W mojej małej mieścinie (Starogard Gdański) cicho i raczej spokojnie. Pierwszy kwartał minął bez większego echa. Nie wiem czy były jakieś wypadki czy (i oby) ich nie było. Co jakiś czas tu i tam zapóźniona nowina wybuchnie: temu się umarło, a tamta powiła
Mój dobry kolega w rozmowie ze mną zapytał jak to jest, że tu nadal tak mało się zarabia. Usiedliśmy na chwilę przy stole poprosiłem o jakąś mapę i zacząłem pokazywać na niej jak bardzo zagubieni jesteśmy pośród lasów, bagien, łąk i pól. Zapytałem czy wie jak funkcjonuje kolej. Nie wiedział zbyt dokładnie. Zatem poczułem się w obowiązku poinformować, że z tą komunikacja to całkiem jest do bani. Pociągiem nigdzie specjalnie bez przesiadki w Tczewie nie zajedziesz. Autobusem też się za bardzo nie wyrwiesz. No to albo zrzuta na jakiś wspólne auto – a sam wiesz jak to jest ze spółkami, albo pakujesz się jak inni i wypierdalasz stąd jak najdalej.
- No, ale gazety piszą – zaczął, przerwałem brutalnie jego wypowiedź – Co kurwa piszą? Jakie gazety? Kto w nich pisze? Znasz mechanizmy tego kociewskiego badziewia?
– Nie znam, przyznał i zamilkł.
Z mojego miasta wyjechało sporo mieszkańców. Większość, nie bacząc na brak znajomości języka, nie czekała na cud gospodarczy, który miałby tu cokolwiek zmienić. Spakowali się i tyle ich widzę. Wpadną czasem na chwilą, a to groby krewnych odwiedzić a to załatwić to i owo, i ciach z powrotem na zmywak w Irlandii. Aby dalej od tego miejsca przeklętego – jakby zapomnianego przez samego Boga. A cudu jak nie było tak nie ma dalej. Nawet Neumann* dupę spakował i wyjechał bliżej tego co ‘cud’ obiecywał.
A, że miejsce przeklęte nie trzeba wcale szczególnie szukać. Wkoło same lasy. W nich liczne wioski poukrywane, sporo uroczysk prawdziwych gdzie trudno czymkolwiek dotrzeć. Skoro tylu z miasta uciekło to już się wydawało, że pracodawcy będą zmuszeniu pensje podnieść. Tiaa, niedoczekanie. Jedni uciekli z miasta, a na ich miejsce z wiosek przybyli Lasaki. Też uciekli. A co tam uroczyska, co tam przepiękne widoki, czysty klimat i świeże powietrze, skoro żyć jakoś trzeba. Z samych szyszek, z odrobiną jałowca i sporą dozą świeżego powietrza, obiadu nie upichcisz przecież...
Tutaj na Kociewiu tylko władza się nie zmienia. Wciąż te same twarzyczki za biurkiem. Tylko nieco bardziej pulchne i bardziej dojrzałe. Zaraz widać, że ich czas posunął co nieco.
A te zarobki jak stały na poziomie 500-600 zeta za miesiąc pracy: piątki świątki i niedziele, tak stoją dalej. Jak zaczarowane. Sprzedawczynie, w licznych wiąż jeszcze sklepach, nie mają umów o pracę. Robią na czarno. Podobnie jak firmach i na budowie. A kto to sprawdzi? Swój swojego nie rusza przecież.
Nuda, nic się nie dzieje. Tu rower ukradną, tam na złom coś zataszczą. Od czasu do czasu ktoś kogoś zabije, ktoś nożem postraszy jak w tamtą niedzielę miało to miejsce, w autobusie komunikacji miejskiej. I tyle. Życie się jakoś toczy, odmierza starość, która leniwie się człapie. A potem to już tylko spokój. Święty spokój
_________________________________________________________________
*Neumann- były starosta, dziś poseł (PO)
komentarze
re: Mała mieścina, jak wiele innych
Znajdziesz mi gdzieś takie odludne uroczysko, kiedy już będę stara? ;)
defendo -- 16.04.2008 - 21:04Kochasz to swoje Kociewie, kochasz, widzę. I jego niespieszny rytm. Zapomniałeś dodać, że czas tam płynie wolniej, od śniadania do obiadu strasznie się dłuży, a potem odrobinkę przyspiesza, żeby znów zwolnić. To nawet starość później nadchodzi, raczej się skrada niż kroczy, prawda?
Defendo
Droga Defendo
Tak w rzeczy samej :-)
MarekPl -- 16.04.2008 - 21:08Ukłony
kurczę , znam, normalnie znam to
ale tak napisać nie potrafiłbym
pozdrawiam
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 16.04.2008 - 21:26