"Poświęcenie duszy" Santany

Nic dwa razy się nie zdarza. Jedno dzieło w twórczości artysty przewija się często do końca jego życia. Wszystko jest wariacją na jeden temat, a rdzeń został stworzony raz. Jakby dany od Boga, czy jak kto woli, wycyganiony od diabła w zamian za duszę.

Taki Carlos Santana na przykład. Właściwie wystarczy wysłuchać Soul sacrifice a resztę można sobie darować. Tego co Santana tworzył potem, a szczególne w latach ostatnich, nie mogę strawić, myślę za każdym razem o mojej pierwszej kasecie magnetofonowej Santany, i tym jednym kawałku.

Najbardziej znane wykonanie Soul sacrifice pochodzi z festiwalu w Woodstock w 1969. Santana miał wówczas zaledwie 22 lata. I przed nim nie było czegoś takiego jak rock latynowski.

Nic dziwnego że przeszło to do historii.

Czasem warto zawiesić oko na bohaterach drugiego planu. Zwróciłem uwagę na młodziutkiego perkusistę, grającego w niesamowitej ekstazie, z twarzy przypominającego troszkę Kevina Bacona (taki aktor był, nie pamiętam już gdzie grał). To Michael Shrieve. Miał wowczas 19 lat, był jednym z najmłodszych wykonawców na Woodstock. Rzadko kiedy zwracam uwagę na sola perkusyjne, ale tym razem zrobiło na mnie duże wrażenie.

Dziś kupiłem synkowi bębenek. Jest zachwycony i gra jak w ekstazie, zupełnie niczym Michael Shrieve. Mój synek ma 15 miesięcy i jak na swój wiek radzi sobie nieźle, popatrzcie:

W tle leci oczywiście Soul sacrifice

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

:-)

I`m sexy motherfucker!


Właśnie

wracając do domu, zobaczyłem plakat Santany na słupie.
Ot, powszedność, kolejny gwiazdor chce grać w Polsce, bo się opłaca.
Normalne?
No chyba.


panie Igla

tylko pod zadnym pozorem Pan niech nie idzie! lepiej posluchac staroci!


Sir Hamiltonie!

Santana jest wspaniały, ale w tematach muzycznych nie spodziewaj się wielkiego zainteresowania. Sam ze zdumieniem odkryłem, że wszystkie moje wpisy muzyczne były czytane przez dwadzieścia kilka odsłon.

W dyskusji o “wampiryźmie Żydów” samych komenatrzy już blisko dwie setki. To znakomite potwierdzenie kierunku marketingowego, jaki obrała u zarania grupa Black Sabbath – wampiry, nietoperze, odgryzanie głów gołębiom. To chwyciło bardziej niż zwyczajny rock…
:)


panie jotesz

zainteresowanie mi zwisa kalafiorem. pare ludzi przyjdzie, zobaczy co mi na duszy lezy – i jest dobrze :) Taki dobry uczynek z mojej strony – chwila pomyslunku o czyms innym

pzdr!


I mi wisi koło pisi...

...więc może coś skrobnę o mym ukochanym imienniku Jacquesie Loussierze, gdy ucichną żydofoby i żydofile…
:)
ps. Santana to dla mnie samba pa ti i te wolne rozlewiste dźwięki
:))


pa - ti jak najbardziej!

Loussier też super, choć ja konserwatysta Bachowy jestem :)


Ale Goulda trawisz?

Chyba z nim cię konserwa nie uwiera???
:)


Subskrybuj zawartość