Polsko – niemieckie obrachunki
Rozpatrywanie różnych alternatyw politycznych, militarnych, gospodarczych i wszelkich innych szans historycznych jest mało popularne ze względu na dominującą w Polsce teorię tzw. naukowej analizy przeszłości, która zajmuje się tylko tym, co było, a wszelkie inne rozważania na ogół uważa za mało uprawnione spekulacje. Te „spekulacje” są jednak wielce pouczające, co doceniali przysłowiowi już starożytni Rzymianie twierdząc, że Historia est magistra vitae. Z tego punktu widzenia tekst Adama Danka „Niemieckie obrachunki” należy ocenić bardzo pozytywnie („Opcja na Prawo” Nr 10/2007). Wypada się zgodzić, że z naszym zachodnim sąsiadem, tak samo jak z dwoma pozostałymi trzeba było szukać korzystnego dla nas porozumienia, ale nie za wszelką cenę. Postawioną w tym artykule tezę, że w 1939 roku niezależnie od okoliczności należało przystąpić do sojuszu z Niemcami należy uznać za historycznie błędną, a z dzisiejszego punktu widzenia szkodliwą politycznie. Wydaje się, że obecna dyskusja na ten temat ma też swoje współczesne odniesienia w innych już realiach i okolicznościach, ale cel jest przecież stale ten sam, który sprowadza się do pytania: czy Polska ma być krajem suwerennym, czy też niemiecką kolonią?
Strategia
Polska polityka II RP usiłowała utrzymać pozycję równowagi pomiędzy zachodnim i wschodnim sąsiadem, nie angażując się po żadnej ze stron. Tak było to głoszone w oficjalnej propagandzie rządowej. W rzeczywistości Polska wybrała politykę utrzymania dobrych stosunków z Niemcami. Wystarczy przypomnieć, że pierwszą utworzoną ambasadą w wolnej Polsce, była ambasada niemiecka. Liczne wzajemne wizyty czołowych polityków obu państw, tym intensywniejsze im bliżej było do wojny, oparte musiały być na ewentualnych korzyściach politycznych dla obu stron. Niemcy jednak w rozmowach tych posuwali się do coraz większych dla siebie nabytków kosztem Polski, która w ten sposób miała zapłacić za sojusz z Niemcami. Żądano przyłączenia do Rzeszy Gdańska i eksterytorialnej autostrady łączącej Prusy Wschodnie z Rzeszą. Można powiedzieć, że w świetle późniejszych ofiar były to żądania prawie nic nie znaczące i należało wyrazić zgodę na ich realizację. Tyle tylko, że Polska z suwerennego kraju stawała się wtedy niemieckim satelitą, a tego w Polsce, która po 123 latach odzyskała niepodległość nikt nie chciał i nie mógł zaakceptować, niezależnie od wszelkich rachunków i kalkulacji. Od początku istnienia II RP podstawowym kierunkiem obronnym był wschód. Na zachodzie nie przewidywano żadnych konfliktów, nie budowano umocnień i fortyfikacji. Tu wystarczyły dobre stosunki polsko – niemieckie. Taka była strategia. W tej sytuacji proponowane przez Studnickiego przystąpienie do Paktu Antykominternowskiego, to była zgoda na całkowitą dominację Niemiec. Z faktu tego w Polsce zdano sobie sprawę w 1938 roku, kiedy na zmianę niemieckiego sojusznika było za późno. Zmiana strategii poprzez pozyskanie nowych sojuszy na Zachodzie zawiodła. Dlatego proponowane zawarcie sojuszu polsko – niemieckiego należy uznać za całkowicie chybione, gdyż on faktycznie dotąd istniał. Jego dalsze trwanie i rozszerzenie miało na celu uczynienie z Polski państwa całkowicie zależnego od Niemiec. Na co nie było zgody. I z tego powodu wszelkie propozycje Studnickiego i zbliżonych do niego kręgów nie miały szans na ich realizację. Wobec niemieckiej polityki podporządkowania sobie Polski strategia dalszego rozwijania polsko – niemieckiego sojuszu w przeddzień drugiej wojny światowej była już wręcz niemożliwa.
Polska po stronie Niemiec
Załóżmy jednak, że te polityczne i strategiczne polskie opory zostały przełamane i Polska w drugiej wojnie światowej stanęła po stronie Niemiec, tak jak życzy sobie autor tekstu w „Opcji na Prawo”. Oczywiście, że losy tej wojny potoczyłyby się wtedy całkiem inaczej. Czy jednak do końca inaczej? Być może, że padłaby Moskwa i Londyn, zostałby zdobyty Stalingrad. Na wszystkich frontach Niemcy walczyliby „do ostatniego Polaka”. Być może, że Gestapo byłoby bardziej dyskretne i zbliżone do swojego sowieckiego odpowiednika jakim było NKWD. Pokonanie jednak USA nie wchodziło w rachubę. Bomba atomowa, być może zostałaby zrzucona na Berlin, a może nawet i na Warszawę. Wojna przedłużyłaby się o kilka lat. Powojenny dyktat mocarstw nie oszczędziłby naszego kraju pod żadnym względem. Bez Kresów Wschodnich, Pomorza i Śląska, Polska nie byłaby większa do Królestwa Kongresowego lub Księstwa Warszawskiego. Jej współczesne znaczenie, przy całym szacunku do małych państw europejskich mogło osiągnąć najwyżej rolę Belgii, Holandii, a może nawet tylko Luksemburga, czy też Czech i Słowacji, oczywiście na dużo niższym poziomie gospodarczym. Ile byłoby milionów zabitych na wszystkich frontach polskich żołnierzy trudno zgadnąć, ale zapewne nie mniej niż podczas naszego sojuszu z aliantami. Obozy koncentracyjne i tak by budowano w Polsce dla opornych wobec niemieckiej polityki, bo budowano je również na terenie Niemiec. Ważnym elementem w tej wojnie było morale w Polsce na ogół takie same prostego żołnierza, jak i generała. Tego moralnego zjednoczenia narodu w walce z najeźdźcą na pewno by zabrakło. Moralne rozdarcie zaowocowałoby zapewne bratobójczymi walkami partyzanckim, a nawet regularnych oddziałów wojskowych, bo nie całe Wojsko Polskie poddałoby się niemieckiemu dyktatowi. Nastąpiłaby całkowita eksterminacja ludności żydowskiej. Politycznie i faktycznie Polska musiałaby w tym uczestniczyć. W takim wypadku, kto wie czy po dzień dzisiejszy nie bylibyśmy nadal sowiecką kolonią niezdolną do samodzielnych ruchów wyzwoleńczych, obarczeni odium hańby i zbrodni. To prawda, że być może Niemcy by nas od Rosjan mogli wykupić za grube miliony marek i dolarów. Język niemiecki i niemiecka kultura byłyby w Polsce czymś naturalnym i powszechnym. Czy jednak bylibyśmy Polakami? Czy mimo tych wielkich ofiar poniesionych w czasie tej wojny poczucie walki po stronie honoru i prawdy nie jest naszym kapitałem narodowym umożliwiającym nam trwanie również w zjednoczonej Europie? Czy efektem końcowym nie byłby los Łużyczan, którzy dziś z wielkim trudem mogą zachować resztki swojej kulturowej tożsamości? Czy nawet po zwycięskiej dla Niemców wojnie bylibyśmy w stanie oprzeć się niemieckiej presji na tworzenie jednego wielkiego narodu niemieckiego, formalnie tylko tolerującego swoje mniejszości narodowe?
Rachunek strat i zysków
Pozostawiając na boku wszelkie uprzedzenia do naszego zachodniego sąsiada, zimny rachunek zysków i strat wskazuje, że wybór nasz w czasie drugiej wojny światowej był prawidłowy. Cena była straszliwa. Nie ma jednak żadnej pewności, czy cena za wojenny sojusz z Niemcami nie byłaby równie wielka. Straty polityczne i terytorialne jakie poniosłaby w tym wypadku Polska są niewyobrażalne. Pozostalibyśmy małym europejskim krajem satelitarnym względem ZSRR lub po korektach i umowach polityczno – handlowych rolę tę względem nas przejęliby Niemcy. Wszystko to jest mało budujące i mało atrakcyjne. Być może, że ideologia konsumpcji zabiłaby w nas poczucie winy i odpowiedzialności za to, co stało się w czasie tej okropnej wojny, ale jednocześnie w wyniku tego procesu bylibyśmy dziś już tylko Europejczykami. Polska w wyniku drugiej wojny światowej zdradzona przez swoich sojuszników, za których przelewała krew, dzisiaj jest jednak samodzielnym podmiotem politycznym, do czego w wojennym sojuszu z Niemcami nigdy by nie doszło.
Szanse
Nieodpowiedzialny upust polskiej krwi w czasie drugiej wojny światowej, a nawet potem, o czym słusznie pisze Adam Danek, dla nas współczesnych winien być lekcją polityki, zawierania międzynarodowych sojuszy oraz wyznaczania taktycznych i strategicznych celów naszego państwa. Niezależnie od ocen i przebiegu niekorzystnych dla nas decyzji w wyniku drugiej wojny światowej, Polska może dziś kontynuować niezależną politykę względem obu sąsiednich mocarstw. Może też szukać oparcia w USA, Wielkiej Brytanii i innych krajach. Mając to oparcie może szukać równoprawnego, a nie satelitarnego z nimi porozumienia. Wszystko to jest niezwykle trudne i wymaga też od naszych służb dyplomatycznych niezwykłych kwalifikacji aby cele te osiągnąć. Są one po raz pierwszy od wielu stuleci w realnym zasięgu naszych możliwości. Czy je wykorzystamy? Czy w wewnętrznych naszych sporach politycznych wezmą też udział nasi sąsiedzi? Tym razem zależy to tylko od nas samych. Samodzielność, suwerenność i niepodległość to końcowe rezultaty naszej na pewno nie zawsze najlepszej polityki podczas drugiej wojny światowej, ale w ostatecznym rachunku wynik tej wojny jest dla nas pozytywny. Ten pozytywny wynik Polska dopiero po 1989 roku może wykorzystać w swojej polityce międzynarodowej w sposób przynoszący nam trwałą i mocną pozycję w Europie i na świecie. Wykorzystanie tej szansy zależy również od wyników dyskusji nad naszą przeszłością, nad jej rzeczową oceną, która winna pomóc nam w prowadzeniu współczesnej polityki międzynarodowej.
Adam Maksymowicz
komentarze
Zgadzam się, że
upust krwi był straszny. I majątku narodowego i dorobku kulturowego i wielu innych “majątków”.
Natomiast nie było sojuszu polsko niemieckiego przed wojną.
Był pakt o nieagresji i wojna handlowa i celna.
Na rok przed wojną była też wojna o ludzi z polskimi paszportami, koczujące na granicy dziesiątki tysięcy ludzi oraz rozpędzająca się skala zbrojeń i przestawiania przemysłu na produkcję wojenną.
Wbrew pozorom nie byliśmy ślepi, głusi i bezradni.
Igła – Kozak wolny
Igła -- 05.01.2008 - 18:03Ani slepi, ani głusi, ani bezradni
Dziekuję za oczekiwaną reakcję. W 1939 roku nie byliśmy ani ślepi, ani głusi, ani bezradni. Tak trzymać. Dziś też nie możemy być ani ślepi, ani głusi, ani bezradni. Sojszu z Niemcami nie było, choć nacisk niemiecki był coraz większy i zakończył się wojną. W ostaeczności znaleźliśmy się jednak w obozie zwycięzców i jetesmy w nim równiez dzisiaj. Kapitał moralny, polityczny i dyplomatyczny nie został własciwie wykorzystany ani za czasów PRL, ani też nie widać tego obecnie. Nie oznacza to wcale jątrzenia, tylko pilnowania swoich interesów w postaci terytorialnej, majątkowej itp. których gwarantem jest stale aktualny układ poczdamski. Nie oznacza to wcale, że z Niemcami nie możemy zawierać korzystnych dla obu stron porozumień i przezwycięzać przeszłość z równym po obu stronach zainteresowaniem i wkładem w ten proces. Nie może być on tylko polskim problemem, jest i będzie wspólnym problemem obu państw.
Podróżny -- 05.01.2008 - 18:32Panie Podróżny
Ale czy nie przenosi pan swoich obserwacji sprzed 65 lat na nasze czasy?
Tak, bez zatrzymania?
Hiperbolę czasową stosując?
Igła – Kozak wolny
Igła -- 05.01.2008 - 19:14Hipotezy wielce prawdopodobne,
Bardzo interesujący tekst, trochę przypomniał mi, że w młodości zaczytywałem się historią alternatywną, że wspomnę “Człowieka z wysokiego zamku” Dicka.
Pewnie byśmy gorzej wyszli na sojuszu z Niemcami w 1939. Opisane hipotezy są wielce prawdopodobne. I to, co ciekawe, niezależnie od tego, kto by wygrał wojnę!
Problem w tym, że rolą historyka jest wyciąganie wniosków z faktów, a nie prowadzenie (nawet niezmiernie ciekawych i prawdopodobnych) spekulacji i prognozowanie właśnie z nich tego, co może nas spotkać dziś. Zresztą zauważył to również Igła chwilkę przede mną.
Obecna sytuacja geopolityczna jest jednak diametralnie różna od tej w 1939. Niemcy dziś to zupełnie inny naród. Podobnie, choć może mniej to oczywiste – Rosjanie.
Ideałem byłoby trzymanie się zasady, że należy wchodzić sojusze z sąsiadami, a wojny prowadzić (jeśli już) poza własnym terytorium. Idealizm, możliwy pewnie tylko w USA :-)
Z ostatnim akapitem “Szanse” raczej się zgadzam, choć już wymienianie W.Brytanii jako naszego jednego z pierwszych sojusznika pachnie mi hipokryzją. Brytyjczycy nas zostawili na lodzie, bo nie chcieli umierać za Gdańsk…
oszust1 -- 05.01.2008 - 19:32Obserwacje z przed 65 lat
Słusznie Wolny Kozak zauważa, że przenoszę obserwacje z przed 65 lat w nasze czasy. Wydawałoby się, że jest to niewłasciwe, zbędne i błędne. Tak jest jeżeli przenosi się sprawy juz nieaktualne. nie słyszałem jednak aby układ poczdamski stracił kiedyś swoja ważność. gdyż wraz z jego upadkiem powinniśmy zwrócić Niemcom Ziemie Zachodnie, które otrzymaliśmy na podstawie tego układu.Z tego,co pamietam był on zawarty bezterminowo. Co prawda granic niby nie ma, ale jest władza, którą możemy całkowicie stracić na tym terytorium. Chyba, że nam obojętne kto nami rządzi!! Dla naszych przodków nie było to obojętne. Moja historyczna “spekulacja” ma charakter domniemania porazki w sojuszu wojennym z Niemcami i jest odpowiedzią na dzisiejsze zachwalanie hitlerowskich Niemiec, z którymi mielibyśmy zrobić doskonały interes wojenny. Wymienianie W. Brytanii jest przykładowe, a nie wzorcowe. Tu zamiast W. Brytanii można wstawić Niemcy, z którymi mamy lepsze lub gorsze, ale jednak stosunki suwerenne.
Podróżny -- 05.01.2008 - 23:08Panie Podróżny
Zostawmy tego prof. na W. któremu Rzepa i Trójka wierszówke płaciły/płacą (?) aby on mógł pleść androny dla gawiedzi, choć czasem bardzo fajnie i ciekawie & pouczająco.
Mnie tu chodzi o to, że stosując swoją hiperbolę czasową unosisz się przez te 65 lat w kosmosie, poczym spadasz i udajesz, ze nic się w tym czasie nie wydarzyło.
Otóż wydarzyło się.
Oszust napisał ci wyraźnie, sytuacja geoopolityczna jest inna, choć wszystkie strony tkwią w tym samym miejscu na mapie. Bo niby dokąd miałyby się podziać?
To, że trza być czujnym, to racja jest, ale czy po twojemu czujnym?
Igła – Kozak wolny
Igła -- 05.01.2008 - 23:27Nie spadam i nie udaję
Z nikąd nie spadam, w kosmos nie wylatuję i niczego nie udaję. Za wierszówkę nikt mi nie płaci. Mam po prostu swoje zdanie. Jestem juz stary i nie powinienem się niczemu dziwić, ale jednak chyba nie dość jeszcze stary, bo nadal sie dziwię. ano dziwię się, że moje “wzloty w kosmos” i związane z tym “spekulacje” nie są najlepiej odbierane bo ukazują nasze bardzo słabe strony niemiecko – polskiego sojuszu w 1939 roku, którego wprawdzie nigdy nie było, ale który dziś jest realnie zachwalany. To, że moi adwersarze pierwsi sięgnęli po metody “spekulacji” wychwalajac pod niebiosa ewentalny sojusz polsko – niemiecki i lejąc łzy rozpaczy, że do niego nie doszło, to nic. To nikogo nie obchodzi. Trzeba być czujnym. Czy po mojemu? To jak być czujnym? Czy milczec i nie zwracac uwagi na to, że sami Polacy wychwalają politykę Hitlera i płaczą nad tym, że nie mieli okazji razem z tym zbrodniarzem prowadzić wspólnej polityki podboju świata? Czy mam to rozumieć, że najlepszym zajęciem jest szukanie okazji aby siedziec cicho. Piszę chyba o wszystkim jasno. Powołuje się na świeże teksty, które ukazały się w oficjalnej polskiej prasie dwa trzy miesiące temu i obecnie, a gdzie tak zachwalana wolnośc słowa, wypowiedzi itp. itd. Nie oczekuję akceptacji, ale trochę zdrowego rozsądku by się przydało.
Podróżny -- 06.01.2008 - 00:07