Naszło mnie dziś z samego rana, aby napisać kilka prawd banalnych. Takich, które są oczywistą oczywistością. Trochę byłem zajęty, więc mi się zeszło. Przepraszam.
A zaczęło się od tego, że zaraz po moim śniadaniu zadzwonił kolega i się uskarżył, że jechał niedaleko mnie i zapłacił mandat. Bo myślał, że jak coś się nazywa „rondo” to jest rondem. Oczywiście, że nie myślał. Wydawało mu się. Powspółczułem mu troszeczkę, a on zakończył rozmowę słowami takimi:
- Wiesz, ale co nagadałem temu gliniarzowi, to moje!
No tak.
Pomyślałem, pijąc poranną herbatę, że ja sam, to muszę się wysilić, żeby przypomnieć sobie, kiedy to ostatnio zapłaciłem mandat. Chyba trzy lata temu. Bo że zapłaciłem siedem lat temu i mnie za to policjant przeprosił, to pamiętam dokładnie. Chociaż byłem potem wielokrotnie zatrzymywany przez policję drogową. Zawsze z tego samego tytułu: przekroczenie dozwolonej prędkości. Moje ulubione naruszenie prawa, wstyd przyznać. Tak mam, ale nie czynię sobie z tego tytułu do chwały.
I, żeby była jasność, nie dałem nigdy w łapę. To już kwestia zasad.
Dlaczego nie płacę mandatów? Myślę, że można do tego problemu podejść na dwa sposoby. Pierwsza hipoteza jest taka, że mam szczęście. To, co inni mają w kartach, albo u kobiet, ja mam w mandatach. Po prostu dziki fart, do którego dorabiam sobie teorie. Bardzo to jest prawdopodobne. Jeśli przyjmiemy powyższe założenie, to reszta tekstu nie ma sensu. Proszę dalej nie czytać.
Tyle tylko, ze każdy z nas lubi widzieć świat, jako powolny jego sprawczemu działaniu. Ja też. Lubię wyobrażać sobie, że niepłacenie mandatów jest skutkiem określonych działań. Zamierzonych, konsekwentnych i powtarzalnych.
Zobaczmy, zatem, jak to wygląda. Zazwyczaj tak, że jadę sobie przez piękny nasz kraj i podziwiam cuda przyrody. Widoczność dobra, żadnych zagrożeń. No i nie chce mi się we wsi zwolnić. A we wsi na drogę wychodzi elegancko ubrany facet w czapce, nierzadko pod krawatem, i macha, żebym się zatrzymał. To się zatrzymuję.
Teraz to sama przyjemność, bo się siedzi w samochodzie, a władza kuca. Dawniej było odwrotnie i nieprzyjemnie. Ale zdobyczy demokracji nie oddamy.
Pierwszy odruch władzy na mój widok jest przykry. Wyglądam trochę tak, jakby ten samochód był mój od niedawna. Tak z kwadrans. Ale władza się opanowuje, prosi o papiery i zadaje słuszne pytanie:
- Czy wie pan, panie kierowco, dlaczego Pana zatrzymałem?
I to jest pierwszy moment krytyczny.
Naturalną skłonnością człowieka jest sprzeciw. Nie wiem, nie rozumiem, czego się czepisz, durak ty? Błąd. Skoro zatrzymał, to miał powód. I ja go znam. On jest zawsze taki sam. Ja nie przejeżdżam na czerwonym, nie wyprzedzam gdzie nie wolno. Nie i już. Tylko to jedno. Moje ulubione…
- Tak, wiem – mówię smutnym głosem i równie smutno uśmiecham się do pana policjanta. W międzyczasie okazuje się, że papiery się zgadzają z samochodem i ze mną. To poprawia ogólną atmosferę.
- Jechał pan zbyt szybko – informuje mnie strażnik bezpieczeństwa drogowego.
Chciałoby się powiedzieć : - A wcale! Może szybciej niż wolno, ale przecież nie za szybko! No, bo niby, że fakt: samochód przeglądnięty, hamulce sprawne, lampki się świecą jak… No świecą się wszystkie i już. W ogólności to niezły wózek jest. Powietrze krystaliczne i sucha nawierzchnia przyzwoitej jakości (bo na dziurach i w czasie zjawisk meteorologicznych, to ja jeżdżę wolniej).
- Tak, wiem. Przepraszam.
Słowo przepraszam jest cudowne z natury. A policjanci rzadko je słyszą. Podobnie do większości z nas. To słowo jest niezbędne zawsze, chociaż dalszy ciąg rozmowy jest zróżnicowany.
Najgorszy, choć przyznam coraz rzadszy scenariusz jest taki, że policjant zadaje tak zwane „pytanie otwierające”: - I co ja mam z panem zrobić, panie kierowco?
To nawet nie musi być propozycja korupcyjna, ale czasem jest. Dlatego ja odpowiadam, wykazując znajomość prawa o ruchu drogowym:- Pouczyć?
Jest to sugestia delikatna, zadana w formie pytająco – proszalnej. Dobrze jest poćwiczyć w rozmowach z żoną. W zasadzie reguły są identyczne, a nasza pozycja równie mizerna. I tak samo do wygrania.
Jeśli to była propozycja korupcyjna, to policjant jest zbity z tropu, że trafił na takiego jełopę, co nie zrozumiał. A wprost boi się zaproponować, bo to dzisiaj nic nie wiadomo, psiakrew. Jeśli nie, to też, choć z innego powodu. Nawet uczciwy policjant wie jak jest, i spodziewa się, że to my coś zaproponujemy. A on nas wyśmieje i ukarze surowo. A tu nic z tych rzeczy.
Inne scenariusze są bardziej przyjazne (najlepszy jest taki z otwarciem : - A gdzie pan pracuje, bo nic tak ludzi nie łączy jak strefa budżetowa), ale nasze zachowania i wypowiedzi zawsze powinny być podporządkowane kilku niewzruszalnym regułom
Po pierwsze, policjant zawsze ma rację (no chyba, ze przypadkiem mamy nagranie, jak to było naprawdę).
Po drugie, przyznajemy się do winy. Bezwzględnie. Z powodu, że po pierwsze policjant ma zawsze rację. Oczywiście, jeśli jesteśmy bogatym emerytem i mamy pieniaczy charakter, to możemy się zdecydować na drogę sądową. Ale po pierwsze to długo trwa (warto być zdrowym emerytem), a po drugie tam też raczej słuchają policjantów. Bo, niby, czemu nie?
Po trzecie , mamy czas na to, aby wysłuchać wszystko, co ma nam do powiedzenia. Jak powiemy, że nam się śpieszy, to poza surową karą otrzymamy jeszcze długi wykład . I się spóźnimy.
Po czwarte, zawsze jedziemy do pracy. To ważne. Pan policjant jest w pracy i jak każdego normalnego człowieka , boli to jego bardzo. Jak widzi uśmiechniętego plażowicza, to trudno mu o obiektywizm. Oczywiście czasem trudno znaleźć pracę zdatną do podania w upalne niedzielne popołudnie. Ale jak się chce, to można. On jest w pracy, my jedziemy do pracy. Tak buduje się więź klasowa. A przynajmniej współczucie. Zwłaszcza w słoneczną niedzielę.
Po piąte, w razie obecności innej osoby w samochodzie, jest ona chora. Nie, żeby umierała, bo od tego są karetki. Źle się czuje, a my idiotycznie i bezmyślnie, chcieliśmy skrócić jej czas podróży do domu. Jest nam przykro, że z tak błahego powodu zmusiliśmy pana policjanta do tego, żeby nas naprostował.
Po szóste, oczywiście pogodzimy się z każdą decyzją pana policjanta, ale przecież możemy go zapytać, czy by nas nie pouczył. Nawet, jeśli on zaproponuje coś innego. Zwłaszcza wtedy.
Zawód policjanta jest nerwowy. Piszę to bez żadnej złośliwości. Taki jest. Stres pogania stres. Policjant nie często spotyka ludzi, którzy są dlań mili. Zatrzymywani naruszyciele porządku drogowego są źli na zatrzymujących, mają pretensję. Krzyczą , że drogi są dziurawe i że znaki są źle postawione (bo są). Wymyślają nieinteresujące historie, rozpoczynające się zazwyczaj - Pan nie wiesz, kto ja jestem i mój szwagier jest naczelnikiem w Czerwińsku.
Człowiek otoczony agresją, przyzwyczaja się do niej. I odpowiada agresywnie. Czasem zanim zostanie zaatakowany. Nie trzeba być policjantem, żeby tak mieć.
Ale policjant ma szczególne uprawnienia i to go wyróżnia.
Kiedy policjant niespodziewani spotyka na swej drodze osobę, która jest grzeczna, która mówi mu, że to on ma rację, to jest mu miło. Jest zaskoczony, zbity z tropu, ale zadowolony. Zadowolony człowiek chce, żeby byli inni też byli zadowoleni. Na przykład ja. Bo co mu szkodzi, w końcu.
Czy to działa zawsze? Żadnych gwarancji, ale dla mnie – prawie. Nawet ten ostatni mandat, z przed trzech lat, zasadniczo się zmniejszył w czasie rozmowy. Trzykrotnie. I punktów mniej mi się dostało. Działa.
Chyba po prostu tak jest, że przeciętni ludzie, poza wyjątkami sytuacyjnymi (wrzody, zęby, bo to zła kobieta była, albo on znowu nie wrócił na noc, nie są skłonni do nadmiernej agresji. W szczególności dotyczy to policjantów.
Ponieważ już z mglistej dali wylania się upalny weekend, myślę, że warto życzyć sobie i innym życzliwych policjantów. Ale, gdyby było to konieczne, warto pamiętać o tym by także im swoją życzliwość zaoferować. Policjantom życzę, zatem analogicznie: życzliwych kierowców.
[EDIT- 5 października 2008] Ta notka ukazała się w blogu sygnowanym przez niejakiego N. Projekt ten został jednak przeze mnie uznany za nonsensowny i w efekcie zaniechany, a w konsekwencji zamknięty.
komentarze
W ogóle to jest tak, Panie NN,
że jak człowiek miły i uprzejmy to mu trudno (albo nawet w przykro) dać... mandat. I nie tylko. Znaczy się, idzie mi równiez o inne sytuacje życiowe. No, może poza małżeństwem, ale to kwestia indywidualna.
Pozdrawiam pojednawczo
PS. Widzę, że się na pierwszego załapałem
Lorenzo -- 04.09.2008 - 16:57Panie Lorenzo,
to prawda, Co pan mówi. Fundamentalna.
Ale i dodać można : i vice versa, proszę Pana, i vice versa...
A czemu się Pan jednać chce ze mną, wcale niepogniewanym, to ja nie rozumiem
Serdeczności załączam rozliczne
niejaki N -- 04.09.2008 - 17:02A ja kiedyś spotkałem
uprzejmego milicjanta.
Bo to za komuny było.
Pod Gryficami.
Zwrócił mi uwagę, ze mam źle wkręconą żarówkę i mogę oślepiać innych.
Igła -- 04.09.2008 - 17:05I jak zobaczył że ja stanąłem w słup to sam mi ją zmienił.
A może to był marsjanin?
Panie Igło,
nie sądzę, żeby to był Marsjanin.
Ot: dobry człowiek miał dobry dzień i Pański dzień poprawił, przy okazji.
Pozdrawiam, z życzliwym uśmiechem
niejaki N -- 04.09.2008 - 17:09Jakoś tak, Panie NN,
mnie po krótkim urlopie napadlo, że wszystkim dobrego samopoczucia ciągle życzę. Tudzież bardzo pojednawczy jestem w stosunku do wszystkich, co cięgiem podkreślam.
W nalóg jakis wpadlem czy co? Czy to jest uleczalne, Panie NN? Pan jako ten co omal nie z Wroclawia zapewne będzie wiedzial.
Pozdrawiam więc nieśpiesznie
Lorenzo -- 04.09.2008 - 18:53Panie Lorenzo,
nie wiem. Ja nawet faktycznie byłem z Wrocławia, ale bardzo krótko, więc nawet nie wiem, na co ten Wrocław miałby pomagać.
Ale, co do zasady, to chyba to groźne nie jest. Byle by się Pan nie jednał nadmiernie z przedstawicielkami płci nadobnej, bo to rodzinnie u Pana może nie być dobrze widziane.
Ja w dawniejszych czasach miałem takie stany, po alkoholu, wstyd się przyznać. Pewnie sam Pan zgadł, że moja żona zanadto zadowolona wtedy nie była.
A z pozdrowieniami, to rzeczywiście, nie ma się co śpieszyć. Niech trwają.
Pozostaję z szacunkiem i uznaniem
niejaki N -- 04.09.2008 - 19:10Panie NN
Czy Pan aby tu ludzi nie uczy jak manipulować innymi, hę?
I nie dzieli się sprawdzonymi w praktyce takowymi sposobami, hę?
Zostawmy.
Pamiętam jak kiedyś, zobaczywszy z daleka autobus, przebiegłam w pogoni za nim co prawda w miejscu dozwolonym, ale akurat sygnalizator świetlny świecił na czerwono.
Nastrój miałam w ogólności bardziej niż ponury, co związane było z dość paskudnymi kłopotami, ale ja nie o tym.
Przebiegając, wbiegłam na policjanta.
Zima, ciemno, śnieg sypie – co on tam robił?
Autobus się zbliża…
Następny za dwadzieścia minut…
A policjant pogawędkę rozpoczyna, że… no wiadomo przecież.
Ja z ogólnej rozpaczy życiowej, oraz tej bardziej namacalnej w postaci już prawie uciekającego czewonego pojazdu, musiałam zrobić minę skrzywdzonego jamnika.
I wyjęczłam, że autobus, że następny za dwa dni będzie, że nie chciałam, ale zimno.
I mnie puścił wolno.
Ot.
Gretchen -- 04.09.2008 - 20:19Znaczy nie zniewolił
Pani?
Igła -- 04.09.2008 - 20:22Ot frajer.
Panie Igło
A kto by chciał zniewolić kobietę z miną jamnika?
Gretchen -- 04.09.2008 - 20:25Pani Gretchen,
ja już nawet nie chciałem pisać o Pani sugestiach.
Stanowczo się jednak muszę odciąć od zarzutu manipulacji.
Gdyby zaś chciała Pani kiedyś porozmawiać o socjotechnice… To rzecz druga.
Zwłaszcza zaś o socjotechnicznych skutkach przybierania miny jamnika, wobec przedstawiciela sił ładu i uporządkowania.
Jak czytam, to co Pani u mnie na blogu wypisuje, to ja myśleć zaczynam, że Pani jest przebrany facet.
Pani niszczy idee równościowe i jeszcze się pani śmieje. Sufrażystki się w grobach przewracają, aż łomot idzie.
Kobiety, proszę Pani od wieków walczyły o równe prawo do bycia pouczanymi w zawieje i w spiekoty. A Pani co? Mina jamnika?
Już nawet nie chcę myśleć, co by Pani pokazała latem.
Sabotaż to jest, proszę Pani Gretchen. Ja zaraz zadzwonię do znajomej feministki chyba.
Pozdrawiam niepewnie
niejaki N -- 04.09.2008 - 20:53Panie N
najnowsza moja stycznośc z policją była taka że podobno wyprzedzałem a linia ciągła dopiero się zaczynała kończyć . Pan policjant jechał przede mną (spryciaż zaczaił się przed tirem)
nieoznakowany był to i się zatrzymałem
200 plus 6
spokojnie i grzecznie przyznawszy się do winy (lekko klucząc) pan władza sprawdził że do domu mam jeszcze 40 km czylim nie swój. No ale że do pracy codziennie tą samą trasą, że znam że wiem, a on do mnie (zachowuję orginalną wymowę)
Panie Max i co ja z panem mam zrobić?
:)))
Zeszlismy na moje miejsce zamieszkania i sądsiadów co podobno sa jego kolegami:
A znasz pan panie Max Nowaka?
A z których bo u nas jak mrówków?
Tego Andrzeja?
Co mam nie znać (o kim on do mnie?)
Dalej robi w urzędzie?
Co ma nie robić...
Jedź pan Panie Max, tylko…
:)))
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 04.09.2008 - 20:59Panie Maxie,
bardzo rozsądne modus operandi moim zdaniem, przydatne w okolicach, gdzie znajomość posiada jeszcze pozytywny sens i społeczną konsekwencję.
Pozdrawiam, zazdroszcząc
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:08Panie NN
O jakich moich sugestiach Pan pisać nie chciał?
A o socjotechnice chętnie, bardzo chętnie. Manipulacja się w nich pięknie mieści, a to temat jest nadzwyczajny wszak.
Nawet się zastanawiałam czy tekstu o manipulacji nie napisać, ale odrzuciłam ten pomysł.
W Pana rozumowaniu tkwi jeden błąd – ja nie przybrałam miny jamnika (skrzywdzonego) ja ją w tamtym czasie miałam na stałe.
Latem proszę Pana, to zapewne ten policjant już zobaczyłby zupełnie inny wyraz na mojej twarzy, bo o twarz Panu szło nieprawdaż?
Ja przebranym facetem miałabym się okazać? To całkiem zmyślne przebranie by było.
I proszę sobie uprzytomnić, że na tym przyjaznym portalu txt, to są dwie takie osoby, co idee równościowe w wymiarach rozmaitych z ziemią równają.
Jedną z nich jestem ja.
Drugą niejaki Y.
P.S Lepiej niech Pan smsa wyśle do tej znajomej feministki. Kiedy ona zadzwoni to Panu się jakoś te minuty przeliczą. Czysty zysk proszę niejakiego N
Gretchen -- 04.09.2008 - 21:10W sile tkwi też
ten regionalizm,
dlatego to metoda zawodna,
ale warto wiedzieć:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 04.09.2008 - 21:10Max
Ty kłamczuchu! :))))
Gretchen -- 04.09.2008 - 21:11Pani Gretchen,
pani chyba na lekcjach nie uważała, jeśli Pani myli socjotechnikę z manipulacją. Albo Pani jest profesor Winczorek przebrany, bo on też tak myli. Jeśli tak, to przekazuje wyrazy uszanowania i stwierdzam, że wszystko się zgadza.
Mina jamnika na stałe? No cóż, to wyjaśnia kwestie poruszane przez Panią w innym miejscu, a tyczące niejakiego podejrzenia, jakim jest Pani darzona po sklepach. Też bym Panią podejrzewał o najgorsze. O zjedzenie jamnika, to już co najmniej.
A idee równościowe to są piękne proszę Pani. Chociaż muszę się zgodzić, że niepraktyczne.
Za poradę w sprawie smsu dziękuję, to niegłupi jest pomysł. Ale powiem Pani, że już się rozniosło między znajomymi i dzisiaj moja delikatna sugestia, żeby do mnie zadzwonić spotkała się z wyśmianiem. Takie są skutki tego, że się człowiek chce doświadczeniem podzielić.
Pozdrawiam, zastanawiając się o co mi szło i dokąd się udało
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:22Widzi Pan , Panie Maxie,
ja na warszawskich numerach jeżdżę, co czyni mnie w oczach każdego policjanta poza województwem mazowieckim, kierowcą gorszej kategorii. A się wybraniam jakoś.
Zresztą w mazowieckim jest trudniej. Ten mandat to dostałem, trzy lata temu, jak raz w Żelazowej Woli. MOżliwe, że to przez tą żałobną muzykę, co tam wciąż dla Japończyków grają.
Pozdrawiam
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:27Gretchen
jaki kłamczuch?
prosze zaprotokołować: znam Rona Asmusa, naprawdę:)
p.s Andrzeja znam, znaczy widziałem w życiu parę razy :)
prezes,traktor,redaktor
max -- 04.09.2008 - 21:29Panie N
też jeżdziłem,
firmowymi
nie pomagało ale nie przeszkadzało,
bardziej w samej jeżdzie po Krakowie:))
prezes,traktor,redaktor
max -- 04.09.2008 - 21:32Moim zdaniem
Zaznaczam, że skromnym, to kobiety powinny płacić mandaty jako podatek zryczałtowany od momentu podjęcia pracy aż do emerytury.
Za to, że są oraz za to że prześladują ludzi.
Igła -- 04.09.2008 - 21:32Ale feministki to bym zwolnił z płacenia, ze względu na ułomność pewną.
Panie NN
Ja nie mylę, jedynie stwierdzam, że manipulacja jest jednym ze sposobów, z tego samego worka.
Ma Pan odmienne zdanie?
Jednocześnie stanowczo oświadczam, że nie jestem Profesorem Winczorkiem.
Te Pańskie podejrzenia, że ja jestem jednak mężczyzną są naprawdę ekscytujące…
Co do jamniczej miny, to przecież piszę wyraźnie, że związana była z życiowym kryzysem. Nie mam tak na stałe, może mi Pan wierzyć.
A do tego, że się mnie o najgorsze podejrzewa to się już przyzwyczaiłam.
Dla równowagi znam wiele osób, które podejrzewają mnie o najlepsze.
Tych się trzymam.
Gretchen -- 04.09.2008 - 21:33max
A no to chiba, że tak.
Wycofuję.
Mogę też publicznie przeprosić, jeśli sobie życzysz?
:)
Gretchen -- 04.09.2008 - 21:36Panie Igło
Czy ja, na ten przykład weźmy, Pana prześladuję?
Co prawda jest takie podejrzenie, że ja jestem przebranym facetem , ale to się z nieznajomości mojej nieskromnej osoby bierze.
No niech Pan sam powie, czy ja mogłabym być mężczyzną?
Gretchen -- 04.09.2008 - 21:38Panie Igło,
popieram wniosek, zaznaczając, że zamiast zryczałtowanego podatku może być szarwark.
I dla feministek też, bo im się równe traktowanie należy.
A ja jestem przeciw dyskryminacji stanowczo!
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:43Myślę, że
mogłaby pani być facetem.
Tylko tata z mamą coś przekombinowali..
Ciekawi mnie też jakie to pani mogła mieć życiowe zawirowania, że pani w jamnika się zamieniała?
Podobno jamniki to mają problemy z kręgosłupem, ostatnio dużo w psich lecznicach przebywałem to wiem.
Słyszałem też, ze pani sąsiadów nie lubi i ich pani podkurza, to może przez to?
Mojej córce to pryszcz na nosie wyskoczył i to jest problem życiowy, poważny, a nie tam jakieś panine fanaberie.
Igła -- 04.09.2008 - 21:44Przyjmuję do wiadomości
i do stosowania:)
Dymitr Bagiński -- 04.09.2008 - 21:46Szarwark
mi pasuje a jeszcze lepiej podwody.
Igła -- 04.09.2008 - 21:47Mógłbym wtedy piwo popijać w podróży i se gazetę poczytać a nie ustępować miejsca kobitom przy kości i w leciech.
Myli się Pani, Pani Gretchen,
manipulacja jest co najwyżej chałupniczą, amatorską socjotechniką. Socjotechniki to w istocie zbiory zaleceń (dyrektyw praktycznych) wziętych z praktycznych nauk społecznych. Trochę upraszczam. Socjotechnika jest zatem naukowa bardziej.
I jeszcze jedna jest różnica. Socjotechnika wyznacza sobie granice etyczne, których przekroczenie jest dyskwalifikujące.
Co do Pani uwikłań społeczno-ocennych, to nie zrozumiałem. W każdym razie zaś uważam, że jest Pani niesprawiedliwa, uważając podejrzenie o to, że jest Pani profesorem Winczorkiem, za podejrzewanie Pani o najgorsze.
To bardzo przyzwoity i sympatyczny w sobie jest profesor, choć czasem dziwne rzeczy mówi i pisze.
Pozdrawiam
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:51Gretchen
eee, tam
każdemu zdaża się błądzić:)))
prezes,traktor,redaktor
max -- 04.09.2008 - 21:52Panie Maxie,
podziwiam Pana.
W Krakowie to ja bym się nawet nie odważył...
Pozdrowienia
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:56Panie Igło,
to zaczynamy dochodzić do konstruktywnego kompromisu.
A co by Pan powiedział na dobrze przemyślaną i sensownie zaplanowana tłokę?
Pozostaję w ciekawośći
niejaki N -- 04.09.2008 - 21:58Panie Dymitrze,
ale proszę uważać, bo ja gwarancji nie daję. Kiedyś jeden znajomy, co mu też tak tłumaczyłem nieco przesadził i poznał w ten sposób niespodziewanie towarzysza swego życia.
Niby jest szczęśliwy (tak mówi), ale nie każdy lubi takie zmiany w samodefinicji.
Pozdrawiam
niejaki N -- 04.09.2008 - 22:04Baa..
A zna pan jakąś sensowną, nie starą oraz bezpruderyjną kobitę co by umiała gotować i jeszcze by piwo dolewała albo i wino?
Nie mówiąc o whisky.
Na początek i koniec tłoki.
Ten podgatunek już nie występuje.
Igła -- 04.09.2008 - 22:06Nawet w parkach narodowych wyginął.
Panie Igło,
nawet jakbym ewentualnie znał, to i tak bym Panu nie powiedział.
Ja sobie mogę być za równością, ale za braterstwem to w tej sferze na pewno nie będę!
Pozdrawiam
niejaki N -- 04.09.2008 - 22:09Panie Igło
Co ci moi rodzice tam kombinowali to ja nie wiem, bo mnie przy tym nie było.
Fakt jest jednak, że jedno z nich było pewne, że będę dziewczynką, a drugie że jednak wręcz przeciwnie.
Co do zamieniania się w jamnika ...
To nie były zawirowania, to była poważna zapaść. Jedna z najpoważniejszych.
I choć moje życie składa się z nadnormatywnie częstych zapaści, rewolucji, nagłych zmian akcji, i innych równie pouczających co porażających doświadczeń, to tamto było jednak szczególne.
W pierwszej trójce.
A do sąsiadów to ja nic nie mam, raczej oni do mnie. No trochę przeszkadza mi jak sąsiadka szczeka, ale to w końcu przecież bardziej jej problem.
A pryszcz na nosie może być końcem świata Panie Igło. Może być.
Gretchen -- 04.09.2008 - 22:10Panie NN
Żeby sensownie o tym rozmawiać, to należałoby dogadać się definicyjnie.
Znaczy można by uzgodnić definicję socjotechniki i manipulacji.
A to, że stanowczo zaprzeczam jakobym była Profesorem, nie oznacza, że się Profesora czepiam .
Nie śmiałabym.
Też coś.
Gretchen -- 04.09.2008 - 22:15Max
Ale nie każdemu się zdarza przyznać do tego.
Już pisałam oświadczenie publicznych przeprosin…
Dobrze, że nie ma potrzeby.
:))
Gretchen -- 04.09.2008 - 22:17Pani Gretchen,
nie trzeba się dogadywać, bo te definicje już są. Z całym dla Pani szacunkiem, mnie te zastane wystarczą.
Zauważyłem, ze pani uporczywie trwa przy swoim zdaniu, ale nie będziemy się spierać o to co uzgodnione.
Zwłaszcza, że nie jest Pani profesorem Winczorkiem
Pozdrawiam, dobrej nocy życząc
niejaki N -- 04.09.2008 - 22:28Panie N (niejaki)
Mnie uczono, że w związku z wielością definicji rozmaitych zjawisk, dobrze jest ustalić z rozmówcą, czy te same znaczenia mamy na myśli.
Manipulacja, Szanowny Panie, nie jest metodą chałupniczą. Przeciwnie – jest całkiem profesjonalnie używana przy rozmaitych okazjach.
Ale nie będę się rozwlekać teraz. Może kiedyś.
Się zobaczy.
Bywa, że uporczywie trwam przy swoim zdanium bywa nie przeczę.
Pozdrawiam życzenia odwzajemniając.
Gretchen -- 04.09.2008 - 22:42Pani Gretchen,
moim zdaniem, też się powtórzę, manipulacja, to jest jedno z dwóch: albo jest to chałupnicza (co nie znaczy, że nieskuteczna, a jedynie, że naukowo niepodparta ) socjotechnika, albo jest to socjotechnika brudna, to znaczy nie mająca żadnych barier etycznych i idąca ku złemu.
Mam wrażenie, że jest to pogląd stronniczy, bo charakterystyczny dla tych, którzy się zajmują socjotechniką.
Nie ma obowiązku, żeby Pani go akceptowała.
Kwadrat to też ma cztery boki i cztery kąty równe, głownie dlatego, że tak twierdzi klika zdaniem geometrów, która uzyskała wpływ na nauczanie w szkołach.
Ale jak się ktoś zaprze, że pięć, to w ramach wolności słowa, nic mu nie można zrobić. Prawda?
Ja mam wrażenie, że Pani nazywa manipulację wszelkie działania mające cechy socjotechniczne, pod tym warunkiem, że się Pani nie podobają.
Bardzo chętnie o tym porozmawiam kiedyś, ale w innych warunkach. Proszę napisać samodzielny tekst o tym, czym jest według Pani manipulacja, to się zastanowimy, czy ujęcie Pani jest obiektywne, czy subiektywne i jak się odnosi do innych pojęć i znaczeń, przyjętych w społecznych naukach praktycznych.
Czy jest na przykład szersze, czy węższe od socjotechniki.
Pozdrawiam porannie.
niejaki N -- 05.09.2008 - 06:10Szanowna Pani Gretchen,
jako człowiek kompromisu zastanowiłem się. Ile czasu mi to zajęło, to widać. Mam żal, że o tej porze musiałem się zastanawiać.
Zastanowiwszy się, stwierdziłem, że mogę Pani zaproponować jeszcze jedno rozstrzygnięcie pojęciowe. Kłopotliwe językowo, ale chyba kompromisowe.
Przyjmijmy, na co Pani zdaje się nalegać, że manipulacją jest każde świadome i celowe działanie człowieka lub zbiorowości, mające na celu wywołanie pożądanego zachowania innego człowieka lub grupy. Jak widać, manipulacja może być jawna i ukryta, bezpośrednia i pośrednia, planowa i spontaniczna, skuteczna i bezskuteczna etc. Mogę się na to zgodzić, choć przyznam, że bardzo przeszkadzają mi konotacje językowe, które a priori sugerują, że manipulacja to jest coś złego.
Ale przyjmijmy, że nie. Bo jeśli Pani się uprze, że tak, to się nie dogadamy. W życiu nie uznam zalotów (dla przykładu) za coś złego. A zaloty są manipulacją, w szerokim, wyżej zaproponowanym sensie.
Jeśli tak sobie ustalimy, to socjotechniką (w sensie szerokim) będzie taka manipulacja, która ma podłoże naukowe, to znaczy opiera się na mniej lub bardziej spójnym zbiorze zaleceń praktycznych, wypracowanych w obrębie jednej, albo wielu społecznych nauk praktycznych. Pozostawmy na boku problem weryfikacji takich zaleceń i relacji między naukami teoretycznymi a praktycznymi, na szczęście jest na to bogata literatura.
Socjotechniką w sensie ścisłym nazywał będę jednak, uporczywie (pozwoli Pani) socjotechnikę etyczną, to jest taką, która wyznacza swemu działaniu granice etyczne.
Czy taki punkt wyjścia do rozmowy o manipulacji satysfakcjonuje Panią?
Pozdrawiam
niejaki N -- 05.09.2008 - 07:39Dobre,
muszę pamiętać, by kiedyś wypróbować, choć w mojej krótkiej karierze kierowcy nie zdarzyło mi się jeszcze by mnie policja zatrzymała.
grześ -- 05.09.2008 - 08:46I w sumie ten stan mi odpowiada.
Ale mandat zapłaciłem kiedyś za przejście na czerwonym świetle.
pzdr
Panie Grzesiu,
widać, że jest Pan wzorowym kierowcą. Zresztą jeśli będzie Pan tak rozmawiał z policją jak na TXT, to chyba ocali Pan skórę.
Pozdrawiam
niejaki N -- 05.09.2008 - 10:03To Ty, Maxie,
samochodem własnoręcznie po Krakowie jeździłeś? No, no, na to niewielu sie odważa. Głównie z racji nerwów; bo w Krakowie to się przeważnie stoi i czeka, aż się Ziemia trochę przekręci.
Pozdrawiam z zadziwieniem
Lorenzo -- 05.09.2008 - 12:30Lorenzo
własno ręcznie i nożnie:)
calusieńki rok
z Huty najpierw na Kościuszki a później w okolice PKP a na końcu na Kurdwanów
czyli Alejami, bez Mateczne praktycznie non stop:)
Kraków mi niestraszny po doświadczniach Sylwestra w Paryżu
(gdzie samochodem byliśmy z przyjaciółmi)
prezes,traktor,redaktor
max -- 05.09.2008 - 12:42Teraz Maxie
to byś oszalał ze szczętem, jako źe Konopnickiej od Matecznego w stronę Kurdwanowa na odcinku 4 km jest w remoncie i po jednym tylko pasie jest czynne. Czujesz, co się tam wyprawia w godzinach szczytu? Zreszta w takiej sytuacji to godziny szczytu są tam bez przerwy.
Uklony
Lorenzo -- 05.09.2008 - 12:48Lorenzo
czyli po staremu:)
a nawiedzać samochodem nie planuję, szkoda nerwa
prezes,traktor,redaktor
max -- 05.09.2008 - 12:55Panie NN
Dobrze, że po pierwszym komentarzu w odnośnej sprawie, napisał Pan jeszcze ten drugi.
I dobrze, że ja lubię i mogę trochę dłużej pospać.
Bo bym się tu z Panem wykłócała nieprzytomnie, proszę Pana.
Poza tym to ja już nie wiem czy Pan chce tu o tej manipulacji rozmawiać, czy Pan jednak nie chce.
“Przyjmijmy, na co Pani zdaje się nalegać, że manipulacją jest każde świadome i celowe działanie człowieka lub zbiorowości, mające na celu wywołanie pożądanego zachowania innego człowieka lub grupy.”
Zgodzę się nazwyczaj chętnie, dodając jedno bardzo ważne zastzeżenie, że jest to cel nieznany człowiekowi lub zbiorowości poddanej takim działaniom.
To nam pozwala wykluczyć (przy pewnych zastrzeżeniach) zaloty z obrębu działań manipulacyjnych.
Można długo dyskutować, czy manipulacja w takim rozumieniu, może być etyczna. W moim przekonaniu zależy to od pewnych założeń, a te sprowadzą się zapewne do dyskusji natury aksjologicznej.
Nie chcę tu Pany wątku zaśmiecać, ale czułam potrzebę określenia swojego stanowiska, choćby na tak ogólnym poziomie.
Może jeszcze nadaży się okazją do rozmowy na ten fascynujący temat.
Pozdrawiam Pana, mimo dających się dostrzec okiem gołym a nie uzbrojonym, różnic
Gretchen -- 05.09.2008 - 13:11Pani Gretchen i Pan NN
Pięknie sobą manupulujecie, oczywiście w ramach socjotechniki jak najbardziej etycznej:-))
Pozdrawiam nad wyraz obyczajnie
Lorenzo -- 05.09.2008 - 14:10Pani Gretchen,
z rozmową to jest tak, że ja bym nawet chętnie porozmawiał z Panią. Jak najchętniej nawet.
Ale widzę to tak, że dla czytelników byłoby nudne. Pani by sobie uściślała w skali mikrospołecznej, albo (a kysz!) psychologicznej, a ja mym stale i wciąż do uwarunkowań makrostrukturalnych nawracał. Bo chyba trochę różni nas perspektywa. Choć, jak widzę, coraz mniej.
Potem byśmy się w końcu zgodzili. Choćby dla świętego spokoju.
A reszta coraz mniej by te nudne wywody rozumiała.
Ale obiecuję, że jak Pani coś o tej manipulacji napisze, to ja na pewno skomentuję. Może Pani już zacząć się bać.
Bo wie Pani jak to jest: na każdy przykład jest kontrprzykład. Na przykład wybrnęła Pani z problemu zalotów. I celnie, bo zaloty sugerują jakąś tam interakcję. Jeśli nie symetrię zachowań (to upraszcza), to wzajemność (odziaływań, nie zaś uczuć, czy zamiarów). Więc Pani wybrnęła.
To ja bym, dla kontrprzykładu napisał, żeby Pani tak spróbowała wybrnąć z problemu manipulacji w codziennych, nie zwsze świadomych i wcale nie zawężonych do tego, co młodzieży chodzi po głowie, praktykach uwodzenia.
I co?
Pewnie by Pani wybrnęła. To ja bym sobie znowu coś wymyślił. Ze złego charakteru.
A innym nuda…
Więc jak będzie okazja, to chętnie, ale tu to tylko o mandatach było.
Pozdrawiam
niejaki N -- 05.09.2008 - 14:32Panie Lorenzo,
Pan to po tym swoim urlopie nie tylko miły się dla ludzi bezprzykładnie zrobił, ale i cwańszy niż ustawa na cwanych przewiduje.
Pozdrawiam zazdroszcząc
niejaki N -- 05.09.2008 - 14:34Widzi Pan, Panie NN Szanowny,
co to kilka dni bez komórki, internetu czy TxT z człowieka może zrobić? Normalnego inwalidę, powiadam Panu. Albo Niepolaka. :-))
Pozdrawiam z lekka piątkowo
Lorenzo -- 05.09.2008 - 15:07Panie Lorenzo,
mnie jeszcze dobrze robi, jeśli telewizor nie mówi w żadnym ze znanych w mojej rodzinie języków.
Zaczynam się uśmiechać do ludzi od tego. Rodzina jest zaniepokojona.
Pozdrawiam
niejaki N -- 05.09.2008 - 15:39Coś podobnego, Panie NN,
przeżylem kiedyś w Budapeszcie. Pan w metrze (tym tak uroczo staromodnym), siedzący obok mnie trzymal w ręce gazetę. Usilowalem cokolwiek zrozumieć z tytulów. I nic. Zero. I to zero absolutne. Udalo mi sie zrozumieć jedynie slowo “lotto”.
Jak widać, niektóre przywary ludzkie są takie same na calym świecie.
I jak tu się nie usmiechać?
Uklony
Lorenzo -- 05.09.2008 - 20:29Panie Lorenzo,
ale jako światły obywatel spuścizny po Najjaśniejszym Panu, wie Pan oczywiście, jakie słowa mamy wspólne z bratnim narodem?
Pozdrawiam
niejaki N -- 05.09.2008 - 20:33Tak na początek, Panie NN,
to dach, cegla, zemla (staropolskie i występująće tylko w Austrii – Semmel), pomarańcza (Pomeranze), i wiele, wiele innych. No i idiota. O “Niech żyje Najjaśniejszy Pan” nie wspominając.
Byl jeszcze taki facet, co sie nazywal Alfred Kubin (“Z tamtej strony”). Taki jeden z Prager Kreis. Ponury i z calkiem innej galaktyki. Ten to mial dopiero pomysly. Zupelnie jak… Ale co ja tu o literaturze będę sie wyzewnętrznial. Mialo być przecież o dobrym wychowaniu.
Pozdrawiam skruszony (niczym dobra dziczyzna), ale nie cugiem zalatujący. Przynajmniej jeszcze.
Lorenzo -- 05.09.2008 - 20:45E tam, Panie Lorenzo,
się mi rozchodzi o to, że jak Polak się zmęczy i zaklnie, to większość obcokrajowców zapyta czy w prawo, czy w lewo.
A Węgier zrozumie (choć niedokładnie)
Pozdrawiam, nie pytając nawet człowieka kobietami otoczonego, czemu skruszał
niejaki N -- 05.09.2008 - 20:52No i widzi Pan, Panie NN,
skutki tego skruszenia. Nawet prostego zdania nie zrozumialem.
A dlaczego skruszalem? Bo o mnie dbaly, jak o gęś przed świetami. Więc niby czemu mialem nie skruszeć? Lepiej juz z tego powodu, a nie za przyczyną wystepków kodeksowych z lat minionych.
I tak, turlając, posuwamy sie do przodu, ćwicząc uklony szarmanckie
Lorenzo -- 05.09.2008 - 21:03Panie Lorenzo,
koła historii toczą się na gąsienicach.
Proszę wybaczyć, że to bez związku i bez sensu, ale chciałem się ładnie jakoś wypowiedzieć.
Sedeczności zadawnione i świeże przekazuję
niejaki N -- 05.09.2008 - 21:20Bardzo w związku, Panie NN,
i bardzo ladny bon mot. Pozwoli Pan, że będę cytowal w odpowiednim towarzystwie?
Wyrazy zasylam
Lorenzo -- 05.09.2008 - 22:37Ależ proszę uprzejmie,
Panie Lorenzo.
I proszę ode mnie życzliwie towarzystwo pozdrowić, jak ja Pana pozdrawiam
niejaki N -- 05.09.2008 - 22:56