Nie wiem, w co wierzą niewierzący, a w co wierzący. Są to ogromne populacje i zapewne są wewnętrznie zróżnicowane.
Pańskie przekonanie, że poród jest „tylko” oddzieleniem od organizmu matki jest niczym nie poparte. To jest największy przełom w rozwoju organizmu. Przestaje odżywiać się substancjami odżywczymi z krwi ciężarnej, przestaje tą drogą oddychać i wydalać do jej krwi produkty przemiany materii, a zaczyna czynić to za pomocą ust i przewodu pokarmowego, nosa, ust i płuc oraz nerek i pęcherza moczowego. Jest to przejście z trybu pasożyta, do trybu zwierzęcia wszystkożernego.
Jakieś 90% poronień odbywa się w takim czasie, gdy kobieta nie ma świadomości, że jej jajeczko zostało zapłodnione. Gdzie są akty „urodzenia” dla tych istot „ludzkich”? Gdyby istnienie tego aktu miało jakikolwiek wpływ na istotę problemu, to co z plemionami niepiśmiennymi, gdzie żadnych aktów nie ma? Oni nie są ludźmi? Proszę się przez chwilę zastanowić nad tym, co wynika z Pańskich słów…
Pańskie wnioskowania niestety nie są logiczne, więc wnioski nie są uprawnione. Świeccy mogą sobie wierzyć w istotność aktu kreacji, tylko z tego nie wynika jego istotność. Z tego wynika, że oni wierzą.
Podobieństwo do Boga jest mocno niepewne. Wszystko co można z pewnością stwierdzić o Bogu, to to, że jest boski. Jest to tautologia, niemniej każde inne przedstawianie Boga jest rzutowaniem na Niego cech ludzkich, co jest próbą sprowadzenia Go do wymiaru ludzkiego. Oczywiście można wierzyć, że Bóg jest taki czy inny. Tyle, że powoływanie się na konsekwencje tej wiary nie jest zgodne ze standardami nauki.
Jeśli ja piszę, że gdyby Bóg chciał byśmy byli obdarzeni duszą od momentu poczęcia, to byśmy byli torbaczami, to jest to argument logiczny, a nie religijny. Ponieważ to jest wynik rozumowania i nie zależy od tego, jaką naturę ma Bóg. Może być na przykład rodzaju żeńskiego, albo nie mieć żadnego rodzaju. Może być dobry, sprawiedliwy albo mściwy. Te cechy nie zmienią istoty mojego stwierdzenia. Natomiast, gdyby wykazać, że podobieństwo człowieka do Boga ma charakter iluzoryczny, to Pańskie rozumowanie bierze w łeb. Widzi Pan różnicę w argumentacji? Moja jest oparta na analizie danych. Pańska na Pańskich przekonaniach. Ma Pan do tego prawo, tylko trudno do takiego stanowiska przekonać kogoś, kto nie podziela Pańskiej wiary. :)
Panie Staszku!
Nie wiem, w co wierzą niewierzący, a w co wierzący. Są to ogromne populacje i zapewne są wewnętrznie zróżnicowane.
Pańskie przekonanie, że poród jest „tylko” oddzieleniem od organizmu matki jest niczym nie poparte. To jest największy przełom w rozwoju organizmu. Przestaje odżywiać się substancjami odżywczymi z krwi ciężarnej, przestaje tą drogą oddychać i wydalać do jej krwi produkty przemiany materii, a zaczyna czynić to za pomocą ust i przewodu pokarmowego, nosa, ust i płuc oraz nerek i pęcherza moczowego. Jest to przejście z trybu pasożyta, do trybu zwierzęcia wszystkożernego.
Jakieś 90% poronień odbywa się w takim czasie, gdy kobieta nie ma świadomości, że jej jajeczko zostało zapłodnione. Gdzie są akty „urodzenia” dla tych istot „ludzkich”? Gdyby istnienie tego aktu miało jakikolwiek wpływ na istotę problemu, to co z plemionami niepiśmiennymi, gdzie żadnych aktów nie ma? Oni nie są ludźmi? Proszę się przez chwilę zastanowić nad tym, co wynika z Pańskich słów…
Pańskie wnioskowania niestety nie są logiczne, więc wnioski nie są uprawnione. Świeccy mogą sobie wierzyć w istotność aktu kreacji, tylko z tego nie wynika jego istotność. Z tego wynika, że oni wierzą.
Podobieństwo do Boga jest mocno niepewne. Wszystko co można z pewnością stwierdzić o Bogu, to to, że jest boski. Jest to tautologia, niemniej każde inne przedstawianie Boga jest rzutowaniem na Niego cech ludzkich, co jest próbą sprowadzenia Go do wymiaru ludzkiego. Oczywiście można wierzyć, że Bóg jest taki czy inny. Tyle, że powoływanie się na konsekwencje tej wiary nie jest zgodne ze standardami nauki.
Jeśli ja piszę, że gdyby Bóg chciał byśmy byli obdarzeni duszą od momentu poczęcia, to byśmy byli torbaczami, to jest to argument logiczny, a nie religijny. Ponieważ to jest wynik rozumowania i nie zależy od tego, jaką naturę ma Bóg. Może być na przykład rodzaju żeńskiego, albo nie mieć żadnego rodzaju. Może być dobry, sprawiedliwy albo mściwy. Te cechy nie zmienią istoty mojego stwierdzenia. Natomiast, gdyby wykazać, że podobieństwo człowieka do Boga ma charakter iluzoryczny, to Pańskie rozumowanie bierze w łeb. Widzi Pan różnicę w argumentacji? Moja jest oparta na analizie danych. Pańska na Pańskich przekonaniach. Ma Pan do tego prawo, tylko trudno do takiego stanowiska przekonać kogoś, kto nie podziela Pańskiej wiary. :)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 24.05.2012 - 20:08