Nic dwa razy się nie zdarza. Jedno dzieło w twórczości artysty przewija się często do końca jego życia. Wszystko jest wariacją na jeden temat, a rdzeń został stworzony raz. Jakby dany od Boga, czy jak kto woli, wycyganiony od diabła w zamian za duszę.
Taki Carlos Santana na przykład. Właściwie wystarczy wysłuchać Soul sacrifice a resztę można sobie darować. Tego co Santana tworzył potem, a szczególne w latach ostatnich, nie mogę strawić, myślę za każdym razem o mojej pierwszej kasecie magnetofonowej Santany, i tym jednym kawałku.
Najbardziej znane wykonanie Soul sacrifice pochodzi z festiwalu w Woodstock w 1969. Santana miał wówczas zaledwie 22 lata. I przed nim nie było czegoś takiego jak rock latynowski.
Nic dziwnego że przeszło to do historii.
Czasem warto zawiesić oko na bohaterach drugiego planu. Zwróciłem uwagę na młodziutkiego perkusistę, grającego w niesamowitej ekstazie, z twarzy przypominającego troszkę Kevina Bacona (taki aktor był, nie pamiętam już gdzie grał). To Michael Shrieve. Miał wowczas 19 lat, był jednym z najmłodszych wykonawców na Woodstock. Rzadko kiedy zwracam uwagę na sola perkusyjne, ale tym razem zrobiło na mnie duże wrażenie.
Dziś kupiłem synkowi bębenek. Jest zachwycony i gra jak w ekstazie, zupełnie niczym Michael Shrieve. Mój synek ma 15 miesięcy i jak na swój wiek radzi sobie nieźle, popatrzcie:
W tle leci oczywiście Soul sacrifice
komentarze
:-)
I`m sexy motherfucker!
Mad Dog -- 03.02.2008 - 14:25Właśnie
wracając do domu, zobaczyłem plakat Santany na słupie.
Igła -- 04.02.2008 - 14:24Ot, powszedność, kolejny gwiazdor chce grać w Polsce, bo się opłaca.
Normalne?
No chyba.
panie Igla
tylko pod zadnym pozorem Pan niech nie idzie! lepiej posluchac staroci!
Sir H. -- 04.02.2008 - 18:23Sir Hamiltonie!
Santana jest wspaniały, ale w tematach muzycznych nie spodziewaj się wielkiego zainteresowania. Sam ze zdumieniem odkryłem, że wszystkie moje wpisy muzyczne były czytane przez dwadzieścia kilka odsłon.
W dyskusji o “wampiryźmie Żydów” samych komenatrzy już blisko dwie setki. To znakomite potwierdzenie kierunku marketingowego, jaki obrała u zarania grupa Black Sabbath – wampiry, nietoperze, odgryzanie głów gołębiom. To chwyciło bardziej niż zwyczajny rock…
jotesz -- 05.02.2008 - 09:10:)
panie jotesz
zainteresowanie mi zwisa kalafiorem. pare ludzi przyjdzie, zobaczy co mi na duszy lezy – i jest dobrze :) Taki dobry uczynek z mojej strony – chwila pomyslunku o czyms innym
pzdr!
Sir H. -- 05.02.2008 - 13:14I mi wisi koło pisi...
...więc może coś skrobnę o mym ukochanym imienniku Jacquesie Loussierze, gdy ucichną żydofoby i żydofile…
jotesz -- 05.02.2008 - 22:15:)
ps. Santana to dla mnie samba pa ti i te wolne rozlewiste dźwięki
:))
pa - ti jak najbardziej!
Loussier też super, choć ja konserwatysta Bachowy jestem :)
Sir H. -- 05.02.2008 - 23:42Ale Goulda trawisz?
Chyba z nim cię konserwa nie uwiera???
jotesz -- 06.02.2008 - 12:00:)