Czeskie notatki
Stare przysłowie mówi, ze najciemniej jest pod latarnią. Dobrze ilustruje ono polskie zainteresowania naszym południowym sąsiadem, jego problemami, gospodarką polityką i kulturą. Tematyka ta poruszana jest w polskiej prasie, publicystyce i w wydawnictwach raczej okazjonalnie, dorywczo lub w kontekście aktualnych ważnych wydarzeń nad Wełtawą.
Szkic historyczny
Elementarna już wiedza na ten temat mówi o przyjęciu chrztu Polski od Czechów. Pierwszym patronem naszego kraju jest czeski biskup Pragi św. Wojciech. Miejsce jego urodzenia Lidice położone w połowie drogi miedzy granicą polską a Pragą jest całkowicie zapomniane. Księżna Anna – żona Henryka Pobożnego i córka króla czeskiego Ottokara I – była fundatorem najważniejszych obiektów budowlanych średniowiecznego Wrocławia, z których część zachowała się do dnia dzisiejszego. Wpływy polskie w Czechach też były niemałe. Wystarczy wspomnieć, że cenionym królem czeskim przez długie lata był Władysław Jagiellończyk (1471 – 1516). Były też spory, nieporozumienia i wzajemne żale oraz pretensje. Do tych ostatnich należy niesławny udział Wojska Polskiego w inwazji militarnej Układu Warszawskiego na „praską wiosnę” w 1968 roku. Akurat mija równe 40 lat od tego momentu. Jak opowiadają naoczni świadkowie w Szklarskiej Porębie, skąd polska kolumna czołgowa miała wkroczyć do Czech, drogę zagrodził jej zamknięty graniczny szlaban. Dowodzący kolumną polski major miał widocznie dobrze w pamięci sławne niemieckie zdjęcie żołnierzy Wehrmachtu łamiących polski szlaban graniczny w dniu 1 września 1939 roku. Kolumna stała cały dzień, aż przybyła radziecka jednostka wojskowa i podniosła szlaban. W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że naród polski sprzyjał wszystkim wolnościowym przemianom u naszych południowych sąsiadów. Decyzje w jego imieniu podejmował jednak komunistyczny rząd, który był z moskiewskiego nadania i służył obcym interesom. Potem już zainteresowania Polaków skupiły się na własnej sytuacji i wzajemnych relacjach z Rosją, Niemcami, USA, Wielką Brytanią i Francją, a w końcu z Unią Europejską. Trzeba zauważyć, że Polska pozycja mogła być znacznie mocniejsza wobec tych mocarstw w porozumieniu z Czechami. Wobec braku polskiego zainteresowania taką współpracą Czesi również samodzielnie z lepszym lub gorszym skutkiem prowadzili podobną politykę.
Refleksja
A dzisiaj, pomimo że granice istnieją już tylko formalnie, każdy z narodów idzie swoją drogą. Nie są to sprzeczne kierunki, ale obok siebie. Często nawet jakby nie zauważając się nawzajem. Tak było z negocjacjami traktatowymi Unii Europejskiej, Traktatem Lizbońskim i tak jest w sprawie niemieckich postulatów powrotu dawnych mieszkańców lub ich spadkobierców do „ziem ojczystych”. Dotyczy to Niemców Sudeckich w Czechach i mieszkańców Ziem Odzyskanych w Polsce. Wspólny interes sąsiednich i bliskich sobie narodów w wielu tego rodzaju sprawach dostrzegalny jest gołym okiem przez zwykłych ludzi po obu stronach praktycznie nieistniejącej już granicy.
Jedno państwo
Tymczasem w oficjalnej polityce, jakby nadal panował duch międzynarodowej konkurencji rodem z przedwojennej epoki. Nie zwracając uwagi na gesty i czyny polityków przygraniczna współpraca rozwija się, tak jakby było to już jedno państwo. Nikomu nie przeszkadza to, że mówi innym, lecz bardzo podobnym językiem. Wzajemne odwiedziny lokalnych samorządów, stowarzyszeń i rodzin są tu na porządku dziennym. Co ciekawe, wszyscy widzą w tym wzajemne korzyści, i to nie tylko gospodarcze, ale również kulturalne, naukowe i turystyczne. Jest nadzieja, że ten przygraniczny ruch wzajemnej sympatii przełoży się prędzej, czy później na stosunki bardziej oficjalne. To przełożenie wydaje się konieczne, jeżeli chcemy wyciągnąć wnioski z wcale nie tak odległej przeszłości. Ta przeszłość jest w znacznej części jeszcze nieznana polskiej opinii publicznej. Jej przypomnienie powinno być dla nas ważną i stale powtarzaną czeską przestrogą i lekcją, której powtórka byłaby kolejną tragedią dla obu narodów.
Milena Jesenska
O tej przestrodze i lekcji pisze sławna czeska dziennikarka Milena Jesenska w wydanej niedawno w Polsce książce pt. „Ponad nasze siły. Czesi, Żydzi i Niemcy”, która jest wyborem jej publicystyki z lat 1937 – 39. (Wydawnictwo Czarne, 2003). Z wnikliwością i wrażliwością na ludzkie losy, zdeterminowane przez wydarzenia polityczne, przedstawia reportaże, które winny być w owym czasie badane i wykorzystywane przez służby dyplomatyczne i wszystkie inne odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa polskiego. Przekonującą siłą tych reportaży jest prawda tchnąca z każdego słowa. Pozornie wydawać by się mogło, że poruszany problem niemieckiego terroru na przygranicznych terenach Sudetów jest marginalny i mało znaczący w kontekście przyszłych wielkich bitew, kampanii i masowych zbrodni podczas drugiej wojny światowej. Tak to, być może dzisiaj wygląda, lecz sądzę, gdyby umiano wykorzystać te reportaże odpowiednio wcześniej, może uniknięto by milionów ofiar tych wielkich operacji wojennych. Za swoje reportaże pełne pasji i samotności oraz prawdy o sojusznikach na czele z Francją i Związkiem Radzieckim, którzy tylko w propagandzie są mocni i niezawodni, którzy jak nikt inny potrafią bronić tylko własnego interesu, zapłaciła cenę najwyższą. Aresztowana jesienią 1939 roku, zginęła pod koniec wojny w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Była przyjaciółką niemieckiego pisarza Fraza Kafki, który również pod jej wpływem w swoich pisarskich dziełach tak sugestywnie przedstawiał świat pełen grozy, absurdu i niszczącej wszystko ukrytej siły zła.
Terror
Niemiecki terror w czeskich Sudetach rozpoczął się wraz z dojściem Hitlera do władzy. Na przygranicznych terenach powstała hitlerowska partia Sudetendeutsche Partei, poprzednio Sudetendeutschen Heimatfront, pod dowództwem Konrada Henleina (1898 – 1945). Aż wierzyć się nie chce, jak taka mała partia na terenie suwerennego państwa czeskiego mogła sterroryzować totalnie i całkowicie miejscową ludność, tworząc warunki nieformalnej okupacji z wszystkimi jej rzeczywistymi skutkami. Jej niewątpliwą siłą były pieniądze i potężne wsparcie sąsiedniego państwa niemieckiego z jego osławionymi formacjami SS i SA, których metody były tu sprawdzane i doskonalone. Ten terror opisywany na bieżąco w czeskiej prasie, nie był jednorazowym epizodem. Trwał przez wiele lat wcześniej zanim wybuchła druga wojna światowa. Jego skala też była powszechna. Henleinowcy przede wszystkim zadbali o opanowanie szkół, jakie istniały na terenie ich wpływów. Do ich partii musieli należeć wszyscy nauczyciele. Dzień urodzin wodza Trzeciej Rzeszy był tu na długo jeszcze przed formalną okupacją dniem wolnym od szkolnych zajęć. Nauczyciele wykładali w tym dniu jego doktrynę podbicia świata. Na koniec lekcji nauczyciel pytał czy ktoś ma inne zdanie w tej sprawie. Jeżeli znaleźli się tacy odważni, to jeszcze nie wysyłano ich rodzin do obozów koncentracyjnych, usuwano tylko z pracy, z mieszkania, pozbawiano środków do życia, a w miejscach publicznych napadano ich i bito. Domy Żydów znaczono, spisywano i wystawiano wokół nich warty, które dzień i noc pilnowały ich mieszkańców. Codziennie w miejscowej gazecie drukowano nazwiska tych, którzy odważyli się odwiedzić swoich żydowskich sąsiadów. Trzonem uderzeniowym tej formacji była przede wszystkim młodzież. To ona, idąc codziennie przez miasta do swoich sal gimnastycznych śpiewała hitlerowskie marsze w stylu sieg heil, z ochotą wyciągała prawą dłoń w starorzymskim, a obecnie hitlerowskim pozdrowieniu. Każdego dnia wszyscy uczniowie w szkole musieli opowiedzieć nauczycielowi, o czym rodzice wczoraj rozmawiali w domu. Ci, którzy nie podzielali hitlerowskiego zapału, z dziećmi w domu rozmawiali tylko o rzeczach niezbędnych, o wszystkich innych musieli rozmawiać ze sobą bez ich obecności. W małej miejscowości zdolny lekarz żydowski uratował życie połowie mieszkających tu dzieci, wielu mieszkańców wyleczył i cieszył się dotąd szacunkiem i uznaniem. Teraz każdy, kto go spotkał przechodził na drugą stronę ulicy, aby tylko nie powiedzieć mu „dzień dobry”. Wszyscy pacjenci nagle znikli. Został bez środków do życia. Wchodząc do restauracji trzeba było pozdrowić wszystkich wyciągnięciem ręki z okrzykiem : „Heil Hitler”. Kto tego nie zrobił, to mało, że nie był obsługiwany, był natychmiast odnotowany jako wróg nowego systemu politycznego, z którym rozprawiano się podobnie jak z wszystkimi przeciwnikami. I pomyśleć, że wszystko to działo się, co najmniej pięć lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Ta długotrwała i wyczerpująca nieformalna, lecz jakże skuteczna okupacja wyczerpywała opór moralny i wojskowy państwa czeskiego, któremu nikt nawet nie zamierzał przyjść z pomocą. Smutne są napisane przez Milenę Jesenską prorocze słowa, że ci, którzy bezczynnie przyglądają się czeskiemu dramatowi, wkrótce sami będą poddani podobnym praktykom.
Opór
Pomimo tego wszechogarniającego terroru opór trwał. Nie był tak spektakularny, widoczny i tragiczny jak w Polsce. Tym oporem było kultywowanie wszystkiego, co czeskie. Unikano zbędnych gestów, które pociągały za sobą tylko ofiary. Wobec przeważających sił całej Europy, która zgodziła się na oddanie Hitlerowi państwa czeskiego, uznano, że opór wojskowy byłby gestem samobójczym. A przecież Czesi też mają prawo do życia, jak inne narody, niezależnie od prowadzonej przeciw nim polityki. Uznali oni, że dla przetrwania muszą oszczędzać każdego człowieka. Czechów jest za mało, aby stać ich było na gesty. Osiem milionów Czechów to zbyt mało na samobójstwa, ale wystarczająco na życie. Kult pracy, trzeźwość w ocenie sytuacji to wszystko walory, które pozwoliły na przetrwanie tego niewielkiego narodu wraz z jego kulturą i osiągnięciami. Tak właśnie widziała swój naród jego wielka patriotka Milena Jesenska.
Ukryte bohaterstwo
Czeskie doświadczenia, ich inne od naszego spojrzenie na historie ostatniego stulecia są nie tylko interesujące, lecz także wzbogacają nasze oceny z tego okresu ukrytego i widocznego bohaterstwa w obronie własnej tożsamości, tradycji i państwowości. Wydaje się, że nadszedł już czas, aby szeroko korzystać z czeskiego patriotyzmu, który choć inny może być też nam bardzo bliski.
Adam Maksymowicz
komentarze
Panie Podrózny
Nic tak nie wzmacnia współpracy i wzajemnego szacunku dla “sprawy”, jak wspólne bezpieczeństwo wynikające z podobnych zagrozeń.
Oczywiście na froncie wschodnim, z braku granicy z sowietami, Czesi będą uchodzili w Polsce za rusofili.
I są na to dowody.
Tyle, że mam jeszcze front zachodni, niemiecki.
I są dwie wielkie sprawy wspólne.
Jedną jest sprawa tarczy.
Już widać, że każdy gra inaczej.
Ale jest jeszcze jedna sprawa w sferze obronności.
Czesi produkują dobry samolot szkolno-bojowy.
Proponują jego sprzedaż Polsce, bo my takiej maszyny potrzebujemy.
Mamy, obie strony, jakiś poziom produkcji lotniczej.
Czesi mówią, ze jeżeli kupimy tę maszynę, to Szkoła Orląt w Dęblinie zacznie szkolić ich pilotów.
I co?
Psińco, jak mawiają na Śląsku.
Znowu politycy udają głupów.
Igła
Igła -- 17.04.2008 - 12:51Politycy
Myśle, że politycy nie udają głupców, oni nimi są. Proszę o zwrócenie uwagi, na dwa jakże różne podejścia do tarczy Czechów i Polaków. Ze wszystkim, co Igła pisze zgadzam się w całości. Dziekuję za komentarz i uzupełnienie tekstu.
Podróżny -- 17.04.2008 - 13:20Lekarstwo
Panie Podróżny.
Igła -- 17.04.2008 - 13:30Lekarstwo.
Czy ktoś wypisze receptę?
Igła
Lekarz
Całe moje pisanie to jedna wielka recepta. Jednakże jak każdy lekarz piszę recepty niewyraźnie, zamaszyście, a na dodatek w aptece brak lekarstwa. Oczywiście lekarstwo nie kazdego odrazu stawia na nogi, ale może chociaż trochę wstrzymać rozwój choroby.
Podróżny -- 17.04.2008 - 13:42Może trzeba lepszego lekarza, albo i jakiego profesora, specjalistę od tej choroby?
Proszę mnie zapisać...
...do tego, tworzącego się właśnie, towarzystwa czecholubów. Od lat jestem zdeklarowanym i świadomym wielbicielem Czech i czeskości, na co nakierowałem całą rodzinę! Polak z Czechem dwa bratanki!
jotesz -- 17.04.2008 - 14:23:)
Panie Adamie – świetne teksty i znakomita praca organiczna. Jestem pełen szacunku. Pański tekst o kulturze czeskiej w kulturze Śląska wydrukowałem córce studentce jako materiał uzupełniający do studiów na historii sztuki. Sama natomiast zdecydowała, by równolegle studiować czeski, ku mojej ogromnej radości…
Czeski Klub
Dziekuję za uznanie. Czeskie tematy będe nadal kontynuował. Czeski Klub jest nam bardzo potrzebny. Na razie jest w nim nas dwóch. Dobre i to.
Podróżny -- 17.04.2008 - 14:44Pozdrawiam
Jest nas
3.
Igła -- 17.04.2008 - 14:54I nie sądzę, że tylko 3.
Igła
Panowie!
Jest nas znacznie więcej. Myślę, że Podróżny powinien kontynuować to co robi, a my myślmy, jak zmienić system. Czechom by się znacznie lepiej rozmawiało ze Śląskiem niż z Rzeczpospolitą. Wprowadźmy decentralizację!
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.04.2008 - 17:35Czeskie tematy
Klub coraz bardziej mi się podoba. Niestety nie mogę odpowiedzieć na dyskusję prowadzoną nad poprzednim tematem, gdyz mój komputer nie toleruje tak duzej ilości komentarzy. Ponieważ jednak icydentalnie są pewne wskazówki dotyczace przede wszystkim powoływania na terenach polskich czeskiej milicji i demonstarcji militarnej 10 maja 1945 roku poprzez próbe wojskowego opanowania Raciborza i okolicznych miejscowości, trzeba będzie na ten temat napisać osobny tekst. Niestety, musze zmartwić czeski Klub, gdyż muze przerwać pisanie ze względu na pilne obowiązki rodzinne i zawodowe. Po uregulowaniu spraw osobistych wróce do tematu.
Podróżny -- 17.04.2008 - 18:25Pozdrawiam serdecznie
to ja zgłaszam akces
na sympatyka klubu.
sajonara -- 20.04.2008 - 10:58Faktem jest, że zupełnie zaniedbujemy naszych mniejszych sąsiadów. Z Czechami nie jest tak źle jak z Litwą czy Słowacją. A szkoda i trochę żal.
Poza tym mimo bliskości i kilku zbieżnych punktów mamy też wiele różnic jak mentalność, doświadczenia z demokracja czy stosunek do Kościoła.
Panie Sajonaro!
Kraje takie jak Litwa (czy może Żmudź), czy Słowacja mogą obawiać się kontaktów z kolosem jakim jest Rzeczpospolita. Natomiast duże województwa, czy kraje (Śląsk, Małopolska, itd) mogłyby być partnerami dla nich jak również dla Czech.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 20.04.2008 - 12:37Jerzy Maciejowski
To my może poprzestańmy na współpracy z obwodem kaliningradzkim, bo już Moskwa jest za duża.
Czy partnerem dla premiera Słowacji ma być wojewoda Podkarpacia??
Poza tym mnie bardziej chodziło o płaszczyznę kulturową. Czesi istnieją w naszej świadomości, a Słowacy? I nawet nieważne jest to co mogą zaoferować nam sąsiedzi, ale czy my ich w ogóle rozumiemy. Jakimi namiętnościami się kierują. Co dla nich jest ważne i jak postrzegają hasła ważne dla nas Polaków jak Niemiec, Rosjanin, komunizm, Unia Europejska.
sajonara -- 20.04.2008 - 12:54Panie Sajonaro!
Jak piszę Śląsk czy Małopolska, to są to terminy historyczne i obejmują historyczne krainy. Natomiast takie debilizmy jak województwo podkarpackie mnie nie interesują. Proszę zwrócić uwagę, że w ramach wspomnianego przez Pana województwa leżą Karpaty więc coś jest nie tak…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 20.04.2008 - 13:15Słowacy...
Panie Adamie – może przybliżył by nam Pan tych Słowaków jako naród. W sieci niewiele jest o historii ludu – więcej o państwie lub terytorium. Kiedy w historii Europy zaistnieli Słowacy?
O Czechach – wiadomo nam już od Bolesława Chrobrego a nawet od Mieszka I, ze względu na żonę i chrzest. Potem nawet nas okupowali i ganiali po kraju za Łokietkiem. A Słowacy jak Białorusini – tak jakby dopiero od paruset lat. Podczas nauki historii jakoś ich nie pamiętam…
jotesz -- 20.04.2008 - 13:18Panie Jerzy
To jak pan pisze Śląsk to ma pan na myśli również Śląsk czeski a jak Małopolska to i Małopolskę wschodnią ze stolicą we Lwowie?
Jak rozumiem, wedle pana dziwacznych teorii, Auksztota powinna mieć ambasadę w Olsztynie a Białoruś, wszak to tylko sowiecka kolonia, w Białymstoku?
Igła
Igła -- 20.04.2008 - 13:25Jerzy Maciejowski
Nie bardzo wiem do czego pan zmierza w kwestii Śląska i Małopolski?
Nieistniejąca już Małopolska ma być partnerem dla Czech, a może Moraw?
Czy raczej żałuje pan, że Polska scaliła swoje (i nieswoje) ziemie i życzyłby pan sobie powrotu do czasów rozbicia dzielnicowego.
sajonara -- 20.04.2008 - 13:31Panie Sajonaro!
Proszę zajrzeć do mnie do salonu24, to będzie Pan miał jasność co mam na myśli.
Tak pokrótce:
Jestem za historycznymi dzielnicami jako elementami składowymi Rzeczpospolitej.
Jestem za przeniesieniem większości decyzji na poziom gminy, przy czym jestem za granicami gmin z 1913 (te granice sięgają średniowiecza).
W szczególności, jestem za wprowadzeniem tylu systemów podatkowych ile jest gmin. Takie bezhołowie mi się marzy.
(http://wdrugastrone.salon24.pl)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 20.04.2008 - 13:43Drogi Igło!
Nie wszystko zrozumiałem, niemniej Lwów jest głównym miastem Rusi Czerwonej, którą podbiliśmy do spółki z Madziarami.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 20.04.2008 - 13:44No to co z tego wynika?
Że z Madziarami?
Mamy go im teraz daroważ jak Zagłoba Niderlandy?
Mam wrażenie, że panu sie nudzi i postanowił pan wpisywać się wszystkim i na każdy temat, kończąc dość dziwacznym i niewiele wnoszącym odkryciem własnym, że UE szlag trafi.
Jak zauważę, że panu ten okres minął to będę z panem gadał.
Igła -- 20.04.2008 - 13:51Tak, to nie ma o czym.
Igła
Drgi Igło!
Termin Ruś Czerwona ma sens historyczny, natomiast Małopolska Wschodnia na określenie tych terenów, to tak jak Podkarpacie na określenie Bieszczad i Beskidów.
Nie liczę na odpowiedź, niemniej pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 20.04.2008 - 13:56Słowacy
Jako historyk amator piszę o tym do czego mam dostęp w zakresie materiałów źródłowych. mam na myśli łatwy dostęp, ciekawy i obszerny. jak tylko coś znajdę o Słowakach zaraz biorę sie do pisania. Za mobilizację serdecznie dziękuję.
Podróżny -- 22.04.2008 - 21:19