Zastanawiam się, dlaczego stokrotki polne rosną na przerwach w betonie
Przypatrywał się z nieukrywaną czułością Jego dłoniom: są takie delikatne, palce smukłe niczym u artysty, gdyby położył je na klawiszach pianina z pewnością złapałby pełną oktawę. Zatem dlaczego nie siada do instrumentu, dlaczego nie gra?
(...)
Był dziś u Adriana. Młodzieniec urósł bardzo od ostatniego razu, choć było to całkiem niedawno.
Oczy ma podobne do młodszego brata, powiedziałby – takie same.
Same też wróciły wspomnienia, jak zawsze, kiedy Go odwiedzał: wcześniej odwiedzali. I jak zawsze w takich momentach spojrzenie zatonęło w wilgotnym zamyśleniem. Hm.
Człowiek jest rzeczownikiem, a rzeczownikami rządzą przypadki
Miał żal do siebie, o to wszystko, co się im przytrafiło. Wiele rzeczy nie musiało mieć miejsca.
Przed oczami biegnie film, najczęściej czarno biały, leci w przyspieszonym tempie: zwalnia, czasami kadr się zatrzymuje na otwartej migawce – przeważnie w tym samym miejscu?!
Lampa pamięci bezlitośnie wypala dziurę: jednak klatka cudem się zachowuje – odtwarza na nowo zawsze wtedy, kiedy przewija film do początku, aby odtworzyć/puścić raz jeszcze i znowu.
Spogląda w lustro – tam nie widać sumienia. Zamyka oczy. Gdzieś daleko liryczny dźwięk saksofonu słyszy w akompaniamencie basów i rytmicznego taktu bębna – bije równo jak zdrowe serce, jest jak smutny powiew czułego westchnienia.
Ponoć oczy są lustrem duszy. Jego oczy są jej odbiciem: „biegają” niespokojnie jakby czegoś – a bardziej kogoś poszukiwały, jakby chciały na moment odpocząć, zatrzymać się się, by jak kiedyś zobaczyć. Jednak nie potrafią, więc biegną dalej. Nie mogą choć kiedyś widziały!
Ale trafiło się (ktoś kiedyś zapytał – czy to nie kara za grzechy?), że pijana pani lekarz pogotowia źle podała rozkurczowy zastrzyk – a potem to już t y l k o konsekwencja błędów dodanych.
Zła diagnoza – okulista zauważył wybroczynę na dnie oka, której tam nigdy nie było!
Następnie karygodna decyzja – wykonać punkcję (choć sztuka lekarska mówi inaczej, a prawo zabrania).
Stało się.
W wyniku inwazji uszkodzili podpajęczynówkę.
Przestał widzieć- błąd w sztuce medycznej. Czy to mało? Widocznie!
Dodatkowo, przez inwazyjną punkcję, został sparaliżowany.
Myśli wciąż paraliżują tamte zdarzenia. Czy on – ojciec zrobił wszystko, aby ratować (choć po ich draństwie było za późno) za wszelka cenę?
To niestety nie była kwestia pieniędzy lecz złej woli: pijana lekarz i nie tak podany zastrzyk!
Złej wiedzy: nie wykonuje się punkcji w takich warunkach u tak małego dziecka!
Po tym wszystkim, choć to jeszcze wcale nie tak naprawdę wszystko, sprawę załatwiono gestem Piłata.
Urzędnik placówki terenowej otrzymała wytyczne: poszuka pani dla dziecka miejsca na drugim końcu Polski, inaczej niech sama pani gdzieś szuka pracy!
Pani Sz. płakała, kiedy zdradzała mu tę urzędniczą tajemnicę.
Oczy Adriana nie widzą, Jego ręce tak.
Dłonie ma takie wypoczęte od nienoszenia tornistra, niełapania piłki, nieszamotania się z rówieśnikami w szkole na boisku, gdziekolwiek…
Ma takie smukłe delikatne palce – mógłby śmiało zagrać na pianinie, gdyby tylko potrafił wzrok zatrzymać na nutach i je ujrzeć, lub zagrać z pamięci, gdyż nuty można czytać zamkniętymi oczami, gdyby tylko zechciał usiąść wygodnie na krześle, rozprostować nogi i położyć na biało-czarnych klawiszach swoje smukłe palce…
On wie, że Adrian zrobiłby to pięknie, nawet gdyby nie były to czyste dźwięki.
Jego ręce, podobnie jak oczy, szukają, ale im akurat udaje się zobaczyć.
Zatrzymują się na chwilę, delikatnie zaciskają, czytają – trwa to jakiś czas. Potem znowu szukają, aby się upewnić czy jeszcze dobrze pamiętają, czy na pewno czują dotyk ojca.
Rozpoznają: nie wie jak i nie wie po czym?
Może są gońcami serca?
Z przedziwnego ruchu ciała, grymasu twarzy, być może tamtej pamięci? – wydobywa się dźwięk niezadanego pytania: tato dlaczego?!
- Nie wiem Synu. Wybacz. Nie potrafię Ci odpowiedzieć – mówi szeptem.
Łzy, starym, utartym już szlakiem podążają w dół. Kilka z nich z bólem spada na te delikatne dłonie.
Nie wie, nie ma pewności, czy je obmywają, a jeśli to z czego, czy może ranią – a jeśli, to jak bardzo? Ma jednak nadzieję, że przynoszą chwilową ulgę.
Ostatnio w ogóle już prawie nic nie wie, za wiele nie rozumie.
Może to już starość, a może zmęczenie dźwiganiem tego wszystkiego? Może.
Pochyla się na łóżkiem dziecka, dotyka kolan, które nie znają bólu upadków – a mimo to nie mogą się dźwignąć, by stanąć...
Czy o to wszystko, a jest tego sporo, ma żal do Boga?
Lepiej nie pytać, nie wypada – jak nie najlepiej wypadła próba z zawieszeniem – między niebem a ziemią, między wschodem a zachodem – Jezusa na krzyżu, który miał odkupić nasze winy.
Czy wszystkie cierpienia są nadaremne?
Noc już minęła, poszła bezpowrotnie w dzień
zagląda w kalendarz pustych miejsc.
W nich tylko pamięć, która przechodzi terapeutyczny sen
po wszystkich zranieniach.
Jest jak błogosławiony lek, który pozwoli wstać
by pójść jak dawniej, o własnych siłach
komentarze
Pański tekst nie wymaga (chyba) komentarza,
jednak jak tu zmilczeć? jak nie krzyczeć? nie płakać?
Ja wiem to najlepiej, że żadne z wypowiedzianych sów nie wyrówna wyrządzonej krzywdy, nie naprawi tego co się stało, ale nie płakać, nie krzyczeć, nie powiedzieć nic, to jak przejśc obojętnie nic nie czując, a tak się nie da.
Tak mi przykro…
silent wings
silent wings -- 10.04.2009 - 13:40Marku, i znowu
pięknie napisane.
Acz trudno komentować jak wiele twoich tekstów.
Może tylko wrzucę link do posłuchania?
http://www.youtube.com/watch?v=SmVAWKfJ4Go
Pozdrawiam i cieszę się, że się pojawiłeś.
grześ -- 10.04.2009 - 19:09Marku
Chciałam coś napisać. Nie napiszę. To, co chciałam napisać kwalifikuje się do cytatu z Goethe’go, który zamieściłeś.
Zastanawiam się, dlaczego stokrotki polne rosną na przerwach w betonie
Życie zawsze znajdzie drogę...
Magia -- 10.04.2009 - 19:41