Tytułowe powiedzenie dobrze oddaje nadal nie gasnące uczucia sympatii obu narodów mających kiedyś wspólną historię, interesy i tak samo rozumiejących swoją powinność względem innych. Tak to być może jest na poziomie turysty, przechodnia i gościa, kiedy odwiedza się węgierską stolicę. W polityce, gospodarce, a nawet w kulturze to już jakby dwa kraje o całkiem innych tradycjach, zwyczajach, możliwościach i ambicjach. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie ma żadnych polsko – węgierskich wspólnych przedsięwzięć na poziomie państwowym, rządowym i samorządowym. Ostatni polski akord, który na stałe wpisał się w historię tego kraju to bezprecedensowa pomoc dla ofiar rewolucji węgierskiej 1956 roku. Mimo, że byliśmy poddani podobnemu terrorowi komunistycznemu cała Polska zareagowała na rozgrywający się na naszych oczach dramat węgierskiej drogi do wolności. Polska pomoc przekroczyła wtedy znacznie wszystko to, co mogły zaoferować wielkie mocarstwa. Nie trzeba tu przypominać, że jak zwykle państwa Zachodu ograniczyły się do górnolotnych deklaracji, słów i gestów, poza którymi starano się ukryć zwykłe tchórzostwo, kunktatorstwo, byleby nie narazić się ZSRR, byleby mieć święty spokój. Węgrzy doskonale o tym do dziś pamiętają, czego symbolem jest ołtarz boczny w najstarszym kościele koronacyjnym pod wezwaniem św. Macieja w Budzie, gdzie znajduje się złoty relikwiarz Władysława Warneńczyka. Podobną czcią otoczone jest imię króla Jana Sobieskiego, który odniósł tu wiele zwycięstw nad Turkami.
Powstanie 1956 roku
Pamiętam, jako pierwszą przeprowadzoną na tak wielką skalę, próbę wyrwania się z pęt wspólnego dla nas wroga. Warszawa w tym czasie żyła pełnią wolności, o jakiej przedtem i długo, długo potem nikt nie śmiał marzyć. Polacy przyjeżdżający z węgierskiej stolicy, często nawet w obecności dygnitarzy z Biura Politycznego, otwarcie i bez żadnych aluzji opowiadali publicznie o tym, jak rosyjskie czołgi tratują i rozjeżdżają węgierską rewolucję, która zapragnęła wolności. Polskie gazety wobec obezwładnionej wtedy cenzury pokazywały zdjęcia z Budapesztu, gdzie na czterech rogach rynku stały sowieckie czołgi przy absolutnej wokół nich pustce. Budapeszt był martwy. W tej sytuacji spontaniczne oddawanie krwi, pieniędzy, lekarstw, koców i żywności było patriotycznym obowiązkiem każdego, kto chciał aby Węgry były równie wolnym krajem, jak Polska. Potem zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech przystąpiono do zawracania z drogi do wolności. U nas powoli, łagodnie i coraz bardziej twardo, tam rozstrzeliwano, maltretowano i skazywano na długoletnie więzienia. Tysiące ludzi uciekło z socjalistycznego piekła, przez otwartą granicę węgiersko – austriacką. Wielcy tego świata biernie przyglądali się węgierskiej tragedii. Dla nas było to – a może nawet i nadal jeszcze jest – poważnym ostrzeżeniem przed liczeniem na jakąkolwiek istotną pomoc ze strony wolnych państw Zachodu. Głęboki ślad tych represji na Węgrzech widać było jeszcze 33 lata później, kiedy u nas już kilka miesięcy był rząd Mazowieckiego, tam w urzędach wisiał jeszcze portret Lenina. Węgierskie powstanie 1956 roku nie byłoby możliwe, gdyby nie długoletnia, a nawet wielowiekowa tradycja narodowa własnej drogi do wolności. Na tej drodze splatają się polskie i węgierskie losy, które warto poznać, a nawet naśladować i podziwiać.
Stefan Batory
Już Zygmunt August planował unię Polski i Siedmiogrodu przez wybór po jego śmierci węgierskiego władcy Jana Zygmunta na króla Polski. Przedwczesna śmierć Węgra uniemożliwiła realizację tego projektu. Jednak kilkanaście lat później projekt ten zrealizował książę siedmiogrodzki i król Polski – Stefan Batory. Panowanie Batorego staje się najświetniejszym okresem rozwoju stosunków polsko – węgierskich. Stanowczy, „nie malowany król” potrafił skupić wokół siebie i pozyskać sympatię najwybitniejszych współczesnych mu Polaków od Zamojskiego i Żółkiewskiego po Kochanowskiego. Wybitny wódz, strateg i polityk umiał doprowadzić do sławnych zwycięstw z silniejszym przeciwnikiem, jakie osiągnął pod Pskowem i Wielkimi Łukami. Doskonały organizator i reformator, któremu tylko przedwczesna śmierć przeszkodziła w ukróceniu samowoli magnatów i wprowadzeniu radykalnych kroków dla naprawy Rzeczypospolitej. Bilans dokonań dziesięcioletniego władania jest imponujący. Usprawnienie podatków, rozwój działalności menniczej, powołanie oddziałów chłopskich – tzw. piechoty wybranieckiej. W 1578 r. utworzył w Wilnie Akademię, przekształconą później w uniwersytet, której pierwszym rektorem został ks. Piotr Skarga. Jest to najstarsza wyższa uczelnia na ziemiach wschodnich. Sam katolik, ostro występował przeciw próbom organizowania antyprotestanckich tumultów religijnych, kazał karać śmiercią za napady na kościoły i domy różnowierców, głosząc, że nie ścierpi, by wiarę szerzono „przemocą, ogniem i żelazem miast nauczaniem i dobrymi przykładami”. Szlachta polska źle odbierała wszystkie królewskie sukcesy widząc w nich nieomylne dążenie do tyranii. Chciano króla słabego, symbolicznego i niedołężnego. Uskarżał się na to Batory, że polska szlachta jest chciwa i lekkomyślna mówiąc, iż: „...w Polsce ciężko jest królować... Wszedłem sam in miserrium purgatorium (tj. w ten straszny czyściec) – by nie szło o sławę puściłbym to królestwo….” Czas utrwalił legendę o Batorym jako wzorze władcy, jednym z największych polskich królów, którego charyzmę utrwalił na płótnie Jan Matejko na obrazie „Batory pod Pskowem”.
Generał Józef Bem
Trzysta lat później na Węgry przybywa polski generał Józef Bem. Jego pomnik zdobi Budapeszt. Jest on do dziś symbolem walki o wolność. To z pod tego pomnika październikowa demonstracja 1956 roku na rzecz poparcia przemian w Polsce przerodziła się w powstanie o którym wspomniano na wstępie. Pierwsze talenty dowódcze Bem ukazał w czasie powstania listopadowego, kiedy kierując artylerią osiąga zwycięstwo pod Iganiami, a następnie ratuje od rozbicia całą armię w Bitwie pod Ostrołęką. Za to pierwsze zwycięstwo zostaje awansowany ze stopnia majora na generała. Był to nowoczesny dowódca w pełnym tego słowa znaczeniu. Dużą rolę przypisywał zaskoczeniu. Stąd jego plany zawsze owiane były tajemnicą. Przykładem nich tu będzie bitwa z Austriakami pod Piski. Bem wysłał pięciu węgierskich huzarów naprzeciw pułku austriackiej piechoty. Gdy huzarzy ociągali się z wykonaniem rozkazu, zawołał: „Każę was rozstrzelać!” wyciągając pistolet. Huzarzy chcąc, nie chcąc, wyruszyli w kierunku pułku austriackiego, który natychmiast sformułował regulaminowy czworobok. Wówczas Bem błyskawicznie zaczął strzelać z dobrze wycelowanych dział w tłum Austriaków, i zacierając ręce z uśmiechem pomrukiwał „österreichische Taktik” (austriacka taktyka). Jego ogromna odwaga osobista, czasami granicząca z ryzykanctwem, pozyskiwała mu uwielbienie żołnierzy, którzy „wreszcie znaleźli kogoś odważniejszego od siebie”. Wojenne przygody generała są prawie niewiarygodne. Kiedy we wspomnianej bitwie pod Piski Austriacy próbowali zagarnąć 2 armaty, Bem bił ich z konia pejczem, wołając „Zostawcie kanalie, to są moje armaty”. Osłupieni żołnierze zostawili je! Bem w najcięższych sytuacjach zawsze miał dobry humor. Jego specyficzną cechą było zachowanie zimnej krwi nawet w najrozpaczliwszych sytuacjach, co pozwalało mu na znalezienie trafnego pomysłu wykołowania wroga. Zwycięstwa Bema były tym cenniejsze, że przyszły w sukurs rewolucji węgierskiej dosłownie za pięć dwunasta. Był to moment w którym rewolucyjny rząd węgierski po serii porażek zmuszony był opuścić stolicę, a ofensywa austriacka groziła zduszeniem ruchu niepodległościowego. Zwycięska kampania Bema nie tylko przywróciła wiarę w sukces rewolucji, ale na wiele miesięcy odwróciła losy wojny i umożliwiła zwycięską wiosenna ofensywę wojsk węgierskich w 1849 roku. Naczelny wódz Kossuth w liście do Bema pisał: „Imię Twoje stało się nierozdzielne z historią Węgier, złączone z nią na zawsze, będzie jej wieczystą chlubą”. Największy węgierski poeta Petöfi w w wierszu „Bem apó” pisał:
O Bemie, dzielny wodzu,
O generale mój!
Twej duszy wielkość czuję,
Gdy idziesz z nami w bój.
I gdyby ktoś z śmiertelnych
Mógł czczony być jak Bóg,
Ty byłbyś z nim z pewnością,
Do Twoich padłbym nóg!...
Niejeden cię porzucił,
Klnąc twardość twą i hart,
Ja zawsze pozostanę,
Boś, starcze, tego wart.
Do śmierci będę z tobą
I pójdę w każdy bój.
O Bemie wodzu świetny!
O generale mój!
Dzień dzisiejszy
Dzisiejsze kontakty polsko – węgierskie pomimo tak wspaniałej historii są prawie niedostrzegalne. Gdyby nie ciągłe protesty węgierskiego społeczeństwa przeciwko swojemu premierowi kłamcy i demonstracyjnie obchodzone kolejne rocznice powstania z 1956 roku, o Węgrzech wiedzielibyśmy tylko tyle, że warto zwiedzić stolicę tego kraju Budapeszt, który leży nad pięknym modrym Dunajem. Tłumaczeń z węgierskiej literatury brak absolutny. Dotyczy to też filmu, teatru i prasy. Ten dzielny węgierski naród nie zasługuje na takie traktowanie. Najwyższa pora aby to zmienić.
Adam Maksymowicz
Część historyczną opracowano na podstawie książki Jerzego Roberta Nowaka pt. „Węgry bliskie i dalekie” (Warszawa 1980).
komentarze
Panie Adamie
Spotkałem się z twierdzeniem, że brak konfliktów polsko-węgierskich w ciągu ostatnich kilkuset lat, z jednoczesną dość tragiczną historia obydwu naszych narodów, są przyczyną sympatii pomiędzy Polakami i Węgrami. Bo realnie – jak Pan to celnie zauwazył – kontaktów pomiędzy Polską a Wegrami nie ma.
Można by się pokusić o stwierdzenie, że generalnie skonfliktowani z większością sąsiadów, stworzyliśmy pewien mit o braterstwie polsko -węgierskiem. Podczas gdy właściwiej byłoby mówić raczej o braku wzajemnych krzywd i istnieniu wspólnych wrogów. Dochodzi te tego swego rodzaju fatalizm arodowy, podobny u Polaków i Węgrów. Pamiętamy dawną wielkość... Bolejemy nad wiatrami historii, które zarówno dla nas jak i dla Wegrów okazały się szczególnie niełaskawe.
Zasadniczo, poza wspomnianym przez Pana generałem Bemem oraz wydarzeniami z 1956r, trudno wskazać jakieś głębsze relacje pomiędzy nami a Węgrami…
Pozdrawiam.
Griszeq -- 20.10.2008 - 11:38Relacje
Był jeszcze tu tylko zasygnalizowany, lecz niezuważony Władysław Warneńczyk, Ludwik II Jagellończyk oraz Jan III Sobieski.Szkoda, że niezauwazony jest tez Stefan Batory,jeden z największych królów polskich choć poświęciłem mu w tekście cały rozdział. Wszyscy ci ludzie walczyli o wolność Węgier całkiem bezinteresownie. No może nie całkiem, bo mieli na uwadze pokonanie potęgi tureckiej równiez zagrażającej Polsce. Z tego powodu Polacy nieustannie sa popularni na Węgrzech i to nie tylko w oficjalnych i okazjonalnych wypadkach, ale również wśród zwykłych przechodniów na ulicy o czym miałem okazję przekonać się osobiście, np. w porównaniu do chłodnego, a historycznie nam wrogiego stosunku np. Austriaków, nie wspominajac juz o Niemcach, czy tez Rosjanach.
Podróżny -- 20.10.2008 - 16:25