Husycka historia
Polacy są przekonani, że za uzyskanie niepodległości zapłacili cenę niespotykaną wśród narodów Europy, a może nawet i świata. Sto dwadzieścia trzy lata zaborów, liczne powstania, zsyłki, ofiary i proporcjonalnie największy wkład w zwycięstwo w czasie drugiej wojny światowej to powód do dumy i przypominania innym, że walczyliśmy za wolność nie tylko naszą, ale też i waszą. W tym kontekście inne państwa, które brały udział w tych zmaganiach często postrzegane są przez nas jako pragmatyczne, wyrachowane i tchórzliwe, które dla świętego spokoju gotowe są poświęcić niepodległość i własny honor. Być może, że patrząc powierzchownie przez pryzmat gazetowo – telewizyjnych informacji i wiadomości tak to można odbierać szczególnie w programach i tekstach rocznicowych związanych z wydarzeniami dwóch ostatnich wojen światowych. Trzeba jednak zauważyć, że historia walk o niepodległość niektórych tylko państw naszego kontynentu liczy sobie setki lat, a więc jest wielokrotnie dłuższa i czasem dużo bardziej dramatyczna niż nam się wydaje. Dotyczy to przede wszystkim takich krajów, jak Irlandia i Czechy. Pozostawiając na inny czas budujący przykład zielonej wyspy, warto stale poznawać, a nawet podziwiać drogę do niepodległości naszego czeskiego sąsiada. U schyłku średniowiecza, najbardziej znaczącym zrywem w tym kierunku był właśnie ruch husycki. Na ogół utożsamiany tylko z reformami religijnymi nie budził dotąd w Polsce większego zainteresowania.
Jak było naprawdę z husytami częściowo tylko wyjaśniła wrocławska popularno – naukowa sesja historyczna pt. „Husyci – walka o prawa narodu, czy wojna z Kościołem”. Uświetniła ona obchodzone tu Polsko – Czeskie Dni Kultury Chrześcijańskiej, którym tradycyjnie patronuje „Civitas Christiana”. Symbolicznym zbiegiem okoliczności odbyła się ona w dniu świętego Wacława będącym świętem narodowym Czech. W sesji wziął udział Konsul Republiki Czeskiej w Katowicach Milan Peprnik oraz ks. biskup Edward Janiak, który dla uczestników tej sesji odprawił Mszę św. w intencji narodów czeskiego i polskiego. Kilka obszernych referatów trudno tu nawet streszczać. Ich autorami byli kolejno: ks. dr Krzysztof Moszumański z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, dr Jan Stejskal – Republika Czeska, Uniwersytet w Pardubicach, dr Anna Sutowicz z „Civitas Christiana” oraz rektor PWT we Wrocławiu ks. Prof. dr hab. Józef Pater. Z wszystkich wykładów przebijała się mniej lub bardziej wyraźnie jedna teza dotycząca podjęcia walki o czeską tożsamość narodową.
Powstanie ruchu husyckiego wiąże się z ogólną sytuacją polityczną zarówno w Europie, jak i w samych Czechach. W tym czasie stolicą Rzeszy była czeska Praga. Jej centralna rola w państwie niemieckim związana była z najpotężniejszym rodem feudałów niemieckich – Luksemburczyków , których ośrodek władztwa rodowego leżał w Czechach. Jest rok 1378. Umiera Karol IV. Cesarski tron obejmuje jego syn Wacław. Trwa Wielka Schizma Zachodnia. Od blisko stu lat na czele Kościoła jest naraz dwóch papieży: rzymski i awinioński, a w pewnym momencie jest ich nawet trzech, gdy dochodzi jeszcze papież soborowy. Pomimo tego Kościół jest nadal potęgą świecką, co sprawia, że znajduje się on w stałym niebezpieczeństwie. Narasta ono gdy równolegle do jego znaczenia politycznego, nie idzie wzrost duchowy, a wręcz przeciwnie narasta upadek moralny duchowieństwa. Na tym tle podnoszą się głosy krytykujące stosunki panujące w Kościele. Z krytyką taką wystąpił przede wszystkim profesor Oxfordu Wycliff, który rozpoczął formułować prawdy wiary, niezgodne z oficjalną nauką Kościoła. Hasła Wycliffa przeszczepił na teren Czech Hieronim z Pragi, od którego z kolei przejął je profesor, a następnie rektor uniwersytetu praskiego Jan z Husiniec, zwany Husem. Można zapytać, dlaczego akurat przejął je Hus w Czechach, a nie np. bardzo mu bliski Polak Paweł z Włodkowic?
Otóż w Pradze czeskiej i w całym państwie dominowali Niemcy, ze swoim językiem, obyczajem, nauką i administracją. Podobnie było też w Kościele, który był całkowicie opanowany przez duchowieństwo niemieckie. Na uniwersytecie praskim trzy czwarte głosów mieli Niemcy. Tylko trzecią część żaków stanowili studenci czescy. Podobnie jest we wszystkich strukturach państwa. Czesi usiłują wyrównać, a nawet przejąć wiele instytucji we własnym kraju. Stąd bierze swój początek krytyka niemieckiego duchowieństwa, jego obłudy i niemoralnego życia. Krytyka ta w różnym stopniu znajduje odzew w całej społeczności czeskiej. To co było nie do pomyślenia za życia Karola IV, trzymającego twardą ręką wszystkich poddanych, to staje się możliwe za rządów jego syna Wacława IV, króla czeskiego (1378 – 1419), który zasiadł również na tronie niemieckim. Władca ten pozbawiony równowagi ducha, umiaru i talentów swojego ojca, zbyt porywczy i hołdujący namiętnościom, nie umiał utrzymać przodującego stanowiska Czech w Rzeszy, ani też zapewnić należytej powagi władzy monarszej w samych krajach korony czeskiej. Trwała również jego zacięta walka z bratem Zygmuntem, królem Węgier. W 1400 roku pozbawiono go tronu, a jego następcą na tronie cesarskim został Zygmunt Luksemburczyk, wrogo ustosunkowany do Polski. Trwa dalszy napór niemczyzny, dla Czech stanowi on już zagrożenie śmiertelne. Silny odruch przeciwko rządom niemieckim znajduje swoje ujście w ruchu husyckim skierowanym przeciwko przewadze Niemców nie tylko w Kościele, ale i w państwie. Pod wpływem Husa prąd odrodzenia narodowego obejmuje całe ówczesne społeczeństwo czeskie. Występując przeciw nadużyciom niemieckiego kleru starał się on przeprowadzić postulaty reform kościelnych w porozumieniu z władzami Kościoła. Gdy opowiedział się jednak za tezami Wycliffa rzucono nań klątwę kościelną. Wacław IV nie potrafił zająć jednoznacznego stanowiska wobec husytyzmu, co umożliwiało tylko dalszy jego rozwój również w Polsce. Król Jagiełło starał się pozyskać husytów ze względów czysto politycznych, jako przeciwników swego wroga cesarza niemieckiego. Dla zażegnania wreszcie schizmy i okiełzania ruchu husyckiego zebrał się sobór w Konstancji (5.12.1414), na który przybył również Jan Hus z listem cesarskim gwarantującym mu bezpieczeństwo. Sobór potępił nauki Husa, a Zygmunt Luksemburski cofnął swoje uprzednio udzielone gwarancje. Uznany za heretyka Hus został spalony na stosie w dniu 6 lipca 1415 roku.
Warto tu zauważyć, że w przeddzień egzekucji na forum soboru wystąpił przedstawiciel Polski, rektor Akademii Krakowskiej Paweł Włodkowic, który przedstawił swój słynny traktat „De potestatae papae et imperatoris respectu infidelium” („O władzy cesarza i papieża wobec pogan”). Po raz pierwszy w historii myśli europejskiej kwestia zaboru ziem polskich przez Zakon została ukazana nie jako przemijalny ludzki spór pomiędzy dwoma państwami, ale jako problem współżycia narodów, w świetle ich prawa do wyboru własnej tożsamości i dopuszczalnych sposobów nawracania pogan na religię chrześcijańską. Rektor akademii krakowskiej przyznał poganom i schizmatykom nie tylko prawo swobodnego wyboru religii, ale domagał się też zakazu konfiskaty ich dóbr oraz najeżdżania ich ziem w imię przesłanek religijnych. Przyznawał także władzom chrześcijańskim prawo wchodzenia w sojusze i korzystania z pomocy ludów pogańskich. Posługując się scholastycznymi metodami rozumowania, Włodkowic przyznawał w nich wyższość prawa boskiego nad ludzkim w każdej postaci, a postępowanie zgodnie z nakazem sumienia jako najwyższy nakaz moralny człowieka. Było to, jak na ówczesne czasy rewolucyjne spojrzenie nie tylko na kwestię sporu z Krzyżakami, lecz również na zasady ogólne współżycia pomiędzy różnymi państwami, narodami i wyznaniami. Była to pośrednia tylko, lecz także publiczna i oficjalna obrona również Jana Husa. Stanowisko polskie nie spotkało się jednak z uznaniem soboru. Istniała nawet możliwość ujęcia polskiej delegacji, ale z przyczyn wojskowych i politycznych nie było to możliwe. Przybyła ona bowiem w asyście oddziałów rycerskich. Ich pokonanie wymagało mobilizacji, na co nikt z przeciwników Husa nie był przygotowany. Niedawne polskie zwycięstwo pod Grunwaldem nad Krzyżakami wspieranymi przez obecnego na soborze cesarza Zygmunta Luksemburczyka, nakazywało zachowanie umiaru i respektu. Ze strony polskiej zaś nic więcej już nie można było zrobić bez opuszczenia obozu katolickiego. Na to Polacy się nie decydowali zdając sobie sprawę, że podjęta krucjata wszystkich państw katolickich przeciw Polsce, może doprowadzić do jej upadku. Stracenie Jana Husa było porażką polityki polskiej na soborze w Konstancji. Polska traciła naturalnego sojusznika w walce z niemczyzną reprezentowaną przez Zakon Krzyżowy. Sojusznik ten był o tyle naturalny, że w tym czasie język polski i czeski był prawie tożsamy.
Późniejsze wojny husyckie (1419 – 1436) coraz bardziej obok wymiaru narodowego, miały też charakter wojen religijnych. Husyci niszczyli wszystko co było katolickie. Od tego momentu stracili oni polskie poparcie do swoich słusznych narodowych aspiracji. W ich wyniku przede wszystkim Śląsk uległ całkowitemu zrujnowaniu, prawie wszystkie jego miasta i wioski zostały spalone i splądrowane.
Przyglądając się historii ruchu husyckiego, nie sposób nie zauważyć, że nasi południowi sąsiedzi, podobnie jak i my, na śmierć i życie walczyli z zalewająca ich kraj niemczyzną. Porażka ruchu husyckiego była zwieńczeniem dalszych kilkuset lat nieograniczonych wpływów niemieckich na tym terytorium. Przez cały ten okres Polska była jeszcze krajem niepodległym i suwerennym. Podzieliła ona los naszych czeskich braci dopiero w czasie rozbiorów. Czym była niemiecka okupacja Polacy doskonale wiedzą z okresu zaborów i drugiej wojny światowej. W Czechach trwała ona kilkakrotnie dłużej!
Wydaje się dzisiaj, że oba narody polski i czeski są skazane na bliską współpracę w Unii Europejskiej. Jak jednak mają ze sobą współpracować, kiedy tak mało o sobie wiedzą? Temu poznaniu się służyła wspomniana sesja, której przesłanie o odnowieniu dawnych wspólnych zainteresowań kulturalnych, politycznych i gospodarczych jest znów aktualne i realne.
Adam Maksymowicz
komentarze
Polak, Czech i Słowak - trzy bratanki!
:)
jotesz -- 11.01.2008 - 13:29Bardzo słuszny wywód.
My nawzajem traktujemy się
Jak pies i kot.
A Kościół Katolicki tak naprawdę nigdy nie miał konkurencji.
Jezuici za Zygmunta załatwili sprawy.
Igła
Igła -- 11.01.2008 - 17:46@ jotesz
prosze tego nie mowic Czechom i Slowakom!
Ethidium Bromide -- 11.01.2008 - 18:02To nie te czasy
Husycka historia dzieje się za czasów Władysława Jagiełly, a nie Zygmunta Starego. Wtedy nie było ani Zygmunta, ani jezuitów. No ale jak ktoś ich nie lubi, to co to za róznica, byli, nie byli, ważne, że są winni. Ot i cała logika historyczna, a później,niektórzy dziwią sie, że proszę aby nie zabierali głosu i nie komentowali moich tekstów. Nie mam czasu na odpowiedzi, ale jak mawiał pewien Prezydent RP “nie chcem, ale muszem”.
Podróżny -- 11.01.2008 - 18:26Heh
Za Zygmunta ( naszego Zygmunta III) Czesi byli już tylko niemym chłopstwem. Właśnie dlatego, że ichnia, husycka rewolucja została spacyfikowana.
U nas było inaczej.
W sejmie było ok połowy posłów innowierców.
Potem zniknęli.
Dlaczego?
Igła
Igła -- 11.01.2008 - 18:35Przedtem, nie potem
Piszę o tym. co było przedtem, a nie potem. Mnie interesuje akuratnie to co piszę i myślę, że logiczna dyskusja tego okresu powinna dotyczyć. Czy jednak nie za wiele wymagam? Czy w dyskusji obowiązuje logika, a może nawet brak logiki jest tu zaletą? Czy chodzi o ilośc komentarzy obojętnie jakich, czy też choć trochę o elementarną jakość wypowiedzi? O co więc tu chodzi, czy możemy używać argumentów wręcz abstrakcyjnych? Tu sam sobie odpowiadam. Można wszak istnieje wolność słowa i wypowiedzi, więc kazdy mówi co chce. Logika żadna nie jest wymagana, żadne prawo nic o niej nie mówi. To po prostu zbędny kwiatek do kożucha.
Podróżny -- 11.01.2008 - 18:48No dobrze
doskonale wiesz, że Husyci stanowili w Polsce potęgę.
Kto stał na czele polskich husytów?
Dlaczego zostali pobici?
Czy Spytko z Melsztyna to był byle kto?
Mnie interesuje historia sąsiadów, usiłuje ja tylko wpleść w nasze intaresa.
Igła
Igła -- 11.01.2008 - 18:52To wyjaśnia tekst
Husytów pobił sobór w Konstancji, oczym pisze w tekście. A tak naprawdę koalicja na której czele stali Luksemburgowie jako cesarze niemieccy. Oni ją zawiązali, najpierw dali gwarancje nietykalności Husowi, a jak go mieli juz w garści, wycofali się z tych gwarancji. Polska nie mogła sprostac tej koalicji, która tym razem obejmowała wszytkie europejskie państwa chrześcijańskie. To była przyczyna dla której Polska nie poparła dalej ruchu husyckiego, a w końcowej jego fazie skierował się on równiez przeciw Polsce. To wszystko jest w tekście!
Podróżny -- 11.01.2008 - 19:19Wszystko
pęknie, tyle ze kongres ów jest przedstawiany jako sukces polskiej dyplomacji a mowa Włodkowica jako cudo.
Więc teraz cię rozbiję.
Igła -- 11.01.2008 - 19:46Nie rozróżniasz interesu dynastii jagiellońskiej od interesu Polski ( Rzeczpospolitej ).
Owszem czasem były zbieżne.
Igła
Podrozny
Dzieki. Za dobra lekcje. Historii.
Borsuk -- 11.01.2008 - 21:12Pozdrawiam.
Sukces i porażka
Kochani to i sukces i porażka. Sukcesem było to, że można było przedstawić polskie stanowisko, które wspierało husytów, ale jednak nie na tyle, zeby zwyciężyć i choćby wstrzymać jego spalenie, a najważniejsze rozbić koalicje luksemburczyków. tego Polacy nie potrafili, a usiłowano ich spalić razem z Husem.
Podróżny -- 11.01.2008 - 21:27Polacy przybyli jednak z odziałami zbrojnymi i bano się wszczynac z nimi awantury, które musiały byc natychmiast załatwiane, bez mozliwości sciagania jakichkolwiek posiłków. Z tego powodu polską delegację wypuszczono cało, lecz Polska nie miała dośc siły aby tym razem dużo większą koalicje niz pod Grunwaldem powtórnie pokonać, dlatego uchyliła sie w ostateczności od stanowczej rozgrywki w sprawie husytów. Piszę o tym w tekście!!!
Hus był bez
obstawy?
Igła -- 11.01.2008 - 21:35Wtedy, gdy tabor sierotek mógł rozbić każdy rycerski huf?
Naiwność.
Godna pamięci. Teraz też.
Igła
Bez obstawy
Cesarz zaprosił samego Husa, jako osobę i tak on przybył. Cesarz postawił takie warunki. Polska nie była zapraszana na sobór przez cesarza lecz uczestniczyła jako pełnoprawny partner wszystkich państw. Polska delegacja była państwowa, stąd i obstawa wojskowa. Delegacja Husa była osobista i jednoosobowa. wszystkie bitne i doskonale wyposażone oddziały zbrojne Husa zostały w domu, bo husyci byli ruchem, a nie państwem. Pod wzgledem państwowym reprezentował ich cesarz Jan Luksemburski, który kazał spalić Husa, wycofując uprzednio udzielone mu gwarancje nietykalności. Po to cesarz dał gwarancje Husowi, aby przybył on sam. Później dzielni husyci nie raz dali dobrze popalić cesarzowi, ale non Hercules contra plures. Husyci w końcu przeciwko całej Europie musieli przegrać.
Podróżny -- 11.01.2008 - 21:44Daltego napisałem
Nauczka.
Igła -- 11.01.2008 - 21:50Nie wierzyć nikomu, ufać we własne siły.
Nawet będąc słabszym wierzyć w siebie i utwierdzać przeciwnika, że tanio za nic nie zapłaci.
Toczka.
Igła
sobie a muzom
już nie wiem czy podróżny chce czy nie żeby komentować jego wpisy. czy odpowiada czy nie? nieważne. mam prawo komentarza to skorzystam.
Dziękuję za ciekawy tekst, ale wnioski mnie pobudziły. budowanie współczesnej wspólnoty interesów na podstawie zamierzchłej historii to przesada. Można by jeszcze Dąbrówkę podciągnąć i przemilczeć Wacława na tronie krakowskim. Do współpracy prędzej nadawałyby się spotkania sudeckie polsko-czeskie za komuny i na ich bazie budowano Trójkąty Wyszehradzkie. Efekt 9czyt. UE i NATO) osiągnięto. Jaką teraz mamy wspólnotę interesów? Odwołać się do wojen husyckich by bronić przed ziomkostwem niemieckim?
Chwała za pracę na rzecz rozwoju świadomości historycznej, ale ciekawi mnie jej zasięg (100, 500, 1000 osób?)
sajonara -- 12.01.2008 - 08:19Wolność słowa i opinii
Przynajmniej od 1989 roku każdy może wypowiadać się w ramach wolności słowa, to co uważa za stosowne. Sajonaria uważa, że pisanie o tak odległej historii w kontekście współczesnym jest “sobie a muzom”. Jej prawo mieć taki pogląd. Pragnę jednak przypomnieć rzymską sentencję z przed ok. 2 tys. lat na ten temat, która mówi, że “Historia mater et magistra”. Czyli historia jest nauczycielką życia. Rzymianie nie sprecyzowali wiekowo, że od tej daty do tej historia jest nauczycielką, a od innej już nia niej jest, jak wydaje się uważać sajnoria. Dlatego uczymy się historii starożytnej, gdyż jest ona wielce pouczająca dla nas współczesnych, a nie dlatego, ze jest to ciekawostka omawiana na zasadzie plotki, dziwactwa itp. Oddziaływanie dobrych tekstów w tego rodzju publikacjach na ogół wynosi ok . 200 osób. Czy to jest dużo? Napewno mało, ale lepiej aby ciekawy tekst przeczytało choćby 200 osób, niz nikt! Pozdrawiam.
Podróżny -- 13.01.2008 - 00:48@
Temat fascynujący, może bym to z pożytkiem i rozkoszą dziką przeczytał...
Ale wicie, rozumicie… Zbyt długie te akapity a ja mam dysleksję cum ślepota.
————————-
triarius -- 13.01.2008 - 01:05triarius
a jednak nie sobie a muzom
Temat sobie a muzom odnosił sie do pierwszego akapitu, bo byłem trochę skołowany czytając deklaracje, że Podróżny nie będzie komentował, bo nie ma czasu. Skomentowal więc pisanie nie było sobie a muzom. Skoro odpowiada to napiszę już wprost.
Mości Podróżny niestety zupełnie minąłeś się z intencjami mego wpisu. Ja jestem historyk z wykształcenia to nie daj Boże, żebym swoje gniazdo kalał i od czci Historię odżegnywał. Mnie jedynie rozbawił wniosek pod wywodami o wojnach husyckich. Waszeć pozwolił sobie nadać specjalny wymiar badaniom o tych wojnach podciągając je do współczesności i pola wspólnej płaszczyzny do działania na arenie międzynarodowej Polski i Czech. Dla mnie to przesada i nawet zgubne patrzenie przez romantyczne szkiełko.
sajonara -- 13.01.2008 - 11:41Wspólnota przeżyć historycznych (zwłaszcza tak odległych) nie będzie fundamentem współczesnej polityki, a próba takiego rozumowania traktuję jako naiwną, a wręcz niebezpieczną.
Czy naiwne i niebezpieczne?
W polityce międzynarodowej jest przyjęte, że ( o ile to mozliwe) projektując wspólne przedsięwzięcia, partnerzy nawiązują do chwalebnej dla nich współpracy historycznej. Nie jest to tylko zasada polityczna, ale jest ona równiez uważana za wyraz poszanowania dla partnera i okazywania mu szacunku, a więc jest tez wyrazem naszej kultury, która jest elementem wiarygodności. Oczywiście, ze nie sa to warunki pierwszoplanowe, ale jednak takie na które wszyscy zwracają uwage, a przede wszystkim media. Ostatnio miałem okazje uczestniczyć w uroczystym spotkaniu polityków belgijskiej partii chrześcijańsko – demokratycznej, gdzie nagle i niespodziewanie poproszono mnie o zabranie głosu. Nie będąc na to przygotowanym powiedziałem o tradycjach powstania listopadowego, które wstrzymało interwencje Rosji podczas walki o niepodległość Belgii i roli Polaków dla istnienia wtedy państwa belgijskiego. Powiedziałem, ze dziś Polska nawiązuje do tych tradycji i podobnie jak kiedys będzie czynić starania o wzmocnienie, istnienie i siłe tego państwa ( jak wiadaomo zagrożonego rozpadem). Niespodziewanie dla mnie sala przyjeła tę wypowiedź burzliwymi oklaskami, a następni mówcy nawiązywali do tego jak Belgia może dzisiaj pomóz Polsce. Pomijam tu sprawy grzecznościowe, dyplomatyczne itp. które moga miec znaczenie tylko jako deklaracje. Nie mniej nawet złożone deklaracje, które nie są później realizowane, można przypominać i wypominać, co jest standartem w tego rodzaju współpracy dyplomatycznej politycznej itp. Na tym przykładzie i wielu, wielu innych wydaje się, że jest całkiem odwrotnie od tego co pisze sajonara. to pomijanie własnej historii, a już niedopuszczalne jest milczenie na temat chwili jej chwały, jest naiwne i niebezpieczne dla naszej współpracy międzynarodowej zarówno z bliskimi, jak i najdalszymi sąsiadami. Co do komentarzy to nadal jestem zdania aby zamieszczać ich mozliwie mało, a najlepiej wcale, właśnie z powodu braku czasu na odpowiadanie. W wypadkach koniecznych odstępuję jednak od tej zasady.
Podróżny -- 13.01.2008 - 12:15Pnie Adamie!
Ponieważ każdy może sobie myśleć co chce, zatem Pan może mieć inne poglądy niż Sajonara. I to na dowolny temat, również ważność doświadczeń z przed 500 lat dla dzisiejszych relacji. To nie jest koniec świata.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 15.12.2021 - 22:52