła chodzi. W dzisiejszych czasach stanowi to przyjemne nawiązanie do niepopularnych w postępowych kręgach tradycji.

Pan Y, jak się okazało, nie jest nadmiernie postępowy.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Yayco

na razie się zaznaczę , z wiadomych zapewne przyczyn wstrzymuję się od uśmiechu i zadowolenia z nowego tekstu. Mam nadzieję że to tylko na chwile tak.

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


Wiem

też tak mam


Teraz to i ja

...się wstrzymam od uśmiechów.
Nadzieję podzielam mimo wszystko.


Czasem tak jest, Panie Odysie,

że człowiek wywali taki sobie tekst w zupelnie niestosownym momencie.


cóż Panie Yayco

to może sobie pomilczymy?

Prezes , Traktor, Redaktor


2 polskich pacanów

pokłóciło się o 2 kanadyjskich pacanow.
Zajętych rozwiązaniem problemu będą setki ludzi a obserwatorów będzie pare milionów.
Ci sami co w 40 mln kraju nie potrafią wybudować 1 stadionu a premierzy i prezydenci latają czarterami wynajmowanymi od biur turystycznych.
Igła


Maxie i Panie Yayco

jestem jak slepy, bo chodzi chyba o JJ, ale nie moge znalezc jego postu. co sie dzieje?


Panie Griszequ,

pewnie go znikneli.

Mam wrażenie, że nie mam ochoty się tym przejmować. Jakoś mi przeszło.


Panie Igło,

co do zasady – zgoda.

Mam jednak wrażenie, że przedstawiona przez Pana liczba pacanów jest mocno nieoszacowana.

Tak na oko, to o sześć rzędów wielkości.


Panie Yayco

Obok mnie biedada domki z rozbiórkowej popowstaniowej cegły są zastępowane przez rezydencje w których spokojnie mogły by mieszkać 3 rodziny a nie troje ludzi i pies. Wyglądają jak z okładki niemieckiego czasopisma dla miłośników domów i ogrodów. Nawet ładniej bo bez krasnali.
Ci ludzie dorobili się dobrze zorganizowanych firm a jednocześnie na swoich rządzących wybierają albo złodziei albo idiotów.
Czy wpuścili by takich do zarządu swojej firmy?

Może sa na to jakieś pigułki?
Igła


Panie Yayco

cos jest nie tak. jak Pan zauważył, w lzejszej w formie niz Pan Lorenzo, dmuchamy baloniki. Pisze dmuchamy, bo sam nadmuchalem spory i teraz wisi jako temat dnia, jako symbol i swiadectwo mojej podatnosci na manipulacje i lazenia jako czlonek stada owiec. trudno. bedzie ku przestrodze ;-)

natomiast zaciekawil mnie Pan wyjasnianiem pryncypiow w konstrukcji Konstytucji. jako ze ja laik jestem, to prosze sie czuć męczonym prosba o szerszy tekst na ten temat. jest szansa?


Panie Igło

a ja myślę,że jest w tym żelazna konsekwencja. Rolą rządzących w tym kraju, są zabawy w piaskownicy, a nie prowadzenie polityki. Jakiejkolwiek.

Dla ludzi, zarabiających prawdziwe pieniądze poręczniejsi są tacy, którzy pełną satysfakcję znajdują w lepieniu babek z piasku i nie interesują się resztą.

Polityk, który obiecuje spokój (co czytać należy: będę babki stawiał i nie przeszkadzał starszym w ich zabawie kolejką elektryczną) wygrywa w cuglach.

Nawet goście, co obiecywali, że będą się bawić żołnierzykami (a nie kolejką) też wygrali.


Szanowny Panie Griszqu

Każdy pretekst jest dobry, by dać upust mojej niepohamowanej chęci do gadulstwa:-)) Skoro Pan się podlożyl z tym balonikiem… Od czasu jak się podczas spaceru z dzieckiem zaplątalem balonikami z innymi spacerowiczami, a jednoczesnie nasz jamnik wykonal to samo ze smyczami innych psów, to mnie już żaden masowy “karambol” nie zaskoczy.

Pozdrawiam serdecznie w ostatni dzień, kiedy możemy pospać dlużej (wedle rozporządzenia).


Panie Griszequ,

myślę,że tak, choć na razie omijam jeszcze poważne tematy.

Ale obiecałem kiedyś Panu Igle tekst o inicjatywie ustawodawczej. Jak się z onym uporam, to może faktycznie coś o tej równości napiszę.

Muszę tylko jakiś lekki klucz formalny znaleść...


Panie Lorenzo

zadziwia mnie Pański optymizm.

Z mojej perspektywy jest tak, że dzisiaj spałem normalnie (to znaczy zbyt krótko, bo mnie postęp społeczny i technologiczny, na sąsiadującej budowie się dziejący, obudził).

Natomiast jutro będę spał krócej.


Szanowny Panie Yayco

Z mojego doświadczenia wynika, że bez względu na regulacje to i tak śpię za krótko, tzn. jestem budzony nie wtedy, kiedy bym chcial. I zawsze za wcześnie.

A optymizm, Verehrter Herr Yayco, to jedyna rzecz, jakiej się nie pozbędę.

Pozdrawiam świeży jak szczypiorek


Panie Lorenzo

ja malo sypiam i slonce mnie budzi, wiec zmiana czasu mnie niejako ominie. a co do Pana gadulstwa – to patrze na to tak, ze calkiem milym uczuciem bylo okazac sie dla Pana chwilowa, ze tak powiem, “muza”. no – prawie “muza”. ;-)
prawie robi wprawdzie powazna roznice, ale i tak sie bede tego w ramach autopoezy trzymal. grunt to dobre samopoczucie.


Szanowny Panie Griszqu

Może w ramach sąsiedzkiej samopomocy rzuci Pan info, w jaki sposób mogę się Panu zrewanżować? Zaznaczam, że tańczyć nie umiem, więc rozmowa na ten temat bylaby “podlożeniem się” szytym zbyt grubymi nićmi :-)) O winach też proszę nie, bo Pan Yayco uzna mnie za niegodnego poruszania się po tym globie.

Pozdrawiam metodą mojego (?) jamnika, czyli przewracając się na grzbiet i robiąc rowerek


A u nas,

w województwach centralnych, nawet szczypiorku świeżego jeszcze nie ma.

A i rzodkiewki jakieś fałszywe, razem z pomidorowymi flancami pędzone. Niefajnie…


O tańczeniu mogę Panowie w nieskończoność.

Po pierwsze, męski taniec bardzo pasuje do tematu kandyjskiego.
Po drugie, jako nietańczący na pewno wiele się dowiem i nauczę.


Szanowny Panie Yayco

Pozostaje Panu tylko “Ucieczka na poludnie”. U Was jeszcze te wiatry porwiste wiejące ze wschodu na zachód i odwrotnie. Brrr…

U nas za to cieple halniaki z poludnia (od czasu do czasu), stare, dobre kontakty z Widniem (zawsze), góry, co to ich wczoraj jeszcze nie bylo (ale góralka z kwaśnym mlekiem na Giewoncie jest od zawsze)...

No i te ceny w hotelach :-)))

PS. Mam pomysl: może Pan kupi sobie jakiś pensjonacik w naszym miasteczku? Wtedy Pański dylemat bylby rozwiązany.


Panie Lorenzo tanczacy z winem pod pacha,

jak Pan bedzie mi takie obrazki z rana wdrukowywal w podswiadomosc, to zaleje sobie kawa klawiature i tyle bedzie.

ja tam Pana nie naciskam, ale zapowiedzial Pan kiedys z Panem Tarantula Krakow Panow oczami opisac, tak by mozna sobie z mapa polazic.

zamierzam taka wycieczke wykorzystac do zbalamucenia jakies bialoglowy, co to przytomnosc dla mnie straci po pokazaniu tylu miejsc niezwyklych. tymczasem ani tekstu ani mozliwosci balamucenia…

szczypiorek jest doskonaly z bialym serem rzodkiewka i smietana…


Panie Loreznzo,

gdzież mnie, do poważnego jest interesu?

Jako człowiek utrzymujący się z przymusowych i dobrowolnych danin społecznych wolałbym nic już przy prawdziwej ekonomii nie majstrować.

A halny mnie wprawia w dystrakcję, nasilającą się z wiekiem…

Pozdrawiam statycznie


Panie Yayco klucznikowy,

bardziej wybrac niz znalezc, mam wrazenie.

a co do tancow – to ja mam podobnie jak Pan, za to w paru miejscach na swiecie ogladalem tanczacych facetow i bynajmniej nie byli kanadyjczykami wiadomymi.


Panie Griszequ

ja chyba gdzieś opisałem, co to było, jakem dawnemi czasy, z kobieta młodą, do Krakowa zajechał.

Skutek wizyty był taki, że od tamtego czasu. Królewskiego Grodu oczy moje nie widziały…

Na Pana miejscu, daleko posuniętą bym ostrożność zachowywał...


Panie Giszequ, jeszcze

przeraził mnie zakres, ujawnionych tu kulturowych zainteresowań Pańskich.

Przerażony zatem pójdę przeto do pracy i wrócę dopiero wieczorem. Uspokojony.

Pozdrawiam na sposób stachanowski


Tylko halny, Panie Yayco Szanowny?

Zazdroszczę Panu. I tych danin także.

Pozdrawiam nieekonomiczne


...

...


Panie Yayco

do Pracy w sobote, kto to widzial… ale, kto to wie, co Pan tam robi…

a z tą wycieczka z Panska małzonką (jak sobie przypominam) do krolewskiego grodu to tylko wynik blednej taktyki byl. zamiast poznawac miasto w ciemno, nalezalo poznac wczesniej Pana Lorenzo i jego o miejsca czarowne popytac. pewnie teraz by Pan do Krakowa powracal czesciej.

prosze w robocie za dlugo nie siedziec…

ps – co ja poradze, ze gorale w pakistanie tancza bez kobiet?


Tak mi się jeszcze przypomnialo, Szanowny Panie Griszqu

dlaczego chcesz Pan ze mnie zrobic koniecznie derwisza? Tym bardziej, źe nie mogę sobie przypomnieć z bogatej ikonografii tematu zdjęcia derwisza lysiejacego. I na dodatek nieco oplywowego.

Sam Pan widzisz, że taniec w moim wykonaniu grozilby jakims kataklizmem. CBDO.

Pozdrawiam statecznie


Pani Magio

ma Pani rację. Poniekąd.
Głównie dlatego poniekąd, że całe prawo spadkowe (historycznie rzecz biorąc) zostało stworzone dla wzmocnienia praw rodziny. I tyle.

Swoboda testowania jest wolnością działania _ mortis causa_. Dziedziczenie beztestamentowe i zachowek – prawem rodziny zmarłego.

Dopóki uważamy, że dla społeczeństwa rodzina jest ważniejsza od nierodziny, to musimy się godzić na to, że ma większe prawa.

Proszę zauważyć, że na przykład w prawie karnym, pojęcie osoby najbliższej jest szersze i obejmuje osoby pozostające we wspólnym pożyciu. A więc niezależnie o płci i odnośnych upodobań. Ale tu rzecz nie dotyczy majątku.

Przez wieki podstawowa zasada ciągłości majątkowej opieralą się na rodzinie.

Nowe pomysły egalitarne proponują odejście od tej zasady, w istocie rzeczy nie proponując nic w zamian. Poza nową, dla większości trudną do zakaceptowania wizją rodziny wolną od funkcji reprodukcyjnej.

Jednym się dawna zasada podoba (np. mnie), a innym wcale.

Są różne zasady naruszające ścisły egalitaryzm prawny: ochrona kobiet w ciąży, prawa wyborcze mniejszości narodowych, immunitety etc.. Za każdymi stoją jakieś racje.

Czasami warto chyba policzyć głosy.

Prawo podatkowe w oczywisty sposób wzmacnia zasadę ochrony praw rodziny. Być może postępowi egalitaryści powinni zacząć wlasnie od rozszerzenia ulg i zwolnień podatkowych. Nie wiem.

Ale jak słyszałem, lewica chce zniesienia jakichkolwiek ulg podatkowych w tej dziedzinie, dążąc do równomiernego okradania wszystkich zmarłych. Mam nadzieję, że im się to nie uda.

Pozdrawiam, ciesząc się, że Pani zaglądnęła


Panie Griszequ

a może Griszqu, bo widzę, że się jakaś oboczność ujawnia, więc już się zagubiłem…

Po pierwsze: a pewnie, że w sobotę. Ja nie jestem Pan Borsuk, ja w sobotę mogę, a nawet lubię, bo mi więcej płacą. Tej daniny, znaczy się. W soboty pracuję za daniny dobrowolne. Zazwyczaj.

Kiedyś nawet zdarzało się, że w niedziele, ale szczęśliwie już się nie zdarza. Ulżyło to mojemu klerykalnemu nadzorowi, bo się może skupiać na pryncypiach, a nie na tym, czy ja aby na pewno muszę, czy nie muszę. Pracować, znaczy…

Co do Krakowa, pięknego podobnież miasta, wysławianego przez poetów licznych, oraz Pana Lorenzo, to trzeba wiedzieć, że to dawno było.

Może być, że czarownych miejsc było natenczas mniej. Zresztą mam wrażenie, że Pan Lorenzo jeszcze był wtedy w wieku, który u nas na Pradze nazywamy chuliganskim. Znaczy przed wojskiem. A o wiele tak, to jego ówczesne zeznania i wskazania mogły nie być zdatne dla młodych panien. Nawet w towarzystwie.

Co do Pakistanu, to nie wiem dlaczego tak robią, choć mam pewne podejrzenia. Ale one są niepostępowe, więc nie napiszę jakie.

Pozdrawiam mentalnie


Widać z tego, Panie Yayco,

że o wiele mnie moje zdolności arytmetyczne nie mylą, to Pan też te swoje kilkaset lat na karku nosi. Do wojska, w czasach studiów, to mnie co wtorek w polowie lat sześćdziesiątych ubieglego stulecia gonili, więc jesli Pańska wizyta wypadla w tych okolicach czasowych, to Pan możesz do Bazyliszka albo Smoka W. też per “Szanowny Wuju” się zwracać.

Uklony w stylu c.k.


Panie Lorenzo

aby zbytecznie nie mleć ozorem, pozwolę sobie na cytat, nawiązujący zarówno do pana kariery wojskowej, ukłonów w k.u.k., a także kwestii wieku:

“W salutowanie żołnierz powinien wkłądać duszę”, mawiał. Był to wyraz najpiękniejszego kapralskiego mistycyzmu”

Pozdrawiam dyskretnym uchyleniem kapelusza, z miasta, gdzie jak wiadomo, w owych czasach znajdowały się dwa duże browary.


Szanowny Panie Yayco

Haberbuscha ci Pan u nas nie znajdziesz co prawda, ale jest kolo teatrum “Bagatela” C.k. Browar, w którym Pan i zjeść możesz, i piwa tamże warzonego się napić w atmosferze drewnianych mebli mieszczanskich i myśliwskich. Jak Pan widzi, zakres rozrywek związanych z Pańską wizytą robić się coraz szerszy.


Haberbusha?

A drugi?
No i Cytadela była i kilkadziesiąt fortów wraz z obsadą, 2 pułki piechoty i pułk kawalerii, nie licząc pułków kozackich.

A tymczasem Krakauerzy mury , w on czas, rozbierali i planty kwiatkami obsiewali.
Igła


Jezus, Maria, Panie Iglo! Co Pan wygadujesz?!

Mury to co prawda, ale miejskie, czyli przeżytek gnijący rozebrano, pozostawiając jednak kawalek z bramą grzeczną, aby cnocie niewiesciej wiatry nie uwlaczaly.

Za to z rozkazu Najjaśnieszego Pana zbudowano najmocniejszy pas umocnień fortecznych w Europie! I one nadal egzystują, aczkolwiek nie funkcjonując w swej przewidzainej projektem formie. Jedyne co rozebrano (po I wojnie światowej), to kolej rokadową lączącą poszczególne forty, biegnącą na nasypie dzisiejszymi Alejami Trzech Wieszczów. Potem rozbiórce Aleje wybrukowano i wydano zakaz trąbienia automobilom, by nie straszyly koni. Zakaz ten obowiązuje do dzisiaj, w przeciwieństwie do zakazu malowania jajek, o którego zniesieniu informowalem PT Tekstowiczów przed kilkoma dniami.


Panie Lorenzo,

ja piwo to już piję tylko leczniczo, jak mi nerki nakażą.
Nie te lata i nie te nerki…

Ostatnio jeden Pański krajan, co w telewizorze udaje, że umie gotować, wina zaczął sprzedawać. Znaczy ostatnio jakieś egzotyczne. Ale wcześniej węgierskie reklamował, złą dla węgierskich win robotę czyniąc.

Nie mam ja przez to zaufania do Waszego smaku, nie mam…


Panie Igło,

się jeszcze Pan jego spytaj, gdzie się koszary natenczas znajdowały wojskowe, bo słyszałem, że w jakimś dosyć zabytkowym budynku…

Ale faktem jest, że cygarfabryka niezłe robiła wyroby, choć śmierdzące.

Ale i tak mniej niż nasza królewiecka machorka.


Panie Yayco

Co się będę pytał, kiedy Krakauerzy tak wtedy hajlowali na cześć Franca, że w Pułtusku było słychać?
Na dodatek od lwowiaków w dupę w piłkę brali, i żeby tamci, teraz zagraniczni, kompanii strzeleckich nie wystawili, to wstyd i sromota by była w Krakowie a na Wawelu kozy by się paśli.
Z oszczędności.
Igła


I znowu się muszę z Panem

Panie Igło zgodzić. Chyba jakoś słabuję, albo co?


Panie Yayco

To ja do formy wracam i na wlokące się tabory zważać przestałem.
Igła


Masz Pan na myśli tego konusa,

Roiberta M.? 1,62 m w kapelutku? Troche się na Panu zawiodlem, Panie Yayco. Zaufanie ma się do facetów od 1,80 m w górę, grzecznej postury etc., nie krasnoludków, co to jeszcze na dodatek w tv gotują dania przyniesione z bliżej nieznanych restauracji, których nikt w życiu nie próbowal.

A co do piwa, to przeciez wiadomo, że ono się pije tylko w celach leczniczych. Stąd takie trube (mętne) jasne, na miejscu warzone, pelne witamin i innych takich, to sam miód bedzie dla Panskich nerek…


Czy mnie się wydaje, Pani Iglo,

że Pan kiedyś na Dębnikach pomieszkiwaleś? A Dębniki przecież to domena Cracovii, ktoraz to Cracovia ogrywala niemilosiernie Czarnych Lwów (zalożonych jednak, podobnie jak i Pogoń, później nie tylko od Cracovii, ale i Wisly, a także i na odwrót).

A te kompanie strzeleckie to się w Krakowie, przy Królowej Jadwigi cwiczyly – strzelnica stoi do dzisiaj. Panu się film i sztuka z rzeczywistościa historyczna pomylily. Faktem jest, że “Moralność Pani Dulskiej” we Lwowie sie rozgrywa, ale serial byl juz kręcony w autentycznych historycznie sceneriach, czyli w Krakowie, w którym to raczej rzeczywiscie nuda i senność panowaly. Ale tak to już bywa w miejscach historycznie szacownych i uniwersyteckich.

Jakby ta “kadrowa” ze Lwowa do Kielec maszerowala, to niepodleglość bysmy tak dopiero kolo 1930 zdobyli.


Na Dębnikach to ja biuro miałem

oraz piwo popijałem, bo jadać psze pana, to już na Zwierzyniec albo Kazimierz chodzić musiałem.
A we Lwowie to psze pana, nie tylko uniwersytet był ale i politechnika a moja rodzina to w on czas z województwa lwowskiego była.
Co do ćwiczeń strzeleckich, to tylko biwak tam był, w przelocie, bo okazało sie, że po polsku to tylko na Garbarach gadali więc w kierunku Kielc se poszli i to z koni okradzeni z takim skutkiem, że ułany Beliny siodła na plecach nieśli, jak wielbłądy.
Igła


Panie Lorenzo,

a gdzie Pan ślad zaufania, w tym co napisałem znalazł?

Natomiast, jako przedstawiciel “małych, łysych w kapeluszu” (dodajmy, że z wąsikiem i takich szczuplutkich), dziwię się Panu, że Pan tak jawną lansujesz dyskryminację. Ale rozumiem, że jako zwolennik tezy o kredowym rodowodzie Smoka Waszego, zaufaniem Pan obdarzasz rodzinę G., która jako jedyna wydaje polityków, gustom Pańskim odpowiadających.

A co do piwa, to przyznam, że odkąd brakuje na rynku piw czerwonych, to jak już muszę, to sobie robię rezané. Bardzo ciekawe są efekty, jeśli se przyjemnie gęste ciemne znajdzie…


Szanowny Panie Yayco

Zaczne od końca: w wspomnianym C.K. Browarze robia także, o ile mnie pamięć nie myli, także dunkel trube (czyli ciemne metne, niepasteryzowane). Ale to chyba zalezy od dnia. Polskie czerwone to robil w dawnych czasach Żywiec, uzywając do mieszanki portera. Nader ciekawe to bylo piwo.

Co do rodziny G. – po pierwsze to nie sa politycy, a hochsztaplerka. Chyba Pan nie wszystkie napoje alkoholowe majace na nalepce napis wino za takowe uznaje?

I na koniec kwestia grupy etnicznej “malych, lysych w kapeluszu” (z wąsikiem i szczuplutkich): cechą wyróżniająca niektórych z jej przedstawicieli jest wielkość ducha, co w moich oczach niemożebnie podnosi ich wartość.


W kwestii małego konusa z patelnią

zgłaszam zdanie totalnie odrębne.

Trochę go i owszem telewizor zdemoralizował, ale i tak sporo dobrego zostało.
U mnie jest na drugim miejscu po tej pani z pięknym biustem.

merlot


Panie Merlocie,

rozciekawił mnie Pan.

Proszę o przybliżenie, bo mam wrażenie, że coś mnie ważnego omija.

O jakiej to Pani, Pan mówi?


Te duże niebieskie oczy?

Nigella Lawson (UK)

polecam.

merlot


Panie Lorenzo,

mętnie się pan tłumaczysz, jak każdy dyskryminator, co zaraz mówi, że nieprawda, bo proszę jakiegoś małego lubię. Znany to wykręt jest dyskryminatorski i po książkach opisywany.

A co do piwa, to – po pierwsze – kiedyś w Żywcu był browar, a nie fabryka. Ichnie marcowe wielką się u mnie cieszyło powagą...

Po drugie, zaś do rezanégo piwa, niestety obydwa składowe muszą być klarowne, bo się inaczej robi z tego błoto, a nie napój. Może się nie znam, albo też inaczej nie umiem, ale będę się trzymał tego.

Natomiast samodzielnie te wyroby, co Pan reklamujesz, mogą znaczacą powagę posiadać i przyznam, żeś mnie Pan nieco zachęcił.

Pozdrawiam newralgicznie


Panie Merlocie,

widziałem. Nie przekonały mnie.

Kiedyś oglądałem pasjami jednego hiszpańskiego kucharza w ichniej telewizji.

Nic nie rozumiałem co owie, ale oglądałem jak przylutowany.

Z samego oglądania nauczyłem się paellę robić.

Mistrz to był. Prawdziwy.


To ja miałem lepiej

paellę w kilku odmianach opowiedziała mi pewna naprawdę śliczna Carmen z którą pracowałem rajzbret w rajzbret w studio we Frankfurcie.

Na drugi dzień miałem egzamin, bo ją zaprosiłem na kolację. Zdałem.

merlot


Panu Panie Merlocie,

to tylko pozazdrościć.

Tylko nie wiem czego bardziej: czy nauczycielki kuchni hiszpańskiej, czy wyrozumialej małżonki?


Panie Yayco

Co do Żywca – pelna zgoda. Co do rezanego to owa żywiecka mieszanka byla klarowna, a o dunkel trube mi sie po prostu przy okazji przypomnialo.

A co do dyskryminacji – co ja poradze na to, że wolę brunetki od blondynek (idzie o charakter, a niekoniecznie kolor wlosów, który może sie wspólczesnie z godziny na godzine zmieniać). Co nie oznacza, ze nie znam kilku sensownych blondynek.

A zresztą – co się będe tlumaczyl – odrobina dyskryminacji nigdy nie zaszkodzi, a raczej przyda nieco ekskluzywności. Jak w dobrym angielskim klubie.


Ja toto jadłem

ale te dwa Andaluzyjczyki, co ja zrobily, te ze mną i kolegą najpierw w Szkockie góry poszły, gdzie się marchewką i kukurydzą z puszki żywiły. Co bardzo mnie śmieszyło ale i ich słuszny wzrost tłumaczyło.
Wiec jak mnie potem tym ryzem z 5 deka jakiejś ryby karmiły to nadal sie śmiałem.

A pan, panie Yayco, to w okolicach Sewilli jakich kumów nie masz?
Igła


Panie Lorenzo,

rezané się robi samemu. Jak je browar miesza, to albo mu wyjdzie coś ciekawego (dla przykładu w takim Århus całkiem fajne robią mieszanki, dostępne lokalnie), albo nie. Tego żywieckiego nie piłem, więc się mądrzyć nie będę.

Co do dyskryminacji, to trochę się z Panem zgadzam. Ale zaznaczyć muszę stanowczo, ze do blondynek nic nie mam.

Pozdrawiam relewantnie


To były:

1. Czasy zamierzchłe.
2. Kolacja dla całej bandy
3. A ona i tak miała narzeczoną, że się tak wyrażę.

A madame merlotowej robiłem ostatnio paellę przedwczoraj.

merlot


Panie Igło,

aż tak nieduży, jak mieszkancy penínsuli to ja nie jestem. Jakoś się bez skoków na podwyższonem obcasie obywam.

A jak oni do ryżu 5 deka ryby dali, to koniecznie byli jednak z Galicji. Jednej, albo drugiej.


Mętnie sie Pan tlumaczysz,

Panie merlocie, jednakże się Panu to jednak uznaje, boś Pan zgrabnie do zapomnianego już całkiem mojego wpisu, co na górze figuruje, nawiązał.

Sprytnyś Pan!


Czy Pan Lorenzo z Igłą

już Pana zdekapitowali za tę Galicję?

m.


Panie Yayco!

na śmierć zapomniałem obrazić się za tę obrzydliwą wzmiankę o kakao, którym szlachetnie pańską pupilkę na duchu i umyśle podnosiłem.

Obrażam się więc teraz.
Już.

bez podpisu


No co ja poradzę, Panie Merlocie Najszanowniejszy,

będzie nam Pana brakowało…

Dobranoc się z Panem

PS. Obawiam się, że za użycie słowa pupilka, które mnie tylko rozbawiło, dla swej nieadekwatności, Pani Gretchen obrazi się też. Ale nie na mnie. Szykuj się Pan!


W kwestii panny Gretchen

nie mam większych obaw, bo czynnie dowiodłem szacunku i podziwu, którym jej osobę i poglądy darzę.

Pupil czy pupilka w moim wokabularzu specjalnie pejoratywnych konotacji nie ma.

w/z merlota [ IP 10.0.1.1 ]


A co do Galicji,

to myślę, że trudno im z tak oczywistym i klarownym wywodem dyskutować, Wielce Mi Obrażony Panie Merlocie


Panie Yayco

z obrażenia też się wyrasta, że zacytuję klasyka.
Ale w tym przypadku – na szczęście.

Już.

merlot


No i bardzo dobrze

Panie Merlocie


Jak ja to zawsze wiem

kiedy się do Pana Yayco dowlec.

Panie Merlot, ponieważ moja sympatia do Pana rośnie wraz z każdym napisanym przez Pana tekstem, wybaczę Panu tę pupilkę.

Wyłącznie Panu i w oparciu o wyjątkowe warunki.

Poza tym jest Pan moim sąsiadem :)

Pan, Panie Yayco zupełnie niezamierzenie przywołał we mnie straszliwe wspomnienia.
I to od samego napisania Constitutio Criminalis Carolina…

Może jednak nie ma się co czepiać i w mroki przeszłości zagłębiać skoro w ostateczności była to pierwsza, bardziej niż pozytywna ocena z egzaminu dotyczącego historii?

Dopiero po mału otrząsam się z dyskusji z Panem Poldkiem.
Pomijam fakt kryzysu domowego spowodowanego ilością czasu jaki poświęcałam na pisanie (każde uzależnienie wszak wpływa na rodzinę), ale istotnie skoro już postanowiłam być w grupie tych, co swoim słabym głosem coś chcą osiągnąć, to nie można się uskarżać.


Cóż zrobić Pani Gretchen,

mnie się akurat karolina całkiem nieźle kojarzy, ale ja jestem zacofaniec i konserwatysta.

Nie mniej jednak, cieszę się, że z Pani wpisu wynika, że tak całkiem przeciw rodzinie, to Pani jednak nie jest.


To fascynujące Panno Gretchen,

rozumiem, że sąsiedztwo traktujemy tu dość szeroko?

Bo w najbliższym to bym się prędzej pp. Odysa, Jareckich i Renaty spodziewał.
(Sort of, naturalnie, bez dosłowności)

Witam radośnie przy niedzieli. Pana gospodarza również:-)

merlot


A Pan, Panie Merlocie Grzeczny,

już się obudził?

Sąsiedztwa gratuluję, jakkolwiek mam niejakie wrażenie, że nieco Pan miesza ze stanem cywilnym swojej pupilki.


Panie Yayco

Kto jak kto, ale Pan powinien wiedzieć że moja pupilka Panna Gretchen jest bytem imaginacyjnym i z pańską pupilką WSP Gretchen Właściwą może mieć wspólnego niewiele lub nic zgoła.
Szczególnie w obliczu pańskiej skrywanej zaborczości;-)

Napisałem już wcześniej, bodajże u Pana, że imię Gretchen przemożnie mi się z panną albo fraülein kojarzy i tyle.

Nie wiem od kogo oberwę tym razem, na wszelki wypadek wracam do garów.

merlot


Panie Yayco

Ja oczywiście jestem za rodziną. Popieram jak najbardziej.

Niektórym to nawet zazdroszczę.

Dla inych chciałabym rozszerzenia definicji.

Sam Pan widzi jaka ja prorodzinna jestem.


Panie Merlot

Pomyliło mi się coś?

Nie pisał Pan u Borsuka Wspaniałego, że zamieszkuje Pan w Kolonii Lubeckiego?


Panowie Merlot i Yayco

Jeszcze zmilczę tę pupilkę...

Jest wiosna, słońce piękne świeci. Ptaki śpiewają.

Co ja będę próżne walki staczać.


Panno G.

Borsuk się zgadza, Wspaniały się zgadza, Kolonia też się zgadza.

Lubecki nie. Staszic:-)

Ale to i tak niedaleko.

merlot


Mógłbym napisać, Panie Merlocie,

że ze wszystkim żeś się Pan zagubił w swojej imaginacji i obrazach które Pan widzisz. A czy, aby dźwięków Pan nie słyszysz melodyjnych, znienacka? – spytam z troskliwości czystej.

Ale ponieważ już właśnie oberwałem, że garów nie pilnuję, więc pisał tego nie będę...


Subskrybuj zawartość