A w miarę biesiady, gdzieś w połowie kręgosłupa, w miejscu, w którym znajduje się dusza, rozpalało się powoli – nie, nie ostre elektryczne światełko, które nazywamy błyskotliwością, bo rozbłyska i przygasa, kiedy w trakcie rozmowy otwieramy i zamykamy usta – ale o wiele głębszy, łagodny, przytłumiony blask żywego, złocistego promienia rozumnej konwersacji. Nikomu się nie śpieszy. Nikt nie musi się popisywać. Nie trzeba niczego udawać. Wystarczy być sobą. Wszyscy znajdziemy się w niebie razem z Van Dyckiem. Jednym słowem – jak piękne jest życie, ile niesie słodyczy, jak niewiele ważą drobne urazy i żale, jak cudownie jest być wśród przyjaciół w dobranym gronie, myślałam sobie, zasiadając na wyściełanej ławce pod oknem i zapalając dobrego papierosa.
Virginia Woolf
Przełamując wkurwienie, słucham audycji Grażyny Dobroń (zastanawiam się, czemu jej właściwie nie lubię? To prawda, że promieniuje ona absurdalną radością życia, ale to samo mogę rzec o sobie, a siebie toleruję spokojnie i bez nerwów) i przeraża mnie skupienie jak w soczewce pewnych zjawisk, z których oczywiście zdaję sobie sprawę generalnie, ale w takim natężeniu jest to koszmar. Podobnie zresztą, jak to pierwsze zdanie. Nie ma to jak zgrabnie zacząć tekst, ale co tam, chrzanić stylistykę. Chodzi o ten świąteczny i przedświąteczny amok, który dosyć celnie wypunktował ostatnio Docent Stopczyk – tu się zgadzamy, natomiast różnimy się zasadniczo w innej kwestii dotyczącej Świąt…
Enigmatycznie irytująca pani Grażyna prowadzi coś w rodzaju nocnej, radiowej psychoterapii dla znękanych obywateli. Zdrożało, za mało, nie starczy, są buty, a nie w tym numerze. Ja mam podejście takie żołnierskie, tłumaczy na antenie facet po czterdziestce. To ja jednak w tym względzie cywilne, a nawet pacyfistyczne.
Dziwne, nic nie rozumiem… To ma być odpoczynek, a większość ludzi zachowuje się, jakby zaraz mieli bilans kwartalny, albo coś w tym stylu. Logistyka, strategia, zakupy, oblężenie, szturmy, karpie pływające w okopach pod Verdun. Teściowa, sprzątanie, prezenty, zastaw się a postaw, przepraszam, jakim cudem mam nie twierdzić, że większość Polaków to jednak są idioci?
Ludzie. To jest święto. Święto. Prazdnik. Chanuka. Zimowe przesilenie. Coś większego i bardziej pradawnego, od narodzin samego Mesjasza. Prawda jest taka, że jakieś wielkie COŚ musi być właśnie wtedy, tak wynika z logiki czasu kołowego. I nie żadne metafizyczne przeżycia są tu najważniejsze, tylko to, że mamy się ogrzać, nażreć lepszego niż zazwyczaj żarcia, wypić, pośpiewać i poczuć dostatek materialny, na miarę swoich konkretnych możliwości. Mówię absolutnie poważnie.
Chodzi o to, żeby zimie łeb ujebać szpadlem. Ludzie religijni mogą podstawić pod zimę rozmaite szatańskie potęgi, ale tylko tłumaczą na inny język to chrumkanie wewnętrznego jaskiniowca, który siedzi w ogaconej jaskini i obżera się hamburgerem z mamuta. Człowiek górnego paleolitu był mądrzejszy, bo nie sprzątał wiele, co najwyżej układał kości w jakieś stosy, nie miał teściowej i nie przepychał się w supermarkecie. Wtedy święta były weselsze. A potem pewna grupa słowiańskich wojów tudzież rzymskich księży wymyśliła Polskę, Bóg nam powierzył honor i dziejową misję, no i się jakoś wykluło to wariactwo.
Moglibyście zostawić w spokoju ten odkurzacz, a w zamian poczytać sobie Bachtina albo Eliadego, dowiedzieć się od nich, co to jest czas święty… Piwo jakieś wypić, albo parę piw… Zacząć się objadać przedwstępnie, albo iść na wódkę. Dla mnie gwiazdka odpala w momencie, gdy przyjeżdżam na ferie świąteczne. To jest mój karnawał, który będzie trwał aż do czwartego stycznia. I wcale nie mam zamiaru stać się lepsza, szlachetniejsza i mądrzejsza, tylko grubsza, jeszcze bardziej zadowolona z życia oraz wypoczęta. Co dla otoczenia powinno wyjść za jedno.
Tego samego wam życzę, nie dajcie się zwariować...
Taka jest wieczna rzeczy kolej
Od śmierci chroni pieśń
Wszystko co dobre, musi boleć
A resztę mamy gdzieś
Nudzi mi się, chyba pójdę się wykąpać i coś poczytać, na przykład Pismo Święte. Jemu już ganz egal, przez Czajnika kiedyś pływało w jeziorze, bo ćwiczyli przechyły i zrobili grzybka. Dobre to jest, thriller, sensacja, romans i kryminał w jednym. Plus wszędzie pełno trupów. Chilloutowa lektura świąteczna.
komentarze
Ech...
Chodzisz po ziemi i nie bujasz w obłokach. Jak na mój gust, to trochę tak za bardzo na czworakach. Ale i tak masz więcej racji niż te wszystkie nadęte od ideologii takiej lub owakiej balony.
pozdrawiam przedświątecznie
Synergie -- 22.12.2009 - 00:24A możesz czytać
...księgę powtórzonego prawa, jako i ja (akurat) czytam?
Wspólny blog I & J
Jacek Jarecki -- 22.12.2009 - 00:32Synergie,
wiem, wiem. Jestem cyniczna i przyziemna. I raczej się nie zmienię ;)
Jacek – mogę, chociaż bardziej mi podchodzą te różne Izajasze etc.
Pozdrawiam
tylko grubsza...
Pino,
Lagriffe -- 22.12.2009 - 08:13Zauważam w Twoim tekście pewną sprzeczność. Może nie wielką, ale jednakowoż.
Piszesz, że wrócisz tylko grubsza. Zakładasz zatem, że się podczas świąt, gdzieś “na feriach” bęędziesz się objadać. Czyli, wnoszę, będziesz jadła świąteczne dania również. I ktoś będzie musiał je zrobić. Nie wiem, czy jedziesz do rodziny czy do FWP STARODRUK NISKOSĄDECKI, w obu miejscach inni ludzie będą musieli chodzić po sklepach, stać przy kuchni i ubierać choinki… Słowem będą musiel robić dokładnie to, o czym piszesz powyżej – będą w owym amoku.
Piszę o tej sprzeczności, bo sam zawsze namawiam rodzinę do wyjazdów na narty podczas świąt. Nie cierpię nasiadówek rodzinnych, hipokryzji życzeniowej i męki widocznej na twarzach rodziny po kilku godzinach. A przed tem ów amok. Kilka dni latana po sklepach, bólu kręgosłupa przu kuchni i generalnego wkurwu osoby przygotowującej. I co roku to samo.
A czy warte to jest wspomnień z dzieciństwa? Zapachów, smaków, mamy przy kuchni, podkradania ciastek, bigosu zamrażanego, pieczeni… Ale to jest ten amok.
Czy można dzieci tego pozbawiać i zawsze wyejżdżać? Uciekać od męczących obowiązków? Można. Ale nie zawsze, coś w tych dzieciach musi zostać.
Piszesz, że to ma być święto, ale to święto łączy się z kolacjami, obiadkami, nasiadówkami… to się chyba tradycja nazywa…
No chyba że te święta mamy traktować jedynie jako okazję do religijnych przemyśleń. No ale dlaczego wtedy wyjeżdżać?
karpie pływające w okopach pod Verdun
tak nawet merytorycznie: w nocy z 24/25 będę żerował w bunkrze i wypatrywał pierwszej gniazdki. podobno na jeziorze Dratów żerują aligatory, a miejscowi mówią, ze od około miesiąca wody patroluje czeska łódź podwodna “Jiżi Korn”
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 22.12.2009 - 08:23Pino,
zgoda pełna:)
Mnie śmieszą i drażnią dwie skrajności: jedna ten amok totalny, wydawanie kasy pełno, mnóstwo zakupów, prezentów, szał sprzątania i gotowania i wieczny stres, że coś się nie uda (w tym jakoś kobiety gustują:))
A z drugiej strony też mnie drażni ta tendencja Docentowa:) i nie tylko, gadanie jakie to wszystko puste, bez sensu, bez wartości, pełne obbłudy i hipokryzji.
Że taka wydmuszka.
No i co z tego?
Każdy świętuje jak chce.
ja jak wielokrotnie pisałem, lubię gorączkę przygotowań przedświątecznych, lubię zakupy, lubie post w Wigilię, lubię obżerać się na (przecież postnej) kolacji:)
nawet Kevina lubię albo inny idiotyczny film oglądać rodzinnie w Wigilię czy w Święta.
L:ubię ten stan i czas:)
nawet 100 razy dziennie grane Last Christmas mnie nie nudzi.
A poza tym jeszcze jak jest śnieg,. Love actually i alkohol to co więcej człowiekowi do szczęścia potrzeba?
A w tym roku tego potrzebuję bardziej, bo zmęczony codzienności jestem, no:)
Jeszcze dziś do pracy…
I przerwa:)
Idą święta:)
A karpia też lubię:)
grześ -- 22.12.2009 - 08:47Juhu :)
Lagriffe – nie po to gotuję większość roku pracowicie pyszności dla siebie i ewentualnie gacha, żeby mi ojciec bigosu miał nie zrobić. Zresztą on jest ergonomiczny i nie wykazuje skłonności do kuchennego męczeństwa.
Stopczyk – baw się chłopie, dokładnie tak jak chcesz :)
Grześ – otóż to :)
Lagriffe,
ale jaki problem?
Przecież można razem przygotowywać jedzenie lub zrobić mniej.
A przygotowywania różnych potraw choć męczące i czasem stresujące jak coś nie wyjdzie to i radość całkiem dużą sprawiają.
pzdr
grześ -- 22.12.2009 - 09:05Pino
generalnie wszystko się nudzi: i jedzenie, i sprzątanie, i zjeżdżanie na nartach, i siedzenie razem.
Wszystko się nudzi. Obżeranie dla obżerania, zapychanie lodówek dla zapychania, skladanie zyczeń dla ich składania.. .
Jeśli nie ma w głębi duszy oliwy transcendencji(że tak przemądrzale powiem), po świętach pozostanie jedynie zapach puszczonego bąka jako pamiątka po tych wszystkich poczuciach dostatku.
Święta mają głęboką treść jeśli są przesiąknięte osobistym przeżyciem, refleksją w kontekście narodzenia Pana.
Wtedy i sprzątanie i przygotowania do świętowania i same spotkania mają sens, zyskują w tym osobistym spotkaniu z Bogiem nowy wymiar,sens.
A jak zredukuje się świeta do tych przyziemnych – lansowanych marketingowo elementów, to tylko “bąk pozostanie” a święta “dla bąka”, to jakaś totalna pomyłka i rozczarowanie.
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 22.12.2009 - 10:02W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Poldku, e tam,
dlaczego wspólne bycie razem, śmiech, dobre jedzenie, dobry alkohol, przyjaźń, miłość, ciepło domowe, dobry film, rozmowa, odpoczynek i kilka innych rzeczy mają się nudzić?
I co to ma wspólnego z jakimikolwiek bąkami?
Nie widzę tu też jakiegoś (znaczy w tym moim spędzaniu świąt) nadmiernego uleganiu marketingowi.
I tak kupuje się to co zawsze, a nie to co reklamy każą:)
grześ -- 22.12.2009 - 10:09Och jej,
nawet kłócić mi się z Tobą nie chce… Polecam Wiedźmikołaja.
Obawiam się, że mógłbyś się odnaleźć w postaci funkcjonariusza o dźwięcznym imieniu Wizytuj Niewiernych Z Wyjaśniającymi Broszurami :)
Grzesiek jest ateistą, no i co? Zabierzesz mu Święta?
Pozdrawiam
(bez wątków skatologicznych, jeśli można prosić)
Pino, Grzesiek
... nie zabiorę, bo i po co?
Aby się spotkać towarzysko, pooglądać film, pośmiać się z przyjaciółmi, itd., wcale nie potrzeba świąt. Cóż to za róznica czy w ten sposób spędzę czas 24-25 grudnia, czy w pierwszego maja, albo w środę popielcową. Żadna różnica.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 22.12.2009 - 11:24W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Pała z antropologii!
Marsz do Bachtina!
Jak się uprzesz, to możesz odkurzać jednocześnie.
:)))
Pino
rozumiem, że dla Ciebie święta to takie SPA: ogrzanie się, lepsze jedzenie, itp. Oki.
Dla mnie święta mają charakter wspólnotowy, to znaczy, że czuję się ze swoją rodziną teraz jak i gdy byłem dzieckiem – zjednoczony wobec lub wokół Boga. A to przejawiało się nie tylko we wspólnej kolacji wigilijnej ale przy tym jak pisze Grześ.
Przy spotkaniach z najbliższymi, rozmowami, śpiewaniem kolęd i innych wspólnych piosenek. A także pewna wspólnota z tymi którzy odeszli, którzy również jadali w wigilię te same potrawy i tak samo oczekiwali pasterki, itp.
To są dla mnie święta – a więc to co odróżnia zwykłe posiedzenie z przyjaciółmi przy wódce, piwie, czipsach, filmie w TV, itp. od nasiadówek świątecznych. Chociaż z pełnym stołem, trunkami, itp. ale inaczej niż w inne dni.. .
Takie święta wyniosłem ze swojego domu i wydaje mi się on sensowny, nawet w pewnym sensie święty.. .
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 22.12.2009 - 11:42W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Nie jestem przesadnie rodzinna,
oprócz Wigilii z rodzicami mam od wielu lat przyjacielską – na której łamiemy się opłatkiem, choć różne z nas jednostki pod względem religijnym, jemy sushi i wręczamy sobie prezenty.
To jest coś wspaniałego, co zdarza się właśnie wtedy, a nie na 1 maja, czy w Środę Popielcową.
Pozdrawiam
Pino
oprócz Wigilii z rodzicami mam od wielu lat przyjacielską – na której łamiemy się opłatkiem, choć różne z nas jednostki pod względem religijnym, jemy sushi i wręczamy sobie prezenty.
Czyli jednak duchowość – obdarowywanie, opłatek, inna treść niż prezenty urodzinowe czy imieninowe.. .
To jest coś wspaniałego, co zdarza się właśnie wtedy, a nie na 1 maja, czy w Środę Popielcową.
Pozdrawiam
Mnie zastanawia w kontekście ostatnich protestów odnośnie krzyży, dlaczego nie protestuje się przeciw elementów Bożego Narodzenia w sferze publicznej: sklepy, ulice, media, itp.
Skoro ukrzyżowanie Jezusa jest be.. – i dyskryminuje, dlaczego jego narodzenie ma być cacy. Dla mnie to jakaś koszmarna przewrotność, przejaw złej woli lub po prostu głupota – ta niekonsekwencja.
Pozdrawiam.
p.s.
zjeżdżam z netu – koniec pisania. Może wieczorem wpadnę.
************************
poldek34 -- 22.12.2009 - 11:52W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Jasne, że duchowość,
jeśli uznałeś, że ją neguję w tym tekście, tom Cię ślicznie wpuściła w maliny :p
Bo Xmass to przemysł, jakim Easter nigdy nie będzie… I dobrze, nie mam zbyt wiele przeciwko komercji, ale cieszę się, że jajeczne święto opiera się jej skutecznie.
Właśnie spędziłam godzinę na poczcie i ciągle jeszcze nie sfinalizowałam pozornie prostej operacji wysłania prezentów świątecznych :D
jemy sushi
ja też będę miał suszi … z suszu
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 22.12.2009 - 13:23Święta ancykrysta
rozumiem, że dla Ciebie święta to takie SPA: ogrzanie się, lepsze jedzenie, itp. Oki.
Dla mnie święta mają charakter wspólnotowy, to znaczy, że czuję się ze swoją rodziną teraz jak i gdy byłem dzieckiem – zjednoczony wobec lub wokół Boga. A to przejawiało się nie tylko we wspólnej kolacji wigilijnej ale przy tym jak pisze Grześ.
Przy spotkaniach z najbliższymi, rozmowami, śpiewaniem kolęd i innych wspólnych piosenek. A także pewna wspólnota z tymi którzy odeszli, którzy również jadali w wigilię te same potrawy i tak samo oczekiwali pasterki, itp.
To są dla mnie święta – a więc to co odróżnia zwykłe posiedzenie z przyjaciółmi przy wódce, piwie, czipsach, filmie w TV, itp. od nasiadówek świątecznych. Chociaż z pełnym stołem, trunkami, itp. ale inaczej niż w inne dni.. .
Takie święta wyniosłem ze swojego domu i wydaje mi się on sensowny, nawet w pewnym sensie święty.. .
Pozdrawiam.
************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
A dla mnie to jest mniej wiecej to samo co dla poldka34 z usuniecie z tego Boga, bom jest ancykryst niewierzący.
Lagriffe -- 22.12.2009 - 13:47I proszę zobaczyć, że te święta są dla mnie tak samo ważne jak dla osoby wierzącej. Tylko w inny sposób.
Nie wolno zapominać o tradycji. A terminy świąt mają tradycję nie dwutysięczną a o wiele dłuższą i choć dziś to są święta chrześcijańskie, to kiedyś takim nie były.
Proszę także pamiętać, że kilkaset lat temu byliśmy krajem raczej protestanckim i dopiero jezuici nas przeflancowali na katolików, co najdziwniejsze, bezkrawawo.
Pozdrawiam Państwa świątecznie, czyli ciepło i rodzinnie. Magia tych świąt dla takich bydląt jak ja, jest tak samo silna jak dla was.
Otóż to,
Pan się ogólnie mnie podobasz, Panie Lagriffe.
Nawet szykuję mały appendix do jednego z Pańskich tekstów :P
Poldku,
oczywiście że różnica:)
“Aby się spotkać towarzysko, pooglądać film, pośmiać się z przyjaciółmi, itd., wcale nie potrzeba świąt. Cóż to za róznica czy w ten sposób spędzę czas 24-25 grudnia, czy w pierwszego maja, albo w środę popielcową. Żadna różnica. “
Tradycja i obrzędy pewne powodują klimat, który jednych tak wkurza (np. Docenta) a innych cieszy (mnie np.)
Doc jest raczej niekatolicki, ja tyż.
Więc podział nie idzie w tę stronę, że świętami tylko się cieszą katolicy itd, pewnie jest dużo osób, które surowo i z pozycji religijnych, katolickich, to co ja lubię, krytykują.
Spotkać się można zawsze, ale Wigilia na ten przykład jest jedynym w swoim rodzaju spotkaniem.
I w ogóle świętowanie jest czymś niekoniecznie przynależnym tylko religijnym osobom, różne są święta, różne obrzędy, rytuały itd
Są i świeckie święta np. 11 Listopada, który ma swoją obrzędowość, swój klimat itd
I wiesz, ty widzisz tu warstwe religijną, a ja się cieszę np. z corocznych prób bezskutecznych moojej mamy namawiania wszystkich do śpiewania kolęd:)
I co?
A kolędy lubię na tej samej zasadzie, co utwory Armii i 2Tm2,3, niekoniecznie podzielając uczucia religijne autorów.
pzdr
grześ -- 22.12.2009 - 14:06Pino, w ogóle to nuda,
bo zgadzam się z tobą ze wszystkim co piszesz tu w komentach i w tekście.
Nawet z tym,że ten pan Lagriffe ogólnie mnie sie podoba:)
grześ -- 22.12.2009 - 14:26Nic na to nie poradzę,
zostaje nam zusammen zakopać Poldka w piaskownicy i zabrać mu wiaderko.
Nie lubię świąt
i to czyni mnie w tym czasie podobnym do Scrooge a. Nie znoszę gorączki zakupów tłumów przewalających się przez supermarkety dzwonków dzingo bell. Za to doceniam tym czasie nocne powroty z Hard Rock Cafe. Śnieg którzy przykrywa brzydotę tego miasta, rozjaśnia park. Powietrze ostre od chłodu wydaje się czystsze, a lokomotywa elektryczna na torach wzdłuż drogi którą zwykle wracam ciągnie za pantografem snop iskier jak zimny ogień.
ernestto -- 22.12.2009 - 16:45Też nie znoszę,
ale lubię Święta. Hard Rock? Weź, tam jest strasznie drogo…
drogo fakt
...ale mnie to nie dotyczy gdyż tam pracuje nawet jak gdzieś trafię z konieczności to musi być coś takiego właśnie jak Hard Rock,
ernestto -- 22.12.2009 - 17:02re: Polacy mają obsesję i nie kumają, o co biega w Świętach
i serio spędzam osiem godzin a rockowa muzyka wali zewsząd a różniej wracam w ciszy i tylko śnieg chrupie pod butami co za kontrast…
ernestto -- 22.12.2009 - 17:11seks w życiu człowieka
Nawet z tym,że ten pan Lagriffe ogólnie mnie sie podoba:)
Jako liberalny libertyn rozumiem wszystkie preferencje seksulane, choc nie wszystkie nie sa mi obce.
Tutaj ośmielę się w wątku świątecznym zasunąć przypowiastkę o piekle. Które według coponiektrych na mnie czeka z otwartmi bramami a według niektórych, że mnie nie obejmuje, bo jestem niekrzszczony. Diabeł wcielony normalnie.
Ale do opowieści.
Marian trafia do piekła. Idzie sobie i nagle patrzy a tu Heniek. – Heniek! Heniek! – krzyczy. – O Marian, cześć. – Heniek, jak tu jest, bo ja dopiero tu wszedłem. – Człowieku, spodoba ci się – mówi z uśmiechem Marian. – Uważaj. Poniedziałek. Poniedziałek ci się spodoba. To dzień picia. Mamy tu wszystkie alkohole, wódkę, piwo, niemieckie, czeskie, belgijskie, siki amerykańskie dla amatorów, whisky, irlandzie, kanadjskie, szkocką, bourbon, wino, szampany… co chcesz. I wszystko najlepszej jakości, zero kaca.
Lagriffe -- 22.12.2009 - 17:16Wtorek. O wtorek to ci się spodoba. Dzień palenia. Człowieniu, wszystko tu mamy. Marychę, Haszysz, Cygara Kubańskie, turecki tytoń, machorkę, biełamory, sporty, amerykany, płaskie, 555, co chcesz. Wszystkie papierochy, każdy tytoń, spodoba ci się jak nic.
Środa. jesteś pedałem? Nie? Oj, to ci się nie spodoba.
Hm, znałem coś podobnego, ale lepszy:)
podobanie dotyczy oczywiście tylko tekstów:)
pzdr
grześ -- 22.12.2009 - 17:19Właśnie :P
Niebo....
Umarł Jan Paweł 2 i poszedł prosto do nieba błękitnymi schodami. Budzi się rano, pięknie, niebiesko, spokój arkadyjski. na stole jednak zamiast obfitego śniadania bułka z szynką, nawet nie przedzielona listkiem sałaty. Jan Paweł drugi otwiera zsyp na odpadki i patrzy w dół. Zsyp prowadzi w dół do piekła. Przez dziurę można dojrzeć co oni tam jedzą. Prawdziwa uczta !, Prosiaki z jabłkami, gęsi, od wszelakiego dobra stoły się uginają i gwar i śmiech i muzyka. Dziwne. Jan Paweł wychodzi z pokoju, myśli no cóż pewnie obiad będzie lepszy.Na obiad znowu to samo, sytuacja powtarza się w porze kolacji.
ernestto -- 28.12.2009 - 15:41Jeszcze raz zagląda w dół, po staremu gwar i barbarzyńska uczta. Wychodzi z pokoju i idzie do Pana Boga.
Boże pyta go przy pierwszej okazji jestem w niebie a na śniadanie dostałem bułkę z szynką, to samo było na obiad i na kolację.
Bóg wychyla się z swojego pokoju w dłoni trzyma bułkę z szynką
Janie odpowiada przeżuwając jeden kęs, kucharz powiedział: dla dwóch nie opłaca się gotować.
Myślisz?
Siedzimy w piekle z kolegą już trzy tygodnie,
Może tu nie ma luksusów, lecz jest wygodnie,
Najeść się można do syta, napić się piwa,
A do południa właściwie się odpoczywa…
:)
a może taki?
Umiera sobie “luzak” i ponieważ umarł w niedzielę trafił mu się bonusik polegający na tym, że ma możliwość wybrania sobie nieba lub piekła.
Zatem św.Piotr wziął go na wycieczkę. Najpierw niebo. Spokój cisza, wszyscy uśmiechnięci, niektórzy leniwie wylegują się na hamakach. Jednak jakoś nudnawo wyglądało to dla luzaka.
Idziemy do piekła Św.Piotrze. Tam z kolei łany aż po horyzont zdrowej marychy.. . i piękna słoneczna aura.
Luzak mówi: św. Piotrze ja tu zostaję, nie chcę do nieba. To jest idealne dla mnie miejsce.
No dobrze, mówi św.Piotr. Zatem zostawiam Cię tutaj w zielonej krainie.]
Luzak podskakuje z radości, że mu się tak trafiło. Zauważył kilku facetów na skraju pola z marychą. Siedza, a wokół skręty, lecz tylko wąchają.. . Ten się przyłącza, bierze skręta i mówi: – dajcie ognia!!!
Ale usłyszał smutną odpowiedź:
- No co ty. Gdyby tu był ogień to byłoby niebo.. .
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 22.12.2009 - 18:56W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Boże!
To nie jest dowcip, to koszmarna wizja. Od jutra będę grzeczna.
Ernesto, jak robisz w Hard Rocku, to może kojarzysz Martynę K. lub Ankę Z.?
Poldku, genialne
:)
grześ -- 22.12.2009 - 19:19skoro piekielnie, to ja coś o niebie zasunę.
Ksiądz Jankowski i Ojciec Derektor idą do nieba. Idą pod górkę piękną ścieżką. W oddali zaczyna majaczyć Brama Niebieska.
Ojcze Derektorze – odzywa się nagle Ksiądz Jankowski – może Ojciec zechce pierwszy przejść przez bramę? – Ależ nie, nie – oponuje niezbyt przekonująco ( dla chętnych przekonywająco) Ojciec Derektor, – Ksiądz ma takie zasługi dla wolności… – Nie mogę na to pozwolić. Proszę!
I poszedł Ojciec Derektor pierwszy.
Podchodzi do bramy. STUK PUK w bramę. Brama uchyla się bezszelestnie i uśmiechnięty Św.Piotr wychyla się przez szparę i pyta, – Tak? – Pochwalony – mówi Ojciece Derektor, – to ja Ojciec Derektor. Czy mogę wejść? – A wyp…dalaj mi stąd bydle jedno! – wrzasnąl potężnym basem św.Piotr i zatrzasnął z dzikim hukiem bramę.
Oj, niedobrze, niedobrze. Wraca Ojciec Derektor do Księdza Jankowskiego. – Nie udało się. Może niech ksiądz spróbuje. I proszę coś tam szepnąć w mojej sprawie.
Idzie Ksiądz Jankowski na górę. Stuk Puk. Brama uchyla się bezszelestnie i przez szparę wychyla się uśmiechnięta facjata Św.Piotra. – Tak? – Pochwalony. To ja Ksiądz jankowski, Z Gdańska. – A WYP...DALAJ mi stąd bydle jedno! – wrzasnął potężnym basem Św.Piotr. I jak nie rypnie bramą. Huk poszedł na całą ziemię majaczącą w dole…
Lagriffe -- 23.12.2009 - 08:58Schodzi ze spuszczoną głową, powoli Ksiądz Jankowski do Ojca Derektora i mówi:
Dopóki ten żyd będzie stał na bramce, to jesteśmy bez szans.
No dobra:
Tłum żydów za miastem kamieniuje jawnogrzesznicę. Widzi to Jezus, podbiega do niej, osłania i mówi do zgromadzonych:
- Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Nadlatuje ze świstem wielki kamień i trafia Jezusa w tył głowy. Odwraca się wściekły i ryczy:
- Mamo! Tyle razy mówiłem, że ma się mamusia nie wtrącać!
:)
genialne.
Acz tak se myślę, że jednak chyba Jankowski to ma więcej zasług niż ojciec Dyrektor.
grześ -- 23.12.2009 - 11:29Mimo wszystko.
Kurde, ja gdzieś niedawno ukradłem z pewnej piwnicy
trochę książek, w tym “Humor żydowski”, trza będzie poczytać i może notkę zrobię:)
pzdr
grześ -- 23.12.2009 - 11:30re: Polacy mają obsesję i nie kumają, o co biega w Świętach
grzesiu, ale tam są z brodą kawały. Ten JakowskoDerektorski zresztą też ma kilka lat.
Informuję, że słowo jest KAMIENUJE a nie KAMIENIUJE – choć wszystkie razem mówimy Kamieniuje.
A tak poważniej to coś z życia rfodzinnego. Bo w końcu święta idą.
Lagriffe -- 23.12.2009 - 11:43Wraca mąż do domu, patrzy a żona na kolanach, umordowana szoruje ryżową szczotą podłogą. Zatroskał się i mówi: – Kochanie, zobacz jaka śliczna pogoda na dworze, nie męcz się tak. Może wyjdź sobie na dwór i samochód umyj.
Panie Lagriffe'ie!
Tak a propos tych powrotów do domu, to mąż wraca do domu, siada w ulubionym fotelu i woła:
– Piwo!
– A może jakieś słowo?
– Natychmiast!
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 24.12.2009 - 05:43Pino dziewczyno!
Masz tu od zgreda przekornego – wszystkiego dobrego ;-)
s e r g i u s z -- 24.12.2009 - 15:08Jak zwykle
Ulubiony sport polaków! – bardziej manifestować niż być.
k24 -- 27.12.2009 - 17:58Że co pardon pana?