Zresztą liczba ofiar po stronie ukraińskiej ludności cywilnej i przedstawicieli władz łącznie z aparatem bezpieczeństwa i sił zbrojnych (którzy polegli z rąk UPA i bojówek SB OUN) zamyka się w granicach 30 tysięcy. Z czego 8,5 tys. to krasnoarmiejcy, strybki, bezpieczniacy i aparatczycy. To dane oficjalne, Głównego Zarządu Walki z Bandytyzmem NKWDZSRR.
Również liczba ofiar polskich jest mocno przesadzona. Jak widzisz, wyrażam niejaki szacunek dla pracy Siemaszków, bo jej efektem było odrzucenie kosmicznej liczby 500 tys. ofiar, którą Korman powtarzał za Prusem, ale i do dzisiaj niektórzy tym pół milionem szafują swobodnie (patrz-Gugała niejaki). Według Siemaszków na Wołyniu z rąk nacjonalistów ukraińskich poniosło śmierć do 37 tys. Polaków, z czego niecałe 20 tys. znanych z nazwiska. Ponieważ zestawienia Siemaszków nie obejmują wszystkich wołyńskich miejscowości, można sądzić, że ta liczba ulegnie wzrostowi. Ale nieznacznemu, bo Siemaszkowie opisali 1721 miejscowości na 3260, z tym, że te, o znaczącej liczbie Polaków, gdzie wydarzenia 1943 r. były spektakularne, najbardziej znane. Zatem “ciemna liczba” pozostałych ofiar z pewnością nie jest wysoka. No i należy odjąć “pomyłki” Siemaszków, w tym Dermań, oraz takie, jakie np. wynikają z weryfikacji pracy Siemaszków, dokonanej przez Jarosława Caruka w skali jednego tylko powiatu – Włodzimierza Wołyńskiego. A różnice są znaczące, znasz zapewne pracę Caruka “Trahedija wołynśkych sił 1943-1944 rr.”? Czyli summa summarum ofiar wołyńskich może być 35-40 tys. No i niby czemu nie wierzyć danym RGO, AK czy Delegatury Rządu? Właśnie te dane są najbardziej wiarygodne, liczenie ofiar odbywało się bowiem “w miejscu i w czasie”. Tak więc (w związku z poprzednim moim postem) liczba pozostałych ofiar (bez Wołynia, ale za to z Lubelszczyzną i późniejszym woj. rzeszowskim) nie może przekroczyć 20 tys. No to razem będzie jakieś 60 tys., maksymalnie. W zestawieniu z liczbą ponad 30 tys. ofiar ukraińskich (oczywiście z ofiarami IB włącznie) daje trochę inny obraz konfliktu polsko-ukraińskiego, nieprawdaż? A liczenie ofiar ukraińskich jest dopiero na etapie raczkowania, zresztą z punktu widzenia Ukrainy jest to zrozumiałe, że niewielką wagę się do tego przykłada. Czymże bowiem jest (oczywiście statystycznie, bo każda, nawet jednostkowa tragedia, pozostaje dalej tragedią) te kilkadziesiąt tysięcy w porównaniu z kilkoma milionami ofiar hołodomoru?
Dymitrze!
Pozostaw Pan, Panie Bagiński, ofiary ukraińskie OUN/UPA Ukraińcom :)
Zresztą liczba ofiar po stronie ukraińskiej ludności cywilnej i przedstawicieli władz łącznie z aparatem bezpieczeństwa i sił zbrojnych (którzy polegli z rąk UPA i bojówek SB OUN) zamyka się w granicach 30 tysięcy. Z czego 8,5 tys. to krasnoarmiejcy, strybki, bezpieczniacy i aparatczycy. To dane oficjalne, Głównego Zarządu Walki z Bandytyzmem NKWD ZSRR.
Również liczba ofiar polskich jest mocno przesadzona. Jak widzisz, wyrażam niejaki szacunek dla pracy Siemaszków, bo jej efektem było odrzucenie kosmicznej liczby 500 tys. ofiar, którą Korman powtarzał za Prusem, ale i do dzisiaj niektórzy tym pół milionem szafują swobodnie (patrz-Gugała niejaki). Według Siemaszków na Wołyniu z rąk nacjonalistów ukraińskich poniosło śmierć do 37 tys. Polaków, z czego niecałe 20 tys. znanych z nazwiska. Ponieważ zestawienia Siemaszków nie obejmują wszystkich wołyńskich miejscowości, można sądzić, że ta liczba ulegnie wzrostowi. Ale nieznacznemu, bo Siemaszkowie opisali 1721 miejscowości na 3260, z tym, że te, o znaczącej liczbie Polaków, gdzie wydarzenia 1943 r. były spektakularne, najbardziej znane. Zatem “ciemna liczba” pozostałych ofiar z pewnością nie jest wysoka. No i należy odjąć “pomyłki” Siemaszków, w tym Dermań, oraz takie, jakie np. wynikają z weryfikacji pracy Siemaszków, dokonanej przez Jarosława Caruka w skali jednego tylko powiatu – Włodzimierza Wołyńskiego. A różnice są znaczące, znasz zapewne pracę Caruka “Trahedija wołynśkych sił 1943-1944 rr.”? Czyli summa summarum ofiar wołyńskich może być 35-40 tys. No i niby czemu nie wierzyć danym RGO, AK czy Delegatury Rządu? Właśnie te dane są najbardziej wiarygodne, liczenie ofiar odbywało się bowiem “w miejscu i w czasie”. Tak więc (w związku z poprzednim moim postem) liczba pozostałych ofiar (bez Wołynia, ale za to z Lubelszczyzną i późniejszym woj. rzeszowskim) nie może przekroczyć 20 tys. No to razem będzie jakieś 60 tys., maksymalnie. W zestawieniu z liczbą ponad 30 tys. ofiar ukraińskich (oczywiście z ofiarami IB włącznie) daje trochę inny obraz konfliktu polsko-ukraińskiego, nieprawdaż? A liczenie ofiar ukraińskich jest dopiero na etapie raczkowania, zresztą z punktu widzenia Ukrainy jest to zrozumiałe, że niewielką wagę się do tego przykłada. Czymże bowiem jest (oczywiście statystycznie, bo każda, nawet jednostkowa tragedia, pozostaje dalej tragedią) te kilkadziesiąt tysięcy w porównaniu z kilkoma milionami ofiar hołodomoru?
Pozdrawiam serdecznie.
orest -- 02.10.2009 - 08:30