Pan Y, powróciwszy z wojaży, rozejrzał się po Tekstowisku z lekkim niepokojem, żeby nie powiedzieć, że z popłochem.
Z jednej strony, wszystko było jak przedtem: widzący źdźbło w oku bliźniego, nie dostrzegali belki we własnym; wszechwiedzący zdumiewali swoją wszechwiedzą (zgódźmy się w jednym: niewątpliwie zdumiewali, a może nawet przerażali); Pan Igła emablował kobiety, oplotkowując nieobecnych, Pan Jarecki wrócił między żywych. Normalka. Prawie jak u ludzi.
Z drugiej strony zaskakująca trochę, choć miła, była ta kontynuacja. Że z jednej strony Gadzinowski, a drugiej ...rzeczy, o których się nie śniło nawet fizjologom? N spoglądnął tylko na niektóre pyskówki i powiedział, że Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Dodał też, że dawniej po cholewach poznawało się pana, a teraz chama. Nie chciał wytłumaczyć, o co mu chodzi, bo wyszedł, pogwizdując stary przebój, autorstwa jednego znajomego lekarza (o ciekawej zresztą specjalizacji): Jestem z miasta.
Pan Y nie jest aż tak surowego zdania. Stałość tematów i ich niejaka, zapewne pozorna, miałkość jest jego zdaniem dobrym objawem. Jest dobra, jako oznaką jest nudy i spokoju, zaś spokój, poniekąd, obok zdrowia najważniejszy jest. Czyż nie?
Pogoda generalnie kiepska, więc i nie dziwota, że mało kto wyjechał. Nie dość, że mało kto wyjechał, to i najwyraźniej pisać było o niczym. To ucieszyło Pana Y dodatkowo, bo on właśnie o niczym zamierzał. I to przez czas dłuższy, bo to – w końcu – po raz pierwszy zażył wywczasu razem z N i nie dość, że miał go serdecznie dość, to uznał, że opisze jego przypadki nieco bardziej szczegółowo.
Mało kto wyjechał, ale Pan Y wyjechał. Ponieważ jego relacje z N (o czym już wcześniej wzmiankował) nie układają się ostatnio najlepiej, a dodatkowo faktem jest, że żona N go nie lubi, Pan Y nie chciał się wcześniej, przed wyjazdem, w kwestiach tych zbytnio rozpisywać. Obawiał się, że nie zostanie zabrany, jeśli napisze, choć kilka słów prawdy, o tym jak N wyjeżdża.
N, co do zasady, nie znosi wyjazdów. Do każdego podchodzi jak do zła koniecznego. Przez kilka ostatnich lat tak zwane długie weekendy spędzał w domu. No dobrze, raz jeden się wybrał do Sandomierza i Zamościa, ale miał do tego uzasadnienie natury technologicznej. Dziecko jeździło w sposób zorganizowany, odwiedzając rozmaite skupiska ruin, porozmieszczane w różnych częściach naszego kontynentu i traumatyzując się bliższym niż zazwyczaj kontaktem z rówieśniczą grupą odniesienia. A nasz N siedział w domu i odpoczywał. Nawet to lubił.
W tym roku Dziecko miało jednak egzaminy gimnazjalne i zorganizowanego wyjazdu nie zorganizowano. W domu N zapadłą decyzja, żeby gdzieś pojechać na własną rękę. Głownie, żeby dziecko sobie odetchnęło innym powietrzem i spoglądnęło na odmienności kulturowe.
Tu trzeba powiedzieć, że N rezerwuje hotele na wakacje gdzieś w okolicach grudnia. Myśl o wyjeździe, który nie został wystarczająco wcześniej zaplanowany z dużą dokładnością, jest mu obca. I przykra. Zapewne dlatego, że on sam jest zasadniczo przykry dla otoczenia. Tak czy inaczej, N zrobi wszystko, żeby nie znaleźć się w sytuacjach, pięknie opisanych onegdaj przez Pana Maxa. Ani w kraju, ani za granicą.
Niestety, wyjazd zorganizowany dla Dziecka musiał mieć walor edukacyjny, co w ostatecznym rozrachunku skupiło uwagę na tych nielicznych muzeach Europy, których Dziecko nie widziało. Wygrał Madryt. Wygrał głównie dlatego, że N razem z dzieckiem zalicza się do wytrwałych fanów serialu hiszpańskiego Aquí no hay quien viva, którego akcja odbywa się właśnie w Madrycie. Dziecko twierdzi, że serial jest ulubionym głównie przez podobieństwo N do niejakiego Mariano Delgado, ulubionego ich bohatera.
Oczywiście oficjalna wersja była inna i coś w niej napomykano o Goyi, Hopperze i ważnym jubileuszu.
Niestety, z kupowaniem biletów trzeba było długo czekać, albowiem, N jest z tych oszczędnych. Choć się ukrywa. Nieumiejętnie. Można powiedzieć, że nie poskąpi on nigdy grosza, aby choć trochę przyoszczędzić. Ostatecznie udało się jakoś to rozwiązać, do tego stopnia nawet udatnie, że w jedną stronę N leciał, wraz z cała rodziną, tymi samymi samolotami. Żona N i Dziecko mieli bilety elektroniczne, a jemu w ramach oszczędności przysłano bilet papierowy. Z Teksasu. FedExem. Za trzydzieści dolarów.
W nagrodę wracać miał sam i to dzień później. Przyjął to po męsku, jakkolwiek wszyscy wiedzą, że od czasu jak udał się sam jeden do Brukseli, mając zaawansowane zapalenie ucha (które czyniło go głuchym) i nie znając miejscowych języków (co w zasadzie czyniło go niemym), trochę się samotnych podróży boi. Starcze lęki. Czy coś.
Również hotel dał się zarezerwować. N nie byłby sobą, gdyby nie sarkał. Najprzód na nazwę (nigdy nie lubił nigdy imperatorów), wtórnie zaś na to, że jakiś drogowaty. I że nie ma zdjęć pokoi w Internecie. Sarkania na niewiele się zdały, bo żona jego, we świecie daleko bardziej (i częściej) bywała, uznała, że za to w dobrym punkcie jest ten hotel umieszczony, poniekąd przy głównej ulicy. N nie zastanowił się, co to znaczy i się zgodził. Sam sobie winien.
Następnie N zamówił sobie bilety do muzeum, na te ważniejsze wystawy. Drożej niż w kasie, ale bez kolejki. To się jemu podobało. Niesłusznie. Ale nie uprzedzajmy wypadków.
Ostatnie dni przed wyjazdem N spędził na żegnaniu się ze znajomymi i rodziną. W końcu lecieć samolotem, dla mężczyzny w starszym wieku, to nie są przelewki. Jak się zastanowił, to ze zdziwieniem skonstatował, że ostatnimi laty, lata tylko na jeden półwysep. Uznał to za nieporządek i postanowił już tam nie latać. To miał być ostatni raz. Ciekawe…
O obyczajach N, związanych z bezpieczeństwem mieszkania pozostawionego na Grochowie długo by można pisać. Niestety, N stanowczo pisać o tym zabronił, tłumacząc się względami bezpieczeństwa, oraz tym, że to psuje ludzi. Konkretnie miał na myśli pana Wacława, który po opublikowaniu tekstu o prysznicu zaczął się nosić z pańska i nawet do mycia schodów nie zdejmuje kamizelki. Nie trzeba chyba dodawać, że w systemie bezpieczeństwa, starannie wypracowanym przez N i nazywanym przez niego tarczą pan Wacław odgrywa kluczową rolę. Jaką i czym jest wspomagany, tego Pan Y napisać nie może. Względy bezpieczeństwa i zagrożenie wyłączeniem mu nie pozwalają.
Ostatni dzień spędzał N na zajęciach o charakterze politechnicznym, a mianowicie: ładował akumulatory i baterie (telefony, aparaty fotograficzne, słuchawki, PDA), kompletował ładowarki i programował nagrywanie licznych programów telewizyjnych, które oglądnie za miesiąc, albo skasuje.
W wolnej chwili wpadł też do na trochę do pracy, podjąć kilka decyzji, których skutki uwidocznią się za dwa lata. To nawet lepiej, bo zaaferowany podróżą N, od razu zapomniał, co podpisał. I dlaczego.
Starał się wcześnie położyć, ale mu się nie udało. Śniło mu się, że w prysznicu jest zimna woda.
O tym, co się zdarzyło we wtorek, przeczytacie Państwo (jeśli tylko zechcecie), już we wtorek.
Tylko, że w inny.
komentarze
zdążyłem?
notka może dzisiaj będzie, na razie mierzę się z Poldkiem i nie wiem czy zdążę
grześ drugi?
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 05.05.2008 - 20:19Tekst długi i o niczym,
to pewnie, że Grześ jeszcze czyta…
yayco -- 05.05.2008 - 20:23Panie Yayco
Ten N to się jawi jako niezwykle ostrożny człowiek.
A Y się z niego nie natrząsa niekiedy?
Gretchen -- 05.05.2008 - 20:37do Poldka zalazł (i dobrz) także zaraz się odezwie
ja tam za chwile wkleję, a że to będzie tekst o miłości to kiepski będzie, bo jak tu o miłości pisać normalnie?
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 05.05.2008 - 20:37Pani Gretchen,
z tym N to nie jest tak prosto. Jemu cała ostrożność mija jak do samochodu wsiada.
A co Do Pana Y, to wszystko jest wyjaśnione, jak można najlepiej. Zwłaszcza proszę zwrócić uwagę na fragmenty o wolności słowa, rozumianej jako uświadomiona (przez Pana Y) konieczność.
Pozdrawiam, choć w niepamięć nie puszczam
yayco -- 05.05.2008 - 20:41Panie Maxie,
to zawsze chore wariactwo jest.
Ani normalnie tego opisać, ani przeżyć
Pozostaję w oczekiwaniu
yayco -- 05.05.2008 - 20:44Panowie (coś często się tak zwracam zespołowo tutaj)
Dlaczego a także z jakiego powodu wszyscy jadą Grzesiem?
Gretchen -- 05.05.2008 - 20:45Bo grzesiu tworzy klimat
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 05.05.2008 - 20:47A teraz, to ja nawet nie wiem, Pani Gretchen
o co Pani chodzi, z tym Grzesiem.
Pan Max o miłości, a Pani zaraz o Grzesiu?
Coś mi umknęło podczas nieobecności?
yayco -- 05.05.2008 - 20:48Panie Yayco
A czego Pan mi w niepamięć nie puszcza?
Pozdrawiam zatrwożona
Gretchen -- 05.05.2008 - 20:49Panie Yayco
Zlituj się Pan nade mną.
Grześ też wyjechał, tak jak Pan N i Pan Y.
I wielu innych.
Z “jechaniem Grzesiem” idzie o to, że wszyscy piszecie, że piszecie o niczym i że to marne teksty są.
Zupełnie jakbyście coś wiedzieli o pisaniu tekstów o niczym, do tego marnych.
Nie to co ja… Ja coś o tym wiem.
Gretchen -- 05.05.2008 - 20:52Plotkarstwa, Pani Gretchen,
i obnoszenia się, z tym plotkarstwem, po różnych blogach: własnych i cudzych.
Teraz jasne?
yayco -- 05.05.2008 - 20:55Panie Yayco
Tak się zatrwożyłam, że całkiem mnie sparaliżowało.
Ale po chwili odpuściło i pomyślałam, że zapewne chodzi o plotkarstwo.
No to mnie Pan uspokoił.
Choć nie do końca.
I też daje się Pan temu Igle tak podpuścić. Kilka zdań raptem zastanowienia co Pana w świat gna a tu zaraz plotkarstwo…
Gretchen -- 05.05.2008 - 20:59No tak,
człowiek nie może nawet spokojnie od komputra znaczy TXT odejść a już o nim gadają.
grześ -- 05.05.2008 - 21:03I to jak zwykle wszystko przez Maxa.
No, ale nie o tem miało być.
Właściwier to nie wiem o czym miało być, bo w sumie tekst jest jak zwykle taki, że komentarze me mogą tylko pogorszyć wrażenie.
No bo lepiej się nie da.
Chociaż dziś mi to ,,spoglądnie/oglądnie” jakoś zgrzyta. Nie lepiej ,,obejrzy” czy ,,spojrzy” np.?
Ale nieważne.
A ja chwilowo to nawet nie potrafię tekstu o niczym napisać.
Więc wypadam z konkurencji pisania o niczym.
Pani Gretchen,
ja nie wnikam w cudze intymne pogawędki.
Ja sobie jedynie przeczytałem o sobie, na dwóch blogach, po powrocie.
I tyle.
yayco -- 05.05.2008 - 21:04Panie Grzesiu,
czy ja Panu mówię jakich Pan unika liter, jak się Panu spieszy?
No właśnie.
Ale jak będę to drukiem na papierze wydawał, to Pana podnajmę na redaktora. Ma to Pan u mnie jak w banku. Obydwaj będziemy zadowoleni.
A co do obgadywania, to nie Maxa wina. Pani Gretchen ma ostatnio taki przykry nawyk, jak się zdaje…
yayco -- 05.05.2008 - 21:09Panie Yayco
No ja Pana bardzo proszę uprzejmie o wyciągnięcie z tego wniosków pozytywnych.
Widać jak Pana nie ma to choć słów kilka trzeba zamienić.
Gretchen -- 05.05.2008 - 21:09przy meritum bedąć
to zgrabnie się N zabierał,
mnie zastanawia ile z planów stało się rzeczywistością, ile progamów się nagrało, jak Pan Wacław przyjął fakt pozostawienia go jako ostatnią i kluczową instytucję w sys.bezp. tarcza
p.s a to i dobrze że w tym tygodniu wcieczka się nie odbywała bo spać by się nie dało, po zdobyciu mistrzostwa przez Real, czyli jakies tam plusy są
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 05.05.2008 - 21:13Panie Yayco
Ja mam przykry nawyk?
No to oberwałam.
Niewinnie.
Gretchen -- 05.05.2008 - 21:14Grześ
zawsze możesz być Przewodniczącym Żiri
dobra fucha
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 05.05.2008 - 21:17Panie Yayco
czytałem i nawet coś tam dopisałem.
Wszystko było liryczne, ciepłe i przepojone tęsknotą za którymś z Panów, a może nawet i za obydwoma…
W oczekiwaniu na wtorek przyniosłem kilka talerzyków z tapas.
Pod ten kompot jak znalazł...
merlot
merlot -- 05.05.2008 - 21:19Panie Maxie,
proszę nie wyprzedzać wypadków. Wszystko będzie detalicznie opisane.
Za wyjątkiem kopanej piłki, bo proszę wybaczyć, nie wiedziałem nawet o tym Realu.
Całkiem poważnie. Całkiem jestem niezainteresowany sportem.
Nawet jak młody bylem to się nie interesowałem sportem, przez co zdrowia zażywam (jak na mój wiek)
Co do reszty, będę się stopniowo sprawozdawał.
Pozdrawiam
yayco -- 05.05.2008 - 21:31Pani Gretchen,
proszę wybaczyć, ale niewinne to siedzą w Fordonie, o ile mnie pamięć nie myli.
Pani jest za inteligentna na niewinność.
yayco -- 05.05.2008 - 21:34to i dobrze
nadmierna ciekawość to krok do plotkarstwa, trza się hamować :)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 05.05.2008 - 21:39Panie Yayco
Ja widzę, że Pan ma taką umiejętność, że coś Pan powie a odbiorca (czyli ja jak raz) to już sam nie wie czy to jest komplement czy coś innego, o zgoła innym zabarwieniu.
Pozdrawiam oszołomiona delikatnie
Gretchen -- 05.05.2008 - 21:42Panie Merlocie: tapas?
u nas na Pradze to to pierwsze się nazywało ser i kiełbasa. Tylko myśmy bułkę wrocławską stosowali.
To drugie, to bodaj kartofle z ketchupem, a na trzecim zdjęciu dostrzegam jajko na twardo, z tzw. awanturką.
Zadziwił mnie Pan. Nie wiedziałem dotychczas, że tapas jadałem na imprezach dla młodzieży… I to kilkadziesiąt lat temu…
O tapasach chyba też coś będzie , ale niewiele…
Pozdrawiam
yayco -- 03.07.2008 - 08:21Pani Gretchen,
obiecuję Pani, że jak to nie będzie komplement, to się Pani łatwo zorientuje.
yayco -- 05.05.2008 - 21:48Panie Yayco
To będę mogła spokojnie zjeść kolację...
Wiem, że godzina na kolację raczej ponura ale tak to bywa jak się jest zbytdużopracującąkobietą.
Gretchen -- 05.05.2008 - 21:54A Pani, Pani Gretchen,
to tak dużo pracuje komuś na złość, czy z zamiłowania?
Pozdrawiam, z wyrazem na twarzy
yayco -- 05.05.2008 - 22:00Panie Yayco
Z zamiłowania.
Niestety.
Na złość to tyle aż by mi się nie chciało.
Mimo, że charakter mam wredny.
Pozdrawiam pędząc do talerza
Gretchen -- 05.05.2008 - 22:07Niech się Pani nie wywali aby,
bo bardzo bylibyśmy smutni.
Zapewne.
yayco -- 05.05.2008 - 22:16...
...
Magia -- 26.09.2008 - 01:20Pani Magio,
ciąg dalszy się właśnie rodzi w bólu i znoju. N sarka już teraz.
Cieszę się, znajdując Panią w zdrowiu i przy dowcipie
yayco -- 06.05.2008 - 11:30Panie Yayco
nie wiem czemu dopoero teraz zauwazyłem tagi, o to na przykład: paranoje moje i twoje
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 11:34Panie Maxie,
sprawił mi Pan przykrość. Ja wkładam w tagi wiele serca.
Pozdrawiam jednakże
yayco -- 06.05.2008 - 11:44też mi przykro
ale sie zrefleftowałem , także nie jestem jeszcze chyba stracony, na przyszłość zacznę od tagów
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 12:06Panie Maxie,
dziękuję Panu za dojrzałą postawę!
Pozdrawiam
yayco -- 06.05.2008 - 12:19Prawą i Obywatelską - postawą - dziekuję
a korzystając z gościnności pozdrawiam Pana/Pania z Santo Domingo, co tez gościli na tym blogu.
To chyba nie prof.Sadurski na urlopie?
pozdrawiam
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 12:35Czyżby znowu polska pomoc?
No to mamy przechlapane. Zaraz się odezwą media na Jamajce.
Pozdrawiam poweekendowo
PS. A jakichś zdjęć z wycieczek z długiego weekendu nie będzie, Szanowny Maxie?
Lorenzo -- 06.05.2008 - 12:48Lorenzo
są:)
znaczy sie ze spaceru do kiepska pogoda na wyjazd była:)
notka “Za rogiem”, tytuł dziwny no ale nie będe zmieniał
p.s Lepiej swoje wrzuć :)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 12:53Wrzucić to ja mogę, Szanowny Maxie,
tylko nie umiem. Nawet zrobiłem kilka telefonem, ale musze udac się na korepetycje do dziecka (jesli wie, jak to zrobić). Musze z telefonu na komputer (czyli wysłać, ale co?). A potem to już czarna dziura:-)
Pozdrawiam smutno
PS. Ale jak się raz nauczę, to ho,ho!
Lorenzo -- 06.05.2008 - 13:28Lorenzo
jakbym zaczął wyliczać czego się nauczyłem dzięki blogom, to notki by zabrakło:)
sztuki szpachlowania i bielenia poszukuję pilnie:)
p.s masz blutufa w laptopie? albo kabel służacy do połącznia telefonu z kompem?
jak coś to pisz, wszak ja komórką wszystko robię:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 13:37Jedyne na co wpadłem, drogi Maxie,
to możliwośc kooperacji. W pracy mam Maka, więc o blutufach chyba mowy nie ma. A co ma mój laptop w domu (albo laptop córki) to nie mam bladego pojęcia. Kabelek chyba miałem, ale pewnie się gdzies zagubił wśród tysiecy innych kabelków, …adowarek etc.
A co do kooperacji, to zauważyłem, że zdjęcia zrobione komórką mogę wysłać. Tobie. A opis wysłać mailem. Zreszta wszystkie zdjęcia sa widokiem z mojej hacjendy.
Pozdrawiam
Lorenzo -- 06.05.2008 - 13:48Lorenzo
ok. wyslij, mam pomysł co dalej:)
także opisów na razie nie wysyłaj:)
co do Maka to podejrzewam że ma BL wbudowanego
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 13:53Szanowni Panowie,
a może ktoś by popełnił wpis ogólno wspierający dla niekumatych?
Panie Maxie, zrób Pan takie cóś ogólne: Jak to się robi?
Albo niech ten dany Sergiusz odrębny kawałek forum na takie samouczki wygospodaruje, gdzie każden jeden sierota będzie mógl bezwstydnie swoją ignorancję obnażyć i o zmiłowanie prosić.
Sam bym się chętnie dowiedział, dlaczego mojego Olympusa Vista nie widzi.
Choć zapewne doczekałbym się prostej odpowiedzi, żeby sobie komputer z ogryzkiem zanabyć.
Ale zawsze to by jakaś nadzieja (niezależnie od plotek o jej prowadzeniu) była.
I mam wrażenie, że będzie się to cieszyło wielką poczytnością
Pozdrawiam
yayco -- 06.05.2008 - 14:44Jestem za, Szanowny Panie Yayco,
bo ja też niekumaty jestem w tych kwestiach. A co do Visty, to moim współpracownicy twierdzą, że ona w ogóle jakaś taka niewidząca jest. Choć te zdjęcia co Pan zamieściłeś, to ładnie widać.
Pozdrawiam współczująco
Lorenzo -- 06.05.2008 - 14:50Panie Lorenzo,
pana współpracownicy nie wiedzą chyba, co mówią i powtarzają, co słyszeli. Rok temu.
Mój aparat widzą wszystkie Visty w domu (a jest ich kilka) poza moją.
Ja mam cóś nachachmęcone i tyle.
Pozdrawiam
yayco -- 06.05.2008 - 15:08Panowie
co do Visty, to kompletnie nie mam pojecia co i jak.
jak Sergiusz podejmie temat to chćetnie swoje uwagi podrzucę, jako samozwańczy praktyk-wklejacz fotek
Panie Yayco, a może wejście na kabelek ma Pan skopane i dlatego komputer nie widzi aparatu?
Skoro na innych Vistach działa, to tylko takie mi przychodzi podejrzenie
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 06.05.2008 - 15:19Pewnie ma Pan rację, Panie Yayco.
Zreszta oni nie od Visty, a od paliw są. I niech już tak pozostanie. A Pańską opinię pozwolę sobie im przekazać – niech się nie wymądrzają:-))
Pozdrawiam kostycznie
Lorenzo -- 06.05.2008 - 15:20Panie Lorenzo,
ja nie mogę o wyrobach MS nic złego powiedzieć. Uwierz mi Pan na słowo: nie mogę.
A co myślę, to też nie mogę napisać.
Pozostaję z szacunkiem
yayco -- 06.05.2008 - 15:22Panie Maxie,
niestety nie jest tak, bo cholernych gniazdek USB mam w pudle 8, a nadto inne aparaty i urządzenia są ładnie widziane. Coś musiałem nacisnąć nie tak. Obawiam się, że mi firewall, albo antywirus, albo inny antyszpioński program, których od paranoi mam naustawiane mi to blokuje.
Ale to nie jest jakiś straszny problem, bo zawsze mogę drugi system uruchomić, albo sobie od Dziecka po skrętce przerzucić.
A dział samopomocowo-techniczny by się przydał.
Pozdrawiam starannie
yayco -- 06.05.2008 - 15:26Szanowny Panie Yayco
też jestem zwolennikiem Maków. Rzecz jednak w mojej indolencji. Wystarczy, że z Pańskiej odpowiedzi Maxowi zrozumiałem tylko duże litery, kropki i przecinki.
Pozdrawiam skruszony (a właściwie nadgryziony zębem czasu)
Lorenzo -- 06.05.2008 - 15:34A ja, Panie Lorenzo,
ogryzków nie lubię.
Choć przyznam, że to fajny jest gadget, jak ktoś chce mieć święty spokój.
Dziecko mówi, że są ładne. Ale to akurat dla mnie nie stanowi. W przypadku komputerów.
Pozdrawiam zachowawczo
yayco -- 06.05.2008 - 15:46W kwestii ogryzkow
nie dam się sprowokować.
Mogę o szarlotce, albo o calvadosie. W najgorszym razie o japcoku.
Pozdrawiam zdalnie przez bluetooth (wbudowany)
merlot -- 06.05.2008 - 16:52Panie Merlocie,
a jest się tak czym chwalić?
Każdy jeden telefon ma wbudowany.
A alpagach już było, a calvadosu nie pijam, bo francuski.
Co do szarlotki, to faktycznie zdarzają się niezłe…
yayco -- 06.05.2008 - 17:03Hm, ja oczywiście
tych pojęć komputerowo-fotograficznych nie rozumiem w ogóle, ale usłyszałem coś o calvadosie.
Tyż nie piję, znaczy nie piłem nigdy, ale mi się kojarzy z ,,Łukiem Triumfalnym” Remarque’a.
Klimatyczne choć trochę patetycznie kiczowate, ale dobra rzecz w sumie.
Pozdrówka
grześ -- 06.05.2008 - 17:08Panie Grzesiu,
czy Pan może ma trudny okres?
Się pytam, bo się pan wycofał jakoś na z góry określone alkoholowe pozycje. Wszystko się panu ze spożyciem kojarzy. Dobrze, że chociaż w literackim kontekście.
Ale żeby w kręgu Pana zainteresowań zawodowo-literackich pozostać, to powiem, że ja Remarka nie lubię, bo mi się zanadto z Francją kojarzy.
Pewnie niesłusznie, ale sam Pan wie jaka jest siła stereotypów…
Pozdrawiam, bawiąc się korkiem
yayco -- 06.05.2008 - 17:19No niesłusznie, bo
w sumie z Niemcami bardziej
Choć akurat niemieccy pisarze różni to Francją się fascynowali bardzo, Heine choćby.
A Remarque, trochę czytałem kilka lat temu, nie zachwycił tak bym przeczytał wszystko, ale z 5-7 powieści znam.
Niektóre nudziły, ,,Łuk triumfalny” to akurat jedna z tych, co bardziej się podobały mi.
Pozdrówka
grześ -- 06.05.2008 - 17:25Ja wiem, że z Niemcami, Panie Grzesiu
tylko sobie robię jaja z jego lekkiej, choćby w zmianie nazwiska się przejawiającej, fascynacji Francją.
Pozdrawiam, jak zwykle ciesząc się Pańską kompetencją
yayco -- 06.05.2008 - 17:48Ja wiem, że pan wie
ale jak zwykle piszę oczywistości.
Normalne u mnie.
Pozdrawiam nie ciesząc się zbytnio kompetencją swoją, bo jej nie ma za bardzo.
I już znikam.
grześ -- 06.05.2008 - 17:54Panie Yayco
A ja lubię calvados i owszem.
I te z ogryzkiem też lubię choć nie mam, ale pracuję nad tym (nie mylić z “pracuję na to” bo mogłoby mi życia nie starczyć...).
Idę poczytać co Pan pisze w nowym tekście.
Pozdrawiam niepewnie
Gretchen -- 06.05.2008 - 19:31Pani Gretchen,
Pani ma złe upodobania i niewłaściwie wyznaczone cele. Choć z drugiej strony, Ogryzki przynajmniej są łatwe w obsłudze.
Ale to tylko moja opinia
Pozostaję w skupieniu
yayco -- 06.05.2008 - 19:59Ślag jaśnisty mię
trafia kiedy czytam popędzany brakiem czasu,różne te i tamte sprawy rozpoczete i nie wpół zakończone,wrrr!
A pod tym testem naliczyłby tak sobie cirka z 7 różności.
No nic przyjdzie może czas podocinać niektórym!
Wogóle i w szczególe to Wszystkim cieplutko i serdecznie pozdrawiam!!
Zenek -- 07.05.2008 - 04:39Panie Zenku,
miło, że pan zajrzał, bo Pańska przedłużająca się nieobecność nazbyt już zdaje się być bolesną
Pozdrawiam serdecznie
yayco -- 07.05.2008 - 08:40Zenek
kfiatki przynajmniej byś wstawił...
(proszę wybaczyć Panie Yayco, wiem że to kosztem alergii, ale tylko ten raz:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 07.05.2008 - 08:43