Wrocławskie środowisko literackie nie należy do najważniejszych w Polsce. Tu tylko jeden Tadeusz Różewicz zaliczany jest do czołówki krajowej literatury. Po nim już długo, długo nic. Może nie całkiem nic, bo przeciętnych ludzi pióra, podobnie jak gdzie indziej i tu nie brakuje. Być może, że kiedyś i oni osiągną kunszt Jerzego Pilcha, Lusi Ogińskiej, czy choćby Waldemara Łysiaka. Wydawało się, że stolica Dolnego Śląska skazana jest już na wieczny marazm i korzystanie z innych zdolniejszych pod tym względem ośrodków kultury. Tymczasem, kiedy literacki świat tego wielkiego miasta całe dziesiątki lat żył trzeciorzędnymi problemami opisywanymi na łamach miejscowej „Odry”, nagle nie wiadomo skąd i jak, kilka lat temu pojawił się Marek Krajewski z dziełem, które może skromne objętościowo, ale za to od razu stało się sensacją dnia. Była to powieść kryminalna pt. „Śmierć w Breslau”. Jako tak zwany „kryminał”, nie zwróciłby niczyjej uwagi, bo takich popularnych tytułów wydaje się co roku setki i przechodzą one przez księgarnie i kioski bez żadnego wrażenia. Tym razem było jednak inaczej. Złożyło się na to wiele czynników. Do najważniejszych, jak zwykle należy talent literacki, wrażliwość i spostrzegawczość, a także pomysłowość, której autorowi nigdy nie brakuje. Jak sam twierdzi podstawową przesłanką było zainteresowanie własnym miastem, jego przeszłością, oryginalną architekturą resztek poniemieckich kamienic czynszowych, ciasnych zaułków starego miasta i nowoczesnych dzielnic willowych nowobogackiej elity z początków minionego wieku. Frapująca akcja powieści rozgrywa się na tle szczegółowo opisywanego miasta, często już nie istniejącego po jego codziennym bombardowaniu przez sześć miesięcy wojennego oblężenia i systematycznej wewnętrznej destrukcji polegającej na wyburzaniu całych dzielnic dla ułatwienia obrony. Literackie odtworzenie tych zniszczonych fragmentów zabudowy, z zachowaniem ich oryginalnych dawnych nazw ulic, domów i lokali konsumpcyjnych, czyli zwykłych istniejących tam knajp i luksusowych sklepów, to pierwszy atut tej powieści. Część czytelników zafascynowana urokami dawnego miasta książkę tą traktuje jak przewodnik turystyczny, który pomaga w wyobraźni zobaczyć rzędy zwartej i ciasnej zabudowy w miejscach, gdzie dziś stoją tu pudła dziesięciopiętrowych, bez żadnego wyrazu wieżowców i klocki jednakowych czteropiętrowych budynków z wielkiej płyty.
Drugi atut, który można uznać za ważniejszy od pierwszego to piękna polszczyzna, przy pomocy której opisane wydarzenia widać jak w kolorowym filmie. Tak przedstawione zwykłe szczegóły życiowe stają się w pełni wiarygodne, a czytelnik pochłania je z zainteresowaniem. Godnym uwagi są niezrównane opisy kulinarne i sposoby spożywania popularnych w tym czasie historycznym dań serwowanych w miejscowych restauracjach, kawiarniach i spelunkach, w których bohaterowie powieści przebywają. Łatwość narracji, która kreśli wielowymiarowe tło jakim jest rzeka oraz liczne mosty, jazy, przepusty, statki, porty, a także charakterystyczna dla tego miasta duszna i parna pogoda lata oraz słoneczna wiosna, a także pluchowata jesień i zima dopełniają klimat prawdziwych wydarzeń jakimi dzieli się pisarz ze swoimi czytelnikami. Liczne w mieście parki, zwarte obszary zieleni, ogrodów i akwenów wodnych ułatwiają tylko konstrukcję zwykle niesamowitej intrygi typu „horror”.
Najważniejszym jednak walorem książki jest jej bohater, którym jest zastępca szefa Wydziału Kryminalnego Prezydium Policji Eberhard Mock. Postać sympatyczna w swojej całej skomplikowanej osobowości. Zrobi on wszystko, aby schwytać terroryzującego miasto wyrafinowanego mordercę, którego ofiary zostały pozbawione życia w sposób niezwykły, zagadkowy, a jednocześnie brutalny i okrutny. Z naszym bohaterem, życie też nie obchodzi się zbyt łaskawie. Na wojnie przeżywa koszmary, które na krótko może uleczyć tylko alkohol i regularne wizyty w luksusowym domu publicznym. Wszystko to potęguje tylko jego zawziętość, pomysłowość i dociekliwość w poszukiwaniu sprawcy zbrodni. Jego życie osobiste i rodzinne pomimo najlepszych chęci leży w gruzach. Podstawowym problemem jest jego wieczna nieobecność w domu, ponieważ musi natychmiast być przy każdym wydarzeniu, przy każdej zbrodni, przy każdym świadku. Jego piękna, bogata, znudzona i zepsuta żona sama szuka sobie rozrywek, w nienajlepszym towarzystwie. Mock wszystko to ciężko przeżywa, ale ze śledztwa nie spuszcza oka i w końcu odnosi sukces. Fabuła jest jednak tak skonstruowana, że czas dzisiejszy ludzi, miesza się z ich przeszłością, która za nimi się ciągnie, jak w greckim dramacie przeznaczenie. Mock jest jednocześnie policjantem w każdym calu, nie waha się ani na chwilę łamać wszystkie regulaminy i prawa, jeżeli tyko może to pomóc w śledztwie lub pozwoli mu osiągnąć zamierzony cel. Dla tego celu potrafi być brutalny i bezwzględny, wyrafinowany i przebiegły. Jednocześnie jest też człowiekiem, którym inni chcą manipulować, wywierać na niego presje i ograniczać jego działania do ściśle zakreślonych ram. Wtedy nie waha się szantażować nawet swoich przełożonych, którym zawdzięcza stanowisko i dobre wynagrodzenie. Trzeba przyznać, że jego postępowanie czasami przypomina niektóre akcje dzisiejszej policji, o czym jest głośno we wszystkich środkach masowego przekazu.
Wśród całej plejady różnych zawodów, specjalistów i urzędników nie brak też miejscowej elity uniwersyteckiej. Są to z reguły ludzie o najwyższych kwalifikacjach w swoich specjalnościach, ale jako ludzie pełni są wad i przywar, a nawet fobii właściwych wszystkim grupom społecznym. Biblioteki, prosektoria, najstarsze dzieła drukowane i ręcznie jeszcze pisane są niezbędnymi rekwizytami śledztwa. Liczne wspomnienia szkolne bohatera, który studiował na uniwersytecie nauki humanistyczne polegają na przypominaniu sobie poezji klasycznej w coraz to nowym wydaniu. Poezja jest czynnikiem stabilizującym burzliwą osobowość inspektora kryminalnego, w momentach wymagających spokoju i opanowania. Jako policjant nasz bohater ma do czynienia stale ze środowiskami przestępców lub ludzi, którymi każda policja interesuje się zawodowo. Mock wie, gdzie ich szukać w zadymionych i dusznych piwiarniach, tanich lecz smacznych jadłodajniach, w domach publicznych, a także wśród miejscowej arystokracji, która tylko tym różni się od innych, że swoją przestępczą działalność potrafi lepiej maskować i ukryć aniżeli prości ludzie, jakimi są na ogół mieszkańcy przedwojennego miasta Breslau. Ta atmosfera stwarza wrażenie, że jest to miasto przestępców ukrywających się przed policjantami, którzy też nie jedno mają na sumieniu. Jest to pesymistyczna wizja niemieckiego zdemoralizowanego społeczeństwa, które chce być lepsze, ale nie ma na to żadnych szans. Tych najbiedniejszych policjant usiłuje nawet bronić, chronić i opiekować się nimi, bo przestępstwa popełniane przez nich są konieczne dla utrzymania się przez nich przy życiu, niestety tu także doznaje porażki, bo prawie na jego oczach giną oni w niewyjaśnionych okolicznościach. Wielowymiarowość bohaterów i wątków pozwala na odczytanie tej powieści jako klasycznej literatury społecznej, dla której podstawowy wątek kryminalny jest tylko pretekstem do ukazania mrocznych i ponurych warunków życia w dawnym mieście Breslau.
Autor, który jest wykładowcą filologii klasycznej na Uniwersytecie Wrocławskim napisał jeszcze cztery powieści z tym samym bohaterem w roli głównej pt. „Koniec świata w Breslau”, „Widma w mieście Breslau”, „Festung Breslau” i „Dżuma w Breslau”. Można o nich powiedzieć, że wszystkie trzy są w tym samym stylu i dotyczą bardzo podobnych do siebie spraw, a jednak są całkiem różne i inne w okolicznościach, opisach, scenerii, charakterystykach osób i miejscach rozgrywanych wydarzeń. Każda z tych kolejnych powieści jest dalszą i kolejną częścią historii miasta Breslau, która tak naprawdę składa się z nieskończonej ilości wątków, wydarzeń, przestępstw i wszelkich innych okoliczności godnych wspaniałego pióra jakim dysponuje Marek Krajewski. Nie trudno zauważyć, że choć bohater jego wszystkich powieści Eberhard Mock jest rodowitym Niemcem, to charakter ma typowego Polaka, bardzo wrażliwego, nieszczęśliwego lecz jednocześnie niezwykle zdolnego, który wszystkie swoje porażki życiowe topi w morzu alkoholu. Powieści te cieszą się zasłużoną popularnością, a w wielu księgarniach tak, jak za dawnych czasów, aby je kupić trzeba się zapisywać w kolejce, bo liczba egzemplarzy jest ograniczona. Stowarzyszenie Miłośników Kryminału i Powieści Sensacyjnej „Trup w szafie” książkę „Koniec świata w Breslau” uznało za najlepszą powieść kryminalną w roku 2003 i przyznało jej nagrodę „Wielkiego Kalibru”. Ta sama pozycja uznana została w plebiscycie wrocławskich mass mediów za „Dolnośląski Brylant Roku 2003”. Jego książki są tłumaczone na 12 języków, w tym nawet na hebrajski. W przygotowaniu jest film fabularny oraz serial telewizyjny. Po tych wszystkich wyróżnieniach i popularności kolejnych powieści, trzeba przyznać, że wrocławianie, Dolnoślązacy, i w ogóle Polacy znają się na dobrej literaturze i młody jeszcze pisarz ma zapewnionych czytelników, którzy czekają na jego kolejne dzieła literackie.
Adam Maksymowicz
komentarze
re: Mroki miasta Breslau
A Urszula Kozioł,że osmiele się zapytać(pierwszy przykład z brzegu)?
defendo -- 19.04.2008 - 07:29Defendo
Urszula Kozioł
To moja nauczycielka języka polskiego w szkole średniej. Za ukazanie i kultywowanie piękna języka polskiego jestem jej bardzo wdzięczny. Jednakże daleki jestem od klasyfikowania autorów, pisarzy, poetów itp. Nie mniej przekazywane mi próby współpracy wrocławskiej młodziezy literackiej, mimo wytrwałych i wielokrotnie ponawianych prób nie powiodły się z powodu odmowy autorki. Jej proza zapewne literacko poprawna, nie ma tego rodzaju powodzenia, co twórczość Tadeusza Różewicza, czy chocby wspomnianego Marka Krajewskiego.
Podróżny -- 19.04.2008 - 09:54Pozdrawiam
re: Mroki miasta Breslau
Nie ma. Fakt. Ale któż nie zna tekstu “Biłgoraju, pajdo krju” czy “Jesteś za blisko, za naocznie jesteś, żebym cię mogła zobaczyć raz wtóry…”?
Gratuluję nauczycielki! I pozdrawiam serdecznie, jako zakochana we Wrocławiu doszczętnie i bezkrytycznie… :)
Defendo
defendo -- 19.04.2008 - 11:33Piękne miasto
To piękne miasto było po wojnie zniszczone w skali 80 – 90 %, czyli prawie w całości odbudowane do obecnego stanu przez przybyłych tu głównie ze wschodu
Podróżny -- 19.04.2008 - 13:13Polaków. W ogóle Śląsk jest piękny, dlatego nie dziwię się nostalgii, a często nieprawiedliwych pod naszym adresem wypowiedzi ich dawnych niemieckich mieszkańców, którzy nie mogą pogodzić się z utratą tak uroczych, barwnych, zróżnicowanych i bogatych pod każdym względem ziem, gór, miast, miasteczek wiosek, schronisk, zamków i pałaców. Dziś powoli jest to odbudowywane i przywracane do dawnej świetności świadcząc zarówno o wspaniałej przeszłości Śląska, jak i jego chwili obecnej.
Pozdrawiam
Podróżny
Ciekawy wpis, ale nie nazwałabym Mocka postacią sympatyczną. Złożoną, owszem – ale we mnie facet bijący żonę, patologicznie podejrzliwy, robiący karierę po trupach, sympatii nijak nie jest w stanie wzbudzić.
Pino -- 19.04.2008 - 14:31Inna sprawa, że Krajewski “przeczołgał” swojego bohatera strasznie, najbardziej chyba w “Widmach…”.
No i faktycznie kryminały interesujące, chociaż z góry można założyć, że wszystkie postaci oprócz Mocka i ewentualnie Anwaldta zostaną po drodze zamordowane w wyszukany sposób :)
Postać sympatyczna
Zdania na ten temat mogą byc podzielone. Proszę o zwrócenie uwagi na fronto przeszłość Mocka i jego przeżycia związane z zabijaniem ludzi na kopy. To musi pozostawić trwały slad w psychice każdego człowieka. Facet bijacy żonę – nie zauważyłem, zawsze wydawało mi się odwrotnie, że to żona go lała niemiłosiernie, stąd te jego słe wyprawy do pań lekkich obyczajów. Wśród bandy przestępców , równiez polcyjnych nie można być naiwniakiem. Jego podejrzliwość jest związana z wykonywanym zawodem. Karierę robi po trupach to fakt, ale to jego zawód. Trudno gogoś ganić za to, że znalazł najpierw trupa, a potem wytropił jego mordercę. Po prostu dobry dedektyw i śledzczy w jednej osobie, a że jest w wydziale kryminalnym, gdzie trp ściele się gęsto, to jednak nie MOck jest mordercą. Prosze jeszcze o zwrócenie uwagi na współczesne analogie śledcze i dochodzeniowe, które jak sam przyznał Marek Krajewski czerpie z wielu opowiadań, relacji i osobistych doświadczeń z wrocławską policją. Znam np. sprawę jednego z notorycznych złodzieji, który przesłuchiwany na posterunku okradł milicjantów nie tylko z ich zasobów finansowych, ale również zabrał im dokumenty, legitymacje policyjne, nad bronią się ulitował.....Ot, poziom wrocławskiej policji. Czy to nie nadaje sie do ksiązki!!
Podróżny -- 19.04.2008 - 17:45Pozdrawiam
Pozdrawiam
Panie Adamie!
Mam tylko jedno ale…
Czy to nie we Wrocławiu tworzyli autorzy Pana Cogito i Dreptaka?
Pozdrwiam
Jerzy Maciejowski -- 19.04.2008 - 21:03Herbert i Waligórski
Niestety, z tego co wiem to Zbigniew Herbert we Wrocławiu nigdy nie mieszkał. Tworzył tutaj Andrzej Waligórski znany kabareciarz i satyryk, bardzo popularny i lubiany wraz ze swoim Studio 202. Byc może, że był związany z również z Dreptakiem. Jego twórczość choć urocza, zabawna i dowcipna, to raczej operetka, przy omawianej tutaj operze. Jego dowcipy, powiedzonka są tu stale aktualne, ale to twórczość rozrywkowa i raczej ulotna. Jego powodzenie zamykało się praktycznie w murach miasta i choć znany jest gdzie indziej to już tylko wśród specjalistów tej brańży. Pisarstwo Marka Krajewskiego podbiło nie tylko Wrocław, lecz równiez Polskę, a nawet Europę. I to jest ta skala, o której mówię na początku tekstu.
Podróżny -- 19.04.2008 - 22:36Panie Adamie!
Ze Zbigniewem Herbertem to coś mi się pozajączkowało. niemniej co do wielkości Andrzeja Waligórskiego swoje zdanie mam i nie zmieni tego brak uznania wśród szerokich mas elit polskich i zagranicznych.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 20.04.2008 - 09:57Waligórski
Nic nie ujmując z niewątpliwych talentów Andrzeja Waligórskiego, to jednak, Zbigniew Herbert i Marek Krajewski to twórcy w całkiem innej dziedzinie. Nie są oni satyrykami. I o to mi chodziło. Niewątpliwie Pan Andrzej był jednym z najwybitniejszych w tamtych czasach w uprawianej przez siebie profesji.
Podróżny -- 21.04.2008 - 20:42Dopiero dziś przeczytałem,
ciekawy tekst,ale jakoś do tych kryminałów Krajewskiego się do końca nie umiem/nie umiałem przekonać.
Przeczytałem dwie albo trzy jego książki i trochę momentami mnie męczyły czy nawet nudziły.
Może nieodpowiedni czas to był?
No i ja tez bym nie powiedział, że Mock jest jakoś specjalnie sympatyczny.
Ogólnie książki ciekawe i warte przeczytania, acz ja jednak wole klasykę kryminału a dla odprężenia to jakiegoś Harlana Cobena.
Pozdrawiam, zastanawiając się kiedy pana nowy tekst jakiś się pojawi:)
grześ -- 10.01.2010 - 20:11Mock jest niezły,
taki bohater, że kurde antybohater, w dodatku nic mu nie wychodzi… znaczy wychodzi, ale zainteresowani i tak już się zamieniają w stos trupów :P Najbardziej chyba lubię Śmierć i Widma.
Krajewski przyznał się w jakimś wywiadzie, że bidaczek nie umie napisać pozytywnej postaci kobiecej… No może jedna Erika była w miarę, ale po pierwsze dziwka, a po drugie i tak skończyła na dnie Odry.