Ból głowy, prostytucja, stręczycielstwo i diabli wiedzą co jeszcze (1)

Ból głowy tak nagle mnie dopadł znienacka, jak jakiś złoczyńca bez zapowiedzi i to od .. nie wiem której strony.
Nie wiem czy stanął ze mną twarzą w twarz, czy z boku. A może skądinąd mnie zaatakować sobie postanowił?

Noc dłuższa – zmiana czasu. Za oknem słonecznie jak za dobrych czasów, które jeszcze mnie ogrzewają od wewnątrz tamtymi słonecznymi promieniami lata.

No nic. Boli? Przestanie tylko wezmę pigułkę.
I tak wiem, że z tego co zamieszczono na opakowaniu w dołączonej ulotce, to większość jest nieprawdą, a już na pewno nieprawdziwe są informacje o ilości poszczególnych substancji. Ale zaryzykuję.

Zresztą, co tam mój ból głowy.
Kiedy sobie uświadamiam jak boleć musi otrzaskany czerep Gołoty, to mój ból jest niczym.
No i już lepiej:)

Ale nie o bólu miałem zamiar pisać – choć w szerszej perspektywie takiego nie da się wykluczyć.
Chcę się tutaj podzielić z moimi (licznymi) czytelnikami o moich spostrzeżeniach dotyczących najnowszej reklamy alkoholu, wina i piwa ( wciąż są tacy, którzy uważają że wino i piwo to nie alkohol), a też o nowoczesnych sposobach studiowania na wyższych uczelniach:
o manierach i zmanierowanych zachowaniach,
o pornografii i prostytuowaniu się dziewcząt i chłopców,
o jawnym i ukrytym stręczycielstwie i o tym, że lepiej żyć w nieświadomości.
A też, że nie wiem komu przywalić, tym z ONP, czy różowym?

A skoro nie wiem, to jednych i drugich litościwie pominę w tym wpisie życząc pierwszym sporej ilości porządnego lania, a drugim tego co lubią najbardziej.

I tak sobie myślę, że pierwszych i drugich łączy jakaś niewidzialna linia więzi – jedni i drudzy lubią pałowanie.

Kilka dni przed moim bólem głowy.

Paskudna pogoda, jak słyszę od ludzi na ulicy. Czekam wraz z innymi na przystanku. Mnie taka pogoda w sam raz. Jestem ciepło ubrany, odpowiednio jak tę porę roku. W duszy fajnie gra; jakieś wyraźnie zarysowane perspektywy powodują lekkość i jasność myślenia. Smutki i smuteczki odeszły w zapomnienie. I niech tam sobie już zostaną.
Przestępuję próg jesiennej szarugi i wkraczam w granice piekła. Za mną zamknęły się z sykiem drzwi.
Nagle poprzestałem widzieć! W nozdrza wdzierała się niesamowita woń rozmaitych zapachów. To musi być piekło! – pomyślałem z lekkim uczuciem niepokoju.
Po jakiejś chwili przejrzałem na oczy – moje okulary przyzwyczaiły się do nagłej różnicy temperatur.

Wpierw zobaczyłem jasno podświetloną tablicę z numerem linii autobusu. Potem tych z piekła , ale to tylko ludzie. Tak: ludzie to tylko ludzie..
Jedni zziębnięci, inni spoceni. Ten kicha, tamten prycha. Inny zionie wczorajszą gorzałą, a ta damulka w futrze z czegoś tam pachnie jak kwiaty na strzelnicy wesołego miasteczka.
Szyby szczelnie zamknięte spływają strugami ciężkich kropli. Nie wiem czy wody, czy ludzkiego potu?!
Czuję jak mnie atakują zmutowane armie bakterii!!!

Jak nic jutro leżę plackiem – myślę i ogarnia mnie przerażenie.
Terminy Marku, terminy! Nie możesz teraz sobie pozwolić na ten luksus, aby się rozchorować, bo jesień i pogoda taka do luftu.

Wyskakuję na pierwszym przystanku.

Pada. Ja wtulam głowę w kołnierz i zarzucam plecak na ramię. – Jestem bezpieczny – myślę i resztę trasy pokonuję pieszo.
Wolę godzinę stracić dziś niż kilka dni potem.

Kilka dni później. Piątek, nie koniecznie dzień pedała

W środkach komunikacji miejskiej już więcej luzu. Jednych położył pierwszy atak grypy, inni – podobnie jak ja – zrozumieli, że jednak lepiej o zdrowiej unikać takich zatłoczonych miejscy.

Jestem w tramwaju młodzi studenci wesoło pokrzykują dzierżą w rękach rozmaite butelczyny i puszki – pewnie jakaś kampania reklamowa, a to wódki w kwadratowej butelce, a to innego trunku.
Tak. Miasto od kilku dni ostro już żyje ponad stutysięczną hordą studentów.

A co! Jakoś trzeba się wpisać w ten krajobraz i stworzyć swoisty folklor.
Gadają o wszystkim tylko nie o nauce. No bo i po co skoro do egzaminów jeszcze tyle czasu.
A czas płynie równomiernie, strumieniami rozmaitego alkoholu.
Na zdrowie – myślę w duchu. Oj, wielu z was się rozczaruje, wielu zacznie swoją drogę pod górkę już na samym starcie.

Widok zorganizowanych grup studenciaków przypomina mi jak niepisane wypowiedzenie wojny tubylcom, co ze skromnością ściskają za pazuchą puszkę piwa kupioną w promocji w Biedronce.
Miejscowi mniej nachalni, bardziej skryci jakby wstydliwi, że stać ich tylko na promocyjne trunki.

O prostytuowaniu się i stręczycielstwie, w części drugiej.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Hm,

w tytule dużo zapowiedziane,a wtekście tematy ledwo ruszone, najbardziej mnie ciekawi temat “i diabli wiedzą co jeszcze” :)

A co do tego bólu głowy taki cytat z ksiązki, która może kiedyś w końcu opiszę, bo już planuje od dawien dawna:

“Ból głowy i melancholia pozostały, ale były dla mnie czyms tak swojskim jak myśl o smierci. Artysta nie rozstaje się nigdy ze śmercią jak dobry ksiądz z brewiarzem”

Pozdrawiam jednak wcale nie melancholijnie


Wiesz Grzesiu

gdyby nie zapowiedź nadciągającego się pogorszenia pogody dałbym sobie jeszcze spokój do czasu zakończenia całości wpisu, ale przy takiej perspektywie to dzisiejsza śliczna polska złota jesień zniknęła by w tych dniach pluchy i rozklejonych po chodnikach liściach.
A cóż to?
Cierpisz na deficyt melancholii ?
:)
Cytat jest okej.
Nad resztą mojego wpisu pracuję
______________________________
I wszystko jest już oczywiste


MarekPI

może oprócz tego panoszącego się zła znajdziesz jakąś nutkę dobroci?
Zycze ci z całego serca wszystkiego dobrego


Subskrybuj zawartość