Czas przeszły.
Powiedzmy, że kiedyś się znałam. To było w czasach, w których zwolnienie lekarskie z WFu było uznawane za obciach. Przez rówieśników. Znaczy, to było daaaawno temu. :)
W tym temacie, który być może dotyczy Caster, jestem szczególnie wyczulona.
W mojej klasie, w szkole średniej była taka dziewczyna; średni wzrost, szerokie barki, wąskie biodra, więcej niż ślady zarostu i na dodatek… puszysta. Choć może lepszym określeniem byłoby – masywna.
Z drugiej strony, tej psychicznej – delikatna, jak puch. Pod tym względem, ja i moje inne koleżanki byłyśmy zdecydowanie bardziej męskie.
To, co ona przeżywała przez kilka miesięcy w I klasie to była masakra. Nieustannie ktoś ją upokarzał, a ona chlipała po kątach…
Najpierw tłumaczyłyśmy idiotom i idiotkom, że tak nie można, bo to przecież nie jej wina jak wygląda. Później, tłumaczenie zamieniło się w bijatykę werbalną. Znowu bez skutku. Sprawę załatwiły “kocówy” na kilku obozach. Sportowych.
I jeszcze coś a’propos Misi (tak ją nazywałyśmy). Kiedyś, na jakimś zwykłym WueFie, miałyśmy zajęcia z rzutu kulą. Misia podniosła to żelastwo delikatnie, jakby się bała. Stanęła w kole i bez żadnego półobrotu rzuciła tak daleko, że nam wszystkim szczęki opadły. Trenerowi też.
Namawiał ją później długo, żeby się zdecydowała na treningi. Bez skutku. Misia bała się, że “ludzie” będą ją obśmiewać.
Gretchen
Czas przeszły.
Powiedzmy, że kiedyś się znałam. To było w czasach, w których zwolnienie lekarskie z WFu było uznawane za obciach. Przez rówieśników. Znaczy, to było daaaawno temu. :)
W tym temacie, który być może dotyczy Caster, jestem szczególnie wyczulona.
W mojej klasie, w szkole średniej była taka dziewczyna; średni wzrost, szerokie barki, wąskie biodra, więcej niż ślady zarostu i na dodatek… puszysta. Choć może lepszym określeniem byłoby – masywna.
Z drugiej strony, tej psychicznej – delikatna, jak puch. Pod tym względem, ja i moje inne koleżanki byłyśmy zdecydowanie bardziej męskie.
To, co ona przeżywała przez kilka miesięcy w I klasie to była masakra. Nieustannie ktoś ją upokarzał, a ona chlipała po kątach…
Najpierw tłumaczyłyśmy idiotom i idiotkom, że tak nie można, bo to przecież nie jej wina jak wygląda. Później, tłumaczenie zamieniło się w bijatykę werbalną. Znowu bez skutku. Sprawę załatwiły “kocówy” na kilku obozach. Sportowych.
I jeszcze coś a’propos Misi (tak ją nazywałyśmy). Kiedyś, na jakimś zwykłym WueFie, miałyśmy zajęcia z rzutu kulą. Misia podniosła to żelastwo delikatnie, jakby się bała. Stanęła w kole i bez żadnego półobrotu rzuciła tak daleko, że nam wszystkim szczęki opadły. Trenerowi też.
Namawiał ją później długo, żeby się zdecydowała na treningi. Bez skutku. Misia bała się, że “ludzie” będą ją obśmiewać.
Ot historyjka.
Pozdrawiam.
Magia -- 22.08.2009 - 10:07