Przyroda nie jeden raz pokrzyżowała wspaniałe plany polityków, władców, królów i cesarzy. Z pośród tych ostatnich najbardziej jej doskonałym znawcą był Napoleon Bonaparte. Była to jego tajemna broń, dzięki której odniósł tak wiele militarnych zwycięstw nad przeważającymi siłami swoich przeciwników. Cesarz Francuzów znał się doskonale na topografii i dzięki temu wszystkie walory ukształtowania terenu umiał wykorzystać na swoją korzyść. Wystarczy tu wspomnieć bitwę pod Austerliz, gdzie zepchną on wojska rosyjsko – austriackie na zamarznięte jezioro. Wtedy kazał on strzelać z armat w lód, który załamał się i pochłonął wydawało się już zwycięską armię. Dziś częściowo tylko i wybiórczo naśladują go Amerykanie. Efektem tego był pierwszy lot człowieka na księżyc. Mocarstwowa pozycja USA nie wynika jednak tylko z prowadzonej polityki, lecz także z umiejętności wykorzystywania walorów przyrodniczych swojego kraju. Wspominam o tym wszystkim słysząc głosy globalistów, które jak echo przypominają znane niemieckie powiedzenie „ein Volk, ein Reich, ein Fürer”. Są to na ogół głosy nie liczące się z niczym i z nikim, poza celem jaki sobie postawili.
Możliwości globalizacji
Przede wszystkim są to możliwości techniczne. Dziś w ciągu sekund można przekazać przelewy, informacje, decyzje, wiadomości i komentarze z jednego końca świata w drugi. Komunikacja samolotowa, liczne autostrady umożliwiają szybkie przemieszczanie się ludzi na setki kilometrów w ciągu tego samego dnia. Rozwija się duży światowy biznes turystyczny. Wszystko co tylko dusza zapragnie można zobaczyć, dotknąć, przeżyć wspaniałe wrażenia oglądając wszelkie dziwy przyrody na dowolnym już kontynencie. Można też poznać dalekie i wielkie kultury osobiście, a nie tylko w dusznej uniwersyteckiej bibliotece, na filmie, czy też w TVP. Te wszystkie możliwości wykorzystuje handel. Umożliwia on praktycznie sprowadzenie każdego towaru w dowolny punkt ziemi, byleby transakcja była opłacalna. Tak na co dzień, to w Polsce gobalizacja daje znać o sobie zalewem niezwykle tanich chińskich towarów, które widać w każdym większym mieście i miasteczku. Wydawało by się, że wystarczy mieć tylko pieniądze, aby pełnymi garściami korzystać z wszelkich przyjemności, jakie może nam zaoferować glob ziemski.
Żywność
Niestety, człowiek nie składa się tylko z pieniędzy i przyjemności. Po to aby żyć musi jeszcze jeść i to kilka razy dziennie. Dawniej jadło się tylko to, co było wokół nas produkowane. Mięso z uboju własnej trzody, chleb z własnego zboża i pszenicy, masło i mleko oraz wszelkie sery były od krów, które tuż obok pasły się na naszych łąkach. Podobnie było z jajkami, owocami, pasiekami i wszelkimi podobnymi produktami, jakie mogła nam zaoferować polska wieś. Kiedyś w każdej porządnej wsi była gorzelnia. Pito może nawet i więcej niż dziś, ale własny alkohol dodawał zawsze splendoru, niezależnie od skutków jakie wywoływał po jego nadmiernym spożyciu. To dawniej, to nie tylko PRL, gdzie wszystkiego brakowało, a pełnowartościowe produkty usiłowano zastąpić tanimi i niesmacznymi podróbkami. To dawniej, to także cała historia polskiego rolnictwa. Jeszcze dzisiaj polskie produkty żywnościowe cieszą się, dobrą sławą nawet w krajach, gdzie antypolonizm jest już tradycyjny.
Tymczasem globalizacja wywraca to wszystko, jakby trochę do góry nogami. Polska żywność sprzedaje się opłacalnie zagranicą. Do nas zaś w to miejsce sprowadza się tanią żywność produkowaną owszem dalej w naszym własnym kraju, lecz przez obce firmy zagraniczne. Nic im oczywiście nie można zarzucić, wszak jest wolność handlu i produkcji. Tyle tylko, że smak już nie ten. Zwykłego białego sera na ogół już nie ma. Trzeba go kupować na placu u polskich producentów. W sklepach spożywczych, produkty z całego świata, a naszego sera brak. To tylko jeden przykład. Na plac trzeba jeździć coraz dalej. Wielkie supersamy wypierają je na peryferie, wykupując ich tereny handlowe. Miasto temu sprzyja, bo od supersamu otrzymuje miliony, a od miejscowych handlarzy tylko tysiące. Wiadomo, kto wygrywa. Sprowadzane z dalekich krajów towary często są już nie pierwszej świeżości. Stąd też coraz więcej ludzi cierpi na dolegliwości żołądkowe. Sprawy takie stają się głośne, kiedy po przyjęciu dyplomatycznym gości odwożą karetki pogotowia. Po analizie okazuje się, że na przyjęciu podano sałatę przywiezioną z Afryki. Oczywiście, że ją doskonale umyto, ale nie tak doskonale, aby nie ostały się na niej bakterie chorobotwórcze, którymi byli zarażeni ich hodowcy. Kto jest w stanie to sprawdzić i temu zapobiec? Dyplomaci przeżyli, ale strachu i cierpień nikt im już nie odbierze. Jeżeli takie sprawy dotykają ludzi szczególnie chronionych, to co powiedzieć o zwykłych zjadaczach chleba.
Rolnictwo
Żywność i rolnictwo to prawie to samo, ale nie całkiem, bo żywność to produkt, a rolnictwo to ziemia, to uprawa, to praca i od wieków sposób na życie minionych pokoleń i obecnie blisko 20% rodaków zatrudnionych w tej specjalności. Z Brukseli nadchodzą jednak coraz bardziej bulwersujące pomysły dotyczące europejskiego rolnictwa. Wiadomo, że jest ono bardzo drogie w porównaniu np. do cen w Kongo, Ugandzie, Mozambiku, Indiach, a nawet w Chinach. Więc po co produkować drogą własną żywność, kiedy można ją bardzo tanio importować. Rolnikom proponuje się, aby zaprzestali cokolwiek uprawiać. Dopłaty mają dostać ci, którzy wstrzymają się od uprawiania ziemi. Przyznam się, że nie uwierzyłbym, że coś takiego jest poważnie rozważane, gdyby nie relacja prasowa na ten temat byłego prezesa PSL, a obecnie europosła Janusza Wojciechowskiego. Po prostu mamy zlikwidować własne możliwości wyżywienia się, zdając się na łaskę i niełaskę importu i tego wszystkiego, co jest on nam w stanie zaoferować. Każdy kto był we Francji, Belgii i Holandii to wie, że wszystkie wędliny mają ten sam smak, podobnie jak owoce, ryby, pomidory, jabłka itd. Chleb jest w ogóle bez smaku. Belgijscy goście nie mogli się nadziwić, jaki wspaniały smak mają pomidory z własnego polskiego ogródka. Prosili o to, aby choć trochę mogli ich zabrać do domu. Te importowo – globalne pomysły żywnościowe wydają się żywcem wzięte z „Folwarku zwierzęcego” George Orwella.
Klimat
Klimat, jak wszystko na tym świecie ulega stałym zmianom. Ostatnio mamy jego ocieplenie. Pozostawiając na boku przyrodnicze przyczyny tego zjawiska, trzeba zauważyć, że glob ziemski podzielony jest na trzy równomierne strefy klimatyczne: równikową, umiarkowaną i podbiegunową. Każda z nich generalnie biegnie wokół ziemskiego globu równolegle do równika pasmem o szerokości ok. 3 tys. km. Strefy te powtarzają się zarówno w części północnej, jak i południowej naszej planety. W tak szerokiej strefie wykształciły się specyficzne warunki egzystencji, wegetacji roślin, następstwa pór roku, itp. Są to dla każdej z tych stref warunki trwałe, choć krótko okresowo zmienne. W każdej z tych stref wykształciły się też specyficzne sposoby odżywiania się, czasu pracy i wypoczynku. Proponowana i realizowana globalizacja, jakby tego wszystkiego nie zauważała. Żywność sprowadzana ze strefy równikowej do umiarkowanej, może nie służyć dobrze konsumentom. Wywołuje ona na ogół liczne choroby przewodu pokarmowego. To co służy dobrze przywykłym i urodzonym tam ludziom, nie oznacza wcale, że może służyć wszystkim ludziom. Z klimatem związane są też liczne choroby zakaźne. Dżuma, cholera, trąd i ameba to specyfika tropików. Gruźlica, reumatyzm, rak, próchnica zębów, choroby serca najczęściej występują w klimacie umiarkowanym. Nie przywykli do odmiennych warunków ludzie łatwo zapadają na choroby, na które tubylcy są zwykle uodpornieni. Odwrotnie przywleczone z innych stref choroby szerzą się wśród nieodpornej na nie miejscowej ludności zabierając obfite żniwo. Dowolne przemieszczanie ludzi i żywności pomiędzy strefami klimatycznymi zagraża więc zdrowiu konsumentów. Tu do sprawy stref klimatycznych można też odnieść prawo Konecznego mówiące o niemożliwości przenikania się cywilizacji. Oczywiście, wbrew temu wszystkiemu można nie liczyć się z przyrodniczym zróżnicowaniem naszego globu, ale pewne jest, że skutki tego będą tragiczne. Tu jako memento można przypomnieć sławną sprawę australijskich królików, psów dingo, stalinowskich kanałów i wielu, wielu innych podobnych zamiarów. Stref klimatycznych nie da się ani zmienić, ani wyrównać, ani ujednolicić. Być może, że kiedyś i do tego dojdzie, ale będzie to proces liczony w setkach milionów lat, czego na szczęście ani my, ani globaliści już nie doczekają. Być może, że globalizm polityczny jest realny, lecz przyrodniczy, rolniczy i żywnościowy jest niemożliwy. Nie pozwala na to sama przyroda, która buntuje się i skutecznie sprzeciwia się wszelkiego rodzaju próbom jej poprawianiu w skali globalnej.
Adam Maksymowicz
komentarze
Panie Adamie!
Wie Pan, że psa dingo przywieziono do Australii na długo przed białym człowiekiem?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 09.05.2008 - 19:41Pies dingo
Kto go przywiózł?
Podróżny -- 09.05.2008 - 20:17Panie Adamie!
Aborygeni.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 09.05.2008 - 21:35Aborygeni
To przeciez miejscowy człowiek australijski. Skąd przybył na ten kontynent? Skąd wziął o n tego psa?
Podróżny -- 09.05.2008 - 22:26Pozdrawiam
Szanowny Panie Jerzy
Daj Pan spokój. To nie ma sensu.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 10.05.2008 - 10:29Panie Adamie!
Według mojej wiedzy dingo przybył z Aborygenami. Czy przeszli przez połączenia lądowe w czasie zlodowacenia czy przypłynęli łodziami, to nie mnie rozstrzygać. Natomiast mit o wypuszczeniu psów do łapania królików sprowadzonych z Europy był świetną anty brytyjską propagandą, ale proszę się zastanowić jak w ciągu 200 lat powstałaby jednorodna rasa, gdyby były to psy wypuszczone przez białych. Przecież biali mają sporo różnych ras i jakoś nie dziczeją one w Australii.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.05.2008 - 14:10Panie Lorenzo!
Co nie ma sensu?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.05.2008 - 14:11Panie Jerzy
Dziękuję za wyjaśnienia.Jakoś się nad tym nigdy nie zastanawiałem, ale chyba tak było, jak Pan pisze. Rozumiem, że Lorenzo zwraca uwagę, że cały mój tekst nie ma sensu, dlatego prosi, aby dać spokój komentarzom. To jego zdanie i jego prawo do głoszenia swojej opinii. Choć wolałbym, aby każdy z autorów bardziej zwracał uwagę na to, czy jego własne teksty mają jakiś sens.
Podróżny -- 10.05.2008 - 15:27Pozdrawiam serdecznie
Panie Adamie!
Nie zgadzam się z taką interpretacją wpisu pana Lorenza. A jeśli onvtak uważa, to może Pana nie czytać.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.05.2008 - 17:11