Zawarta w tytule niniejszego felietonu sugestia, że socjalizm gdzieś się ukrywa ma na celu sprowokowanie myślenia i wywołanie dyskusji. Dyktatura proletariatu i społeczna własność środków produkcji w realiach Polski po roku 1989 wydaje się być już tylko przeszłością. Ale jednak nie jest tak do końca, albowiem przemiany społeczne jakie się dokonały pod naciskiem NSZZ „Solidarność”, najpoważniejszego reprezentanta władzy ludu, były powierzchowne i niestety nie przyniosły zakładanych oczekiwań.
Z definicji socjalizmu: „Zgodnie z tradycyjnym określeniem Marksa i Engelsa socjalizm oznacza społeczeństwo zjednoczonych wytwórców – pierwszą, najniższą fazę społeczeństwa komunistycznego – charakteryzującą się własnością środków produkcji, bezpośrednio społecznym charakterem pracy oraz planową produkcją mającą na celu zaspokojenie potrzeb (wytwarzanie zwykłych wartości użytkowych nie zaś towarów). Chodzi więc o społeczeństwo bez klas i państwa, to znaczy bez swoistych aparatów czy organów wyodrębnionych z ogółu obywateli w celu zarządzania, kierowania i podejmowania decyzji.”
Brak dekomunizacji i naprędce przeprowadzona dzika prywatyzacja, które ze społecznego punktu widzenia były jak najbardziej niesprawiedliwe, doprowadziły w istocie do wprowadzenia nowej obyczajowości daleko odbiegającej od standardów norm etycznych.
To za przyczyną braku dekomunizacji, którą mimo uchwały Sejmu RP z 4 czerwca 1992 r. Lech Wałęsa udaremnił doprowadzając do obalenia rządu Jana Olszewskiego, najważniejsze dla bezpieczeństwa państwa sektory zostały zawłaszczone przez komunistyczną i postkomunistyczną grupę polityczno-gospodarczej mafii.
Z 21 postulatów „Solidarności” spisanych na drewnianych tablicach (tylne ściany szaf zakładowych) gdańskiego MKS nie zrealizowano (oprócz wolnych sobót) żadnego z nich! Jedynie tablice stały się dowodem upamiętniającym tamte zdarzenia. Historia zapewne kiedyś to rozliczy…
Wracając do nieco przewrotnie postawionego pytania w tytule, chciałbym zwrócić uwagę czytelnika na zupełnie inny fakt, który ma kapitalne znaczenie dla zagadnienia, jakim jest uzyskanie odpowiedzi na inne pytanie – dotyczące zaskakująco wysokiej frekwencji w ostatnich wyborach. Gdzie zatem ukrywa się ów socjalizm?
Odpowiedź jest niezwykle prosta. Ukrywa się we wszystkich sektorach gospodarki, która zostaje jako taka państwowa. Ten socjalizm jest naprawdę niebezpieczny. Jest groźny dla prawidłowego funkcjonowania państwa, albowiem we wszystkich jej gałęziach zatrudniani są nadal – jak za czasów realnego socjalizmu – nie tyle fachowcy, co osoby z partyjnego nadania i politycznej protekcji. A m.in. zniesienia tych przywilejów żądał MKS w 13. postulacie. Jak wygląda to w praktyce, można ujrzeć na podstawie zagwarantowanych praw pracowniczych w polskiej energetyce i pozostałych sektorach bezpieczeństwa państwa. Widzimy jak szczodrą ręką dziś polityczny trup SLD rozdawał swoim. Po nich przyszli następni, i przyjdą jeszcze inni, a mechanizm obsadzanie „fachowcami” pozostanie.
Za ten gest – hojny dziad z cudzego da – płaci reszta społeczeństwa. Społeczeństwo płaci haracz ukryty w cenach jednostek energii elektrycznej na rzecz kamaryli zasiadającej w radach naczelnych i zarządach.
Przykłady można by mnożyć bez ustanku, doszukując się identycznego klucza. Spółki węglowe, paliwowe, PKS, PKP, Poczta Polska itd. Przyglądam się uważnie socjalizmowi, który ma oblicze równie groźne, jak to, co wyżej przytoczyłem. W upaństwowionych sektorach polskiej gospodarki pracuje nadal spora rzesza naszych współobywateli. Z tym, że „pracuje” traktowałbym raczej jako dookreślenie faktu pobierania regularnych wypłat, za to tylko, że owi ludzie znaleźli się w państwowej przechowalni i na liście płac. Identycznie, jak za czasów realnego socjalizmu w PRL „czy się stoi czy się leży…”: to raz. Dwa: ci „sami swoi” lub członkowie klanu „samych swoich” w wielu przypadkach (mamy na to liczne dowody) okradają społeczeństwo po raz drugi, pierwszy raz czynią to pobierając pensje z państwowej przechowalni. Na czym polega to drugie okradanie?
Tu mamy do czynienia z pewnego rodzaju symbiozą czegoś, co teoretycznie jest niemożliwe. Otóż z usług socjalistycznych pracowników opłacanych przez skarb państwa korzystają liczni liberałowie i część kapitalistów, którzy się w nich przepoczwarzyli zaraz po roku 1989! Na czym polega świadczenie usług przez tych pierwszych na rzecz tych drugich? Swój wywód oprę na sprawdzonym mechanizmie jednej z w znacznej mierze upaństwowionych branż – firmom transportu publicznego, noszącym w wielu miastach nazwę Miejskiego Zakładu Komunikacji (reszta „państwówki” działa identycznie).
Przyglądam się dość uważnie wszystkiemu co mnie otacza. Patrzę słucham i wyciągam wnioski. Kiedy widzę ruszający z przystanku autobus, który pesymistycznie zapełniony jest tylko do połowy, widzę kłęby czarnego dymu jakie wydobywają się z rury wydechowej tego środka komunikacji miejskiej. Wtedy wiem jedno, że ten środek socjalistycznej zdobyczy – komunikacji miejskiej został okradziony! Ukradziono z niego pompę wtryskową wraz z wtryskami i ukradziono świece żarowe, a na dodatek autobus jeździ na chrzczonym paliwie. Przypatruję się Autosanowi bardziej uważnie – jego ogumienie wskazuje na spory przebieg; ciekawe ile razy okrążył kulę ziemską na tych oponach? Wieczorem ten sam autobus, już z innym kierowcą, wygląda jeszcze bardziej ponuro. Jego światła pozycyjne i światła mijania ledwo co widać; wygląda tak jakby zamiast żarówek żarzyły się nadpalające świeczki…
Tak, czy w tym pojeździe na pewno nigdy nie dokonano wymiany starych wkładów lustrzanek na nowe, ale z dokumentacji tego autobusu wynika, że jest nowszy niż ten który został kupiony dziś: tyle w niego władowano rozmaitych części i podzespołów, przeprowadzono napraw, że hej…(?!) Ledwo dyszący, dymiący czarnym dymem, skrzypiący autobus, na którym dokonano poważnego sabotażu, kula się po ulicach od przystanku do przystanku; wieczorem przebywa trasę prawie po omacku. Ale, co dziwne, bilety na przyjazd „czerwonym autobusem” trzeba mieć pełnowartościowe – znaczy nowe, wcześniej niekasowane.
Tak się dziwnie składa, że niektórzy okoliczni przedsiębiorcy – zdeklarowani liberałowie i kapitaliści pełną gębą – funkcjonują tym lepiej, im gorzej wyglądają i bardziej kopcą (nieprzepalonym olejem napędowym) autobusy komunikacji miejskiej. Z magazynów MZK pobierane są części na usunięcie kolejnej usterki, awarii, czy ze względu na przebieg lub naturalne zużycie. Te nowe części i podzespoły trafiają do różnych znajomych cwaniaków. Tam trafia też olej napędowy, płyn do chłodnic do układu hamulcowego, ogumienie i akumulatory! Kwitnie – jak za czasów realnego socjalizmu – handel wymienny. Ja tobie paliwo ty mnie kury, kaczki, indyki… Za ogumienie – świnie i ziemniaki na zimę. Nie masz krewnych na wsi, płacisz 50% wartości ceny rynkowej!
Przyglądam się ludziom, którzy ten socjalistyczny wymysł praktykują nadal; im gorzej wyglądają i sprawują się autobusy (częstym widokiem jest zjazd autobusu ze względu na awarię – a tabor niby nowy?), tym lepiej mają się „przedsiębiorcy” zatrudniani w państwowej firmie. Gęby ich świecą się tłuszczem niczym świąteczna wędzonka. Pieszo nie chodzą, jeżdżą niezłymi brykami, jakich dyrektor by się nie powstydził. Prowadzących ten proceder, rzecz jasna, jest tylko po kilku w każdej firmie, reszta pokornie milczy i patrzy. Patrzą na to, co się wyprawia w firmie, i na wzrastające bezrobocie, które ich dyscyplinuje do trzymania jęzora za zębami. Towar nie trafia do byle kogo, trafia do swoich. Swoi mają z kolei swoich wyżej, zdarza się, że w policji też…
Opisany wyżej przykład dotyczy całej „państwówki”; wszędzie działa podobny mechanizm. Te państwowe zakłady okradane są na potęgę – papier jest cierpliwy, a pieniądz chciwy – nim załatwia się wszystko. Zasłania się kontrolerom oczy, zatyka usta, by milczały. Tylko dusza śpiewa…
Sprawdziłem. Wdzięczni wciąż istniejącemu socjalizmowi pracownicy firm państwowych w zamian gracko poszli do wyborów; ba nawet agitowali innych wmawiając im, że przyjdą następni złodzieje, więksi, co to niby Polskę do reszty okradną (może bali się konkurencji?), a na dodatek zlikwidują to co zostało i wszyscy będziecie bez roboty… (!?)
Czy zatem można przyjąć za prawdziwe stwierdzenie, iż do wyborów nie poszli głównie ludzie zatrudnieni w państwowych firmach?
Socjalizm, z całą swoją machiną, ukrył się też w urzędach skarbowych, ZUS, w urzędach pocztowych. Ot choćby taki nieświeży komunikat z końca roku 2005 (Czytelnik może sobie wybrać dowolnie inny):
– Dyrektor generalny Tadeusz Bartkowiak, powołany na to stanowisko przez poprzedni rząd SLD, podpisał nowe umowy z blisko 50 menedżerami we wrześniu, gdy nie było już cienia wątpliwości, że wybory wygra prawica i że przeprowadzi w Poczcie wymianę ludzi. W przypadku zwolnienia każdy z nich dostanie od 60 do 100 tys. zł samej odprawy. Gdyby zwolnieni zostali wszyscy, kosztowałoby to Pocztę ok. 3-4 mln zł. Nie mam wątpliwości, że kontrakty podpisano ze szkodą dla publicznej instytucji – podkreśla Jerzy Polaczek, nowy minister transportu i budownictwa, któremu podlega Poczta Polska. Na razie nie wiadomo, czy będzie możliwe unieważnienie umów. (PAP) J. Polaczka unieważnili wyborcy w 2007 roku
Jak widać na wyżej załączonym przykładzie – stare ma się dobrze! A nowe – zobaczymy, co z tym zrobi.
To, czego nie da się sprzedać na części, trafia na złom. Jest to ciąg dalszy polskiej prywatyzacji chciwych socjalistycznych wyrobników. Do powstałych w ten sposób strat wciąż dopłaca zwykły obywatel. Najczęściej płaci najuboższa część społeczeństwa.
Jedynym wyjściem z tej patologicznej sytuacji, jaką jest karuzela państwowego socjalizmu, zdaje się być przeprowadzenie całkowitej prywatyzacji. Prywatny przedsiębiorca w mig się zorientuje, że jego majster tak naprawdę jedyne, co potrafi, to kombinować na boku i kraść. Sprawę zbada, a sprawcę odeśle do prokuratora. Tych, na sam przód, również należy odesłać – na rozmowę do właściwego ministra, aby zdali sobie wreszcie sprawę z tego, do czego służy w państwie rola niezawisłego prokuratora.
Socjalizm ukrywa się w każdej polskiej rodzinie gdzie znajdują się osoby bezrobotne, tworzy w ten sposób patologię. Wykształcił u sporej rzeszy bezrobotnych socjalistyczne myślenie: zasiłek otrzymam a w razie czego dorywczo dorobię tu lub tam. Najważniejsze, że taki ma swobodny dostęp do świadczeń (byle jakich ale zawsze) lekarskich, figuruje jako bezrobotny z czego czerpie (byle jakie ale ciągle) „profity”.
(...)
Smutną polską rzeczywistość zakłamywały media. Robiły to starannie i długo. Tylko niekiedy w telewizji pojawiał się jakiś program, który mógł szokować. Zazwyczaj szokował, i zazwyczaj emisja odbywała się w późnych godzinach wieczornych; przypadkowo o tej samej porze na innych kanałach leciały co najmniej dwa dobrze rozreklamowane filmy(!). Nie chcę przyglądać się autorom tych nielicznych programów, bo to jeszcze smutniejsza rzeczywistość. Może kiedyś opublikuję materiał pochodzący od osób współpracujących z szefami tych programów. To jest ci dopiero materiał na „porażający” film, reportaż. Więc może kiedyś?
Ktoś kto w miarę regularnie przemieszcza się po kraju zauważa liczne zmiany. Rumuńskich bezdomnych wyparli polscy. Kogoś, kto dajmy na, sporadycznie korzysta z PKP i pierwszy raz od wielu lat wypuszcza się gdzieś po za swoją rodzimą mieścinę, widok polskiej biedy naprawdę szokuje.
Być może dlatego reprezentanci naszego(?) narodu, których wybraliśmy – a to za wino marki wino, a to za obietnicę otrzymania dobrej posady lub pracy jakiejkolwiek bądź, jeżdżą służbowymi limuzynami na nasz koszt, aby przypadkiem nie zderzyć się ze smutną prawdą polskiej ulicy, dworca, przytułku, kanału ciepłowniczego…
komentarze
prywatyzacja
Jak najbardziej, byleby nie przeprowadzona tak jak dotąd, że co lepsze kąski wycenione zostaną za free i sprzedane krewnym i znajomym królika.
AnnaP -- 20.03.2008 - 13:23