No właśnie.
Ale popatrz: ten zaangażowany współdzielca raczej nie jest rekinem finansjery, który bezlitośnie zmaksymalizuje zyski i zminimalizuje koszta. Nikt też ze współdzielców za jego stracone zdrowie nie jest gotów płacić kasy porównywalnej z zarobkami dobrego menedżera w firmie deweloperskiej.
Bo władza nad spółdzielnią jest w rękach ludu (spółdzielców). A lud nie lubi dużo płacić swym wybrańcom.
Dlatego spółdzielnie są obsadzone albo przez cwaniaków, którzy na boku wycisną kasę jakiej jawnie nikt by im nie dał, albo przez amatorów — misjonarzy. I jedni i drudzy nie poprowadzą spółdzielczości do skutecznej walki na wolnym rynku.
Kocico
No właśnie.
Ale popatrz: ten zaangażowany współdzielca raczej nie jest rekinem finansjery, który bezlitośnie zmaksymalizuje zyski i zminimalizuje koszta. Nikt też ze współdzielców za jego stracone zdrowie nie jest gotów płacić kasy porównywalnej z zarobkami dobrego menedżera w firmie deweloperskiej.
Bo władza nad spółdzielnią jest w rękach ludu (spółdzielców). A lud nie lubi dużo płacić swym wybrańcom.
Dlatego spółdzielnie są obsadzone albo przez cwaniaków, którzy na boku wycisną kasę jakiej jawnie nikt by im nie dał, albo przez amatorów — misjonarzy. I jedni i drudzy nie poprowadzą spółdzielczości do skutecznej walki na wolnym rynku.
odys -- 04.02.2008 - 17:23