Małpy na Wall Street. Nie chichrać się!

Czyli o tym, co naprawdę wydarzyło się na Wall Street i o co chodzi z tym całym Planem Paulsona i jemu podobnymi. Przystępnie, po ludzku wytłumaczone. Proszę się nie śmiać! Jedziemy:



Dawno, dawno temu, w pewnej wiosce w Indiach pewien mężczyzna obwieścił, że będzie kupował małpy płacąc po 10 dolarów za sztukę.

Wieśniacy, widząc, że małp dookoła jest pod dostatkiem, wyruszyli do lasu, aby je łapać. Mężczyzna kupił tysiące małp po 10 dolarów, ale kiedy ich populacja zaczęła się zmniejszać, wieśniacy zaprzestali starań. Mężczyzna zatem oglosił, że zapłaci za małpę po 20 dolarów. To sprawiło, że wieśniacy wzmogli starania i znowu zaczęli łapać małpy.

Wkrótce populacja małp jednak spadła jeszcze bardziej i ludzie zaczęli wracać do swoich gospodarstw. Stawka została podniesiona do 25 dolarów, a małp zrobiło się tak mało, że problemem było w ogóle zobaczyć jakąś małpę, a co dopiero ją złapać.

Mężczyzna zatem ogłosił, że kupi małpy po 50 dolarów za sztukę! Ponieważ jednak musiał udać się do miasta w ważnych interesach, jego asystent pozostał w wiosce, aby prowadzić skup w jego imieniu.

Pod jego nieobecność asystent zaproponował wieśniakom: ‘Popatrzcie na tę ogromną klatkę i te wszystkie małpy, które zebrał. Sprzedam je wam po 35 dolarów, a gdy mężczyzna wróci z miasta, odsprzedacie mu je po 50 dolarów.’

Wieśniacy wydobyli wszystkie swoje oszczędności i wykupili wszystkie małpy.

I nigdy więcej nie zobaczyli ani owego mężczyzny ani jego asystenta, tylko wszędzie małpy. Witajcie na WALL STREET.


Powyższe dostałem właśnie jako “podany dalej” tekst, w mailu od Tomka Kowalika – tego samego, który promuje tzw. Coaching Prowokatywny i inne bezeceństwa spod znaku NLP ;-)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

:))

...a mi się mało co garnek na gazie nie spalił tak się uchachałem

prezes,traktor,redaktor


Cześć Max!

ja całkiem podobnie, dlatego już w tytule ostrzegam!

Pozdrowienia z lasu, gdzie tylko śmieszne newsy docierają :-)


DOOOBRE,

turlałabym się ze śmiechu ale mam za mało miejsca, jakoś dużo małp tu wokół mnie.

Pozdrawiam chichrając się jednakowoż.


A ja całkiem poważnie

I całkiem obok tematu tekstu.

Weszłam sobie na zalinkowaną stronę i chciałam powiedzieć kilka słów ponieważ wiele osób czyta Txt.

Rozumiem, że Pan Panie Sergiuszu dokładnie wie i ma zaufanie do człowieka, którego komercyjną stronę Pan linkuje. Przyjmuję to jako założenie.

Może ja mam coś nie bardzo w głowie i zgeneralizwaną jazdę w sprawie bezpieczeństwa ludzi, przy braku jakichkolwiek formalnych zasad. W odniesieniu do mojego zawodu, dodam dla jasności. Co więcej, etyczny kodeks mojego zawodu zobowiązuje mnie do reakcji.

Nie można mieszać pojęć ponieważ to prowadzi do nadużyć.

Terapia prowokatywna Franka Farelly’ego (nie coaching) to metoda psychoterapeytyczna, wciąż pobudzająca do pytań, dla wielu kontrowersyjna, ale jednak weryfikowalna. Frank Farelly jest psychoterapeutą, człowiekiem który uczył się od prawdziwych autorytetów. Superwizował swoją pracę.

Nie można wrzucać jego metody pracy do woreczka z napisem NLP, ani obok tego woreczka kłaść.

Proponowany na zalinkowanej stronie coaching, z tego co przeczytałam, jest jakimś rodzajem autorskiej mutacji wspomnianej koncepcji, przez prowadzącego te zajęcia.

To wszystko przypomina mi historię Berta Hellingera, który w sposób nieuprawniony używa dla swojej metody sformułowania terapia systemowa .

Reasumując: zupełnie się nie uśmiałam, raczej pojawił się we mnie jakiś niepokój.

Ja wiem, że Pan jest właścicielem tego miejsca, ale tym bardziej uznaję, że skoro Pan linkując coś poleca, to oczekiwałabym że Pan wie, co dokładnie Pan robi.

Rozumiem, że tak jest.


Pani Gretchen,

dziękuję za obszerne odniesienie się, natomiast spieszę sprostować, że niczego nie polecam, a jedynie podaję źródło (pośrednie) niekoniecznie śmiesznej historyjki. Choć sama w sobie jest zabawna.

Dodatkowo pozwalam sobie na dość zwięzłą kpinę z szarlatanów mieniących się mistrzami itp. Bez nazwisk, chodzi o zjawisko. Zwłaszcza, że szarlataneria występuje w podobnym stopniu także w świecie finansów, o polityce nie wspominając.

Być może tylko mi się zdaje, ale tak mi się zdaje, że oparła Pani swoje zaniepokojenie o nieuprawniony domysł/interpretację, i stąd moje objaśnienie.

Zatem Pani założenie:

“Rozumiem, że Pan Panie Sergiuszu dokładnie wie i ma zaufanie do człowieka, którego komercyjną stronę Pan linkuje. Przyjmuję to jako założenie.”

jest całkowicie fałszywe.

Natomiast w całej pełni zgadzam się z Pani domniemaniem: “Pan wie, co dokładnie Pan robi”. Oczywiście, wiem co robię.

Pozdrawiam


@ Sergiusz

Opowiastka może i jest śmieszna. Jednakże w świetle wydarzeń, które miały miejsce w tym tygodniu w Stanach staje się coraz mniej adekwatna do sytuacji.

Inaczej mówiąc – była dobra na tydzień w którym Kongres “woził się” z głosowaniami “bailout’u” ale zupełnie nie pasuje do “buyout’u”, który ma teraz miejsce.

I nikt nie pyta “Dlaczego?”.

Pzdr.


genialne

z tymi małpami


@ Gretchen

Pozwolę sobie zgodzić się z Pani komentarzem. Jednakże nie potrafiłbym tego uzasadnić w taki sposób w jaki Pani to zrobiła. Nie znam się na tym.

Moja zgodność wynika raczej z tego, że ja co do zasady nie cierpię wszystkiego, co jest (lub próbuje być) programowaniem ludzkiego myślenia i postrzegania świata.

Pozdrawiam.


A ja w ogóle mam wątpliwości

co do tego czy ta historyjka jest śmieszna…

Ale pewnie winne jest moje specyficzne poczucie humoru.


Ja też nie mam

Do śmiechu.

Co do NLP, to se przerobiłem.
Tyle, że na odwyrtkę.

Natomiast mam wrażenie, że czym innym jest matematyka finansowa a czym innym NLP.
Co nie zmienia, ze współcześni kreatorzy pieniądza siedzą już w znacznej części poza bankami centralnymi.
Tyle, czy analitycy finansowi muszą brać wszystko w ciemno?

I odniesienie do polskiego rynku.

Czytam, słucham w mediach ciągle tych samych pawianów.
Byli dobrzy aby tłomaczyć wzrosty, tak samo są świetni aby uzasadniać spadki.
Zawsze spóźnieni i zapatrzeni w Amerykę.

Kto tu jest ofiarą NLP?


Panie Kaziku

To jest bardzo dobra opowiastka. Mówi o tym, jak się buduje w ludziach “chciwość”. Bowiem jak wszyscy (ktorzy zajmują sie finansami, albo tak im się wydaje) wiemy: “chciwość jest dobra”.

Potem się okazuje, że tylko dla nielicznych. No ale to juz problem “naiwnych chciwych”.

A z tymi słowami co to się one obydwa kończą na “u”, to mógłby się Pan jakoś bardziej rozwinąć...


Zdziwił mnie Pan Griszeq

swoim stwierdzeniem, że w/w historyjka opowiada o chciwości…

Bo ja dopatruję się w niej zgoła innego przekazu.


Pani Delilah

Dla mnie mówi właśnie o chciwości. Choć oczywiście faktycznie historyjka może mówić o czymś zgoła innym, no ale ja tego czegoś innego z tej konkretnej opowiastki nie odebrałem. Mam na myśli “główny przekaz”.

Ale chętnie przeczytam, jakiego przekazu się Pani dopatrzyła.

Pozdrawiam, pozostając w zakiekawieniu.


>Panie Griszqu

Jak dla mnie o sprycie. O zarabianiu przez robienie innych w bambuko
O nieuczciwych interesach.

Pozdrawiam


Panie Griszqu

Ależ ma Pan rację mówiąc o budowaniu chciwości w kontekście tej opowiastki. To kolejny aspekt/płaszczyzna, w których można ją rozpatrywać.
Ja się po prostu skoncentrowałem na odniesieniach do sytuacji na Wall Street i planu Paulsona, co napisał Pan Sergiusz.

A te słowa dwa… Wie Pan, im dalej się to “coś” rozwija, tym mniej rozumiem. A w zasadzie to już kompletnie nie rozumiem do czego to “coś” ma prowadzić. Co jest celem ostatecznym? Dlaczego to “coś” się dzieje i dlaczego w taki sposób?

Nie wiem, czy Pan śledził rozwój kryzysu finansowego a także ewolucję planu Paulsona. Założę, że tak (z czystego lenistwa).
Na początku to “coś”, czyli plan zakładał wykupienie “toksycznych aktywów” banków, które mają kłopoty. 3 kartki A4 poległy w głosowaniu w Izbie Reprezentantów. W ciągu kilku dni z 3 kartek zrobiła się epopeja legislacyjna (dobrze ponad 400 stron!).

Na marginesie – do tej pory się zastanawiam jak było możliwe napisanie czegoś takiego w ciągu dosłownie trzech dni. A może było gotowe wcześniej? Hm…

W każdym bądź razie dodano jakieś idiotyzmy w postaci dofinansowania jakichś kółek cyklistów, produkcji hollywoodckich (!) i innego śmiecia na parę dużych baniek i dokonano podziału całej puli na 250 mld do dyspozycji Skarbu, 100 mld do dyspozycji prezydenta (już scedowane na Paulsona) i 350 mld, których wydanie musi zatwierdzić Kongres.
Senatorzy to łyknęli jak gęsi kluski, pewnie bez czytania.
Dzień później – reprezentanci, jak wyżej.
W każdym bądź razie do momentu głosowań “Trzech Panów” mówiło zgodnym chórkiem o “złych kredytach”, pomocy bankom “w złej kondycji”.

Po przegłosowaniu, to “coś”, czyli plan Paulsona, zaczęło mieć nagle inne cele. Już nie “złe kredyty” tylko “dokapitalizowanie” poprzez zakup akcji.
Już nie pomoc bankom “w złej kondycji” a bankom zdrowym!
(Brwi mi się uniosły w zdziwieniu.)

W ostatni poniedziałek, w Waszyngtonie, miało miejsce spotkanie Paulsona z szefami największych banków. To, co jest kuriozalne, to to, że panowie podobno dostali po kartce papieru i usłyszeli komentarz, że nie wyjdą dopóki nie podpiszą.
Po kliku godzinach podpisali… zgodę na wykup przez Skarb potężnych pakietów akcji, w tym 5% pakietu akcji uprzywilejowanych. Na czas nieokreślony, bez możliwości ich odkupu bez zgody Skarbu.

(No żesz… (szpetne słowo), co to jest?!)

Wyczytałem to powyższe NYT. Nie mogąc uwierzyć w to, co czytam polazłem do konkurencji.
Ale tam (WSJ) to samo stało napisane, tylko w bardziej oględny sposób.
(Nota bene w dzisiejszym Dzienniku jest przedruk jednego z artukułów, które się na ten temat ukazały w WSJ ale pod tak infantylnym tytułem, że się obśmiałem do łez.)

Sprawdziłem potem wyniki finansowe na ostatni kwartał dla JP Morgana i Wells Fargo, które zostały opublikowane wczoraj. No kurcze, dobre są. Owszem spadek zysków jest znaczny ale powyżej oczekiwań “rynku” a same zyski naprawdę solidne.

To po cholerę ten wykup akcji?!

Mało tego, jakiś “ktoś” (nie pamiętam nazwiska) pierdyknął opinię, że plan jest świetny i z pewnością wielkie nim zainteresowanie wykażą mniejsze banki.
Polazłem w sieć szukać tych zachwytów. Znalazłem wypowiedzi typu “niech się wypchają”, “nie potrzebujemy”, “spadać”.

Ale ‘Hank’ Paulson się upiera i będzie kontynuował uszczęśliwanie sektora bankowego. Ciekawe czy na podobnym spotaniu, jak to poniedziałkowe.

I w ten oto sposób (w mojej opinii) dobrowolny “bailout” zamienił się w przymusowy “buyout”.

Dlaczego? Co jest celem ostatecznym?

Pzdr.


Pani Delilah

Ma Pani rację. W każdym słowie komentarza. Tylko dla mnie, podstawą tego co się wydarzyło, była ludzka chciwość, która przeważyła zdrowy rozsądek.

Można też mówić o strategii budowania i wykorzystywania zaufania (nieuczciwego), ale w końcu i tak docieramy do zdrowego rozsądku i tym, co go “wyłączyło”. A tym właśnie (dla mnie) była chciwość.


Panie Kaziku

Ale ludzkim językiem – pisze Pan o wykupie przez Skarb – czyli jak mniemam, chodzi o wykup przez FED? Czy moze mi sie porąbało…

Bo jeśli tak, to cel jest dość prosty – skupienie w jednych rękach (tych właścicielskich FED) całej władzy i wiedzy finansowej w USA. Przecież taką politykę FED prowadzi od chwili powstania. Można zaryzykować twierdzenie, że historia FED to historia zgliszcz niezależnej bankowości w USA...

Tylko czy przypadkiem JP MOrgan nie nalezy do jednego z “wielkiej piątki”? Bo to by trochę zaciemniało obraz.

Niemniej do czasu utrzymania zasad stosowania planów ratunkowych dla Banków europejskich w rękach poszczególnych krajów, jestem w miarę spokojny. Bo plan Sarkozy’ego jakos mi zaczął przypominać o AMRO, a potem pojawiła się myśl o AMEURO i zaczałem sie niepokoić...


Panie Griszqu

Przez Skarb, czyli przez Departament Skarbu amerykańskiego rządu.

Jeśli chodzi o “wielką piątkę” to z tej strony było najmniej sprzeciwów. Zachwytów też nie było. Tak przynajmniej zeznaje NYT. Ponoć najbardziej burzył się Kovacevich z Wells Fargo.

Jak Pan chce to odszukam ten artykuł.

Pozdr.

p.s. A to AME-coś-tam to w toku i wygląda na to, że przyspiesza. Chyba zna Pan wyniki wyborów w Kanadzie?


Panie Kaziku

Nie znam. Do Kanady to się kiedys wybiore pewnie w celach turystycznych. A co się tam dzieje, co może miec wpływ na sytuację?

Departament Skarbu. Hmmmm… No to zmienia sytuację. Powoduje, że moja teoria spiskowa legła w gruzach. Bo to jest klasycza nacjonalizacja, taka jaką forsuje u siebie choćby Merkelowa (podoba mi sie co ta baba wyprawia). Zapewnia tym, ktorzy kasę mają dawać, wgląd w księgi. Czyni ruchy bardziej racjonalnymi. No i da jakieś bardziej prawdopodobne pojęcie o “brudach”.

Ten artykuł to pewnie w jakimś barbarzyńskim języku, którego nie znam? Znaczy w angielskim albo jakimś takim?


Panie Griszqu

No tośmy się nie zrozumieliśmy w sprawie AME-coś-tam. :)

W kwestii nacjonalizacji a’la Merkel czy Brown to jednak jest zasadnicza różnica.
Oni tego nie chcą robić “zdrowym bankom”. Kupują udziały w “chorych” i tylko w tych, które się zgłoszą. (uzupełnienie) Poza tym nigdzie nie spotkałem się z informacjami, że jak bank niemiecki czy angielski będzie chciał odkupić swojej akcje to się o zgodę musi upraszać. Itd., itp.

A artykuł rzeczywiście w języku zagranicznym. No co ja poradzę, że prasa tubylcza mnie nie satysfakcjonuje?

Ale jak już poszukałem i znalazłem, to dam linka


Panie Kaziku

Ale co z tą Kanadą?
Bo właśnie przeczytałem, że europejskie “nadzory finansowe” mają się jednak spotykać co miesiąc. I przyznaje, że spodziewam się zaraz jakieś inicjatywy powołania “stałej komisji”. Albo czegoś tam. WSPÓLNEGO.
I znowu przypomina mi sie AMRO....


Szanowny Panie Kaziku

Dlaczego? Co jest celem ostatecznym?

Mała wskazówka: jesli Pan sądzi, że uwłaszczanie się na majątku panstwowym jest wynalazkiem dawnym demoludów, to jest Pan w błędzie. Proszę pamiętać, że ekipa Busha odchodzi i do władzy już raczej nie powróci.

Jako przykład to proszę sobie przesledzić interesy Haliburtona i Dicka Chenney’a związane z Irakiem.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Griszqu

Kanada nieważna. To znaczy ważna ale nie będziemy chyba “psuli” tematu Panu Sergiuszowi?

A co do tych spotkań, to myślę, że dopóki “patafian”, który wpadł ostatnio na pomysł powołania paneuropejskiego (czy nawet globalnego) nadzoru bankowego nie zacznie odnosić sukcesów we wprowadzaniu swoich pokręconych wizji w życie, to chyba nie trzeba się denerwować.
Na razie uznaję, że ten “geniusz” miał zły dzień.


Panie Lorenzo

Ale dlaczego pisze Pan o “uwłaszczaniu się na majątku państwowym”? Pytam, bo odniosłem wrażenie, że w ramach planu Paulsona następuje przymusowe oddawanie przez prywatne banki pakietów akcji Państwu.

No i zgłupiałem teraz… Ale jak mi Pan odpisze, to przeczytam dopiero jutro…. ;-)

Pozdrawiam.


Panie Lorenzo

Ja bym się nawet z Panem zgodził, tylko że wybory się jeszcze w USA nie odbyły a wątpliwości jest sporo – że tak powiem.

Pozdrawiam równie serdecznie.

p.s. Z zastrzeżeniem jak u Pana Griszqa.


Panowie Griszeq i Kazik

“Majątek państwowy” był pewnym uogólnieniem i dotyczył raczej dawnych demoludów, choć proszę pamiętać, że jak Skarb Państwa (USA) się zgodzi na sprzedaż tych pakietów, to ktoś prywatny je pewnie znowu od niego kupi. O warunkach to się wtedy pogada.

Wybory co prawda jeszcze się nie odbyły, ale członkowie ekipy Busha tak czy tak muszą zrobić miejsce innym, bez względu na to czy będą to republikanie czy demokraci.

->Pan Kazik – co do Haliburtona to ich interesem życia była sprzedaż wody żołnierzom amerykańskim w Iraku, oczywiście kupowało ją państwo czyli ministerstwo obrony USA. Kupowali ją w Kuwejcie po 60 centów za bodaj galon, a kasowali 6$. Nieźle, prawda?

Ukłony


Panie Lorenzo

Wszystko fajnie, co Pan pisze. Ale tak nie do końca, bo skoro odchodzą to jakie mają gwarancje, że (to pytanie hipotetyczne) te akcje to im się dostaną kiedyś tam?

Wie Pan, że bardzo wielu krytyków Busha jest wśród republikanów? A jeśli tak, to Pana koncepcja o możliwym uwłaszczeniu się panów z tej administracji na przejętym majątku banków jest taka sobie. Tym bardziej jeśli wygrają Demokraci.

No chyba, że wynik wyborów już znają i pełen skład przyszłej administracji też. A znają?

:) Tak opisane przez Pana “biznesy” są mi znane.

Uszanowanie.


Pan Kazik

Kopinuje pomiędzy prowizją a udziałami.
Czasem trza zrezygnować z 1 z nich, czasem z obu, czasem można mieć dochody z obu stron.

Zapowiada się, że nie będzie z żadnej strony, i na dodatek komisje senackie a może i sądy?


E tam Panie Igło

Myślę, myślę i nic nie mogę wymyślić. A przydałoby się.

A te sądy i komisje to być może będą jak Demokraci wygrają.
Ale… pożyjemy – zobaczymy.

Pozdrawiam.

p.s. Tymczasem znikam. Obowiązki.


Panie Kazimierzu

Kanada. Sergiusz nie protestuje – prosze o tej Kanadzie coś napisac.
Pozdrawiam porannie.


o Kanadzie? jak najbardziej

proszę psuć do woli, byle w zgodzie z tą, jak jej tam, Konstytucją TXT :-)


Panowie Griszqu i Sergiuszu

Proszę mnie nie wodzić mnie na pokuszenie.

Powiem wprost: przepraszam, ale nie. Przynajmniej na razie.

Uzasadnienie:
Pobiegałem dziś po sieci stwierdzając, że w polskim internecie ten temat nie istnieje z wyjątkiem kilku miejsc o wielce dziwacznym profilu. Dla uczciwości dodam, że temat pojawił się hasłowo na blogu jednego takiego, co strasznie chce za polityka znowu robić ale podpięte tam linki są puste a on sam wody w usta nabrał nie pisząc od siebie ani słowa. Ciekawe dlaczego? Bo jeszcze parę lat temu sam nas tam chciał zapisywać. Hm…

Ergo, pisząc o tym projekcie “po łebkach” wyszedłbym na idiotę. Gdybym zaś chciał opisać wszystko rzetelnie i po kolei to już chyba lepiej byłoby mi porwać się z motyką na słońce. Nie mówiąc już o tym, że zacięcia blogerskiego nie potrafię u siebie znaleźć a i czasu mało.

Myślę jednakże, że temat zacznie być dyskutowany i na naszej długości geograficznej za jakieś pół roku. Może trochę dłużej. Wtedy będzie łatwiej.

(Wietrzącym spiski pragnę donieść, że się mylą. Po prostu cały dostępny w tym temacie materiał jest w “językach”.)

Póki co, każdy może sobie sprawdzić wyniki wyborów w Kanadzie.

Pozdrawiam serdecznie obu Panów.


Panie Kazimierzu

To Pan się w złe towarzystwo wmieszał. Bo tu większość (i ja w tej grupie na przykład) zna sie “po łebkach”. Najczesciej takich od szpilki.

Tu jest miejsce na edukacje, a nie uczone dywagacje z równymi sobie wiedzą. Czesto pod profesjonalnym wpisem nie ma w ogóle komentow, bo co mają powiedzieć Ci, ktorzy polowy użytych słów nie poniali? Ale zawsze coś tam we łbie zostanie. To sie jakoś tak nazywa: praca u podstaw, organiczna czy ograniczona (przyswajalnością czytających zwłaszcza). Coś tak.

Niech się Pan nie wykręca, tylko temat rozwinie.


Apropos Kanady,

to polecam blog Jacobsky’ego o Kanadzie.

http://jacobsky.wordpress.com/

Wprawdzie ostatnio o polityce ni kryzysie tam nie ma wiele, ale blog warty czytania.


Griszeq ma rację, Panie Kaziku

Zaciekawił mnie Pan.


Panowie

Powiedziałem: na razie nie.
Decyzję swoją uzasadniłem i będę się jej trzymał. I przypomniałem sobie, że cierpliwość jest cnotą nad którą sam muszę jeszcze popracować.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość