Nie tak dawno, bo kilka miesięcy temu widziałem wywiad z europosłem Markiem Migalskim, w którym powiedział on, że poseł i dziennikarz mają inne role.
ujmuje to tak w dzisiejszym wpisie w salonie24: “Zdrada klerków”.
““różnica między politykiem a opisywaczem jest taka,
że ten pierwszy funkcjonuje w paradygmacie „dobro – zło”, a ten drugi w paradygmacie „prawda – fałsz”.
Oznacza to tyle, że polityk nie musi mówić prawdy, bo to nie jego zadanie – on ma budować dobro, działać na rzecz jego realizacji, przybliżać jego upostaciowienie.
Natomiast publicysta, dziennikarz, komentator, naukowiec ma mówić i pisać prawdę. Jego dobro nie powinno obchodzić, on nie może ze względu na nie kłamać, lub przemilczać prawdę. Złym jest politykiem ten, kto biega i obwieszcza po gościńcach prawdę i złym jest ten, kto będąc opisywaczem chce czynić dobro, zamiast pisać prawdę. “”
Dwa akapity bardzo błyskotliwe i niby atrakcyjnie brzmiące. Tylko autor zapomina o relacji prawdy do dobra. A prawda zawsze jest dobra gdyż przynosi wolność( wypowiedź Jezusa: “..prawda was wyzwoli”. Stąd pisanie, mówienie prawdy jest zawsze czynieniem dobra – zwłaszcza opisując politykę i polityków.
A więc zarówno polityk jak i publicysta działają na rzecz dobra. Publicysta, naukowiec, dziennikarz, pisze i odkrywa prawdę. Zaś polityk czyni z niej dobry użytek – dla dobra i pomyślności ogółu. Nawzajem się uzupełniają.
Mówienie, że polityk w czynieniu dobra nie funkcjonuje w pradygmacie prawdy jest kłamstwem, gdyż takie podejście do uprawniania polityki byłoby hołdowaniu zasadzie: cel uświęca środki. A także, składanie obietnic w celu objęcia władzy, posługując się kłamstwem byłoby dopuszczalnie moralne i wskazane-jeśli prowadzi do objęcia władzy.
Jest jeszcze druga niebezpieczna i ukryta myśl u Migalskiego. Mianowicie, może się tak zdarzyć, że prwda odkryta i opisana przez opisywacza może przeszkadzać albo wręcz uniemożliwiać czynienie “dobra”. Wystarczy rzetelny dziennikarz, historyk, publicysta. Gdy opisana przez nich prawda będzie niewygodna dla polityka, wtedy polityk będzie chciał “zamknąć usta” opisywaczowi w imię utrudniania czynienia dobra.
Ten ostatni przypadek to realna sytuacja ustrojów reżimowych, gdy partii rządzącej przeszkadza w czynieniu dobra rzetelne dziennikarstwo. Czy właśnie to, nie dzieje się na naszych oczach w Polsce?
PO nie zajmuje się prawdą ale dobrem.. – szkoda, że to dobro nie dotyczy wszystkich ale wybranych. A prawda jest flekowana w imię stwarzania możliwości czynienia “dobra” przez kolegów “Mira i Zbycha”.
komentarze
Panie Staszku!
Pozornie ma Pan rację. Tylko świat nie chce być taki, jakim go Pan widzi. Prawdą można kłamać, a czym jest dobro, nie bardzo czasem wiadomo.
Polityk powinien służyć ochronie słabszych przed silniejszymi. W dzisiejszych czasach powinien bronić chrześcijan przed muzułmanami (nie dotyczy polskich Tatarów), lewakami i wszelkim innym tałatajstwem. Jeśli jednak chrześcijanie wzmocnią się, powinien bronić inne grupy ludzi. Tak działa republika. Natomiast dzisiejsi politycy zachowują się nie jak elity, tylko jak tłum. Dążą nie przeciw dominującej sile, ale za nią…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 29.04.2012 - 21:23J.M.
Pozornie ma Pan rację. Tylko świat nie chce być taki, jakim go Pan widzi.
Wpis jest o tym, czy cel uświęca środki.. . I nie jest o zmianie świata tylko opisem malutkiej jego części.
Pisze Pan, że świat nie przystaje do mojego sposobu jego pojmowania co do zasad i norm moralnych. Ale to przekłamanie. Bo świat nie jest jednolity – składa się z ludzi. A Ci już są różni. Zarówno prawdomówni a ważnych sprawach jak i kłamcy, dobrzy, źli, czasem dobrzy – czasem źli.. .
Więc jest różnie. Zaś u Migalskiego jest-jak jest.. . Niby chce uprawiać zawód zaufania publicznego a na kłamstwie chce budować swój program zmiany świata.. .
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 01.05.2012 - 09:11Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Szczerze pisząc, to tylko skrajnie nieprzystosowany człowiek zawsze mówi prawdę. Ludzie średnio nieprzystosowani, trochę nieprzystosowani oraz przystosowani od czasu do czasu kłamią. Poseł M. wybrał zły moment na szczerość. To wszystko. Pan się powinien cieszyć, że on o tym tak szczerze mówi, a Pan marudzi, że może mu się zdarzyć kłamstwo…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 01.05.2012 - 20:48@J.M.
Proszę mi wskazać miejsce, gdzie napisałem: “może się zdarzyć kłamstwo”, abo wskazać miejsce gdzie MIgalski mówi, że politykowi “może się zdarzyć”.
Poseł nie mówi, że może się zdażyć – tak jak może się np. zdarzyć lekarzowi błąd w sztuce. Ale mówi, że nie musi mówić prawdy.. . To jest zasadnicza różnica.
Poza tym, wielość kłamstwa w życiu codziennym nie czyni kłamstwa dobrym, etycznym, moralnym i godnym pochwały. Bo jeśli “wielość” stanowiłaby jakiegolwiek kryterium moralne wszystko byłoby moralne dozwolone. Wystarczyłoby aby zdobyć większość do usankcjonowania jakiejś niegodziwości: faszyzm, komunizm.
************************
poldek34 -- 02.05.2012 - 08:40Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
1. Jakiś poseł mówi to, co jego zdaniem jest prawdą.
2. Pan jest niezadowolony z treści wypowiedzi.
3. Pan ocenia tego posła po tym co mówił, a nie po tym co zrobił.
4. Przecież gdyby przy swoich poglądach powiedział to, co Pan uważa za słuszne to by kłamał.
5. Zatem Pan się oburza na człowieka za to, że powiedział prawdę.
6. Dopiero zastosowanie się do swoich słów, co w cale nie zostało zaobserwowane, spowoduje wystąpienie kłamstwa.
7. Zatem jest tak jak napisałem. Oburza się Pan na kogoś ujawniającego swoje poglądy, podczas gdy ten ktoś nie kłamie, natomiast dopuszcza możliwość kłamstwa. To jest subtelna różnica.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 02.05.2012 - 20:30J.M.
Ja nie uważam, że nie ma sytuacji w których zawsze trzeba mówić prawdę. Np. w czasie okupacji można było mówiąc prawdę “na ślepo” wskazać gdzie i kto, ukrywa żydów nielegalnie… .
Ale są to sytuacje graniczne w których ujawnienie prawdy komuś, może zostać wykorzystane do czynienia zła konkretnym ludziom. Więc nie każdy zasługuje na prawdę i nie każdemu powinno się jej udzielać.. .
U Migalskiego jest inny przypadek. Mowa w wywiadzie nie dotyczy sytuacji granicznych ale paradygmatu postępowania w życiu publicznym.
Pan pochwala Migalskiego, że chwali się kłamstwem – i to jest przypadek mówienia prawdy o sobie.. . Dla mnie to żałosna sytuacja gdy polityk mówi prawdę tylko wtedy gdy potwierdza, że kłamie.. .
Żyjemy w różnych systemach wartości. Nie tylko z Panem Migalskiem ale także z Panem.
Zasady ogólne są po to aby wyznaczały kierunki działań. Tak jak 4 kierunki azymutu pozwalają określać kierunki podróżowania – tak zasada prawdy stanowi punkt oparcia i budowy zaufania pomiędzy ludźmi.
Rezygnacja z paradygmatu mówienia prawdy podważa nie tylko relacje międzyludzkie, relacje pomiędzy politykami a elektoratem ale także w dłuższej perspektywie prowadzą do niepokojów społecznych i destrukcji życia społecznego.
*****************
poldek34 -- 03.05.2012 - 15:40Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Być może jestem cynikiem, a być może znam życie. W stosunkach międzyludzkich prawda ma niską wartość, a ceni się pochlebstwo. Może mnie Pan przekonywać, że Pan jest tym jednym człowiekiem, który zawsze ceni wyżej prawdę niż zgadzanie się z Panem, ale pozwolę sobie przypomnieć nasze dyskusje na temat życia niedorobionego, gdzie prawdę ma Pan w bardzo głębokim poważaniu, bo nie pasuje do Pańskiej ideologii. Ja wskazuję tylko na to, że Pan sądzi polityka po deklaracjach, a nie po czynach. Czy te deklaracje są prawdziwe, fałszywe, czy są godne potępienia czy pochwały, to zupełnie inna sprawa.
Natomiast zgadzając się na kłamstwo w sprawie Żydów przechowywanych w pokoju za szafą, zgadza się Pan na kłamanie w sprawie romansu z sąsiadką. Taka jest logika odstępstw od zasad. Jeśli zasady mają obowiązywać, to zawsze. W przeciwnym razie przestają obowiązywać, a jest to tylko kwestia czasu jak szybko to nastąpi.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 04.05.2012 - 22:50J.M.
Być może jestem cynikiem, a być może znam życie. W stosunkach międzyludzkich prawda ma niską wartość, a ceni się pochlebstwo.
Którymi ludźmi: wszystkimi? Pana środowisku? Innym środowisku?
Może mnie Pan przekonywać, że Pan jest tym jednym człowiekiem, który zawsze ceni wyżej prawdę niż zgadzanie się z Panem, ale pozwolę sobie przypomnieć nasze dyskusje na temat życia niedorobionego, gdzie prawdę ma Pan w bardzo głębokim poważaniu, bo nie pasuje do Pańskiej ideologii.
Fakt poczęcia człowieka to nie zdarzenie ideologiczne ale empiryczne i weryfikowalne.
Ja wskazuję tylko na to, że Pan sądzi polityka po deklaracjach, a nie po czynach. Czy te deklaracje są prawdziwe, fałszywe, czy są godne potępienia czy pochwały, to zupełnie inna sprawa.
No przecież mój post jest ustosunkowaniem się do słów Migalskiego.
Natomiast zgadzając się na kłamstwo w sprawie Żydów przechowywanych w pokoju za szafą, zgadza się Pan na kłamanie w sprawie romansu z sąsiadką. Taka jest logika odstępstw od zasad. Jeśli zasady mają obowiązywać, to zawsze. W przeciwnym razie przestają obowiązywać, a jest to tylko kwestia czasu jak szybko to nastąpi.[/qute]
Przypadek Żydów – napiszę wprost – jest tymże przypadkiem wedle którego nie ujawnienie miejsca przechowywania Żydów oprawcom czyhających na ich zabicie, jest wypełnieniem “cytatu”: “nie rzucaj pereł przed wieprze”( Bo prawda jest perłą). Należy jeszcze dodać, że “ów cytat” nie ma nic wspólnego z zasadą “cel uświęca środki”, jakiej hołduje poseł Migalski.
pozdrawiam.
************************
Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
J.M.
Być może jestem cynikiem, a być może znam życie. W stosunkach międzyludzkich prawda ma niską wartość, a ceni się pochlebstwo.
Którymi ludźmi: wszystkimi? Pana środowisku? Innym środowisku?
Myśli Pan, że mnie obrazi to, iż sugeruje Pan niższą jakość mojego towarzystwa? Jestem odporny. Ja wiem jacy są ludzie. Pan myśli, że jest lepszy? Zna pan zasady savoir vivre? Mając aspiracje do bycia lepszym powinien Pan je nie tylko znać ale i stosować. Prawda? A przecież połowa z nich to różne formy kłamstwa… Nadal Pan uważa, że Pańskie stwierdzenie mnie mogło obrazić?
Może mnie Pan przekonywać, że Pan jest tym jednym człowiekiem, który zawsze ceni wyżej prawdę niż zgadzanie się z Panem, ale pozwolę sobie przypomnieć nasze dyskusje na temat życia niedorobionego, gdzie prawdę ma Pan w bardzo głębokim poważaniu, bo nie pasuje do Pańskiej ideologii.
Fakt poczęcia człowieka to nie zdarzenie ideologiczne ale empiryczne i weryfikowalne.
Zjedzenie obiadu to zdarzenie „empiryczne i weryfikowalne”. Co Pańskie i moje stwierdzenie mają wspólnego z naszym sporem ideologicznym? Pan wierzy, że Bóg wyposaża w duszę każdą zygotę, a ja twierdzę, że Pana wiara jest oparta na fałszywych przesłankach. Kwestia tego, czy doszło do zapłodienia czy nie, nie jest przedmiotem naszej dyskusji.
Ja wskazuję tylko na to, że Pan sądzi polityka po deklaracjach, a nie po czynach. Czy te deklaracje są prawdziwe, fałszywe, czy są godne potępienia czy pochwały, to zupełnie inna sprawa.
No przecież mój post jest ustosunkowaniem się do słów Migalskiego.
Zakładając, że pochwalając kłamstwo mówi prawdę. Nie wydaje się to Panu zarzut dość zabawny?
Natomiast zgadzając się na kłamstwo w sprawie Żydów przechowywanych w pokoju za szafą, zgadza się Pan na kłamanie w sprawie romansu z sąsiadką. Taka jest logika odstępstw od zasad. Jeśli zasady mają obowiązywać, to zawsze. W przeciwnym razie przestają obowiązywać, a jest to tylko kwestia czasu jak szybko to nastąpi.
Przypadek Żydów – napiszę wprost – jest tymże przypadkiem wedle którego nie ujawnienie miejsca przechowywania Żydów oprawcom czyhających na ich zabicie, jest wypełnieniem “cytatu”: “nie rzucaj pereł przed wieprze”( Bo prawda jest perłą). Należy jeszcze dodać, że “ów cytat” nie ma nic wspólnego z zasadą “cel uświęca środki”, jakiej hołduje poseł Migalski.
Pańskie założenia, mają mocno życzeniowy charakter. Wierność zasadom jest zero jedynkowa. Jest Pan im wierny albo nie jest. Bycie wiernym, wtedy gdy uzna się to za korzystne, słuszne… to nie jest bycie wiernym. Nie wiem, czy jest Pan w stanie to zrozumieć, ale kłamanie w sprawie Żydów jest takim samym kłamstwem jak każde inne kłamstwo. Ktoś, kto zawsze mówi prawdę, nie skłamie również w tej sytuacji. Wyrzuty sumienia są w cenie wierności zasadom. Natomiast wyjątki są dobre dla ludzi łamiących zasady lub nie mających zasad. Proszę sobie wybrać, gdzie Panu bliżej…
pozdrawiam.
************************
Drążę tunel.. .
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 06.05.2012 - 22:53J.M.
Myśli Pan, że mnie obrazi to, iż sugeruje Pan niższą jakość mojego towarzystwa? Jestem odporny. Ja wiem jacy są ludzie. Pan myśli, że jest lepszy? Zna pan zasady savoir vivre? Mając aspiracje do bycia lepszym powinien Pan je nie tylko znać ale i stosować. Prawda? A przecież połowa z nich to różne formy kłamstwa… Nadal Pan uważa, że Pańskie stwierdzenie mnie mogło obrazić?
Sęk w tym, że ja nie mam na myśli żadnego konkretnego środowiska w którym Pana postulaty regulują hierarchię wartość i miejsca jakie w niej zajmuje prawda. Pan zaś, napisał że w stosunkach międzyludzkich wymóg prawdy niską wartość. Innymi słowy sugeruje Pan, że zakłamanie jest czymś naturalnym w stosunkach międzyludzkich.
Skoro moje doświadczenie tego nie potwierdza, zapytałem wprost o jaką grupę ludzi Panu chodzi, bo to ciekawe. Czy moje pytanie jest niegrzeczne albo obraźliwe? Skoro Pan wydaje diagnozę, proszę wskazać “target badawczy” na jakim oparł Pan swoją diagnozę.
Co Pańskie i moje stwierdzenie mają wspólnego z naszym sporem ideologicznym? Pan wierzy, że Bóg wyposaża w duszę każdą zygotę, a ja twierdzę, że Pana wiara jest oparta na fałszywych przesłankach. Kwestia tego, czy doszło do zapłodienia czy nie, nie jest przedmiotem naszej dyskusji.
Szuka Pan ideologii tam gdzie wszystko powiedziała nauka. Akt poczęcia/zapłodnienia komórki jajowej jest faktem a nie wnioskiem logicznym i on definiuje początek życia człowieka. Stąd dla potwierdzenia owego początku nie ma znaczenia to, jakie ma przekonania religijne: rodzic, lekarz, naukowiec. Wiara w duszę człowieka nie na żadnego znaczenia dla początku życia człowieka.
Pańskie założenia, mają mocno życzeniowy charakter. Wierność zasadom jest zero jedynkowa.
A słyszał Pan o duchu prawa oraz literze prawa? Rozumie Pan relację pomiędzy literą a duchem prawa? Prawo ma być stosowane zgodnie z duchem prawa. Nie inaczej. A więc przepisy prawne nie są zerojedynkowe.
Jest Pan im wierny albo nie jest.
Jestem wierny, jeśli postępuję zgodnie z duchem prawa. Jeśli stosowałbym zasady prawa wbrew duchowi prawa, ich przestrzeganie stałoby się czynieniem bezprawia. A więc zasadami Prawa rządzi duch prawa a ten nadaje mocy moralnej danym zasadom w zależności od kontekstu, intencji oraz poczytalność osoby która ją stosuje lub unika jej stosowania.
Pozdr.
************************
poldek34 -- 07.05.2012 - 11:18Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
J.M.
Myśli Pan, że mnie obrazi to, iż sugeruje Pan niższą jakość mojego towarzystwa? Jestem odporny. Ja wiem jacy są ludzie. Pan myśli, że jest lepszy? Zna pan zasady savoir vivre? Mając aspiracje do bycia lepszym powinien Pan je nie tylko znać ale i stosować. Prawda? A przecież połowa z nich to różne formy kłamstwa… Nadal Pan uważa, że Pańskie stwierdzenie mnie mogło obrazić?
Sęk w tym, że ja nie mam na myśli żadnego konkretnego środowiska w którym Pana postulaty regulują hierarchię wartość i miejsca jakie w niej zajmuje prawda. Pan zaś, napisał że w stosunkach międzyludzkich wymóg prawdy niską wartość. Innymi słowy sugeruje Pan, że zakłamanie jest czymś naturalnym w stosunkach międzyludzkich.
Ja nie sugeruję. Ja stwierdzam fakty.
Skoro moje doświadczenie tego nie potwierdza, zapytałem wprost o jaką grupę ludzi Panu chodzi, bo to ciekawe.
To, że Pan nie jest w stanie dostrzec, że prawda ma niską wartość, to nie znaczy, że jej wartość wzrasta. Niech Pan pokaże jakiś przykład polityka, który został wybrany na skutek uczciwego przedstawiania problemów, a nie sztuczek piarowych i zwykłych kłamstw. Ja Panu pokażę wszystkich innych, którzy prawdą się nie kalają… Potrzebuje Pan dalsze przykłady?
Czy moje pytanie jest niegrzeczne albo obraźliwe? Skoro Pan wydaje diagnozę, proszę wskazać “target badawczy” na jakim oparł Pan swoją diagnozę.
Tak jak teraz sformułowane pytanie, brzmi zupełnie inaczej niż to w poprzednim komentarzu.
Co Pańskie i moje stwierdzenie mają wspólnego z naszym sporem ideologicznym? Pan wierzy, że Bóg wyposaża w duszę każdą zygotę, a ja twierdzę, że Pana wiara jest oparta na fałszywych przesłankach. Kwestia tego, czy doszło do zapłodnienia czy nie, nie jest przedmiotem naszej dyskusji.
Szuka Pan ideologii tam gdzie wszystko powiedziała nauka. Akt poczęcia/zapłodnienia komórki jajowej jest faktem a nie wnioskiem logicznym i on definiuje początek życia człowieka.
Tu się Pan myli. Co do faktu zapłodnienia nie ma dyskusji. Co do roli w tworzeniu nowego człowieka, różnimy się zasadniczo. Wbrew Pańskim twierdzeniom nauka tu się nie może wypowiedzieć, bo nauka nie zajmuje się momentem „dostarczenia” duszy do ciała. Co więcej nie ma narzędzi naukowych do przeprowadzenia takich badań. Zatem Pańskie wypowiedzi mieszające akt prokreacji (zapłodnienie) z powstaniem człowieka, są czystymi wyznaniami wiary, jakiej ja nie podzielam. Tej subtelnej różnicy naszych stanowisk wydaje się Pan również nie dostrzegać, a ona jest.
Stąd dla potwierdzenia owego początku nie ma znaczenia to, jakie ma przekonania religijne: rodzic, lekarz, naukowiec. Wiara w duszę człowieka nie na żadnego znaczenia dla początku życia człowieka.
To zdanie jest z gruntu fałszywe, chyba że wierzy Pan w równość wszystkich braci mniejszych, czyli każda jaszczurka jest takim samym człowiekiem jak Pan. Co do mnie, to wierzę w to, że od zwierząt odróżnia mnie posiadanie duszy nieśmiertelnej. Wydawało mi się, że jest to element katechizmu kościoła rzymskiego, ale mogę się mylić…
Pańskie założenia, mają mocno życzeniowy charakter. Wierność zasadom jest zero jedynkowa.
A słyszał Pan o duchu prawa oraz literze prawa? Rozumie Pan relację pomiędzy literą a duchem prawa? Prawo ma być stosowane zgodnie z duchem prawa. Nie inaczej. A więc przepisy prawne nie są zerojedynkowe.
Prawo i zasady którym człowiek jest wierny, to trochę różne rzeczy. Wytłumaczę to Panu na przykładzie:
Ja dawno temu przyrzekłem, że chcę być posłuszny prawu harcerskiemu. Nie obiecywałem, że będę zawsze przestrzegał tego prawa ale, że się będę starał. W związku z powyższym unikam alkoholu i jeśli wiem, że w potrawie jest on, to jej nie spożywam. To jest wierność zasadzie. Natomiast znam wielu „harcerzy”, którzy zależnie od okoliczności udzielają sobie dyspensy, bo ważne są okoliczności. To jest brak wierności zasadom. Z literą i duchem prawa nie ma to niczego wspólnego. Czy teraz widzi Pan na czym polega wierność zasadom a nie stosowanie przepisów?
Jest Pan im wierny albo nie jest.
Jestem wierny, jeśli postępuję zgodnie z duchem prawa. Jeśli stosowałbym zasady prawa wbrew duchowi prawa, ich przestrzeganie stałoby się czynieniem bezprawia. A więc zasadami Prawa rządzi duch prawa a ten nadaje mocy moralnej danym zasadom w zależności od kontekstu, intencji oraz poczytalność osoby która ją stosuje lub unika jej stosowania.
Rozważania o duchu prawa, są obok naszej dyskusji, co mam nadzieje dostrzeże Pan.
Pozdr.
************************
Drążę tunel.. .
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 09.05.2012 - 11:38@J.M.
To, że Pan nie jest w stanie dostrzec, że prawda ma niską wartość, to nie znaczy, że jej wartość wzrasta. Niech Pan pokaże jakiś przykład polityka, który został wybrany na skutek uczciwego przedstawiania problemów, a nie sztuczek piarowych i zwykłych kłamstw. Ja Panu pokażę wszystkich innych, którzy prawdą się nie kalają… Potrzebuje Pan dalsze przykłady?
Wskazuje Pan już jakiś target – powołuje się na polityków. A więc Pana zasada nie rozciąga się już na wszystkich( jak wcześniej sugerował) ale dla węższego grona. Jednak wskazując na pierwszych z brzegu polityków: Marek Jurek, Jan Olszewski, Zbigniew Romaszewski – udowadniam Panu, że i w przypadku polityków Pana zasada się załamuje.
Tu się Pan myli. Co do faktu zapłodnienia nie ma dyskusji. Co do roli w tworzeniu nowego człowieka, różnimy się zasadniczo. Wbrew Pańskim twierdzeniom nauka tu się nie może wypowiedzieć, bo nauka nie zajmuje się momentem „dostarczenia” duszy do ciała.
Nie rozumiem dlaczego Pan włącza do rozmowy treści religijne – kwestia duszy. To nie ma znaczenie w rozmowie o tym, kiedy zaczyna się życie istoty ludzkiej.
Zatem Pańskie wypowiedzi mieszające akt prokreacji (zapłodnienie) z powstaniem człowieka, są czystymi wyznaniami wiary, jakiej ja nie podzielam. Tej subtelnej różnicy naszych stanowisk wydaje się Pan również nie dostrzegać, a ona jest.
Przyjmuję do wiadomości Pana pogląd ale go nie podzielam. Nie tylko ja ale i naukowcy.
Proszę dyskutować z naukowcami:
Człowiek jest już człowiekiem od momentu, gdy męski plemnik zapłodni żeńską komórkę jajową.
prof. dr hab. med. E. Blechschmidt, dyrektor Instytutu Anatomii Uniwersytetu w Getyndze, Niemcy,
Komórkę jajową od momentu zapłodnienia nazywamy zarodkiem, ale nie ulega wątpliwości, że jest to człowiek.
prof. dr hab. med. B. Chazan, specjalista krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii, Warszawa
Szacunek dla nowego życia od samego poczęcia i uznanie dziecka za partnera w dialogu są bardzo ważne. Ten dialog rozpoczyna się w momencie poczęcia. prof. dr hab. P.G. Fedor-Freybergh, psycholog, Sztokholm
Od momentu poczęcia istnieje żywa istota. Nienarodzone dziecko jest osobą.
prof. dr med. A. Ingelman-Sunberg, kierownik Kliniki Ginekologii i Położnictwa w Sztokholmie
Żywot człowieka rozpoczyna się w momencie poczęcia, to jest zapłodnienia, i kończy się w momencie śmierci.
prof. zw. dr hab. med. R. Klimek, członek Królewskiego Towarzystwa Lekarskiego w Londynie
Dzięki nadzwyczajnemu postępowi techniki wtargnęliśmy do prywatnego życia płodu. Przyjęcie za pewnik faktu, że po zapłodnieniu powstała nowa istota ludzka, nie jest już sprawą upodobań czy opinii. Ludzka natura tej istoty od chwili poczęcia do starości nie jest metafizycznym twierdzeniem, z którym można się spierać, ale zwykłym faktem doświadczalnym. prof. dr med. J. Lejeune, kierownik Katedry Genetyki na Uniwersytecie im. R. Descartesa w Paryżu
Połączenie komórki jajowej i plemnika, czyli gamety matczynej i ojcowskiej, daje początek odrębnemu życiu. W wyniku zapłodnienia powstaje w pełni genetycznie uformowany nowy człowiek, którego rozwój dokonuje się w czasie życia ludzkiego. Tak więc embrion, płód, noworodek, niemowlę, dziecko, dorosły, starzec to określenia poszczególnych biologicznych etapów rozwoju zawsze tego samego człowieka.
dr n. med. A. Marcinek, dyrektor Szpitala Położniczo-Ginekologicznego im. R. Czerwiakowskiego w Krakowie
Z naukowego punktu widzenia poprawne jest stwierdzenie, że pojedyncze ludzkie życie zaczyna się w momencie poczęcia. prof. M. Matthews-Roth, Uniwersytet Harvarda, USA
Życie człowieka nie zaczyna się z chwilą narodzin, ale od momentu poczęcia.
prof. dr hab. n. med. J. Roszkowski, członek-współzałożyciel Międzynarodowego Towarzystwa Ginekologicznego, członek Rady Naukowej Instytutu Matki i Dziecka
W świetle obecnej wiedzy nie ulega wątpliwości, że życie człowieka zostaje zapoczątkowane w następstwie połączenia się dwu komórek rozrodczych – gamet – żeńskiej i męskiej w postać komórki macierzystej zwanej zygotą, która od tej chwili zaczyna żyć własnym rytmem.
prof. dr hab. med. M. Rybakowa, Komitet Rozwoju Człowieka Wydziału Nauk Medycznych PAN Warszawa – Kraków
Po zapłodnieniu, to jest zespoleniu się jądra komórki jajowej z jądrem plemnika (co następuje w jajowodzie, blisko jego ujścia od strony jajnika), powstaje całkowicie nowa, odbiegająca od genotypów rodzicielskich, odrębna jakość genetyczna – nowa osoba ludzka. Zestaw jej genów w komórkach somatycznych nie ulegnie już zmianie do końca życia.
prof. dr hab. B. Suszka, biolog, pracownik naukowy PAN, Poznań
Rozwój człowieka zaczyna się od połączenia dwu komórek – gamety żeńskiej, czyli komórki jajowej (oocytu), i gamety męskiej – plemnika, w akcji zapłodnienia.
prof. dr hab. med. M. Troszyński, ginekolog położnik, Warszawa
każda jaszczurka jest takim samym człowiekiem jak Pan. Co do mnie, to wierzę w to, że od zwierząt odróżnia mnie posiadanie duszy nieśmiertelnej. Wydawało mi się, że jest to element katechizmu kościoła rzymskiego, ale mogę się mylić…
Rozmawiamy o początku życia ludzkiego z punktu widzenia nie religijnego ale medycznego. Proszę nie mieszać porządków.
Prawo i zasady którym człowiek jest wierny, to trochę różne rzeczy. Wytłumaczę to Panu na przykładzie:
Ja dawno temu przyrzekłem, że chcę być posłuszny prawu harcerskiemu. Nie obiecywałem, że będę zawsze przestrzegał tego prawa ale, że się będę starał. W związku z powyższym unikam alkoholu i jeśli wiem, że w potrawie jest on, to jej nie spożywam. To jest wierność zasadzie. Natomiast znam wielu „harcerzy”, którzy zależnie od okoliczności udzielają sobie dyspensy, bo ważne są okoliczności. To jest brak wierności zasadom. Z literą i duchem prawa nie ma to niczego wspólnego. Czy teraz widzi Pan na czym polega wierność zasadom a nie stosowanie przepisów?
Podał Pan jeden przykład. Zbyt prosty i nieadekwatny – wg mnie – do tego aby pokazać przypadek rezygnacji z litery prawa na rzecz dla ducha prawa. Zarówno Pana postanowienie jak i osoby którą Pan pokazuje jako negatywny przykład stanowi rzecz indywidualną. Nakłada ją sobie Pan i dana osoba dobrowolnie. Więc i Pan oraz ta osoba mogą sobie ją przerwać lub zmienić dowolnie zasady. My jednak rozmawiamy o czymś bardziej podstawowym niż zasady które są czysto indywidualne.
Weźmy przykład: Jadę samochodem, wkracza mi pod koła na drogę z pierwszeństwem przejazdu( po której się poruszam) dwójka dzieci. Z przeciwka jedzie samochód, a na poboczu stoi stragan z warzywami. Mam trzy możliwości: przejechać dzieci, zjechać na lewo i zderzyć się czołowo i trzecia, staranować stragan z warzywami i wylądować w rowie.
Co mówi prawo? – prawo mówi, że mam pierwszeństwo przejazdu. A więc powinienem jechać dalej na wprost zgodnie z zasadami ruchu drogowego.
- Co wybieram? Niekoniecznie jazdę na wprost zgonie z zasadami ruchu drogowego. Mało tego, jazda na wprost “jak gdyby nigdy nic” byłaby kretynizmem z mojej strony. Ba! To, że nie zachowam się wg zasad nie będzie oznaczać, że zasada jazdy zgodna z prawem ruchu drogowego jest do bani.
Rozważania o duchu prawa, są obok naszej dyskusji, co mam nadzieje dostrzeże Pan.
Wręcz przeciwnie. Duch prawa zobowiązuje do podjęcia decyzji w stosowaniu go, tak, aby ta decyzja służyła obiektywnemu dobru a nie subiektywnemu lub zasad służyła tylko zasadzie a nie ludziom.
Duch prawa, każe kierowcy nie jechać na wprost udzerzając w dzieci ale wybrać takie rozwiązanie które spowoduje jak najmniej szkód osobom które są narażone na krzywdę.
A zatem w tym konkretnym przypadku nie kieruję się zasadą ale czymś co stoi ponad zasadą – a mówiąc wprost, tym z czego owa zasada wypływa. A to z czego wypływa dana zasada jest niczym innym jak duchem prawa.
Duchem prawa drogowego jest bezpieczeństwo wszystkich uczestników ruchu drogowego. Zasady ogólne regulują takie poruszanie się aby nie dochodziło do kolizji i wypadków. Jednak złożoność sytuacji na jakie narażeni są owi uczestnicy powoduje, że zasady ogólne nie wystarczają w sytuacjach ekstremalnych. Dlatego kierowcy sami muszą podejmować decyzję stosując swoje rozwiązania, gdyż zasady ogólne są nieadekwatne do sytuacji. I nie jest to przestępstwo ale wyraz zdrowego rozsądku i przejawu odpowiedzialności.
Dlatego też, warto znać źródło prawa i jego ducha – znajomość cenna dla policji wymierzającej mandaty nie tylko dla kierowców. Ślepe stosowania i egzekwowania zasad może w niektórych przypadkach może być absurdem i prowadzić do wyrządzania krzywdy sobie lub innym osobom. Np. skorzystanie z pierwszeństwa przejazdu które może spowodować śmierć ludzi.. .
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 10.05.2012 - 15:14Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Ponieważ Pana odpowiedź jest zupełnie absurdalna, to odnotuję tylko najważniejsze uwagi.
1. Bycie profesorem nie powoduje bycia naukowcem. Tworzenie nauki jest domeną naukowców. Do tego nie trzeba tytułów.
2. Można znaleźć taki sam zestaw „naukowców” (patrz niejaka prof. Środa), którzy wypowiedzą się przeciwnie do Pana. Nadal Pańskie poglądy będą wyrazem błądzenia i specyficznej wiary. Nie ze względu na to ilu „naukowców” się wypowiedziało, tylko ze względu na nielogiczność takiego stanowiska i „wspierających” je argumentów.
3. Przykład z politykami jest nadal aktualny, gdyż miał Pan podać przykład polityka, który odniósł sukces mówiąc prawdę. Czy któryś z przywołanych przez Pana polityków wygrał ostatnio jakieś wybory? O tym, czy akurat to są najlepsze przykłady ludzi mówiących prawdę, to już zupełnie inna sprawa.
4. Pan zaczął dyskutować wydawanie Żydów Niemcom. Prawo mówiło wtedy, że należy ich wydać, a duch tego prawa mówił, że należy to zrobić bezwzględnie i natychmiast. Jest Pan pewny, że tego chciał Pan w tej dyskusji dowieść? Bo dla mnie wierność zasadom, to coś zupełnie niezależnego od stosunku do prawa stanowionego.
5. To, że podałem Panu przykład polityków, to nie znaczy, że moje obserwacje dotyczą tylko ich. To znaczy, że najłatwiej na tym przykładzie pokazać, że ludzie nie cenią prawdy. Pan swoimi przykładami przegranych polityków potwierdził moją generalną tezę. :)
Pozdrawiam, choć nie oczekuję zrozumienia…
Jerzy Maciejowski -- 11.05.2012 - 20:54Panie Jerzy
Wszystko na ten temat już napisałem i nie jest to odpowiedź absurdalna. Jeśli Pan sądzi, że jest absurdalna, to chyba pochodzimy z dwu różnych kręgów kulturowych a także żyjemy wg dwu różnych systemów wartości.
To tak, jakbyśmy żeglując swoją łódeczką mieli inne narzędzia do nawigacji i orietowali się na morzu życia o inne gwiazdy.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 11.05.2012 - 21:50Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Niestety tak to wygląda, jak Pan w ostatnim komentarzu wyraził. Gdy nie poruszamy kwestii życia niedorobionego, to gwiazdy wydają się te same. Niemniej jakakolwiek wzmianka na ten temat powoduje zupełną zmianę Pańskiego sposobu dyskusji. Z racjonalnego przechodzi Pan na ideologiczny. Te gwiazdy są zupełnie nie moje. Niczego na to nie poradzę.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.05.2012 - 09:45Panie Jerzy.
Niestety tak to wygląda, jak Pan w ostatnim komentarzu wyraził. Gdy nie poruszamy kwestii życia niedorobionego, to gwiazdy wydają się te same. Niemniej jakakolwiek wzmianka na ten temat powoduje zupełną zmianę Pańskiego sposobu dyskusji. Z racjonalnego przechodzi Pan na ideologiczny. Te gwiazdy są zupełnie nie moje. Niczego na to nie poradzę.
Pozdrawiam
Muszę zaprotestować przeciw temu co Pan wypisuje.
1. Zycie niedorobione – co to za język? W jakiej terminologii medycznej ma on oparcie?
2. Wysuwa zarzut ideologizacji. To ja stronię od argumentów światopoglądowych a Pan cały czas wchodzi na teren religii i światopoglądu. Zacytowałem Panu opinię profesjonalistów w tej dziedzinie. Nie raczył Pan nawet zmierzyć się z ich stwierdzeniami.
3. To ja w dyskusji powołuję się na naukowców a nie Pan.
5. Co do gwiazd – szkoda, że nie rozumie Pan( albo nie chce rozumieć ) tego, że to była metafora.
Prezentuje Pan postawę stroniącą od wiedzy naukowej posługując się komunałami vide “życie niedorobione”.
Wybrał Pan taką postawę. Ale to poziom opisywania konkretnej rzeczywistości który kojarzy mi się z tym, co uosabia zjawisko znane jako ignorancja.
Przyznam, że jestem rozczarowany Pana podejściem do zagadnienia i rzetelnością w podejściu do tematu. Pan prezentuje swoje przekonania które nie mają oparcia w nauce. W czym mają oparcie nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć.
Ukłony.
**********************
poldek34 -- 14.05.2012 - 08:50Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Panie Jerzy.
Niestety tak to wygląda, jak Pan w ostatnim komentarzu wyraził. Gdy nie poruszamy kwestii życia niedorobionego, to gwiazdy wydają się te same. Niemniej jakakolwiek wzmianka na ten temat powoduje zupełną zmianę Pańskiego sposobu dyskusji. Z racjonalnego przechodzi Pan na ideologiczny. Te gwiazdy są zupełnie nie moje. Niczego na to nie poradzę.
Pozdrawiam
Muszę zaprotestować przeciw temu co Pan wypisuje.
Pańskie prawo protestować.
1. Zycie niedorobione – co to za język? W jakiej terminologii medycznej ma on oparcie?
To jest rozsądna przeciwwaga dla terminu „dzieci nienarodzone”. Nie ma żadnego naukowego uzasadnienia używania innego terminu niż płód. Zawsze Pan tak pisze o płodzie?
2. Wysuwa zarzut ideologizacji. To ja stronię od argumentów światopoglądowych a Pan cały czas wchodzi na teren religii i światopoglądu. Zacytowałem Panu opinię profesjonalistów w tej dziedzinie. Nie raczył Pan nawet zmierzyć się z ich stwierdzeniami.
To, że ma się tytuł profesora, świadczy jedynie o tym, że umie się robić karierę naukową i nic ponadto. Nie zwalnia to z uzależnienia od ideologii. Pan zadał sobie trud znalezienia cytatów potwierdzających Pańskie poglądy. Dyskusja z tymi poglądami trwa między nami od zawsze, więc nie widzę powodu, by analizować wyrwane z kontekstu wypowiedzi osób trzecich. Przytoczyłem Panu postać pani profesor Środa, której zdanie jest przeciwne do cytowanych przez Pana. Czy sądzi Pan, że jest to jedyny profesor o takich poglądach? Tyle, że mnie się nie chce wyszukiwać stwierdzenia potwierdzające moje poglądy. Proszę to samemu zrobić. Ja nie muszę dotykać rozpalonego garnka by wiedzieć, że parzy, natomiast Pan wydaje się mieć kłopoty z przyjęciem informacji nawet wtedy, gdy dowody są niepodważalne.
3. To ja w dyskusji powołuję się na naukowców a nie Pan.
W sprawie „pokoju na świecie” laureat Nobla w dziedzinie fizyki jest takim samym specjalistą jak sprzątaczka sprzątająca salę, w której wręczono mu nagrodę. Niemniej wszystkim się wydaje, że jego zdanie jest warte więcej. Jest to czyste złudzenie. (Naukowiec to nie to samo co profesor. :) )
5. Co do gwiazd – szkoda, że nie rozumie Pan( albo nie chce rozumieć ) tego, że to była metafora.
Szkoda, że mnie Pan nie docenia. :)
Prezentuje Pan postawę stroniącą od wiedzy naukowej posługując się komunałami vide “życie niedorobione”.
Wybrał Pan taką postawę. Ale to poziom opisywania konkretnej rzeczywistości który kojarzy mi się z tym, co uosabia zjawisko znane jako ignorancja.
Pańska analiza mojej osoby jest tyle zabawna, co nietrafiona.
Przyznam, że jestem rozczarowany Pana podejściem do zagadnienia i rzetelnością w podejściu do tematu. Pan prezentuje swoje przekonania które nie mają oparcia w nauce. W czym mają oparcie nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć.
Pańskie przekonania mają takie samo oparcie w nauce jak to, które zarzuca Pan mnie, czyli żadne. Pewnie dlatego nie może Pan obalić żadnego z moich argumentów na rzecz uznania moment narodzin za kluczowy dla człowieczeństwa. Moje argumenty oparte są o wiedzę, choć Pan tego nie chce przyjąć do wiadomości. (Jak tam szukanie polityka, który odniósł sukces mówiąc prawdę?)
Przerzucanie się przez Pana z jednej sprawy na drugą, gdy tylko pojawia się problem w argumentacji, świadczy o braku argumentów z Pana strony. Powoływanie się na profesorów, jest typowym odwoływaniem się do autorytetu zewnętrznego. Problem polega na tym, że dla mnie ci profesorowie autorytetami nie są. Zbyt dużo wiem o przekrętach robionych przez pracowników nauki.
Ukłony.
**********************
Drążę tunel.. .
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 15.05.2012 - 17:54Panie Jerzy
zycie niedorobione. (..) rozsądna przeciwwaga dla terminu „dzieci nienarodzone”
Proszę wskazać w naszej rozmowie miejsce gdzie używam terminu dzieci nienarodzone. To pierwsza rzecz świadcząca o Pańskiej nierzetelności w dyskusji.
Zaś druga istotna rzecz to kwestia prawna. Dziecko które np. zmarło w łonie Matki traktowane jest jak pełnoprawny obywatel naszego kraju. Otrzymuje on akt urodzenia oraz jest on podmiotowo traktowany tak, jak każdy człowiek któremu zdarzyło się umrzeć. Co w praktyce oznacza, że przysługują wszystkie świadczenia związane z pochówkiem zmarłego, urlopem macierzyńskim matki przysługują właśnie z tego powodu, że nastąpił zgon człowieka.
Zaś termin życie niedorobione jest wg mnie, wulgarnym określeniem istoty ludzkiej w płodowej fazie swojego życia – w trakcie tzw. okresu prenatalnego. I proszę nie sprawiać wrażenia, że to humanistyczne oraz naukowe określenie. Skoro Pan nie akceptuje nie tylko zdobyczy medycyny ale także prawa ( konstytucji RP ), to już Pańskie “gwiazdy” i Pańska “cywilizacja”. Argumenty Pana są ideologiczne i zbieżne z dwoma zbrodniczymi systemami miotającymi Europą w ubiegłym wieku.
To, że ma się tytuł profesora, świadczy jedynie o tym, że umie się robić karierę naukową i nic ponadto. Nie zwalnia to z uzależnienia od ideologii. Pan zadał sobie trud znalezienia cytatów potwierdzających Pańskie poglądy. Dyskusja z tymi poglądami trwa między nami od zawsze, więc nie widzę powodu, by analizować wyrwane z kontekstu wypowiedzi osób trzecich.
Proszę więc wykazać ich wyrwanie z kontekstu. Jeśli Pan tego nie uczyni, dowiedzie tylko swojej ignorancji oraz tego, że insynuuje mi manipulację w tej dziedzinie a więc oszustwo.
Przytoczyłem Panu postać pani profesor Środa,
Świadomie w rozmowie z Panem nie używam argumentów światopoglądowych oraz filozoficznych. Tylko poprzestaję na tym, co mówi medycyna. Zatem włączanie tutaj panią Środę-filozofa jest nie na miejscu.
Pan wydaje się mieć kłopoty z przyjęciem informacji nawet wtedy, gdy dowody są niepodważalne.
Rozumiem, że w dyskusji z Panem zamiast usłyszenia Pana argumentów – dowodów niepodważalnych – mam sobie je sam znaleźć? :-))) Zawsze Pan w ten sposób prowadzi dyskusję na jakiś temat? Bo dość osobliwe i wyszukane podejście.
W sprawie „pokoju na świecie” laureat Nobla w dziedzinie fizyki jest takim samym specjalistą jak sprzątaczka sprzątająca salę, w której wręczono mu nagrodę. Niemniej wszystkim się wydaje, że jego zdanie jest warte więcej. Jest to czyste złudzenie. (Naukowiec to nie to samo co profesor. :) )[/uote]
Nikt nie przywołał tutaj ani noblisty ani sprzątaczki. Rozpoczyna Pan kolejny wątek. O tym, czym różni się naukowiec od profesora. A może Pan obali jakiś pogląd jaki zaprezentowali? Bo dotąd nie obalił Pan żadnego a próbuje jedynie dezawuować tytuły a nie poglądy. A więc z poglądami próbuje Pan walczyć metodą jaką rosjanie określają tak: “jak mały piesek nie może ugryźć, to przynajmniej obsika..”.
Pańska analiza mojej osoby jest tyle zabawna, co nietrafiona.
Ja nie analizuję Pana osoby bo nie wiem jaką jest Pan osobą. Wiem natomiast, jakie jest Pana podejście do tematu o jakim rozmawiamy oraz stosunek do argumentów naukowych. A to różnica. Proszę więc mi nie imputować czegoś co nie ma miejsca.
Pańskie przekonania mają takie samo oparcie w nauce jak to, które zarzuca Pan mnie, czyli żadne. Pewnie dlatego nie może Pan obalić żadnego z moich argumentów na rzecz uznania moment narodzin za kluczowy dla człowieczeństwa. Moje argumenty oparte są o wiedzę, choć Pan tego nie chce przyjąć do wiadomości. (Jak tam szukanie polityka, który odniósł sukces mówiąc prawdę?)
i
Przerzucanie się przez Pana z jednej sprawy na drugą, gdy tylko pojawia się problem w argumentacji, świadczy o braku argumentów z Pana strony. Powoływanie się na profesorów, jest typowym odwoływaniem się do autorytetu zewnętrznego. Problem polega na tym, że dla mnie ci profesorowie autorytetami nie są. Zbyt dużo wiem o przekrętach robionych przez pracowników nauki.
Oparłem się na opiniach naukowców zajmujących się tą dziedziną profesjonalnie. Pan ich nie kwestionuje lecz kwestionuje moja metodę: powoływanie się na autorytety zewnętrzne w danej dziedzinie.
Z samego faktu powoływania się na autorytety zewnętrzne nic nie wynika. Chyba, że autorytety te w dziedzinach w jakich sie specjalizują głoszą wiedzę będącą w sprzeczności z nauką jaka reprezentują. One są nadal specjalistami w swojej dziedzinie – podałem stanowiska jakie pełnią w środowisku medycznym.
Powołuję się na autorytety gdyż szanuję Pana jako adwersarza. I nie śmiem przydawać moim opiniom rangi zweryfikowanej wiedzy naukowej – czym zajmują się naukowcy na swoich katedrach i w ramach wykonywania swojego zawodu. Wolę więc Panu zaserwować informację z I ręki.
Uważam także, że ignorowanie medycyny na rzecz własnych przemyśleń, nie konfrontując jej z opiniami specjalistów, w rozmowie na fundamentalne sprawy jest wyrazem nieuczciwości intelektualnej.
Skoro Pan ma inną teorię na temat, początków życia człowieka – niech Pan ją opublikuje i podda krytyce specjalistów w tej materii. Zobaczymy czy wytrzyma ona krytykę.
Potępianie w czambuł wszelkiej wiedzy która nie potwierdza Pana przekonań( bo na poziomie przekonań a nie wiedzy) próbuje Pan odczłowieczyć i odhumanizować człowieka w prenatalnym okresie swojego istnienia jest czymś – dla mnie – nieuczciwym.
zapodam Pan jeszcze jedną naukową opinię:
Badania anatoma z Getyngi, prof. med. Ericha Blechschmidta, zdezaktualizowały definitywnie XIX-wieczną teorię Ernesta Haeckla, który zresztą wyciągał wnioski dotyczące człowieka z badań przeprowadzanych na psach. Obserwacje Blechschmidta wykazały, że odrębność organizmu ludzkiego rozstrzyga się na samym początku rozwoju indywidualnego, już w chwili zapłodnienia. Zachowanie indywidualności wiąże się z ciągłością swoiście ukierunkowanego metabolizmu. W całym okresie rozwojowym organizm stara się pozostać tym, czym był od momentu zapłodnienia. Jest to zasada zachowania indywidualności odrębnej i niepowtarzalnej. Wszelkie stadia rozwojowe człowieka są zmiennym obrazem niezmiennej ludzkiej istoty z jej charakterystycznymi, ludzkimi funkcjami. Innymi słowy – człowiek podczas całej swej ontogenezy, to jest od poczęcia do urodzenia się, JEST człowiekiem, nie zaś staje się nim po jakimś czasie.
Nie podam autora bo dla Pana i tak nie ma to żadnego znaczenia.
Nie użył Pan do tego momentu żadnego argumentu naukowego i medycznego a prezentuje Pan jedynie swoje przekonania. Zaś poglądy specjalistów traktuje tak, jakby nie istniały. Powoływanie się zaś na zewnętrzne autorytety traktuje jako niedopuszczalne w dyskusji. Rozumiem, że pana metoda poznawcza odrzuca wszystkie autorytety zewnętrzne. Jeśli tak, to przyjmuję do wiadomości Pana poglądy ale ich nie podzielam. Wolę dotychczasowy dorobek nauki.
Rozmowa za Panem nie ma specjalnego sensu. Gdyż nie mam zamiaru walczyć z Pana przekonaniami. Z mojej strony jedynie chciałem wiedzieć na jakich podstawach opiera swoje przekonania.
Dowiedziałem się, że na pewno nie są to nauki medyczne. Bo nauki filozoficzne, teologiczne nie są dla Pana żadną podstawą, etyczne ( domniemanie pozytywne) i prawne również( Konstytucja chroni życie ludzkie od poczęcia do naturalnej śmierci).
W tej dziedzinie różnimy się tak dalece jak “wschód od zachodu..” .
Pozdrawiam.
p.s.
Zważywszy, że dyskusja toczy się pod równie fundamentalnym wątkiem, dotyczącym kwestii prawdy w życiu publicznym i jej roli w prowadzenia polityki można dojść do wniosku, że w kwestiach etycznych i moralnych raczej nie dojdziemy do porozumienia.
Te kwestie dla nas raczej pozostaną rozbieżne.
Nie oznacza to, że już w kwestiach szczegółowych, jednostkowych udaje się nam osiągać zbieżność i porozumienie. Z tego się zawsze cieszę i życzę sobie więcej okazji do takich zbieżności poglądowych.
************************
poldek34 -- 16.05.2012 - 13:29Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Panie Jerzy
życie niedorobione. (..) rozsądna przeciwwaga dla terminu „dzieci nienarodzone”
Proszę wskazać w naszej rozmowie miejsce gdzie używam terminu dzieci nienarodzone. To pierwsza rzecz świadcząca o Pańskiej nierzetelności w dyskusji.
Już mamy pierwsze nieporozumienie lub nierzetelność.
1. Nigdzie nie napisałem, że Pan używa terminu „dzieci nienarodzone”. Napisałem, że samo istnienie takiego terminu, jaki jest obecny w dyskursie wokół dopuszczalności przerywania ciąży, powoduje używanie terminu „życie niedorobione” przeze mnie. Zatem to Pan coś imputuje mnie, a nie ja Panu.
2. Nie po to płód spędza 9 miesięcy w łonie ciężarnej by leniuchować i wypoczywać, ale po to by się rozwinąć. Zatem mój termin jest logiczny w przeciwieństwie do terminu „nienarodzeni
staruszkowiedzieci”, permanentnie używane przez zwolenników zamordyzmu w omawianej dziedzinie.Zaś druga istotna rzecz to kwestia prawna. Dziecko które np. zmarło w łonie Matki traktowane jest jak pełnoprawny obywatel naszego kraju. Otrzymuje on akt urodzenia oraz jest on podmiotowo traktowany tak, jak każdy człowiek któremu zdarzyło się umrzeć. Co w praktyce oznacza, że przysługują wszystkie świadczenia związane z pochówkiem zmarłego, urlopem macierzyńskim matki przysługują właśnie z tego powodu, że nastąpił zgon człowieka.
Nie wiem, czy kobiecie, która urodziła martwe dziecko przysługuje urlop macierzyński. Niemniej, jeśli tak, to nie z powodu śmierci płodu ale z powodu porodu. Kwestia nadawania martwym płodom pesla jest w najlepszym razie śmiesznym folklorem, a nie dowodem czegokolwiek. Prawo może wszystko. Sąd na przykład może stwierdzić, że zero nie jest liczbą. Czy zero przestanie być liczbą w wyniku takiego wyroku? Dowodzenie istoty rzeczy z przepisów prawa jest odwracaniem porządku. To prawo powinno oddawać istotę rzeczy, a nie być jej „źródłem”.
Zaś termin życie niedorobione jest wg mnie, wulgarnym określeniem istoty ludzkiej w płodowej fazie swojego życia – w trakcie tzw. okresu prenatalnego. I proszę nie sprawiać wrażenia, że to humanistyczne oraz naukowe określenie. Skoro Pan nie akceptuje nie tylko zdobyczy medycyny ale także prawa ( konstytucji RP ), to już Pańskie “gwiazdy” i Pańska “cywilizacja”. Argumenty Pana są ideologiczne i zbieżne z dwoma zbrodniczymi systemami miotającymi Europą w ubiegłym wieku.
Oczywiście, że w dyskusji ideologicznej należy używać argumentów ideologicznych. Ja jestem w stanie wykazać na czym polega „niedorobienie” płodu w stosunku do człowieka (dotyczy to różnic przed i po urodzeniu). Jestem również gotowy obalić wszystkie pseudonaukowe dowody człowieczeństwa płodu. Będę to robił w oparciu o wiedzę i logikę. Niemniej będzie to dyskusja ideologiczna, bo taki ma charakter nasz spór.
To, że ma się tytuł profesora, świadczy jedynie o tym, że umie się robić karierę naukową i nic ponadto. Nie zwalnia to z uzależnienia od ideologii. Pan zadał sobie trud znalezienia cytatów potwierdzających Pańskie poglądy. Dyskusja z tymi poglądami trwa między nami od zawsze, więc nie widzę powodu, by analizować wyrwane z kontekstu wypowiedzi osób trzecich.
Proszę więc wykazać ich wyrwanie z kontekstu. Jeśli Pan tego nie uczyni, dowiedzie tylko swojej ignorancji oraz tego, że insynuuje mi manipulację w tej dziedzinie a więc oszustwo.
Nie przytoczył Pan kontekstu w jakim padły przytaczane przez Pana zdania, więc są one wyrwane z kontekstu. Czy oczekuje Pan jakiegoś innego dowodu oczywistości? Nie zarzuciłem Panu manipulacji, przed czym wydaje się Pan bronić. Ja niczego nie insynuowałem. Ja stwierdziłem oczywistość.
Przytoczyłem Panu postać pani profesor Środa,
Świadomie w rozmowie z Panem nie używam argumentów światopoglądowych oraz filozoficznych. Tylko poprzestaję na tym, co mówi medycyna. Zatem włączanie tutaj panią Środę-filozofa jest nie na miejscu.
Nie analizuję, jakiej specjalności są autorytety cytowane przez Pana, ale nie istnieje nauka zajmująca się określaniem człowieczeństwa, więc filozofia wydaje się tu znacznie bardziej na miejscu niż medycyna. :)
Pan wydaje się mieć kłopoty z przyjęciem informacji nawet wtedy, gdy dowody są niepodważalne.
Rozumiem, że w dyskusji z Panem zamiast usłyszenia Pana argumentów – dowodów niepodważalnych – mam sobie je sam znaleźć? :-))) Zawsze Pan w ten sposób prowadzi dyskusję na jakiś temat? Bo dość osobliwe i wyszukane podejście.
Podejście osobliwe być może, choć Pan jest odporny na argumenty pchane pod nos. W ramach szukania przykładu dla Pana przeczytałem dyskusje pod moimi starymi wpisami. Dyskutował Pan ze mną na temat wychowania dzieci i nie przyjmował Pan do wiadomości, że Pańska interpretacja mojej wypowiedzi jest zupełnie błędna. Dlatego nie chce mi się szukać równej liczby cytatów zgodnych z moimi poglądami.
W sprawie „pokoju na świecie” laureat Nobla w dziedzinie fizyki jest takim samym specjalistą jak sprzątaczka sprzątająca salę, w której wręczono mu nagrodę. Niemniej wszystkim się wydaje, że jego zdanie jest warte więcej. Jest to czyste złudzenie. (Naukowiec to nie to samo co profesor. :) )
Nikt nie przywołał tutaj ani noblisty ani sprzątaczki. Rozpoczyna Pan kolejny wątek. O tym, czym różni się naukowiec od profesora.
Powoływanie się na profesorów, twierdząc, że nauka tak mówi, to drobne nadużycie.
A może Pan obali jakiś pogląd jaki zaprezentowali? Bo dotąd nie obalił Pan żadnego a próbuje jedynie dezawuować tytuły a nie poglądy. A więc z poglądami próbuje Pan walczyć metodą jaką rosjanie określają tak: “jak mały piesek nie może ugryźć, to przynajmniej obsika..”.
Poglądy prezentuje Pan, a nie profesorowie. Ich Pan przywołuje jako autorytety, a ja ich nie mam za autorytety w przedmiocie sporu. Czy to jest jaśniejsze?
Pańska analiza mojej osoby jest tyle zabawna, co nietrafiona.
Ja nie analizuję Pana osoby bo nie wiem jaką jest Pan osobą. Wiem natomiast, jakie jest Pana podejście do tematu o jakim rozmawiamy oraz stosunek do argumentów naukowych. A to różnica. Proszę więc mi nie imputować czegoś co nie ma miejsca.
Argumenty nie są naukowe tylko ideologiczne, a Pańskie „diagnozy” mówiły o mnie.
Pańskie przekonania mają takie samo oparcie w nauce jak to, które zarzuca Pan mnie, czyli żadne. Pewnie dlatego nie może Pan obalić żadnego z moich argumentów na rzecz uznania moment narodzin za kluczowy dla człowieczeństwa. Moje argumenty oparte są o wiedzę, choć Pan tego nie chce przyjąć do wiadomości. (Jak tam szukanie polityka, który odniósł sukces mówiąc prawdę?)
i
Przerzucanie się przez Pana z jednej sprawy na drugą, gdy tylko pojawia się problem w argumentacji, świadczy o braku argumentów z Pana strony. Powoływanie się na profesorów, jest typowym odwoływaniem się do autorytetu zewnętrznego. Problem polega na tym, że dla mnie ci profesorowie autorytetami nie są. Zbyt dużo wiem o przekrętach robionych przez pracowników nauki.
Oparłem się na opiniach naukowców zajmujących się tą dziedziną profesjonalnie. Pan ich nie kwestionuje lecz kwestionuje moja metodę: powoływanie się na autorytety zewnętrzne w danej dziedzinie.
Skąd wziął Pan dziedzinę nauki zajmującą się określaniem, kiedy zarodek staje się człowiekiem?
Z samego faktu powoływania się na autorytety zewnętrzne nic nie wynika. Chyba, że autorytety te w dziedzinach w jakich sie specjalizują głoszą wiedzę będącą w sprzeczności z nauką jaka reprezentują. One są nadal specjalistami w swojej dziedzinie – podałem stanowiska jakie pełnią w środowisku medycznym.
Gdybyśmy dyskutowali sposób leczenia choroby, to autorytety medyczne mogłyby mieć jakąś wartość. My rozmawiamy o momencie zaistnienia człowieka. Co do tego ma medycyna? Moim zdaniem niewiele…
Powołuję się na autorytety gdyż szanuję Pana jako adwersarza. I nie śmiem przydawać moim opiniom rangi zweryfikowanej wiedzy naukowej – czym zajmują się naukowcy na swoich katedrach i w ramach wykonywania swojego zawodu. Wolę więc Panu zaserwować informację z I ręki.
Szczerze mówiąc wolałbym powołanie się na autorytet papieża, choć ja mógłbym przebić wtedy powołaniem się na jego szefa…
Uważam także, że ignorowanie medycyny na rzecz własnych przemyśleń, nie konfrontując jej z opiniami specjalistów, w rozmowie na fundamentalne sprawy jest wyrazem nieuczciwości intelektualnej.
Zapewniam Pana, że w przypadku leczenia uwzględniam zdanie lekarza. Natomiast w sprawach leżących poza medycyną wierzę bardziej w mój rozum niż w cudzy. Wynika to z mojej wiedzy i rachunku prawdopodobieństwa. Szanse, że profesor, a medycyny w szczególności ma iloraz inteligencji wyższy ode mnie są równe zeru (z dokładnością do jednego miejsca po przecinku. Zatem byłbym „nieuczciwy intelektualnie”, gdybym opierał się na nich jako autorytetach. :(
Skoro Pan ma inną teorię na temat, początków życia człowieka – niech Pan ją opublikuje i podda krytyce specjalistów w tej materii. Zobaczymy czy wytrzyma ona krytykę.
Ja w dziedzinie, w której jestem profesjonalistą nie mogę dotrzeć do kolegów po fachu, a Pan sobie życzy bym występował z tekstem filozoficznym. Wolne żarty. Poza tym, kto ma być tym specjalistą w materii zostawania człowiekiem?
Potępianie w czambuł wszelkiej wiedzy która nie potwierdza Pana przekonań (bo na poziomie przekonań a nie wiedzy) próbuje Pan odczłowieczyć i odhumanizować człowieka w prenatalnym okresie swojego istnienia jest czymś – dla mnie – nieuczciwym.
Problem polega na tym, że Pan swoją tezę, której należy dowieść, przedstawia jako założenie naukowe. A ja nie podzielam Pańskiego przekonania, że jest to teza prawdziwa. Założenie, przyjęte przez Pana, moim zdaniem jest fałszywe.
zapodam Pan jeszcze jedną naukową opinię:
Badania anatoma z Getyngi, prof. med. Ericha Blechschmidta, zdezaktualizowały definitywnie XIX-wieczną teorię Ernesta Haeckla, który zresztą wyciągał wnioski dotyczące człowieka z badań przeprowadzanych na psach. Obserwacje Blechschmidta wykazały, że odrębność organizmu ludzkiego rozstrzyga się na samym początku rozwoju indywidualnego, już w chwili zapłodnienia. Zachowanie indywidualności wiąże się z ciągłością swoiście ukierunkowanego metabolizmu. W całym okresie rozwojowym organizm stara się pozostać tym, czym był od momentu zapłodnienia. Jest to zasada zachowania indywidualności odrębnej i niepowtarzalnej. Wszelkie stadia rozwojowe człowieka są zmiennym obrazem niezmiennej ludzkiej istoty z jej charakterystycznymi, ludzkimi funkcjami. Innymi słowy – człowiek podczas całej swej ontogenezy, to jest od poczęcia do urodzenia się, JEST człowiekiem, nie zaś staje się nim po jakimś czasie.
Nie podam autora bo dla Pana i tak nie ma to żadnego znaczenia.
Rzeczywiście zupełnie nie ma znaczenia kto to „naukowe” stwierdzenie wysmażył:
1. Częściowo jest to stwierdzenie faktów. Rozwój organizmu zaczyna się zapłodnieniem, a kończy ustaniem funkcji życiowych.
2. Organizm nie stara się być zygotą, tylko rozwija się, dążąc do osiągnięcia dojrzałości płciowej i wydania potomstwa. Taka jest jego funkcja biologiczna. Niemniej stwierdzenie „stara się pozostać tym, czym był od momentu zapłodnienia” jest ewidentnie sprzeczne z faktami znanymi uczniowi podstawówki.
3. Wnioskowanie z biologicznego rozwoju organizmu o człowieczeństwie jest nieuprawnioną ekstrapolacją biologii na ducha. Zatem jest to kompromitacja autora cytowanego „naukowego” bełkotu. Niech pozostanie anonimem…
Nie użył Pan do tego momentu żadnego argumentu naukowego i medycznego a prezentuje Pan jedynie swoje przekonania. Zaś poglądy specjalistów traktuje tak, jakby nie istniały. Powoływanie się zaś na zewnętrzne autorytety traktuje jako niedopuszczalne w dyskusji. Rozumiem, że pana metoda poznawcza odrzuca wszystkie autorytety zewnętrzne. Jeśli tak, to przyjmuję do wiadomości Pana poglądy ale ich nie podzielam. Wolę dotychczasowy dorobek nauki.
Pan woli przekonania ludzi, którzy podzielają Pańskie przekonania. Z nauką nie ma to niczego wspólnego. Autorytety mogą być autorytetami, gdy odzywają się w swojej dziedzinie. To kiedy stajemy się ludźmi nie jest przedmiotem medycyny. Prędzej teologii.
Rozmowa za Panem nie ma specjalnego sensu. Gdyż nie mam zamiaru walczyć z Pana przekonaniami. Z mojej strony jedynie chciałem wiedzieć na jakich podstawach opiera swoje przekonania.
Rzeczywiście dalsza dyskusja wielkiego sensu nie ma. Swoje przekonania staram się opierać na wiedzy i logice. Z reguły się sprawdza.
Dowiedziałem się, że na pewno nie są to nauki medyczne. Bo nauki filozoficzne, teologiczne nie są dla Pana żadną podstawą, etyczne (domniemanie pozytywne) i prawne również (Konstytucja chroni życie ludzkie od poczęcia do naturalnej śmierci).
Nie dowiedział się Pan, tylko wyciągnął błędne wnioski. To subtelna różnica. Nie wiem co to jest nauka prawna, ale konstytucja jest aktem prawnym, a nie źródłem wiedzy. Nie należy tego mieszać. Ja z przesłanek biologicznych wyciągam inne wnioski niż Pan, co nie oznacza, że biologia nie jest brana przeze mnie pod uwagę. O psychologii nawet nie powinienem wspominać, bo jest chyba oczywista. Natomiast medycyna rzeczywiście w omawianym kontekście mnie nie interesuje.
W tej dziedzinie różnimy się tak dalece jak “wschód od zachodu..” .
Zgoda
Pozdrawiam.
p.s.
Zważywszy, że dyskusja toczy się pod równie fundamentalnym wątkiem, dotyczącym kwestii prawdy w życiu publicznym i jej roli w prowadzenia polityki można dojść do wniosku, że w kwestiach etycznych i moralnych raczej nie dojdziemy do porozumienia.
Te kwestie dla nas raczej pozostaną rozbieżne.
Może okazać się, że nie wszystkie i nie zawsze…
Nie oznacza to, że już w kwestiach szczegółowych, jednostkowych udaje się nam osiągać zbieżność i porozumienie. Z tego się zawsze cieszę i życzę sobie więcej okazji do takich zbieżności poglądowych.
************************
Drążę tunel.. .
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.05.2012 - 02:58J.M.
Wnioskowanie z biologicznego rozwoju organizmu o człowieczeństwie jest nieuprawnioną ekstrapolacją biologii na ducha. Zatem jest to kompromitacja autora cytowanego „naukowego” bełkotu. Niech pozostanie anonimem…
We wspomnianym `cytacie do którego Pan się odniósł nie ma znaczenia istnienie lub nieistnienie ducha. Więc pisze Pan nie na temat. Wiec jeśli już szuka Pan bełkotu w komentarzach, to raczej Pańskich.
kwestia: dzieci nienarodzone = życie niedorobione
Pan wybaczy ale wulgarnego określenia nie można zaliczyć w poczet rzetelnych określeń potwierdzających z życiem jakiej istoty mamy do czynienia od momentu poczęcia.
urlop macierzyński, akt zgonu, świadczenie ZUS
Bardzo się Pan prześliznął przez ten argument. Urlop macierzyński związany jest z urodzeniem dziecka – niezależnie czy żywego czy martwego, niezależnie w którym tygodniu życia dziecka i niezależnie od tego czy rodzic wierzy w duszę czy nie.
dyskusja ideologiczna, bo taki ma charakter nasz spór.
Proszę mówić za siebie.
Jestem również gotowy obalić wszystkie pseudonaukowe dowody człowieczeństwa płodu.
Już rozmawiamy od kilku dni a Pan się tylko przechwala oraz używa argumentów ideologicznych bagatelizując medycynę w tym zakresie. To jakby porównać diagnozę znachora z diagnozą profesora w danej dziedzinie.
Nie zarzuciłem Panu manipulacji, przed czym wydaje się Pan bronić. Ja niczego nie insynuowałem. Ja stwierdziłem oczywistość.
Nie mam w zwyczaju wierzyć Panu na słowo( po przeczytaniu kilku Pana wypowiedzi w tej dyskusji). Kto w małych rzeczach jest rzetelny, jest i rzetelny w wielkich. Pan nie ma w zwyczaju uznawać faktów potwierdzonych naukowo. Zatem werbalne powiedzenie “stwierdziłem rzeczywistość” jest dla mnie zupełnie puste, pozbawione wartości prawdy lub fałszu. Chyba, że posiada Pan przymioty boskie: stwarzania z niczego.. .
Najpierw zarzucił mi Pan posługiwanie się autorytetami zewnętrznymi. Gdy Panu wykazałem że ta metoda jest jak najbardziej ok. Zarzuca Pan, że wyrwałem ich zdanie z kontekstu. Szkoda, że nie odniósł się Pan ani słowem do tego co powiedzieli. Ba! Przypuszczam, ze nie zadał sobie nawet trudu ich przeczytania.. .
Nie analizuję, jakiej specjalności są autorytety cytowane przez Pana, ale nie istnieje nauka zajmująca się określaniem człowieczeństwa, więc filozofia wydaje się tu znacznie bardziej na miejscu niż medycyna. :)
Człowieczeństwo nie jest terminem/określeniem medycznym. Znowu ucieka Pan z terenu medycyny. Skąd ten lęk przed naukami przyrodniczymi w odniesieniu do badania życia ludzkiego w okresie prenatalnym?
Powoływanie się na profesorów, twierdząc, że nauka tak mówi, to drobne nadużycie.
Nauka nie ma ust więc nie mówi. Mówią w “jej imieniu” naukowcy.
ich Pan przywołuje jako autorytety, a ja ich nie mam za autorytety w przedmiocie sporu. Czy to jest jaśniejsze?
Jeśli jako konr_autorytet Pan przywołuje prof. Srodę, to ma Pan dość osobliwe kryterium dobierania autorytetów w dziedzinie medycyny prenatalnej.
Skąd wziął Pan dziedzinę nauki zajmującą się określaniem, kiedy zarodek staje się człowiekiem?
Rozmawialiśmy onegdaj o kryterium określenia momentu w który etapie rozwoju komórki jajowej można mówić o człowieku. Pan przyjmuje moment urodzin jako owego momentu. Medycyna twierdzi inaczej, co potwierdza również prawo do życia gwarantowane konstytucyjnie.
Na tym polega różnica zdań pomiędzy Panem a mną jak i również medycyną, ale także ustawodawcą chroniącym życia człowieka przed takimi ludźmi jak Pan, którzy twierdzą, że do momentu urodzin istota która żyje pod sercem matki osoba, człowiekiem nie jest. Kryterium urodzin jest niedorzeczne dla określania jakości życia powstałego w momencie poczęcia.
Biologiczne życie istoty ludzkiej i stwierdzenie go lub zanegowanie jego istnienia nie jest problemem natury filozoficznej. Proszę więc nie mieszać porządków filozoficznych i materialnych.
Nie wiem co to jest nauka prawna, ale konstytucja jest aktem prawnym, a nie źródłem wiedzy.
Konstytucja potwierdza prawa a nie je nadaje – to subtelna różnica.
Ja z przesłanek biologicznych wyciągam inne wnioski niż Pan, co nie oznacza, że biologia nie jest brana przeze mnie pod uwagę. O psychologii nawet nie powinienem wspominać, bo jest chyba oczywista. Natomiast medycyna rzeczywiście w omawianym kontekście mnie nie interesuje.
Badaniem życia człowieka( także) pod względem biologicznym zajmuje się medycyna.
Jednak – rozumiem – że dla psychologa człowiek w fazie prenatalnej nie jest osobą gdyż nie można prowadzić z nim wywiadu ani nie zgłosi się do niego po poradę.. . :-))) Ale przecież człowiek bez kończyn, niewidomy i głuchy też nie będzie mógł udać się do psychologa. Czy ów psycholog również arbitralnie stwierdzi, że nie jest ów pacjent człowiekiem?
Może Pan również uważać, że nie istnieją dziedziny medycyny które potwierdzają to, na co Pan zamyka oczy. Przecież to nie jest zabronione.
Jednak trzeba wziąć pod uwagę jedną istotną rzecz. W sensie prawnym ignorancja zawiniona lub niezawiniona nie zwalnia od odpowiedzialności karnej. A więc nie jest to błahostka, uważać życie osoby ludzkiej za życie niedorobione lub traktować dziecko przed momentem urodzin jako nie osobę. Gdyby tak było, bycie istotą ludzką byłoby czymś nadawanym przez rodziców( jak imię, nazwisko, narodowość) a nie czymś przysługującym z natury. A gdyby uznać taki punkt widzenia( uznawania bycia osobą dowolnie), to fakt uznania Pana jako człowieka zależałby od innych ludzi a nie od Pana. Czy to nie “zabawne”?
Pozdrawiam
************************
poldek34 -- 17.05.2012 - 13:52Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Udzielę szczegółowej odpowiedzi później. Na gorąco jedna zasadnicza sprawa. Ja nie dyskutuję z opiniami, tylko z argumentami. Poda Pan argumenty (na przykład „zygota ma wszystkie geny człowieka”), a ja wykażę, że nie ma to żadnego znaczenia dla uznania jej za człowieka. Niemniej Pan musi podać argumenty za swoim stanowiskiem, bo ja nie będę obalał swoich argumentów…
To ja jestem ten leniwy, a Pan jest pracusiem. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.05.2012 - 15:56Panie Jerzy
Udzielę szczegółowej odpowiedzi później. Na gorąco jedna zasadnicza sprawa. Ja nie dyskutuję z opiniami, tylko z argumentami. Poda Pan argumenty (na przykład „zygota ma wszystkie geny człowieka”), a ja wykażę, że nie ma to żadnego znaczenia dla uznania jej za człowieka. Niemniej Pan musi podać argumenty za swoim stanowiskiem, bo ja nie będę obalał swoich argumentów…
Pozdrawiam
Sprawa dla mnie jest jasna – dla specjalistów również. Pan zaś “pływa” udając, że w nauce dopiero teraz rozpoczyna się “oświecenie” w tej dziedzinie.
To ja jestem ten leniwy, a Pan jest pracusiem. :)
Nie będę więc przeszkadzał w błogim śnie i złudzeniach w tej dziedzinie. Czytać Pan umie, więc czas może się zająć dogłębnie tym tematem zamiast powielać lewicowe stereotypy.
Proponuję lekturę rozpocząć od studium dokonań nie żyjącego już doktora Bernarda Nathansona który był szefem największej kliniki aborcyjnej w USA. Nadzorował około 75. tys. aborcji. Osobiście, jak oceniał, przeprowadził ich około 5 tys. w tym m.in. na swojej dziewczynie, która była z nim w ciąży. Był jednym ze współzałożycieli i kierowników NARAL, największej amerykańskiej organizacji, promującej zabijanie nienarodzonych. Jednak zmienił zdanie i przez 40 lat był aktywnym działaczem pro-life.
Obawiam się, że nic już dla Pana w tym temacie nie mam do dodania. Resztę Pan doczyta albo pozostanie w błogim leniuchowaniu.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 17.05.2012 - 22:44Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Ponieważ zdążył Pan zamieścić kolejny komentarz, zanim zebrałem się do odpowiedzi, więc odpowiem na oba komentarze łącznie.
J.M.
Wnioskowanie z biologicznego rozwoju organizmu o człowieczeństwie jest nieuprawnioną ekstrapolacją biologii na ducha. Zatem jest to kompromitacja autora cytowanego „naukowego” bełkotu. Niech pozostanie anonimem…
We wspomnianym `cytacie do którego Pan się odniósł nie ma znaczenia istnienie lub nieistnienie ducha. Więc pisze Pan nie na temat. Wiec jeśli już szuka Pan bełkotu w komentarzach, to raczej Pańskich.
Usiłuje mnie Pan od czasu do czasu obrażać, a ja z Panem staram się łopatologicznie, tak by każdy zrozumiał.
Człowieka od zwierzęcia odróżnia dusza nieśmiertelna. Jeśli chce Pan dyskutować o człowieczeństwie, nie może Pan się chować za utożsamianie człowieka z jego ciałem. Takie stanowisko jest sprzeczne z nauczaniem kościoła, na którego naukę lubi się Pan powoływać. Jeśli chce Pan sprowadzić człowieka do poziomu bydlęcia i uznaje Pan, że biologiczna powłoka stanowi o istocie człowieka, to ma Pan rację. W momencie zapłodnienia jest to odrębny organizm biologiczny. niemniej jest to poziom bydlęcia, a dla mnie człowiek to coś jeszcze. Dlatego co pewien czas przypominam Panu o różnicy pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem, a Pan twierdzi, że to jest wychodzenie poza ramy dyskusji. Czy Pan się zastanawia jakie konsekwencje ma Pana stanowisko?
kwestia: dzieci nienarodzone = życie niedorobione
Pan wybaczy ale wulgarnego określenia nie można zaliczyć w poczet rzetelnych określeń potwierdzających z życiem jakiej istoty mamy do czynienia od momentu poczęcia.
1. Sugerowanie, że cytuje Pan moją wypowiedź, gdy dokonuje jej interpretacji, jest zabiegiem nieuczciwym.
2. Nie widzę niczego wulgarnego w terminie „życie niedorobione”. Przy bardzo rygorystycznym podejściu do języka można uznać to za kolokwializm. Natomiast jest to stwierdzenie bliższe stanowi faktycznemu niż bełkotanie o nienarodzonych starcach.
3. Jeśli Pan lubi zapis matematyczny to powinno to wyglądać tak:
„dziecko nienarodzone” ≠ płód ≃ „życie niedorobione”
Oczywiście termin płód jest zdecydowanie najlepszy, niemniej jak długo Pańska strona używa terminu „dzieci…”, który jest zwykłą manipulacją, tak długo druga strona musi odpowiadać manipulacją odwrotną.
urlop macierzyński, akt zgonu, świadczenie ZUS
Bardzo się Pan prześliznął przez ten argument. Urlop macierzyński związany jest z urodzeniem dziecka – niezależnie czy żywego czy martwego, niezależnie w którym tygodniu życia dziecka i niezależnie od tego czy rodzic wierzy w duszę czy nie.
Niech Pan mi znajdzie jeden przypadek uznania poronienia (1÷6 miesiąc ciąży) za poród, a uznam, że należy nad tym argumentem pomyśleć. Poza tym, uznanie przez Państwo czegoś w ramach przepisów
lewaprawa, nie wpływa na istotę rzeczy. Proszę więc się zastanowić nad sensownością używania tego typu argumentów.dyskusja ideologiczna, bo taki ma charakter nasz spór.
Proszę mówić za siebie.
Spieranie się o to, kiedy człowiek jest człowiekiem, a kiedy możemy mówić o organizmie jest istotą tego sporu. Jeśli Pan tego nie dostrzegł i nie rozumie, że jego natura jest filozoficzna, czy też ideologiczna, to co Pan robi w ramach tej dyskusji?
Jestem również gotowy obalić wszystkie pseudonaukowe dowody człowieczeństwa płodu.
Już rozmawiamy od kilku dni a Pan się tylko przechwala oraz używa argumentów ideologicznych bagatelizując medycynę w tym zakresie. To jakby porównać diagnozę znachora z diagnozą profesora w danej dziedzinie.
Opinie nawet najwybitniejszych „uczonych”, nie są argumentami. Pan przytacza swoje bądź cudze opinie, że ma Pan rację i chce żebym z Panem dyskutował. Proszę wskazać argument. Wtedy go obalę. Przykład argumentu Panu podałem. Jakoś nie zająknął się Pan na jego temat…
Nie wiem co ma Pan do znachorów, ale ja bym nie ryzykował pogardy dla wiedzy, której się nie rozumie. Zawsze będę pamiętał kobietę, która w programie Tonego Halika opowiadała jak znachor/szaman meksykański wyleczył jej kolano, którego nie miała prawa zginać, a w programie spokojnie siadała i wstawała. Co ciekawe, na zdjęciach rentgenowskich, już po zabiegu znachora, kolano nadal było strzaskane i niedolne do zginania się. Co Pan na takie dictvm?
Nie zarzuciłem Panu manipulacji, przed czym wydaje się Pan bronić. Ja niczego nie insynuowałem. Ja stwierdziłem oczywistość.
Nie mam w zwyczaju wierzyć Panu na słowo( po przeczytaniu kilku Pana wypowiedzi w tej dyskusji). Kto w małych rzeczach jest rzetelny, jest i rzetelny w wielkich. Pan nie ma w zwyczaju uznawać faktów potwierdzonych naukowo. Zatem werbalne powiedzenie “stwierdziłem rzeczywistość” jest dla mnie zupełnie puste, pozbawione wartości prawdy lub fałszu. Chyba, że posiada Pan przymioty boskie: stwarzania z niczego…
Wiara w rzetelność adwersarza jest podstawą dyskusji. Pan wyrywa zdania z kontekstu i zarzuca mi brak rzetelności. Ja cytuję Pana wypowiedzi bez skrótów i nie muszę się odwoływać do argumentu braku wiary w Pańską uczciwość. Kto z nas lepiej wypada w świetle faktów? Proszę nie odpowiadać na to pytanie. To jest pytanie retoryczne.
Najpierw zarzucił mi Pan posługiwanie się autorytetami zewnętrznymi. Gdy Panu wykazałem że ta metoda jest jak najbardziej ok. Zarzuca Pan, że wyrwałem ich zdanie z kontekstu. Szkoda, że nie odniósł się Pan ani słowem do tego co powiedzieli. Ba! Przypuszczam, ze nie zadał sobie nawet trudu ich przeczytania…
1. Gdzie Pan wykazał, że autorytek zewnętrzny jest źródłem wiedzy i dobrym argumentem w dyskusji?
2. Przeczytałem bodajże pierwsze dwie z przytoczonych wypowiedzi „autorytetów” i po stwierdzeniu, że są to opinie bez merytorycznych argumentów darowałem sobie. Szkoda mojego czasu, na czytanie ludzi, którzy się z Panem zgadzają, a których nie będę miał okazji wyprowadzić z błędu. Pan ma szanse przejrzeć na swoje cudne zapewne oczęta, dzięki mojemu wysiłkowi. Oni nigdy nie będą mieli okazji czytać moich przemyśleń, a na pewno nie w wyniku powołania się na ich opinie przez Pana. Zatem niech Pan nie oczekuje zbyt wiele!
Nie analizuję, jakiej specjalności są autorytety cytowane przez Pana, ale nie istnieje nauka zajmująca się określaniem człowieczeństwa, więc filozofia wydaje się tu znacznie bardziej na miejscu niż medycyna. :)
Człowieczeństwo nie jest terminem/określeniem medycznym. Znowu ucieka Pan z terenu medycyny. Skąd ten lęk przed naukami przyrodniczymi w odniesieniu do badania życia ludzkiego w okresie prenatalnym?
Medycyna zajmuje się leczeniem ciała. Wyjątek jakim jest psychiatria, nie zmienia znaczenia relacji człowiek – medycyna. Natomiast istota człowieka ma charakter niematerialny. Psychika nie jest ciałem. Człowiek nie jest organizmem. Czy to tak trudno pojąć człowiekowi odwołującemu się do nauki kościoła? A jeśli stwierdza Pan, że „człowieczeństwo nie jest terminem medycznym” to po jakie licho powołuje się Pan na lekarzy. Przecież to jest strzelanie sobie samobója.
Powoływanie się na profesorów, twierdząc, że nauka tak mówi, to drobne nadużycie.
Nauka nie ma ust więc nie mówi. Mówią w “jej imieniu” naukowcy.
Nauka mówi coś, jeśli jest to zdanie naukowo weryfikowalne. Opinie naukowców, szczególnie naukowo nieweryfikowalne nie są głosem nauki.
Przykładem nienaukowych stwierdzeń są wszelkie stwierdzenia czynione na gruncie psychoanalizy, która nie jest nauką. Tak się składa, że z metodologii miałem piąteczkę. :)
ich Pan przywołuje jako autorytety, a ja ich nie mam za autorytety w przedmiocie sporu. Czy to jest jaśniejsze?
Jeśli jako konr_autorytet Pan przywołuje prof. Srodę, to ma Pan dość osobliwe kryterium dobierania autorytetów w dziedzinie medycyny prenatalnej.
Nie dyskutujemy zdrowia płodów, tylko kiedy możemy mówić o człowieku. To nie jest temat medyczny. A profesor Środa jest przykładem osoby, która ma inne opinie niż Pan, a nie moim autorytetem. Można to zauważyć z jakim obrzydzeniem przywołuję ją. Natomiast mój stosunek do profesora Środa nie zmienia tego, że jej opinie są sprzeczne z Pańskimi. Zatem można znaleźć profesorów niepodzielających Pańskich poglądów, co było do udowodnienia. Ta profesor niestety zapamiętała mi się, a tak to bym musiał szukać jakiegoś przykładu w sieci. Niemniej są takie. :)
Skąd wziął Pan dziedzinę nauki zajmującą się określaniem, kiedy zarodek staje się człowiekiem?
Rozmawialiśmy onegdaj o kryterium określenia momentu w który etapie rozwoju komórki jajowej można mówić o człowieku. Pan przyjmuje moment urodzin jako owego momentu. Medycyna twierdzi inaczej, co potwierdza również prawo do życia gwarantowane konstytucyjnie.
Medycyna w tym temacie się nie może wypowiadać, bo nie ma jak zweryfikować naukowo opinii na jakie się Pan powołuje. Konstytucja nie opisuje rzeczywistości i również nie jest dowodem czegokolwiek.
Na tym polega różnica zdań pomiędzy Panem a mną jak i również medycyną, ale także ustawodawcą chroniącym życia człowieka przed takimi ludźmi jak Pan, którzy twierdzą, że do momentu urodzin istota która żyje pod sercem matki osoba, człowiekiem nie jest. Kryterium urodzin jest niedorzeczne dla określania jakości życia powstałego w momencie poczęcia.
Proszę podać jakiś argument popierający Pański sąd o niedorzeczności „kryterium urodzin”. Bo organizm żyjący nad pęcherzem moczowym jest pasożytem, a po urodzeniu zaczyna żyć jako zwierzę wszystkożerne. To jest zasadnicza zmiana i nie ma żadnych sensownych argumentów by traktować te dwa byty jako jednakowe. Przykro mi, że biologia (nauka) jest przeciwko Panu.
Znów używa Pan argumentów ad personam. Czy ma Pan jakieś informacje, że usunąłem jakąś ciążę? A może chociaż namawiałem jakąś ciężarną na przerwanie ciąży? Może chociaż gdzieś opublikowałem pochwałę przerywania ciąży? Jeśli nie wskaże Pan takich faktów, to proponuję, by odszczekał Pan swoje insynuacje. To, że walczę o prawo kobiet do decydowania o sobie samych, to nie znaczy, że muszę uważać każdy z wyborów za słuszny. Znów zarzuca mi Pan swoje wyobrażenie nie mające niczego wspólnego z rzeczywistością.
Biologiczne życie istoty ludzkiej i stwierdzenie go lub zanegowanie jego istnienia nie jest problemem natury filozoficznej. Proszę więc nie mieszać porządków filozoficznych i materialnych.
Biologia człowieka, nie jest problemem filozoficznym. Bycie i stawanie się człowiekiem jest jak najbardziej tematem filozoficznym. Zatem kto z nas miesza porządki?
[quot]
Nie wiem co to jest nauka prawna, ale konstytucja jest aktem prawnym, a nie źródłem wiedzy.
Konstytucja potwierdza prawa a nie je nadaje – to subtelna różnica.
Kto Panu takich głupot naopowiadał. Zapisanie w konstytucji czegoś jest potwierdzeniem istnienia tegoż? Zatem zapisanie, że Rzeczpospolita jest krajem jednolitym spowodowało zniknięcie Kaszubów, Górali, Ślązaków i innych grup mniej lub bardziej odrębnych, dzięki czemu w Krakowie już nikt nie mówi „na pole” tylko wszyscy mówią „na dwór”. :) Przecież to są jaja z pogrzebu, a nie poważna dyskusja. (Bezpłatna oświata, powszechny dostęp do leczenia i co tam jeszcze nam „gwarantuje” konstytucja…)
Ja z przesłanek biologicznych wyciągam inne wnioski niż Pan, co nie oznacza, że biologia nie jest brana przeze mnie pod uwagę. O psychologii nawet nie powinienem wspominać, bo jest chyba oczywista. Natomiast medycyna rzeczywiście w omawianym kontekście mnie nie interesuje.
Badaniem życia człowieka (także) pod względem biologicznym zajmuje się medycyna.
Skąd wziął Pan taką definicję medycyny. Lekarz nie jest od zajmowania się fenomenem życia człowieka. Od tego są biolodzy zajmujący się w ramach biologii nauką o człowieku. Medycyna jest dziedziną stosowaną biologii, a nie nauką podstawową, taką jak biologia.
Jednak – rozumiem – że dla psychologa człowiek w fazie prenatalnej nie jest osobą gdyż nie można prowadzić z nim wywiadu ani nie zgłosi się do niego po poradę.. . :-))) Ale przecież człowiek bez kończyn, niewidomy i głuchy też nie będzie mógł udać się do psychologa. Czy ów psycholog również arbitralnie stwierdzi, że nie jest ów pacjent człowiekiem?
Sami pytamy, sami odpowiadamy. To, że pytanie i odpowiedź bez sensu, to nie szkodzi. Napisałem powyżej, jaka jest biologiczna różnica pomiędzy płodem a człowiekiem. Proponuję przeczytać i zrozumieć…
Może Pan również uważać, że nie istnieją dziedziny medycyny które potwierdzają to, na co Pan zamyka oczy. Przecież to nie jest zabronione.
À propos czego ta wycieczka?
Jednak trzeba wziąć pod uwagę jedną istotną rzecz. W sensie prawnym ignorancja zawiniona lub niezawiniona nie zwalnia od odpowiedzialności karnej. A więc nie jest to błahostka, uważać życie osoby ludzkiej za życie niedorobione lub traktować dziecko przed momentem urodzin jako nie osobę. Gdyby tak było, bycie istotą ludzką byłoby czymś nadawanym przez rodziców (jak imię, nazwisko, narodowość) a nie czymś przysługującym z natury. A gdyby uznać taki punkt widzenia (uznawania bycia osobą dowolnie), to fakt uznania Pana jako człowieka zależałby od innych ludzi a nie od Pana. Czy to nie “zabawne”?
Oczywiście jest zabawne, że Pańskie rozumowanie jest nielogiczne.
1. Nie można traktować osoby jako życia niedorobionego. Tak jest traktowany płód. Właśnie Pan uzasadnił używanie terminu „życie niedorobione” nazywając płód osobą, oraz pisząc o „dziecku przed momentem urodzin”. To są manipulacje, a nie dowody racji.
2. Pomimo że w chwili urodzin stajemy się człowiekiem, nie jest to kwestią uznaniową zależną od widzimisię rodziców. To jest zjawisko biologiczne, które w przypadku człowieka ma dodatkowy duchowy komponent. Niemniej jajko tuż przed wykluciem jest jajkiem, a po wykluciu mamy do czynienia z ptakiem, żółwiem, krokodylem czy wężem. Sądzi Pan, że ktos te fakty musi akceptować?
3. Gdyby człowieczeństwo było nadawane, to rzeczywiście zależałoby od innych. niemniej Pańskie gdybanie nie ma związku z rzeczywistością i w żaden sposób z niej nie wynika. :) Kłopoty z logiką najwyraźniej.
Pozdrawiam
************************
Drążę tunel.. .
Udzielę szczegółowej odpowiedzi później. Na gorąco jedna zasadnicza sprawa. Ja nie dyskutuję z opiniami, tylko z argumentami. Poda Pan argumenty (na przykład „zygota ma wszystkie geny człowieka”), a ja wykażę, że nie ma to żadnego znaczenia dla uznania jej za człowieka. Niemniej Pan musi podać argumenty za swoim stanowiskiem, bo ja nie będę obalał swoich argumentów…
Pozdrawiam
Sprawa dla mnie jest jasna – dla specjalistów również. Pan zaś “pływa” udając, że w nauce dopiero teraz rozpoczyna się “oświecenie” w tej dziedzinie.
1. Pana wierzenia są jasne. Trudno to nazwać nauką. Jedyni „specjaliści” przytoczeni przez Pana to lekarze, więc specjaliści od chorób ciała, a nie od człowieczeństwa. Zatem stanowisko nauki raczej jasne nie jest. Nauka w tej kwestii nie ma stanowiska.
To ja jestem ten leniwy, a Pan jest pracusiem. :)
Nie będę więc przeszkadzał w błogim śnie i złudzeniach w tej dziedzinie. Czytać Pan umie, więc czas może się zająć dogłębnie tym tematem zamiast powielać lewicowe stereotypy.
Nie wiem dlaczego walkę o wolność kojarzy się Panu z lewicowością. Dla mnie zamordyzm, w tym obyczajowy, jest znacznie bliższy lewicowemu przekonaniu, że wie się jak uszczęśliwić ludzkość kosztem szczęścia poszczególnych ludzi. Zdecydowanie zakazywanie przerywania ciąży, jak i zmuszanie do czynienia tego, są dla mnie pomysłami socjalistycznymi, znaczy lewicowymi. Jedne chce wprowadzać lewica pobożna inne lewica laicka, ale jest to uszczęśliwianie ludzi wbrew nim. Czyste lewactwo…
Proponuję lekturę rozpocząć od studium dokonań nie żyjącego już doktora Bernarda Nathansona który był szefem największej kliniki aborcyjnej w USA. Nadzorował około 75. tys. aborcji. Osobiście, jak oceniał, przeprowadził ich około 5 tys. w tym m.in. na swojej dziewczynie, która była z nim w ciąży. Był jednym ze współzałożycieli i kierowników NARAL, największej amerykańskiej organizacji, promującej zabijanie nienarodzonych. Jednak zmienił zdanie i przez 40 lat był aktywnym działaczem pro-life.
Historia nawróconego grzesznika? Niech zostanie świętym. Nie ma to niczego wspólnego z uznawaniem prawa kobiety do decydowania o sobie. Gdyby pan doktor zaczął myśleć, jak zapobiec niechcianym ciążom, to byłoby interesujące. Walczenie z prawem wyboru kobiety, jest odrażające. Niezależnie od tego jaką decyzję kobieta podejmie.
Obawiam się, że nic już dla Pana w tym temacie nie mam do dodania. Resztę Pan doczyta albo pozostanie w błogim leniuchowaniu.
Obawiam się, że od początku nie miał Pan wiele do powiedzenia, bo żadnego argumentu nie przedstawił Pan. Niemniej poćwiczyłem się w dyskutowaniu. :)
Pozdrawiam.
************************
Drążę tunel.. .
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 19.05.2012 - 00:54Panie Jerzy
Pomimo tego, że zaznaczył Pan aby nie komentować wpisu, to jednak muszę. Idzie pan dalej
W momencie zapłodnienia jest to odrębny organizm biologiczny. niemniej jest to poziom bydlęcia
w wulgaryzację przedmiotu dyskusji: o bydlętach proszę rozmawiać na innym wątku.
Gdyby etap życia człowieka był bydlęcy, to do momentu za nim stałby się człowiekiem musiałby się nim zajmować weterynarz.. . ]
****************
Natomiast chcę skomentować jeszcze jeden – ostatni już Pana akapit – w tej dyskusji. Ja ze swojej strony nie chcę już nic dodawać ponad to, co napiszę niżej.
Niech Pan mi znajdzie jeden przypadek uznania poronienia (1÷6 miesiąc ciąży) za poród, a uznam, że należy nad tym argumentem pomyśleć. Poza tym, uznanie przez Państwo czegoś w ramach przepisów
lewaprawa, nie wpływa na istotę rzeczy. Proszę więc się zastanowić nad sensownością używania tego typu argumentów.Nasze dziecko żyło 16 tygodni i z niewiadomych przyczyn zmarło. Został mu wystawiony akt urodzenia dziecka martwego z wszystkim tego konsekwencjami prawnymi. I jeszcze jedno, Państwo Polskie nie warunkuje potwierdzenia( nie mylić z przyznaniem statusu) bycia człowiekiem istocie ludzkiej w prenatalnej fazie życia. Nie warunkuje tego potwierdzenia czasem jaki upłynął od momenty poczęcia.
Po urodzeniu ( wydobyciu poza organizm Matki) otrzymał swoje imię Dominik, akt urodzenia, został zameldowany w USC, miał katolicki, ludzki nie bydlęcy pochówek oraz zajął miejsce na cmentarzu w naszej rodzinnej mogile.
Jeśli chodzi o fakt empiryczny – > widziałem ciało mojego dziecka – nie przypominało bydlęcia( a wiem co mówię gdyż wychowałem się na wsi).
Dziękuję Panu za dyskusję.
poldek34 -- 18.05.2012 - 13:32************************
Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Pańska osobista tragedia, jest godna współczucia, niemniej nie ma wpływu na istotę rzeczy. Pańska kobieta poroniła i tak to jest nazywane po polsku. W socjalistycznej nowomowie może się to nazywać przedwczesny poród…
Przykro mi z powodu Pańskiej straty
Jerzy Maciejowski -- 19.05.2012 - 00:59@J.M.
Pańska osobista tragedia, jest godna współczucia, niemniej nie ma wpływu na istotę rzeczy. Pańska kobieta poroniła i tak to jest nazywane po polsku. W socjalistycznej nowomowie może się to nazywać przedwczesny poród…
Przykro mi z powodu Pańskiej straty
Przywołałem moje doświadczenie tylko po to, aby Panu odpowiedzieć na konkretne dwa argumenty jakie Pan postawił( zaznaczyłem jakie ). Więc proszę nie udawać, że nie ma to związku z dyskusją:
1. Człowiek to nie bydlę – nawet wcześniak.
2. Owemu człowiekowi wystawia się akt urodzenia z wszystkimi konsekwencjami prawnymi – nawet w okresie życia 0-6 miesięcy.
To ze względu na owe dwa argumenty przywołałem osobiste doświadczenie.
A wydarzenie same w sobie trudne z jednego powodu: przyjmując poronienie jako przerwane życie dziecka, staje się “twarzą w twarz” z prawdą o tym, że moje dziecko nie żyje.. . I ma to konsekwencje nie tylko prawne ale rodzinne.
Najbardziej zaskakujące było to, jak owo wydarzenie zostało przyjęte przez nasze żyjące dzieci. Niezwykle dojrzale i normalnie. Ale to już inny temat.
Pozdr.
************************
poldek34 -- 22.05.2012 - 08:44Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
1. To Pan twierdzi, że w rozmowie o stawaniu się człowiekiem trzeba abstrahować od duszy. To Pan utożsamia organizm (ciało) z człowiekiem. Zatem pretensje o sprowadzanie człowieka do wymiaru zwierzęcia kieruje Pan w niewłaściwym kierunku. Powinien je Pan skierować do siebie.
2. Każdego dnia Bóg dokonuje zabiegu przerwania ciąży u wielu kobiet i część z nich nawet nie wie, że była w ciąży. Czy tym „ludziom” z przerwanych przez Boga ciąż ktoś wystawia akty czegokolwiek? Przecież to co Pan przytacza jako argument jest dowodem na absurdalność działań administracji.
3. Mówienie, że kobieta nie poroniła, tylko urodziła martwe dziecko, jest fałszowaniem rzeczywistości. niemniej rozpacz w obu przypadkach może być tak samo ogromna.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 23.05.2012 - 08:23@J.M.
1. To Pan twierdzi, że w rozmowie o stawaniu się człowiekiem trzeba abstrahować od duszy. To Pan utożsamia organizm (ciało) z człowiekiem. Zatem pretensje o sprowadzanie człowieka do wymiaru zwierzęcia kieruje Pan w niewłaściwym kierunku. Powinien je Pan skierować do siebie.
Albo Pan mnie nie czyta dokładnie albo czyta to, co chciałby wyczytać. Pisałem Panu wcześniej, że w tej dyskusji nie chcę używać argumentów religijnych. A to nie oznacza, że nie uznaję struktury człowieka wg antropologii katolickiej.
2. Każdego dnia Bóg dokonuje zabiegu przerwania ciąży u wielu kobiet i część z nich nawet nie wie, że była w ciąży. Czy tym „ludziom” z przerwanych przez Boga ciąż ktoś wystawia akty czegokolwiek? Przecież to co Pan przytacza jako argument jest dowodem na absurdalność działań administracji.
Pan z uporem chce dyskutować o życiu ludzkim na poziomie religii.
Argument potwierdzenia przez ustawodawcę istnienia autonomicznej jednostki ludzkiej w okresie prenatalnym jest jak najbardziej jednym z wielu argumentów materialnych o jakości życia z jakim mamy do czynienia po poczęciu.
3. Mówienie, że kobieta nie poroniła, tylko urodziła martwe dziecko, jest fałszowaniem rzeczywistości. niemniej rozpacz w obu przypadkach może być tak samo ogromna.
Akt urodzin dziecka oznacza fakt wydostania go poza organizm matki ( czy to siłami natury czy z pomocą lekarza ). Stąd też akt wydostania ciała dziecka martwego poza organizm matki nazywa się również urodzinami właśnie z tego względu. Przecież sam fakt wydostania poza organizm matki nie czyni dziecka człowiekiem ale jedynie zmienia jego bytowanie. Dziecko pozostaje nadal tym kim było w łonie matki.
Zaś wystawienie aktu urodzin dziecka martwego jest niczym innym, jak potwierdzeniem tego, że w tym a nie innym dniu dziecko zostało oddzielone poza organizm matki -> urodziło się. Zaś dokument ten potwierdza nie datę ale podmiotowość istoty która zakończyła swój żywot w łonie matki.
Właśnie ta podmiotowość jest przyczyną potwierdzenia jego człowieczeństwa przez prawo. I właśnie ze względu na tę podmiotowość życie ludzkie jest chronione od momentu poczęcia. Gdyż owa podmiotowość życia ludzkiego zaczyna się w akcie poczęcia.
Ludzie niewierzący uważają, że człowiek jako jedyna istota stworzona posiada niezbywalną godność od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Zaś osoba wierząca wskazuje na źródło tej godności. Jest nim podobieństwo do Boga Ojca. A ono przejawia się w strukturze duchowej człowieka poprzez posiadanie duszy bez której człowiek nie może istnieć.
Reasumując: – świeccy uważają godność osoby ludzkiej jako fundament podmiotowości jaką uzyskuje człowiek w momencie poczęcia
- wierzący uważają, że źródło owej godności tkwi w fakcie posiadania duszy, będącej podobieństwem do Stwórcy. Właśnie ten fakt podobieństwa do Stwórcy czyni człowieka osobą. Bo na poziomie biologicznym człowiek jest jednym z wielu organizmów zamieszkujących ziemię. Zaś pod względem duchowym jest inny od wszelkich istot ziemskich gdyż posiada duszę rozumną.
ergo: niezależnie od tego czy ktoś wierzy lub nie wierzy w duszę nieśmietelną czy nie wierzy, dla konsekwencji poczęcia nie ma to żadnego znaczenia. Osoba która powstaje w tym momencie jest człowiekiem i z tego faktu bierze początek jego podmiotowość ( także prawna ).
Pzdr.
************************
poldek34 -- 23.05.2012 - 22:36Drążę tunel.. .
Panie Staszku!
Nie wiem, w co wierzą niewierzący, a w co wierzący. Są to ogromne populacje i zapewne są wewnętrznie zróżnicowane.
Pańskie przekonanie, że poród jest „tylko” oddzieleniem od organizmu matki jest niczym nie poparte. To jest największy przełom w rozwoju organizmu. Przestaje odżywiać się substancjami odżywczymi z krwi ciężarnej, przestaje tą drogą oddychać i wydalać do jej krwi produkty przemiany materii, a zaczyna czynić to za pomocą ust i przewodu pokarmowego, nosa, ust i płuc oraz nerek i pęcherza moczowego. Jest to przejście z trybu pasożyta, do trybu zwierzęcia wszystkożernego.
Jakieś 90% poronień odbywa się w takim czasie, gdy kobieta nie ma świadomości, że jej jajeczko zostało zapłodnione. Gdzie są akty „urodzenia” dla tych istot „ludzkich”? Gdyby istnienie tego aktu miało jakikolwiek wpływ na istotę problemu, to co z plemionami niepiśmiennymi, gdzie żadnych aktów nie ma? Oni nie są ludźmi? Proszę się przez chwilę zastanowić nad tym, co wynika z Pańskich słów…
Pańskie wnioskowania niestety nie są logiczne, więc wnioski nie są uprawnione. Świeccy mogą sobie wierzyć w istotność aktu kreacji, tylko z tego nie wynika jego istotność. Z tego wynika, że oni wierzą.
Podobieństwo do Boga jest mocno niepewne. Wszystko co można z pewnością stwierdzić o Bogu, to to, że jest boski. Jest to tautologia, niemniej każde inne przedstawianie Boga jest rzutowaniem na Niego cech ludzkich, co jest próbą sprowadzenia Go do wymiaru ludzkiego. Oczywiście można wierzyć, że Bóg jest taki czy inny. Tyle, że powoływanie się na konsekwencje tej wiary nie jest zgodne ze standardami nauki.
Jeśli ja piszę, że gdyby Bóg chciał byśmy byli obdarzeni duszą od momentu poczęcia, to byśmy byli torbaczami, to jest to argument logiczny, a nie religijny. Ponieważ to jest wynik rozumowania i nie zależy od tego, jaką naturę ma Bóg. Może być na przykład rodzaju żeńskiego, albo nie mieć żadnego rodzaju. Może być dobry, sprawiedliwy albo mściwy. Te cechy nie zmienią istoty mojego stwierdzenia. Natomiast, gdyby wykazać, że podobieństwo człowieka do Boga ma charakter iluzoryczny, to Pańskie rozumowanie bierze w łeb. Widzi Pan różnicę w argumentacji? Moja jest oparta na analizie danych. Pańska na Pańskich przekonaniach. Ma Pan do tego prawo, tylko trudno do takiego stanowiska przekonać kogoś, kto nie podziela Pańskiej wiary. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 24.05.2012 - 20:08Panie Jerzy
Nie wiem, w co wierzą niewierzący, a w co wierzący. Są to ogromne populacje i zapewne są wewnętrznie zróżnicowane.
Trywializuje Pan moją wypowiedź ad absurdum – szkoda. A przecież chodzi o zrozumienie jednej ważnej przesłanki. Dla osoby niewierzącej argumenty płynące z wiary są niedorzeczne. Tak jakbym Pan kazał mi wierzyć w ufoludki, bo Pan jest przekony w ich istnienie. My rozmawiamy o tym co istnieje i jest zbadane. I inna rzecz. Po co Pan wchodzi na teren religii w dyskusji skoro wierzący to ogromne pupulacje i wewnętrznie zróżnicowane. Argument wiary więc będzie żadnym. Bo można wierzyć w ufo i w Boga. I to sprawa indywidualna w co się wierzy. Stąd kilka razy już prosiłem Pana aby Pan nie mieszał religii do tego co jest zbadane i potwierdzone empirycznie.
Pańskie przekonanie, że poród jest „tylko” oddzieleniem od organizmu matki jest niczym nie poparte. To jest największy przełom w rozwoju organizmu. Przestaje odżywiać się substancjami odżywczymi z krwi ciężarnej, przestaje tą drogą oddychać i wydalać do jej krwi produkty przemiany materii, a zaczyna czynić to za pomocą ust i przewodu pokarmowego, nosa, ust i płuc oraz nerek i pęcherza moczowego. Jest to przejście z trybu pasożyta, do trybu zwierzęcia wszystkożernego.
Jedno drugiego nie wyklucza. Przecież zdaje Pan sobie sprawę – jeśli Pan używa swojej inteligencji – że od momentu zapłodnienia zachodzi bardzo dynamiczny okres rozwojowy: ściśle określony i zdeterminowany. Zatem w tym procesie moment wyjścia dziecka poza organizm matki nie jest ani mniejszym ani większym przełomem w jego życiu. Dla kogoś większym przełomem może być np. wejście w okres pełnoletniości albo inicjacja seksualna . A więc jest to ocena względna i indywidualna którą fazę rozwoju życia osoby ludzkiej uznać za bardziej przełomową. I to zależy także pod jakim względem: biologicznym, medycznym, prawnym, pod względem sposobu oddychania, odżywiania.. . Bo np. pod względem genetycznym nie zachodzi żadna zmiana od momentu połączenia komórki jajowej z plemnikiem, gdy istota ludzka ma już swój określony kod genetyczny który determinuje jej rozwój aż do śmierci. Dla mnie osobiście większym przełomem niż fakt wyjścia poza organizm matki jest moment śmierci.
Jakieś 90% poronień odbywa się w takim czasie, gdy kobieta nie ma świadomości, że jej jajeczko zostało zapłodnione. Gdzie są akty „urodzenia” dla tych istot „ludzkich”?
Jak Pan zauważył ja rozmawiam z Panem o tym co jest, a nie o tym czego nie ma. Pan chce rozmawiać o tym czego nie ma, mimo, że “ono jest” i zostało potwierdzone: naukowo i prawnie. Także w materii aktu urodzenia wydawanego w przypadku o którym pisałem.
Stosując Pana argumentację, można byłoby powiedzieć, że na ziemi nie mieszkają ludzie gdyż nie widziano ich na Marsie i innych planetach.. .
Rodzice nie ma obowiązku ani pochowania dziecka które urodziło się martwe, nie muszą wtedy odbierać również aktu urodzenia. Wtedy jego ciało jest utylizowane jako odpad medyczny. W tym względzie Państwo pozostawia wolną wolę rodzicom. Więc proszę mnie nie pytać gdzie są akty urodzenia. Ja chciałem go uzyskać i go uzyskałem. Więc potwierdzam to, co jest.
Genaralnie prawo służy do ochrony życia i jest narzędziem z którego można skorzystać. W przypadku o którym piszę nie ma obowiązku z jego korzystania w każdym przypadku. Prawo w tym względzie szanuje wybór rodzica i jego odpowiedzialność moralną.
Gdyby istnienie tego aktu miało jakikolwiek wpływ na istotę problemu, to co z plemionami niepiśmiennymi, gdzie żadnych aktów nie ma? Oni nie są ludźmi? Proszę się przez chwilę zastanowić nad tym, co wynika z Pańskich słów…
Znowu Pan mnie nie czyta. Ja pisałem co najmniej dwukrotnie o tym, że akt urodzin( dokument ) nie nadaje statusu człowieka ale go potwierdza. A to oznacza, że człowiek urodzony któremu zginie akt urodzenia nie przestaje być człowiekiem. A Pan chce tutaj imputować mi, że posiadanie aktu urodzenia nadaje status człowieka jego posiadaczowi. A jego brak, świadczy o byciu istotą nie ludzką. Niech Pan nie zachowuje się tak, jakby w tym momencie przyłączył się do dyskusji. Przecież usilnie zachęcam Pana po poruszaniu się po terenie nauk przyrodnicznych a nie religii a teraz papierkologii – w zakresie potwierdzenia zycia istoty ludzkiej od momentu poczęcie.
To ograniczenie się do nauk przyrodniczych postuluje nie dlatego, że argumenty religijne lub prawne są nieważne. Ale dlatego, że nauki empiryczne są najprostrzym potwierdzeniem odnoszącym się do doświadczenia empirycznego pozwalające na badanie interdyscyplinarne.
....każde inne przedstawianie Boga jest rzutowaniem na Niego cech ludzkich, co jest próbą sprowadzenia Go do wymiaru ludzkiego. Oczywiście można wierzyć, że Bóg jest taki czy inny. Tyle, że powoływanie się na konsekwencje tej wiary nie jest zgodne ze standardami nauki.
Prosiłem Pan kilkukrotnie aby nie używał w tej dyskusji argumentów religijnych, gdyż kwestie początku człowieka rostrzygnęły nauki przyrodnicze. Nie ma takiej potrzeby. A poza jeśli chce Pan być ambasadorem Boga Katolików, proszę trzymać się Objawienia Biblijnego. Bo na tym źródle opiera on swoją naukę. Chyba, że Pan mówi o innych źródłach. OK. Ale to i tak pozostanie kwestią wiary której podzielania nikt nie ma obowiązku. Dlatego postuluję po raz kolejny aby nie mieszać w religii. Choć w tym przypadku akurat teologia jest zbieżna z naukami przyrodnicznymi. A więc nie mamy rozbieżności ale zbieżność.
Jeśli ja piszę, że gdyby Bóg chciał byśmy byli obdarzeni duszą od momentu poczęcia, to byśmy byli torbaczami, to jest to argument logiczny, a nie religijny. Ponieważ to jest wynik rozumowania i nie zależy od tego, jaką naturę ma Bóg. Może być na przykład rodzaju żeńskiego, albo nie mieć żadnego rodzaju. Może być dobry, sprawiedliwy albo mściwy. Te cechy nie zmienią istoty mojego stwierdzenia. Natomiast, gdyby wykazać, że podobieństwo człowieka do Boga ma charakter iluzoryczny, to Pańskie rozumowanie bierze w łeb. Widzi Pan różnicę w argumentacji? Moja jest oparta na analizie danych. Pańska na Pańskich przekonaniach. Ma Pan do tego prawo, tylko trudno do takiego stanowiska przekonać kogoś, kto nie podziela Pańskiej wiary. :)
A co to ma do rzeczy w temacie naszej rozmowy? Obawiam, że Pan “odlatuje” w jakimś dziwnym kierunku. Bo prawda o stworzeniu człowieka na obraz Boży to fundament nauczania Kościoła. A pochodzi ta prawda z Księgi Rodzaju. I jest przedmiotem wiary.
Zaś istnienie człowieka nie jest przedmiotem wiary ale zbadanym i opisanym faktem. Kwestie duszy jest kwestią wiary a nie potwierdzenia/wykluczenia przez nauki przyrodnicze. Niech Pan nie włącza do dyskusji tego typu wątków bo to tylko rozmydla rozmowę.
p.s.
Zauważam, że jestem niekonsekwentny, gdyż już chyba dwa razy napisałem o tym, że już nie będę pisał. W gruncie rzeczy sprawa jest rostrzygnięta nie przeze mnie ale naukę. Ale z drugiej strony lubię z Panem się spierać/niezgadzać/zgadzać. Więc nasza rozmowa pewnie może trwać dłużej i dłużej.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 25.05.2012 - 00:52Drążę tunel.. .