Jak pech to pech! Wszystkie ponoć łażą parami?!
Cholera! Chyba tak.
Tak.
Spoglądam i widzę: prawie ich tyle, że śmiało mogłyby zatańczyć poloneza.
Po awarii wszystkich systemów – powtarzam w s z y s t k i c h !!! – pchać zaczęły się inne problemy. Postanowiły nawalać sprzęty.
Ale co tam sprzęty, bez nich przecież można się obyć.
Czy tak?
Tak.
Są tacy co powiadają, że nawet bez jednej nerki można żyć, bez płata wątrobowego też...
Jest nawet dość liczna rzesza tych, którzy całkiem nieźle funkcjonują z połową mózgu!?
Ja w tym miejscu powiedziałbym nawet, że tym z połową mózgu lepiej się żyje niż tym, którym dwie półkule sprawnie działają. Jak się to dzieje? – do końca nie wiem.
Nawet nie wiem, czy jest wyjątek od reguły?
Ale ten ewenement na co dzień udowadniają mi, tfu – politycy.
Pies to drapał, a tych niech trąca.
Ale, żeby automat odmówił prania! Co to, to już za dużo.
Mówię swoje kategoryczne – Nie!
Starą franię- choć jeszcze całkiem dobrze wyglądała: prawie jak nówka, i wcale nie najgorzej prała, ale miała niewidoczny zewnętrznie defekt w postaci rozklekotanej obudowy łożyska – jakiś czas temu oddałem zbieraczom. Nie znałem panów. Przyjechali wzięli. Nie wiem, czy już oddali na złom, czy nadal w niej piorą? Co mnie to w końcu obchodzi, prawda.
Człek z powalonymi wszystkimi systemami – powtarzam w s z y s t k i m i – funkcjonować jakoś może, choć życie to nie jest.
Z uszkodzonymi organami, lub częściowym ich brakiem, też: co pokazałem wyżej i co udowadnia na co dzień życie.
Ale ten człek, czyli ja uprzednio przyzwyczajony (najgorsze to te przyzwyczajenia, psia jego) do życia w upranych ciuchach, dziś staję przed dylematem: kupować nowe – no ale to przyzwyczajenie i takie tam, czy prać ręcznie?
Po dłuższych zastanowieniach wyszło: prać ręcznie.
No cóż, praca żmudna, efekt daleki od prania w automacie i jeszcze to ręczne wyżymanie. No i czasu, no i materii szkoda.
Bo nie jest tajemnicą żadną, że ręcznie to można: przetrzeć, nie doprać, uszkodzić, czy inaczej przedobrzyć. A w automacie wiadomo. Wpierw odpowiednie dozowanie wody i płynów, właściwe namoczenie, dokładne pranie i płukanie, odwirowanie, że aż miło potem wyjąć. I wszystko takie lekkie pachnące przyjemne.
A pranie ręczne? Ani to dokładne, ani w czasie oszczędne, ani oszczędne w ogóle, a przyjemne już wcale.
Ale jakoś w miarę czysto łazić trzeba. Zatem wyboru nie ma(m) żadnego.
A spec od naprawy automatów popatrzył, po biadolił, pokiwał głową i rzekł
kup se pan nową, tej się nie da ani naprawić, ani podreperować nawet nie warto. Za wielkie koszty.
Zastanawiam się nad faktem przykrym jaki mnie spotkał, a mianowicie ubolewam nad własnym n a d m i e r n y m gadulstwem?
Cóż, jedni mają zeza – tak sobie to tłumaczę, a inni prostatę.
Ja mam gadanego; znaczy się gryzmolę po ścinach txt, co mi ślina na klawiaturę przyniesie.
Dobrze, że chociaż ta mi nie odmawia, niejako współpracy, choć pożytku ze mnie nie ma żadnego: podobnie jak go nie mają struny instrumentów szarpanych, klawisze innych sprzętów ogólnie znanymi jako muzyczne wykorzystywanych przez innych szarpiących i nawalających (sic.).
Owe dotykanie słowem myśli niepospolitych, malowanie obrazów, na których brak miejsca dla pruderii; gra na wiolonczeli zmysłów, harfie uczuć. Owe nieroztropne poszukiwanie znaczeń: dychotomiczne budowanie – tworzenie piramid językowej ekwilibrystyki. Szukanie kluczy pod
odpowiedni zamek…
Czy jest jeszcze dziś ktoś na sali, kto nie ośmieli się strzelać do pianisty?
Jezus, z tego co mi wiadomo z pobieranych nauk religii, żył lat 33. Nie wiemy – brak takich informacji – kto jemu moczył, prał, wyżymał i suszył, bo w tamtych (ubogich sprzętowo) czasach nie mieli nawet żelazka na duszę.
Oskar Wilde żył 13 lat dłużej.
Co prawda w czasach, w których żył pierwszy i drugi, choć dzieli je aż dwadzieścia stuleci, nie było jeszcze żadnych automatów – nie licząc rzecz jasna wynalazku Hirama Maxima, to temu drugiemu na przemian prała Constance i Robert z Alfredem.
Wobec powyższego, nie pozostaje mi nic innego jak skończyć z tym gadulstwem i wziąć się za pracę, gdyż nic tak jak praca człowieka nie uszczęśliwia; niektórych wzbogaca, a innym rujnuje doszczętnie zdrowie. No ale dla tych chyba? – wynaleziono ZUS.
_______________________________________________________________
Wczoraj było 13 w piątek! Dziś z poczty odebrałem wczorajszy list: w nim wiadomość, która mnie zabiła
komentarze
Panie Marku,
ale pióra Pan nie złożył, przekonana jestem, że pewnie trzyma je Pan w dłoni.
nutka -- 16.03.2009 - 14:23Pozdrawiam.