Przyjmujemy jako “oczywistą oczywistość” fakt, że to co istnieje materialnie związane jest z jakąś “myślą stwórczą”. Ot, chociażby klawiatura na której stukam “piszący się” post, czy też ekran który widzę przed sobą, a także elektryczność dzięki której mogę korzystać z różnych dobrodziejstw.
Każde “dzieło” jest pomyślane, przeznaczone do jakiejś funkcji, przed jej powstaniem był konieczny jakiś “proces racjonalny”.
Weźmy np. takie znane zwierzę zwane krową. Otóż to zwierzę, jest w stanie pasąc się na łące rozróżnić trującą “zieleninę” od jadalnej. Więc nie zje tego co jej zaszkodzi. Pytanie skąd ona to wie?
Można przyjąć, że wszystko co istnieje czemuś służy albo ma jakiś racjonalny cel. Owszem, to, że nie wiemy o tym celu wcale nie musi być dowodem na to, że takiego celu nie ma.
Natomiast człowiek – podobnie stworzony jak krowa przez Stwórcę również musi mieć “ideę przewodnią” która decyduje o tym “w co człowiek jest wyposażony jako istota ludzka i w czym ma mu(owo wyposażenie) pomagać.
Dochodzimy do pytania podstawowego, “Kim jest człowiek?” – jaki jest jego cel i przeznaczenie. Kim jest i do czego zmierza? Skąd człowiek może się do wiedzieć o tym km jest i dokąd zmieża?
Krowa wie o tym co trujące “sama z siebie” – nie słucha wykładów o gatunkach traw, hipotezach o tym co trujące a co nie. Poprostu słucha siebie i to wystarcza.
Myślę, że z człowiekiem jest podobnie. Odpowiedź na to pytanie kim jestem i dokąd zmieżam tkwi w człowieku. Wystarczy słuchać swojego wnętrza, badać, rozmyślać nad tym co się w nim rodzi, obserwować siebie. Gdyż to niezmiernie ważne.
To co “tam znajdziemy” jest bezcenne gdyż dowiemy się o sobie wielu rzeczy.
Ja jestem przekonany, że Dobry Bóg mówi do człowieka w skrytosci serca. Może nie tak jak ja teraz mówię pisząc ale mówi przez rzeczywistość wokół nas, mówi o tej rzeczywistości wokół nas w skrytości serca… .
To czy dobrze odczytaliśmy to co w “naszej duszy gra” weryfikuje nasze życie -> znaki w konkretnych wydarzeniach. Jeśli nastąpi weryfikacja pozytywna – dobrze odczytaliśmy “coś” to w momencie potwoerdzenia w rzeczywistości doświadczam radości i nieopisanego pokoju który jest inny od wszelkiej radości z czegoś materialnego i fizycznego.
Moja myśl porządkująca moje życie, to przekonanie o tym, że Bóg prowadzi mnie przez życie dla mojego dobra. Czyni wszystko poprzez ludzi których spotykam, pracę którą wykonuję, trudności których doświoadczam, rodzinę którą mam abym mógł być Tym kim Bóg sobie pomyślał abym był gdy mnie stwarzał.
Moje życie nie jest bezładnym dziełem przypadków ale ciągiem komunikatów “sos” jakie Bóg do mnie wysyła, bym z Nim szedł przez życie.
Żyjąc z Nim w takiej zażyłości jestem jak “głaz” gdyż nic dla mnie nie jest zbyt ciężkie ani zbyt trudne. A także nie jest “zbyt radosne”, gdyż wiem, że jestem w drodze “KU” temu, ze względu na “Co” zostałem stworzony i przeznaczony jako istota ludzka – znana Bogu po imieniu.
Nie wiem czy udało mi się ukazać to, że życie wg mnie nie jest przypadkiem ale w pewnym sensie Listem który nalezy czytać. Listem od Boga.
p.s.
dziś mam wolniejszy dzień i cieszę się, że mogę przysiąść nad kalwiaturą i napisać to co mi się kołata w mojej głowie. Bo jeśli, człowiek jest na właściwym miejscu, wszystko wcześniej czy później się ułoży idealnie jak cegła po cegiełce we wspaniałej budowli. A że dużo niepewności – no przecież jak w trakcie wznoszenia każdej budowli: że cementu nie dowiozą na czas, pogody nie starczy, majster zachoruje.
A wystarczy nie lękać się.... – bo Myśl porządkująca życie istnieje i porządkuje życie jeśli się na nią człowiek nie zamknie.
komentarze
>poldku
żyjemy raczej w dwóch, odmiennych światach.
Choć są pewne podobieństwa.
Ja, żyjąc w tym drugim również nie uważam, że zycie jest przypadkiem, ale nie uważam też, że kieruje nim jakaś istota wyższa, którą Ty nazywasz Bogiem.
Jeśli chodzi o wczytywanie się w siebie, słuchanie tego co w głębi, to też się zgadzam, tylko że nie uważam oczywiście że to Bóg jakiś mi coś podpowiada…
To chyba jest bardziej skomplikowane…
Ale tak się zastanawiam, czy więcej nas dzieli czy więcej nas łączy? ;-)
pozdrowienia
Jacek Ka. -- 29.10.2008 - 20:47Jacek
żyejmy chyba w takim samym świecie… lecz może inaczej go opisujemy.
Czy kieruje? Nie do końca, proponuje inny bieg historii – jednak człowiek decyduje nie bez konseklwencji dla siebie samego.
Co do “Bóg jakiś mi coś odpowiada” – to już dotyczy stawiania pytań, Bogu. Nie otrzymuje odpowiedzi ten kto nie pyta, również Boga nie pyta. Z tym, że owo postawienie pytania Bogu – wg mnie – to własnie efekt “sygnału sos” wytrącająca umysł człowieka z równowagi. Owo wytrącenie z równowagi powoduje pytania człowieka…. .
A zgadzam sie że to skomplikowane.
A co do tego “ile nas łączy”, :-)))
Myślę, że wiele, gdyż chyba ludźmi pytającymi jesteśmy. Chociaż pewnie każdy z nas na swój sposób inaczej pyta. A może jeden z nas pyta głośniej i częściej? Nie wiem.
A może odpowiedzi wszystkie już padły tylko my ich nie zauważamy….. .
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 29.10.2008 - 22:14....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .
Poldku, tak sobie czasem myślę,
jak cię czytam, że ci zazdroszczę tego stanu, spokoju, wiary i w ogóle tego, co z twoich tekstów przebija, nie z każdego, ale z większości tak.
Więc zazdrośnie pozdrawiam ale pozytywnie.
grześ -- 30.10.2008 - 23:40Grześ
...a może ja piszę gdy mnie “ten stan najdzie”... ? A pomiędzy jest “szarpanina” ?
PEwnie taka sama(szarpanina) jak każdego człwoieka na naszej planecie… – pewnie podobna do Twojej.
Jednak chyba jeśli czegość zazdrościć – to nie wiem kiedy to się stało – zawsze widzę pośród nawiększej ciemności wywołującej w moim życiu “szarpaninę” światełko światłości. “Widzę ją” także wtedy gdy jej nie widzę... a to co widzę to tylko ciemność i strach… . Jednak zawsze “małe światełko” wygrywa z ciemnością wyglądającą wszechobecnie i groźnie.
Może to polega na tym, że nie nalezy lekceważyć iskierek nadziei które zawsze wyzierają nieśmiało z zakamarków umysłu, serca, duszy… – jak “nieproszone” czasem, nieporawne natchnienia. Jak starsze i mądrzejsze siostry szepczące na ucho” Nie bój się... .
Może właśnie te iskierki są najwazniejsze… – pewnie są. Są one jak zirarnka ewangelicznej gorczycy.
Bo tak naprawdę “zawierzyć Bogu” nie oznacza nie odczuwać strachu i bólu straty… tego co grzeszne. To trochę jak z delirką alkocholika. Nie pijesz bo wybrałeś ale “ciało się domaga”... .
Tak jest też z człowiekiem który uwierzył Bogu. Musi przechodzić czasem “delirium tremens.”
Więc człowiek decydujący się na świętość to trochę jak człowiek-alkocholi decydujący się na trzeźwość.
Tak mi się komentarz w klimacie Ww Świętych zakończył.
Pozdrawiam równie pozytywnie.
************************
poldek34 -- 01.11.2008 - 00:58....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .