Sylwester.
Ostatni to dzień roku, nie wiedzieć czemu ludzkość ma wtedy nieodpartą potrzebę zabawy, cieszenia się, picia, jedzenia, fajerwerkowania i straszenia piesów tymi swoimi badziewnymi petardami.
Powody tej radości są dla mnie niezrozumiałe, przecież to kolejny dzień tylko,bliżej śmierci i przekroczenie kolejnego progu, za którym jesteśmy tylko starsi, bardziej zniechęceni do życia, bardziej zmęczeni, bardziej rozczarowani, bardziej niewierzący, bardziej wkurwieni.
Jak to było?
Z młodych gniewnych wyrośli starzy wkurwieni albo z pięknych dwudziestoletnich szpetni czterdziestoletni
Dwudziestolatki to ja i ty, i tak dalej ściemniać można.
Ludzkość się więc bawi, Grześ by wolał słuchać cała noc Osieckiej i pić sam albo nie-sam wino, ale że towarzyszki w Osieckiej i winie brak (albo ja jej nie zauważam a te co zauważam to nie te) więc jadę się bawić na Słowację i pić martini i pitolić tak jak tu, dzięki czemu status gwiazdy wieczoru zdobędę.
Jakie wieczory, takie gwiazdy, nie dziwi nic.
Ale miało być o o Sylwestrach:)
Różne one były acz nietypowe.
1. Gdzieś w dzieciństwie, roku nie pamiętam, rodzice gdzieś poszli, zostałem ja z rodzeństwem, opiekować miał się nami kuzyn starszy, opiekował się tak finezyjnie, że rzucał jajkami po samochodach z 4 piętra:), ale Sylwester był git, bo pierwszy raz wtedy obejrzałem Siedmiu Wspaniałych, w ogóle dawniej w Sylwestra dobre filmy leciały, ze dwa, trzy razy jakiś horror obejrzałem, raz leciały też Gorzkie gody Polańskiego,tak więc gdzieś do ponad 20 roku życia Sylwestry moje wyglądały tak, że leżałem i oglądałem TV, nie było to takie złe, jako że od gdzies 1,5 roku nie mam TV to mi całkiem brakuje tego.
2. Raz nie wiedzieć czemu wbraliśmy się z mamą(sic!) do jakieś tam rodzinki, było tak finezyjnie, że poszedłem na miasto w towarzystwie młodszej i starszej rodziny, gdzie przemawiał prezydent, śmierdziało syfiaście, na ziemi zaś walały się szkła.
Nie ma to jak pójść w miasto, jednym słowem:)
3. Mój pierwszy wypad gdzieś dalej na Sylwestra (już wyjaśniałem, żem abnegat i malkontent i tegoż dnia specjalnie nie traktuję), chyba to było 31 grudnia 2003/2004 albo rok wcześniej, Sylwester normalnie jak u Poszepszyńskich, na 8 osób:) albo na 7, w każdym razie skład był zajobisty, znajoma, z którą miałem o czym gadać i w ogóle się dobrze bawiliśmy/bawimy razem, to właśnie ją jakieś wredne przeziębienie vel grypa dopadło i spała całą noc, mój dobry kumpel i megapozytywny gość o 10 wyniósł się na alternatywną imprezę i wrócił koło 4, musiałem więc spędzać czas w towarzystwie kolegi, który był jednocześnie megalomanem do sześcianu, alkoholikiem, dziennikarzem, poza tym wychowankiem katolickiego LO:), masakra, co? Gorszego połączenia wyobrazić se nie można:) Oprócz niego były jeszcze dwie dziewczyny, które były nie dość, że nudne to milczały cały czas (acz im się nie dziwię, bno on gadał ciągle), dobrze że była jeszczo jedna osoba, która nawet kilka razy na TXT się udzielała, pozdro I.:), chociaż sobie pogadalismy depresyjnie o życiu jak to zwykle.
4. Rok później byłem na zajobistej imprezie, w sumie towarzystwo było ciekawe, jedna znajoma czytała sobie “Historię JUlietty” markiza de Sade’a (mieliśmy wtedy w kilka osób na studiach fazę na boskiego Markiza), i razem ze mną pisaliśmy smsy z fragmentami Julietty pewnej nieobecnej:) Poza tym dziwny jeszczo rzeczy się działy, no:)
5. Sylwester 2005/2006,jeden z moich ulubionych, do jakiejś 22 pisałem sobie pierwszy rozdział magisterki, o historii i podziałach w fantastyce:), cudownie było, po 22 poszedłem zaszaleć:), do pokoju obok pić syfiastego szampana z rodzicami (czy wszystkie wina musujące to syf czy tylko ja na takie trafiam? This is the question, meine Damen und Herren:))
6. Sylwester 2006/2007 spędziłem w kinie, nieźle było, szczególnie że wygrałem na niego dwa bilety:), zanim do tego kina doszliśmy, opuściliśmy śmiertelnie nudną imprezę 3-osobową:), gospodyni jako że miała nudne towarzystwo chciała nas zatrzymać, ale się nie dalismy:)
W kinie zaś było mrocznie (_Apocalypto_), zabawnie (_Czyja to kochanka_ ) i drętwo (_Diabeł ubiera się u Prady_), w przerwie było cuś znośnego do jedzenia i niedobry szampan, poza tym skutecznie udało mi się uniknąć spotkania z pewną osobą, której nie trawiłem:), mojej towarzyszce się nie udało, he, he, nie od dziś wiadomo, że towarzystwo Grzesia pecha przynosi.
No a po kinie, nie wiem, jak wy, ale moim zdaniem ślizganie się o 4 rano to fajna rzecz:)
7. Grześ zawitał do Rzymu w grudniu roku pamiętnego 2007 i Sylwestra tamże spędził, było ciekawie acz specyficznie, oczywiście po całym dniu łażenia nie miałem najmniejszej ochoty iść w tak zwane miasto, zresztą moja Schwester tym bardziej, poza tym ja byłem oczywiście przeziębiony, a ona smęciła coś z pokoju obok, oboje czytaliśmy cuś:), ale za to dobre pomarańcze z Placu Świętego Piotra jedliśwa, a wcześniej jakieś pseudospaghetti, które sami se robiliśmy,zresztą przez cały tydzien codziennie:), (nie ma to jak oryginalność, co?)
8. 2008/2009, Rymanów Zdrój, 3 dni, sex, drugs &rock and roll:), znaczy tak naprawdę alkohol, jazda na sankach i punk raczej.
W każdym razie 3 dni w górach w zimie to za dużo, jak człek nie jeździ na nartach, acz było zabawnie.
9. Sylwester 2009/2010 wyglądał zaś tak, aaaa to dopiero jutro, jadę na Słowację, jeszcze nie wyjechałem a już jestem zmęczony i zniechęcony, na szczęście spakowany, poza tym muszę jutro wstać o 6 i jakoś dotoczyć się na dworzec a później dalej.
No cóż, dobrze że się w martini czerwone zaopatrzyłem chociaż:)
Wnioski&przesłanie?
Nigdy więcej sylwestrów
Za rok siedzę w domu, słucham muzyki, oglądam TV i piję martini z lodem.
No.
Względnie czytam książki.
Najlepiej jakąś traumatyczna albo gotycka historię.
Znikam.
P.S. Tekst sponsorował browar Heineken, znaczy ja musiałem se sam piwo kupić, bo na sponsora nie ma co liczyć niestety.
komentarze
Jadę do Gdańska,
w tym celu, żeby pojechać do Gdańska.
Reszta chuj.
Pino,
jakoś mnie się skojarzyło:)
A znasz nowa piosenkę SNL, którą Trójce ciągle cenzurują:)
Żyję w kraju w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja
grześ -- 30.12.2009 - 23:25A w ogóle tekst przeczytałaś?
W Trójce leci Miacheal Jackson:), popijam sobie Heinekena, i kto to wymyślił, że ja mam jutro wstawać o 6 rano?
A miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.
Jutro ta wyprawa do Gdańska?
grześ -- 30.12.2009 - 23:26Jutro,
piję Żywca, niczego nie słucham, Czajnik śpi.
Wiesz, zaraz po śliubie zrobiliśmy Sylwestra u nas w domu.
znaczy ja i Jacek. Bawiliśmy się świetnie, Jacek podarował swój obraz dziewczynie swojego przyjaciela. Było uroczo. O dwunastej, a był rok pamiętny, bo z 88, na 89 nasz przyjaciel wyszedł na balkon. (mieszkaliśmy na trzecim piętrze) w typowo gomułkowskim bloku i ogólna radość nie bardzo mu się spodobała u ludzi, więc zakrzyknął
“ Ludzie z czego się cieszycie? Nowe, nie znaczy że lepsze”
Pod naszym blokiem zrobiło się na moment zupełnie cicho, jakby wszyscy ważyli słowa naszego przyjaciela.
No cóż, po chwili ktoś bełkotliwym głosem zawołał,
“E, głupi! Upiłeś się, czy co?”
No i to tyle, na temat Sylwestra
Wspólny blog I & J”:http://amazoniawweekend.blogspot.com/
Alga -- 30.12.2009 - 23:43Algo, dobre:)
i ta data:)
To nawet nie chodzi, że nowe.
grześ -- 30.12.2009 - 23:47BO mi nowe nie przeszkadza, ja po prostu wiem, że u mnie będzie raczej/niestety po staremu.
Grześ
MArtini do Sylwestra pasuje ale najlepiej bianco.
Pamiętnego Sylwestra 1999/2000, pojechaliśmy w góry i… . Właśnie postanowiliśmy martini kupić na miejscu. Okazało się, że jest ale tylko rosso. Pieronsko gorzkie, niedobre i wszystko co najgorsze.
Musieliśmy je kupić. Aby złamać smak goryczki wyciskaliśmy do niego pomarańcze i mandarynki.. . Nie wiele to dało, ale wypiliśmy.
No to nie miej kaca Grzesiu, bo głupio obudzić się w Nowym Roku z bólem głowy. Zresztą Tusk życzył albo nie życzył kaca – juz sam nie wiem- pewnie coś o tym zjawisku wie. :-)))
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 31.12.2009 - 00:43W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
A ja własnie uwielbiam Rosso:)
z lodem.
Ewentualnie z lodem i z colą:)
Białe to czasem ze spritem, ale mniej.
A kaca postaram się nie mieć, zresztą w górach o kaca trudniej:) na szczęście.
grześ -- 31.12.2009 - 00:47P.S.
Wszystkiego dobrego dla wszystkich komentatorów i czytelników, blagierów tyż:)
Udanej imprezy na Sylwestra i lepszego roku 2010 niż był 2009:)
Do zobaczenia koło 3,4 stycznia.
Czujcie się tu jak u siebie w blogu, no.
Tylko bez rozrób, rzygania, leżenia pod stołem i zwłok w suterenie:)
grześ -- 31.12.2009 - 00:49A ja lubię co się nazywa "Drejw", tylko zapomniałam jak to
się po anglisku pisze.
Pozdro.:D
Alga -- 31.12.2009 - 00:51Wspólny blog I & J
dobre
Sylwester to byl moj dziadek, swietej pamieci. Naprawde swietej. Nic nie mówił, a wszyscy go słuchali, siedział zwykle w domu, a na pogrzeb przyszło pół miasta. A 31 grudnia hordy znajomych chodziły do niego z życzeniami. I tak mi się to kojarzy. Gdybym był w Polsce, poszedłbym do niego na grób postawić mu kieliszek.
a może o tym powinienem napisać ...
pozdro
==============
Sir H. -- 31.12.2009 - 02:52po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…
Nie cierpię Sylwestrowych imprez!!!
Któregoś roku zaparłam się i nie poszłam. Położyłam się spać o 21. O północy z wyrka wyrwała mnie wizja konca świata…
Mąż powiedział, że to ostatni raz…
Oczywiście dziś też idziemy.
Gówniarz się odgraża, że nie zostanie u dziadków…
dorcia blee -- 03.01.2010 - 20:01Impreza się już zaczyna…
Ha!
Grzesiu, jak się pojawisz, odpal GG…
Mida -- 03.01.2010 - 16:12Pozdro :)
Dorciu,
ja ci powiem że też nie:)
Acz na typowej imprezie domowej sylwestrowej czy na balu to ja w sumie nie byłem.
A wyjazd miałem udany, acz chyba jestem za stary juz na kilkudniowe wypad.
następnego Sylwestra spędzam w domu:)
grześ -- 04.01.2010 - 13:07