Niedziela rano, przy pierwszej kawie

6:16 – niedziela rano. Siedzę przed komputerem i mam zamiar napisać dobry tekst. Nie wiem czy mi się to uda? Co chwila spoglądam w okno, które patrzy centralnie na wschód. Chciałbym tam kiedyś pojechać. Posłuchać chińskich dzwoneczków, stukotu kół rikszy i gwaru chińskiej ulicy.

Od dawna o tym marzę. Było blisko, lecz wtedy akurat mój przyjaciel zostawił mnie, odszedł w alkohol. Razem zajmowaliśmy się troszkę handlem chińszczyzną w Polsce: ozdoby do włosów i inne takie tam świecidełka, które wyrabiają małe rączki chińskich dzieci(!).

On wybrał klimaty barów, to z kolei zawsze było jego marzeniem – było jego życiem , wcale nieudawanym, prawdziwym. Chciał mieć swój własny. Miał. Pomagałem mu nawet go stworzyć, zaprojektować wystroić jak należy i wyposażyć (gust miał niezły to muszę mu oddać). W końcu otworzył tę knajpę i nią żył: pławił się swoim sukcesem. A to była porażka totalna, o której nie chciał słuchać. Już raz wyciągałem go na brzeg z otchłani dna wódy. Wpierw sam z niej wylazłem, nabrałem troszkę sił, oglądu by potem razem wyciągać innych nieszczęśników, jednego za drugim. Zaledwie kilku z nas się uratowało – reszta poszła, wpierw w powrotne tango, a chwilę potem na dno (nawet nie byli tego świadomi!). Było minęło, mówi się trudno. Życie to sztuka przetrwania. Czasem jest za późno na naukę pływania: płyniesz, albo idziesz na dno.

Tęsknota za wschodem, za wielkim Buddą została we mnie, chyba na zawsze. Czy zdołam kiedyś i to pragnienie zaspokoić? Nie wiem, ale nauczony doświadczeniem wiem, że czekać trzeba, nie pozwolić zamieszkać się zniechęceniu, dać rozgościć się zwątpieniu.

No i siedzę i patrzę sobie w to okno nie po to aby tam akurat dziś się udać – nie.

Lubię wschody słońca, lubię ten spokój, tę poranków ciszę. Kiedy nikt jeszcze się nie krząta po mieszkaniu. Lubię słuchać szum wentylatora i dźwięk klawiatury jaki wydobywa się spod palców kiedy piszę. Znam je na pamięć – jak mapę jej ciała. Coraz mniej tych poranków mam ostatnio, a wieczory już nie takie same jak przedtem. Szybciej zmęczenie dopada organizm i oczy się pieklą, że tak dużo, że tak długo przed monitorem je katuję codziennie. I tak na około. Cóż zrobić, co począć

Spycham ten fakt poza świadomość i włączam powtarzalność. Rozum mówi mi, że wkrótce się to zmieni. Horoskop przepowiada podróż i nowy rozdział w moim życiu(?). Załatwiam tutaj swoje sprawy jedna za drugą i spokojnie odkreślam dni w kalendarzu. Wiem, że jeszcze zdążę coś zrobić, że będę miał czas nacieszyć się życiem. Już się nim cieszę, na samą myśl o tym

Ostatnio kilka osób powiedziało mi że fajnie się mnie czyta, że potrafię pokazać to coś. Nigdy dotąd nie zawracałem na to uwagi – zupełnie jakby mi na tym nie zależało. A tu popatrz jaka zmiana na progu życia w dojrzałość. Dojrzałość, bo starość odrzucam. Na urodziny, pięćdziesiąte, dostałem kartkę, w niej życzenia: Wszyscy się starzejemy, ale niektórzy pozostają młodzi duchem. Uśmiechnąłem się, wiedziałem że to do mnie skierowane słowa prosto od młodego dziewczęcego serca. Ona dopiero wschodzi. Wiem, że jej też się uda.

Spokój normalnieje – zamienia się w rytm zwyczajnego dnia. Zaczyna się krzątanina. Zakładam słuchawki na uszy i pokręcam głośność słuchanej muzyki czarnego soul. Lubię tamte klimaty, są o życiu prawdziwym – o sensie/ bezsensie, o trwaniu i odchodzeniu, o miłości i jej braku. Temu co dzieje się w tekście smaku dodają właściwie dobrane akordy instrumentów. Zaskakują użyciem, to lubię.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Udał się.

Zamiar. Znaczy tekst.
Pozdrawiam i czekam na więcej tekstów.


Witam Panie Marku

Odnajdujemy się w róznych fajnych miejscach. Dobrze, ze Pan tu jest.
Pozdrawiam serdecznie


.

.


thx

Dziękuję za miłe powitanie :)
pozdrawiam


Subskrybuj zawartość