kiedy człowieka parającego się tym zajęciem nachodzą wątpliwości.
Na ogół to zajęcie, zwłaszcza dla kogoś stojącego z boku, wydaje się ciekawe i opłacalne.
Jak jest w rzeczywistości wiemy od innej strony, od strony kuchni.
Od tego zajęcia – zawodu (po wielu zawodach) odcinałem się wiele razy i wielokrotnie doń wracałem, kiedy tylko ktoś miał problemy i szukał pomocy. Nie wiem dlaczego tak wielu uznających się za poszkodowanych trafiało akurat do mnie?
Kilka razy słyszałem o sobie że nie osiągnąłem ostatniego szczebla w tym fachu, to znaczy mówili – on (palcem pokazywali na mnie) się nie sku$wił. Tak też myślę sam o sobie. Bo to dobrze móc tak myśleć. I jeszcze w tym tonie dodam, że gdyby takich mnie było po dwóch na każdy powiat, sprawy mogłyby wyglądać zgoła inaczej.
Nie chcę i nie będę oceniać jakości pracy szanownych koleżanek i kolegów, tym bardziej, że już w zasadzie nie zaliczam się do tego grona. Powiem jedynie: dziennikarstwo mogłoby wyglądać znacznie inaczej i powinno wyglądać inaczej. Powinno zajmować się sprawami społecznymi i tym co istotne w życiu społecznym – nie tylko politykować i patrzyć kto jakie nosi majtki i kto z kim śpi.
Myślę, że w tym fachu (i wielu innych) przez przypadek pracuje zbyt wielu ludzi nazbyt strachliwych i nazbyt układnych.
Ale nie o tym dziś.
Jakiś miesiąc temu zgłosili się do mnie ludzie. Mieli, mają problem. Ktoś im ukradł samochód. Stracili 40 tysięcy złotych. Starali się sprawę wyjaśnić, a że była nazbyt skomplikowana i niejasna z wyników prac organów ścigania byli niezadowoleni.
Wiem, że każda kradzież jest szokująca, bowiem budzi lęk i obawy i w związku z tym mamy pewne oczekiwania od tzw stróżów prawa.
Ci, którzy się do mnie zgłosili po pomoc nie potrafią zrozumieć, że niekiedy trudno uchwycić sprawcę nawet jak się ma niezbite dowody. Nie mogą zrozumieć że obowiązujące przepisy prawa to nie koncert naszych pobożnych życzeń. Jest takie powiedzenie, “kogo strata tego grzech” dlatego, że w momencie kiedy zostaniemy okradzeni, nasza myśl rzuca podejrzenia i wtedy często zdarza się, że pomawiamy osoby ducha winne.
W tej sprawie, której wyjaśnienia nie podejmę się, jest zbyt wiele spraw oczywistych, takich jak:
- sprowadzenie auta na kogoś innego – zatem status osoby pokrzywdzonej przysługuje nie kierowcy auta lecz temu na kogo zostało nabyte,
- podpisywanie umów za kogoś innego w celu przewiezienia samochodu/samochodów na terytorium RP – jest to fałszowanie podpisu a nawet dokumentu(ów),
- zawiłości natury prywatnych zobowiązań, które nie muszą mieć w tej sprawie nic na rzeczy, a przypisywanie ich jako środka ciężkości noszą znamiona bezpodstawnego pomówienia i fałszywego oskarżenia.
Jest jeszcze kilka innych spraw jak nieroztropność spowodowana zapewne nieznajomością podstawowych praw i obowiązków: nieznajomość prawa nie zwalnia nas z odpowiedzialności, w tym karnej.
Przez tę nieroztropność pracę już straciło kilka osób, które chciały pomóc w wyjaśnieniu sprawy kradzieży i pomóc odszukać skradzionego volkswagena. Centralne Biuro Śledcze, z tego co wiem, nie zajmuje się każdym pomówieniem, nieuzasadnionym przypuszczeniem, że zięć komendanta powiatowej policji jest członkiem szajki złodziei samochodów.
Taką drogą, drogą bezpodstawnych pomówień, nie znajdujących odzwierciedlenia w rzeczywistości, można by całkowicie storpedować cały wymiar sprawiedliwości.
Wiem, wiem. Nie najlepiej się dzieje w tym naszym polskim wymiarze sprawiedliwości. Ale nie oznacza to, że wszystkie organy ścigania są podległe jednemu lokalnemu złodziejowi samochodów.
Bo to, że są złodzieje, i nie tylko samochodów, to rzecz powszechnie znana i stara jak inny dojrzały zawód świata – prostytucja.
Zatem szanowni poszkodowani odsyłam wam przekazane mi dokumenty i dokumenty.
Na marginesie.
W dniu 11 marca w biały dzień pod kamienicę w której mieszkam podjechał nieoznakowany samochód z platformą i bezceremonialnie wciągnął na nią mój samochód.
Odjechał w nieznanym kierunku przez nikogo nie niepokojony. Taką informację udało się ustalić od osoby, która mimowolnie była naocznym świadkiem tego zajścia.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy wczoraj popołudniu ujrzałem puste miejsce na chodniku przed wejściem do budynku.
Wpierw sprawdziłem, czy samochodu nie odholowała jakaś upoważniona firma na polecenie: policji, straży miejskiej, straży pożarnej, czy innej uprawnionej do tego jednostki.
Potem obszedłem pobliskie okolice i kiedy już nabrałem przekonania, że samochód nie został odholowany, a miejsce dotychczasowego postoju mojego samochodu, którym przejechałem w tę i drugą stronę niemalże całą Polskę, zostanie być może już zawsze puste, zgłosiłem kradzież.
Szukają.
Czy znajdą? – nie wiem.
Przybyli do mnie do mieszkania, natychmiast po zgłoszeniu. Funkcjonariusze byli mili i bardzo uprzejmi. Sprawdzają znane im miejsca gdzie mógł trafić mój stary, niesprawny i niedający się do jazdy, samochód z zawartością: w bagażniku znajdowało się sporo drobnych narzędzi.
Całe szczęście, że elektronarzędzia przeniosłem wcześniej do domu.
Nie pytałem policjantów, czy zięć ich szefa też jest w jakieś szajce.
Bo po pierwsze: nie buduję takich teorii.
A po drugie: kradzieże są dość powszechne i często mają charakter zwykłego losowego zdarzenia, ale mogę sobie również wyobrazić, że zdarzają się takie pod zamówienie.
Tyle. I dodam jeszcze, kończąc ten swój wpis, że nie zajmuję się już żadnym dziennikarstwem. Od niego wolę inne prace, które wskazuję w linku po prawej stronie na moim blogu. A legitymację? Tę zachowam sobie na pamiątkę :))