Proces Franza (1)

..nie wszystko trzeba rozumieć od razu i nawet w ogóle.
[Henryk Bereza]

On tego ranka wyszedł na taras w chwilę po tym jak otworzył oczy po przebudzeniu. Nie pamiętał czy cokolwiek się jemu śniło. Zresztą jakie to ma znaczenie. Ważne, że na zewnątrz ożywcze promienie słońca czule całowały jego stopy i czuł ciepło, takie zewnętrzne pochodzące od samej Matki Natury. Stał i patrzył w tamtym kierunku skąd idzie słońce. Było wcześnie rano coś zaledwie po siódmej. Wtopił się w ten słoneczny poranek zapominając, że stoi w samej pidżamie. Zamyślił się wsłuchując w delikatny szmer drzew i spokojną poranną rozmowę ptaków.
Przymknął oczy rozkoszując się subtelnym dotykiem ledwo wyczuwalnego podmuchu ciepłego powietrza. Przez moment poczuł obecność jakieś przedziwnej siły. Zapragnął tak stać nie myśleć o niczym zapomnieć o wszystkim. Ale nie ma tak dobrze. W spokojnym rozmyślaniu zaczął się zastanawiać ile jeszcze zostało jemu czasu do końca. Tylko na moment, na ledwie co uchwyconą sekundę, zaniepokoił się kiedy w myślach starał sobie wyobrazić jak ten koniec może wyglądać. Po czym tylko mocniej wystawił twarz do słońca. Rozkoszował jego naturalną siłą, chciał jej nabrać na resztę swojej drogi tyle ile zdoła. Uświadomił sobie, że zachowuje się niczym chomik, który upycha swój pyszczek, aby mieć na później.
On w tej chwili czynił tak samo, co absolutnie w niczym jemu nie przeszkadzało.
Rozmyślał w spokoju dalej.

Kiedyś

Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy On z pracy zwolnił szwagra policjanta. Było to zaraz po zmianach w tym nadwiślańskim kraju. W tamtym okresie zastanawiającym było jak się to stało, że jeszcze wczorajszy milicjant pijaczyna dobry kumpel tych z SB, Kazimierz W. pozytywnie przeszedł weryfikację. Dziś wie dlaczego się tak stało. Taki był rozdział miejsc, taki podział łupów, takie ustalenia.
Ci którzy zostali, a byli z tamtymi (SB) w ten czy innym sposób s(po)kurwieni, szybko awansowali. Kariera Kazimierza W. przebiegała w myśl założeń. Szybko awansował. Kiedyś przy wódce w towarzystwie znajomych obiecał, że jemu, Franzowi urządzi bal, lecz On się ich nie bał. Nie bał się milicji, a potem, gdy z dnia na dzień ta sama milicja wyszlachetniała, nie bał się policji. Jak nikt znał ich słabe miejsca, wiedział które punkty są czułe i jak w nie uderzać.
Ale ich było znacznie więcej i mieli sporo możliwości włącznie z operacyjnymi, aby odpowiednio zadziałać. W tym miejscu użycie słowa ‘odpowiednio” ma znaczenie pejoratywne, gdyż wskazuje na wytwarzanie fałszywek po to tworzyć historie niesamowite. To, że W. był dobrym kumplem tamtych z SB (był przecież jednym z nich) i wcale się z tym nie krył, znacząco ułatwiało jemu zadanie.

Tu i teraz

Franz stoi na tarasie cały skąpany w porannym słońcu. Rozmyśla. Już wie że od dziś za nim ugania się sfora: za chwilę, za moment puszczą za nim listy gończe.
Co zatem zostało?
Zero telefonów, poczty e-mail, listów, kart, rachunków, kontaktów.
Żadnego poruszania się samochodem, gdyż przy pierwszej lepszej kontroli…
Żadnych odwiedzin bliskich, dalszych krewnych, znajomych.
Zerwany kontakt.
Życie na styku bezimienności i totalnego niebytu.
Jak wielką zdoła zbudować eremię?
Jak długo będzie musiał kluczyć, aby zgubić pogoń?
Czy zdoła przetrwać bez meldunku, PIT-u, nicku, bez przyjaciół, których nie może narazić na przepytywania?

Tym wewnętrznym rozważaniom dziś towarzyszy już tylko spokój. Doskonale wie, że inne rozwiązanie nic dobrego nie może przynieść.

Skrupulatnie sprawdzany ewentualny kontakt, który miał nadzieję zachować (uważał go za niezwykle cenny) okazał się być totalnym niewypałem. Już przy pierwszej próbie podejścia, przy pierwszym sprawdzeniu, pierwszego dnia został zdradzony.
Zatem nie było innego wyjścia niż dokonanie jedynie właściwego i słusznego wyboru – zero kontaktów.
Jeszcze tylko uporządkować kilka spraw, zamknąć resztę tematów i stać się duchem samego siebie. Tylko w ten sposób istnieje niewielka szansa na przetrwanie. A jeśli istnieje choć cień szansy trzeba ją wykorzystać. Wszak, kiedyś, komuś trzeba się odwdzięczyć, podziękować pięknie i złożyć kwiaty tam gdzie należy. Choćby tylko dla tego warto, jak długo się da, trwać. Cdn.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Marku!

Piękne, choć smutne i przerażające…

Pozdrawiam


@

Będę czytał


Czekam na ciąg dalszy,

pozdrawiam.


PANIE MARKU!

Smutne do bólu i bolesne. Jeśli mogę coś powiedzieć, to tylko tak;
Cytaty z zapomnianej już piosenki;

PÓŁNOC,
SEN W UKŁONACH SIĘ ŁAMIE
WSZECHPOTĘŻNA JEST PAMIĘĆ
GDY WSTĘPUJE NA TRON

PAMIĘĆ,
JAK OKRUTNIE NIEAMIE
GDY PRZESUWA PRZED NAMI
TO, CO SPRAWIA NAM BÓL
GDY BEZSENNOŚĆ ROZCIĄGA PONAD NOCE I DNIE
W GORZKĄ PRZESZŁOŚĆ POSŁÓW ŚLE.
JEŚLI PAMIĘĆ JEST KARĄ
CZEMU WESZŁA W MÓJ DOM
JEŚLI BŁĄDZI, CO NOC
PO DROGACH SMUTKU I ZŁA
CO TU ZNAJDZIE
KILKA DAT.

PAMIĘĆ,
WCIĄŻ OSŁANIA I RANI
ZAWSZE WIERNA JAK KAMIEŃ
ZAWSZE CZUŁA JAK MGŁA
ZGODNY TANIEC
W PRZEDŚWICIE KRĄŻĄ PAMIĘĆ I WIATR
SPÓJRZ ZA SIEBIE
ŻYĆ JUŻ CZAS.

Pozdrawiam i życzę dużo, dużo odwagi i siły.


Kwiat

Ze złamanego skrzydła kruka zrodził się SAMOTNY WILK. Kwiaty Jego rozpoznam, położę i swój
W milczeniu pozdrawiam.


Spokojnie

drugie ja stoi za rogiem.
Przypala fajkę, zaciąga się, ptaki grają, słucha, rzuca peta i przydeptuje.
Stawia krok, potem drugi…
Bez pita, meldunku, nipu….
Bez szans?


Igła...

...jak nie , jak tak…samotny drugi takt


Subskrybuj zawartość