Zmęczony dotychczasowym życiem grzesznik postanawia nagle udać się na rozmowę z Bogiem. Z niemałym trudem odszukał otwarte drzwi do świątyni i wszedł do jej wnętrza. W pierwszej chwili poczuł wielkie przerażenie. Przytłaczał go przepych tej z pozoru szarej majestatycznej budowli, która w środku kapała złotem. Złoto spływało z głównego ołtarza i mniejszych ołtarzy naw bocznych. Grzesznikowi przez moment wydawało się, że z rany Chrystusa zamiast krwi też złoto wypływa…
Już miał wyjść, gdyż czuł się bardzo dziwnie i nieswojo, ale wewnętrzna siła – potrzeba rozmowy – była silniejsza niż strach, przed którym się znalazł.
Kiedy się rozejrzał wokoło stwierdził z przerażeniem, że jest tutaj zupełnie sam. Żadnych oznak innego życia, tylko ognik migoczący w wiecznej lampce dawał jakiś znak Jego istnienia. Skulił się w sobie na widok ambon, które zdawały się na niego patrzeć z wysoka niczym wieże warowne demonicznego zamku, z którego ktoś nań zaraz wyleje smołę gorąca i zrzuci kamienie. Odwrócił się szukając ratunku. Upiorne organy rzuciły się na niego wielkością swych piszczałek. Wydawało mu się, że za chwilę rykną na niego z całą swoją mocą. Jednak nic takiego się nie stało. Tym bardziej przerażała go ta dziwna martwa cisza odessana z wszelkiego życia.
W końcu wyszukał sobie miejsce aby usiąść. Przed nim otwarty leżał modlitewnik. Jakaś dziwna siła sprawiła, że mimo woli przeczytał na głos:
Boże bądź miłościw mnie grzesznemu
W tej samej chwili świątynię wypełnił łoskot zatrzaskiwanych wielkich drzwi. Nagły poryw wiatru zatrzasnął je z taką siłą, że poczuł jak zadrgało powietrze odbijane od ścian, na których wisiały obrazy. Te na chwilę jakby ożyły… a listki złotych ornamentów delikatnie poddały się podmuchowi tej niezwykłej mocy. Poczuł, że nie jest sam…
Przerażenie ustąpiło dziwnej eskalacji ciekawości, której dotąd nie znał. Na modlitewnik spadła kropla potu. Przetarł czoło: już miał zamiar wytrzeć rękę gdy spostrzegł na niej krew. Kartka, na którą upadła kropla potu rozpłynęła się jakby we mgle. Ukazała się następna, z której zaczął czytać głosem donośnym i czystym:
W owym czasie: Rzekł Piłat do Jezusa: Tyś jest król żydowski? Odpowiedział Jezus: Sam od siebie to mówisz, czy też inni powiedzieli co o mnie? Odpowiedział Piłat: Czyż ja żydem jestem? Naród twój i najwyżsi kapłani wydali mi ciebie; coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi walczyliby pewnie, żebym nie był wydany żydom; lecz teraz królestwo moje nie jest stąd. Rzekł mu tedy Piłat: Toś ty jest król? Odpowiedział Jezus: Ty mówisz, że ja jestem królem. Jam się na to narodził, i na to przyszedłem na świat, abym świadectwo dał prawdzie. Wszelki, który jest z prawdy, słucha głosu mego.
To skończywszy grzesznik raz jeszcze rozejrzał się zdumiony po świątyni i nagle jego oczom ukazał się dziwny obraz: oto ołtarz cały był zasnuty suknem w kolorze fioletu. Nie zastanawiał się nad tym faktem wcale. Nie dociekał kiedy i kto rozesłał kolor pokuty i żałoby. Poczuł wewnętrzny smutek.
Panie mój, wyszeptał głosem pełnym skruchy i żarliwego żalu, jestem słabym podatnym na grzeszne uciechy starym skąpcem. Jestem cynikiem i łotrem przebiegłym zarazem. Nie potrafię się cieszyć z radości innych ani też cierpieć, kiedy im akurat dzieje się źle. Pożądam żony bliźnich i wszystko co ich jest. Nie ma we nie skry współczucia czy litości nawet. Jestem zawistny i zły do szpiku kości. Na posadę fortelem przebiegłym się dostałem, nękam swych współobywateli. Niepokój sieję i szerzę biedę. Cóż dalej mam robić, jak żyć?
Lekki powiew powietrza przewrócił następną kartkę modlitewnika:
“W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika posuwistym krokiem kawalerzysty wczesnym rankiem czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan pod krytą kolumnadę łączącą oba skrzydła pałacu Heroda Wielkiego wyszedł prokurator Judei Poncjusz Piłat.”
Grzesznik wychodząc ze świątyni już miał umyć ręce w chrzcielnicy, kiedy ujrzał weń odbicie twarzy Chrystusa: nie zastanawiając się więcej ani przez chwilę wziął najcięższy z krzyży, które stały w świątyni i udał się w drogę
komentarze
Marek
Piękny tekst!
Cholera nawet wyrazić slowami nie umiem jak bardzo mi się podoba, jacy my slabi jesteśmy…
Życzę z całego serca wesołych świąt i obfitości święconego.:D
Ps. Przepraszam, że tak późno, ale dopiero teraz mam fajrant.
Alga -- 22.03.2008 - 22:16Panie Marku
to jest to właśnie!
Trafia celnie,akuratnie w jestestwo.
Z okazji Wielkiej nocy niech Panu zawsze służy zdrowie,radość i pióro lekkie i zwinne.
Zenek -- 23.03.2008 - 04:27Iwonko Droga i Drogi Zenku
Dziękuję z całego serca. Wam i Waszym Najbliższym tego co najlepsze moi Drodzy
MarekPl -- 23.03.2008 - 08:00Powodów do radości, uśmiechu na co dzień, serdeczności wielu przyjaciół prawdziwych, szczęścia i zdrowia
Marek