Fast Rewind<< 15.706 dni wstecz:
Play>:
Dom wziętego zakopiańskiego architekta. Jego córka wyprawia sylwestra. Zjawiam się tam dość przypadkowo, zaproszony przez przyjaciółkę z lat dziecinnych, która gości u nich na Święta.
Niezupełnie pasuję do towarzystwa – zjechałem właśnie z Hali Gąsiennicowej, porzucając kolegów z drużyny harcerskiej, z którymi spędzałem zimowisko w Betlejemce (stare schronisko obok Murowańca).
Ktoś z domowników pożyczył mi białą koszulę.
Tuż przed północą, sylwester zasila spora grupa zakopiańczyków. Goprowcy, kadrowicze alpejscy, syn kierownika kolejki. I dziewczyny. Trzy, cztery – nie pamiętam.
Zobaczyłem jedną.
Stop•:
Żeby nie przynudzać, pominę tzw. opis. Musiała być cudowna, skoro opowiadam tę historię. Pamiętam, że była ubrana w niebieska obcisłą sukienkę robioną na drutach, miała białe koronkowe rajstopy i niebiesko opalizujące kolczyki.
Play>:
– Zatańczysz ze mną?
– Chodź...
Chciałem sprawdzić, czy uda mi się objąć ją w talii dłońmi.
Odsunęła mnie delikatnie i powiedziała:
– hola, harcerzu!
Usiedliśmy na schodach na piętro. – no i co, o czym będziemy rozmawiać? – może o Wojnie Krymskiej – zaproponowałem, doznając nagłej iluminacji.
Rozmawialiśmy o tej wojnie przez półtorej godziny. Ja wiedziałem tylko, że kiedyś była, ona niewiele więcej. Potem tańczyliśmy znowu. Dochodziła piąta rano.
Powiedziałem:
– Wiesz, ja się kiedyś z Tobą ożenię.
Chwilę milczała, uśmiechnęła się i odpowiedziała:
– Nigdy nic nie wiadomo…
I wyszła.
Godzinę później znalazłem na podłodze niebiesko opalizujący kolczyk.
Odniosłem go po południu na Antałówkę, gdzie mieszkała.
Replay> (prawie):
– Kiedyś się z Tobą ożenię.
– No, zobaczymy…
Fast forward>> 2282 dni później:
Jedziemy Alejami Ujazdowskimi w Warszawie. Jestem w garniturze i białej koszuli.
Ona ma na sobie jasnoróżowy kostiumik i różowo opalizujące kolczyki.
Jej dłonie są wilgotne.
Z tyłu siedzi jej matka i mój ojciec.
Za chwilę się z nią ożenię.
Fast forward>> do dziś:
Właśnie dopiliśmy resztki szampana. Kończymy sylwestra.
Jak pójdzie spać, rozejrzę się po podłodze, czy nie zgubiła jakiegoś kolczyka.
Nigdy nic nie wiadomo.
komentarze
a myślałem,
że piękne bajki są tylko w bajkach :-)
Wszystkiego pięknego dla Pani Merlotowej i Pana Merlota!
s e r g i u s z -- 01.01.2009 - 06:46Chiba
się wzruszę, Sergiuszu…
merlot -- 01.01.2009 - 07:03Merlocie,
bardzo proszę, to już będziemy wtedy oba, wzruszone..
s e r g i u s z -- 01.01.2009 - 07:08Co ja poradzę, że to całkiem jak w bajce, do tego prawdziwej?
:-)
Sergiuszu,
Chciałem to napisać od dawna.
merlot -- 01.01.2009 - 07:25Brakowało mi pastwiska. Teraz mam. To napisałem.
Merlocie
Cudne. To kawalek prozy zycia, co to sie w poezje niespodziewanie zamienia.
Borsuk -- 01.01.2009 - 09:27Bo milosc to wszystko zakryla.
Pozdrawiam kladac sie spac.
Merlocie
‘Cudne. To kawalek prozy zycia, co to sie w poezje niespodziewanie zamienia.’ (Borsuk)
Ile razem dróg przebytych?
Ile sciezek przedeptanych?
Ile deszczów, ile sniegów
wiszacych nad latarniami?
Ile listów, ile rozstan,
ciezkich godzin w miastach wielu?
I znów upór zeby powstac
i znów isc, i dojsc do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwien, wspólnych dazen?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocalunków? Schodów? Ksiazek?
Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Bethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak piekne swiece,
a w sercu zródlo promienia.
Wiec ja chcialbym twoje serce
ocalic od zapomnienia.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla Pani Merlotowej i Pana Merlota!
Agawa -- 01.01.2009 - 09:39Bardzo piękny, Panie Merlocie,
i wzruszający tekst. Gdzie mnie do takich zjawisk eterycznych:-(
Ja to tylko lat temu ileś zagrozilem pewnej dziewczynie, podczas spotkania większego, że jak się nie uspokoi (przeszkadzala mi w rozmowie z innymi), to się z nią ożenię.
I się nie uspokoila.
Pozdrawiam noworocznie i oby Wam się
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 01.01.2009 - 09:48Hm...
Piękne wspomnienie, które jest teraźniejszością...
Serdeczne życzenia wszystkiego, co się Wam, Drodzy Państwo Merlotowie, zamarzy i czego potrzebujecie.
Piękne wspomnienie.
hola harcerzu – wiadomo, harcerz jak już coś sobie postanowi ;)
niebiesko opalizujący kolczyk – no, znak, po prostu znak z Góry!
Piękne. Ja też wzruszony.
Jeszcze raz wszystkiego dobrego w Nowym Roku od druha Rafała.
Pozdrawiam noworocznie i bardzo serdecznie
P.S.
RafalB -- 01.01.2009 - 10:35A jednak pierwsza randka ;););)
A ja myślałem,
że wszystko dobrze się skończyło?
Igła -- 01.01.2009 - 11:25A te Pańskie slowa, Panie Iglo,
w temacie dobrego zakończenia to do kogo skierowane byly? Bo jakoby co, to dam przeczytać Pański komentarz wiadomo komu…
Uklony noworoczne
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 01.01.2009 - 11:42Do państwa Merlotów
Bo proszę zobaczyć 2282 dni byli szczęśliwi a potem stało się nieszczęście, popełnili błąd.
Igła -- 01.01.2009 - 11:46Panie Lorenzo,
proszę to Szanowne Źwierzę, co to ma mnie przed Igłą chronić, pozdrowić ode mnie serdecznie i z należną czcią;-)
Damy sobie radę. W razie czego napuszczę na niego panią merlotową.
merlot -- 01.01.2009 - 11:58W tak krótkim tekście nie zdążyłem opisać wszystkich jej zalet.
Igło,
Kiedyś puszczę Ci inne kawałki z tej taśmy.
Może mniej liryczne, ale hipotezę o błędzie obalające dzień po dniu.
Życzę Ci noworocznie i serdecznie,
merlot -- 01.01.2009 - 12:34Borsuku, Agawo, druhu Rafale
Dzięki.
Po prostu Ktoś w odpowiednim momencie nacisnął na pilocie Start^...
merlot -- 01.01.2009 - 12:19Panie Merlocie
Ja myślałem, że pan przywraca dawno zapomniany program pt. Dobranocka dla dorosłych.
Igła -- 01.01.2009 - 12:28I opowiada bajkę.
;)
Dobra, dobra, Panie Iglo,
nie tlumacz się Pan teraz.
Jak Pan chcesz wiedzieć, co to znaczy bląd, to weź se Pan na wychowanie longdoga i Pan będziesz wiedzial. A szczególnie wtedy, kiedy wzmiankowany longdog nominalnie do Dziecka należeć będzie.
Na końcu pozostanie Panu już tylko walka, kto ma prawo leżeć w lóżku:-) Albo w fotelu siedzieć.
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 01.01.2009 - 12:55Najfajniejsze jest...
...patrzenie z perspektywy tych 15.706 dni, jak się ten film zaczynał kręcić.
Jeszcze raz wszelkich serdeczności w Nowym Roku ;)
RafalB -- 01.01.2009 - 13:06Errata
Pierworodny owoc tej historii właśnie zwrócił mi uwagę, że jej mama nigdy nie nosiła kolczyków.
I że to były klipsy.
No więc faktograficznie to były klipsy, ale zostanę przy kolczykach.
merlot -- 01.01.2009 - 13:51Z sentymentu.
merlocie
jak widac cała zasługa po stronie Panie Merlotowej :)
i dobrze niech wiedza że dobrze wybrały:)
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 01.01.2009 - 14:46Merlocie,
jestem oczarowana tą historią, nie wiedziałam, że takie rzeczy się dzieją naprawdę.
anu -- 01.01.2009 - 17:47Uszanowania dla pięknej pani merlotowego serca.
merlocie
Świetna historia.
W sumie jak spotkałem swoją żonę, to też wiedziałem, że żoną zostanie.
Przynajmniej taką nadzieję zacząłem żywić.
I się udało :-)
pozdrowienia
Jacek Ka. -- 01.01.2009 - 18:34Anu, dzieją się:-)
Jacku,
widzę, że razem z Panem Lorenzo tworzymy już silną grupę.
merlot -- 01.01.2009 - 18:40Może to jest po prostu nagminne?
Tak zapytam
czy tylko ja musiałem zamęczyć swoją ofiarę ?
:))
prezes,traktor,redaktor
max -- 01.01.2009 - 20:08Mnie to zajęło ze siedem lat, Maxie
Nie wiem, czy jak bym ją zamęczył od razu, efekt byłby ten sam…
merlot -- 01.01.2009 - 20:17Panie Merlot
Nic nie powiem, jak to ja…
Chlip, chlip
Jakie to romantyczne i wzruszające…
Chlip, chlip
Gorące pozdrowienia ze śnieżnego Placu dla Pani Merlotowej, a także dla Pana.
Gretchen -- 01.01.2009 - 20:56merlocie
W sumie jak sobie pomyśle ile nieprzewidzianych splotów przypadków musiało nastąpić, żebym akurat tego dnia (09-04-98) spotkał moją żonę, to mi ten przypadek jakoś najmniej mozliwym wytłumaczeniem zostaje :-)
A czy to nagminne, to nie wiem. Męczyłem ją pięć lat, aż do 2003, kiedy to się sukcesem zakończyło ;-)
pozdrowienia
PS – a w ogóle, to jak sobie tak policzyłem te 15.706 dni to mi ładna ilość lat wyszła.
Jacek Ka. -- 01.01.2009 - 21:32Gratulacje w związku z tym tylko wypada złożyć.
I pozdrowienia dla Żony i w ogóle całej rodzinki.
Zaniepokoiłem się Panno G.,
że Pani tak od wczoraj na tym Placu Konstytucji przymarzła do estrady, ale potem się pocieszyłem, że są w Warszawie lepsze place. I dużo bliżej do ciepłoty.
A ten śnieg to na zamówienie Jacka pada, co by mu widok z zachodniego okna podretuszować.
Wszystkiego najlepszego po raz pierwszy;-)
merlot -- 01.01.2009 - 21:42Panie Merlot
Do Placu Konstytucji miałam kawałek spory, gdyż występowałam po praskiej stronie.
Zaszargaliśmy jamniczkę celem uniknięcia odnalezienia jamniczych zwłok zawałowych po powrocie. Naćpałam psa, ale się sprytnie ożywiała przy jedzeniu.
Jest nieźle.
No.
Gretchen -- 01.01.2009 - 22:23Merlocie
Ależ Ty masz wejscie w Nowy Rok. Pierwszy dzień i Ty od razu poprzeczkę wieszasz, ze Bubka ledwie dolatuje…
Pozdrawiam, mlaskając z zadowolenia.
PS – i dlatego zawsze warto czekać na Merlota….
Griszeq -- 02.01.2009 - 10:39Griszqu
Hi, hi,
W tym przypadku, to ja czekałem…
Aktywnie czekałem – niby oksymoron, ale rozwijający wyobraźnię i jak widać, czasami skuteczny:-)
merlot -- 02.01.2009 - 11:43Merlocie
Ważne, ze warto było. Z tego jak piszesz o Pani Merlotowej, wynagrodzono Ci to aktywne oczekiwanie z nawiązką.
Ech, zeby tak zawsze było…
Bo często to się człowiek nastawi, naczeka, naaktywizuje… a tu kapiszon. I to zamoknięty.
Znaczy się – masz szczęście Tomku. ;-)
Griszeq -- 02.01.2009 - 12:28merlot
Tak się łapie ulotne szczęście i na zawsze zamyka w dłoni. Gratulacje za konsekwencję w dążeniu i wszystkiego najlepszego!
AnnaP -- 02.01.2009 - 18:46AnnPol,
Dzięki za komentarz, przypomniał mi taki epizod:
Forward>> 774 dni po sylwestrze. Dworzec PKS w Krakowie. Zima.
Play>
Wpadam zdyszany, bo mój warszawski pociąg spóźnił się pół godziny. Kupuję fiołki.
Forward>> 257 minut (_za opóźnienie autokaru z Londynu przepraszamy…_.
Play>
merlot -- 03.01.2009 - 01:41Wysiada.
– Cześć, cieszę się, że już jesteś.
– Skąd się tu wziąłeś? Przyjechałeś?
– Masz kwiatki. Kocham Cię.
Miała fioletowe rękawiczki z cienkiej zamszowej skórki. Odprowadziłem ją na stancję i wróciłem biegiem na dworzec. Ale i tak spóźniłem się na ostatni ekspres. Jechałem do domu całą noc osobowym.
Tomku!
Mam wrażenie, że pobiłeś mnie, a ja potrafiłem robić numery… podziwiam Ciebie. Pozdrów swoją panią.
:)
Jerzy Maciejowski -- 06.01.2009 - 20:36Pani Agawo!
‘Cudne. To kawałek prozy życia, co to się w poezję niespodziewanie zamienia.’ (Borsuk)
Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?
Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Wiec ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla Pani Merlotowej i Pana Merlota!
Czy ten wiersz nie jest przypadkiem autorstwa niejakiego Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego?
Jerzy Maciejowski -- 06.01.2009 - 20:41Panie Jerzy
Tak, to jedna z Pieśni Mistrza Ildefonsa. W wykonaniu Marka Grechuty nosi tytuł Ocalić od zapomnienia.
Agawa -- 07.01.2009 - 13:52Ależ Merlot!!!
Dosłownie łzy mi stanęły w oczach, a na ciele mam gęsią skórkę...
Piękne…
Przeczytałam jeszcze raz.
Jednak się popłakałam.
Szczęścia i nieustającej miłości Wam życzę.
dorcia blee -- 03.01.2010 - 21:16Uściśnij Ją...
Bym przepisała
jeden wiersz Kobiety Wschodu, bo pasuje nadzwyczaj, ale jest za długi. Zaproś mnie na tartę, to Ci go przyniosę.
Jednak jesteś idiotką. Jak można nie wiedzieć nic o Wojnie Krymskiej?!
Pozdrowienia dla Twojej lepszej połowy :)
Merlocie,
też bym się popłakał, ale jako że chłopaki nie płaczą, a ja tym bardziej, więc aby tradycji stało się zadość, tylko się czepnę.:)
Bo jeśli, jak wynika z wiarygodnych źródeł, to nie mogły być kolczyki tylko klipsy; może także to nie była Betlejemka?
W tamtych odległych czasach, których właściwie już nikt nie pamięta, starym schroniskiem nazywano, leżącą trochę niżej, bliżej Murowańca, chatę Bustryckich.
Rozebraną kilka lat po Twoim harcerskim zimowisku.
Choć Betlejemka też już oczywiście stała, więc nic nie jest wykluczone…(wyjście ewakuacyjne).:)
Przyjmij zatem Merlocie, spóźnione, tym nie mniej serdeczne życzenia szczęśliwego nowego roku 2009!
Tobie, Pani Merlotowej i Wszystkim Konsekwencjom wynikłym z tego pamiętnego sylwestra sprzed 15706 + 365 + 4 dni.:)
Lepiej późno niż wcale, prawda?
Dobranoc
PS.
yassa -- 04.01.2010 - 00:17Uff…no to nareszcie jesteśmy kwita.:)
play it again
ale sam
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 04.01.2010 - 00:21Yasso,
to była Betlejemka.
Szałas Bustryckich był obok.
Ściskam Cię Yasso, nigdy nie będziemy kwita…
merlot -- 04.01.2010 - 00:39Docent,
nie da się.
merlot -- 04.01.2010 - 01:14Panie Merlocie!
Jeśli Pański pobyt na Hali Gąsienicowej miał miejsce na przełomie 1966/1965, to mógł Pan mieszkać w Betlejemce lub w Schr. Wyżnim. Oba były własnością Bustryckich. Betlejemka to ten pierwszy budynek po prawej stronie ścieżki, gdy schodziło się wówczas na H.G. z Równi Królowej ku Murowańcowi.
Więcej na temat historii obu schronisk jest tu:
http://gosciniec.pttk.pl/16_2004/index.php?co=005
“Wyżnie” zostało zmiecione z powierzchni ziemi przez TPN w 1968 r. W Betlejemce od 1973 r. mieści się szkółka taternicka PZA.
Pozdrawiam!
PS. Tamtego Sylwestra w Murowańcu może Pan nieco żałować. Był dość szalony, a taniec pawianów w wykonaniu taternickich “starców” stanowił zjawisko jedyne w swoim rodzaju.
Hodowca -- 04.01.2010 - 03:35W Betlejemce
Wszystko się zgadza. Betlejemka była wówczas dwupoziomowa – na dole “luksususowe” dwie (chyba) sale, a nad nimi stryszek zwany wdzięcznie trumną. Nasze harcerskie zimowisko okupowało stryszek.
Biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń na i po sylwestrze zakopiańskim zupełnie nie żałuję, że mnie ominął taniec pawianów, aczkolwiek wyobrażam sobie, że mogło to być widowisko inspirujące;-)
Pozdrawiam
merlot -- 04.01.2010 - 08:06>merlocie
taka gra słów …
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 04.01.2010 - 09:11Nie dajesz mi szans Merlocie,
chciałem się zbilansować i poprawić.
Rozpocząć Nowy Rok pokazując swoją lepszą, ludzką twarz.
W końcu wyznać; nazywam się Żorż, jestem wilkołakiem!
No ale cóż… mówi się trudno…
Na prawdziwość moich słów , które (być może) może zweryfikować Pan Hodowca Królików, podaję kilka szczegółów tego pamiętnego sylwestra w Murowańcu.
Jeszcze zanim się on rozpoczął, Tadek Figus podlał Kwakwę tak, że…no nieważne, bez przesady.
Co było niedopuszczalne, zważywszy, że oboje byli na dyżurze,
Hania pochlipywała sobie w kasie. a pani Teresa (mama Darka) uwijała się jak w ukropie w bufecie.
Napruty Józek Bobak o mały figiel zamarzłby na stercie węgla, którego nie zdążył przed północą zepchnąć do piwnicy, a kierownik Drągowski chodził jak struty, bo właśnie dotarła do niego wiadomość że PKOL chce mu dobudować do schroniska halę treningową dla chłopców Sztamma…
Kto mógłby te wszystkie detale spamiętać? Na pewno nie ja w swoim obecnym wcieleniu. Tylko Ty, Hodowca Królików i wilkołak.
Szczęśliwego Nowego Roku (tym razem) 2010 życzy Panom
yassa -- 04.01.2010 - 09:30Yasso,
zauważyłem, że odwiedził mnie pan Hodowca sensu largo, niekoniecznie Królików. I tego się trzymam.
Ja ciągle zbieram się do napisania epokowego tekstu pt. “Co ja tutaj robię” w którym Twoja rola w sprecyzowaniu tego co ja tutaj robię zostanie doceniona i uwypuklona, ale jak sam rozumiesz, jest to zadanie trudniejsze niż prosty coming-out w duchu: jestem wilkołakiem!
Aha, przed zejściem do miasta (była jakaś druga po południu) wziąłem incydentalnie udział w przygotowaniach do sylwestra w Murowańcu. Wybranką serca kierownika Drągowskiego była wówczas moja koleżanka z klasy maturalnej, Basia – we czwórkę, (z GOPRowcem Rafałem M., o ile dobrze pamiętam) przetestowaliśmy jakiś zajzajer pod pretekstem składania sobie sobie życzeń...
merlot -- 04.01.2010 - 09:53Szanowny Panie Yasso!
Z przykrością komunikuję, że podanych przez Pana szczegółów życia w Murowańcu w pamiętny dzień 31.12.1965 r. potwierdzić nie mogę. Przyczyna prozaiczna – mieszkałem w Wyżnim. Pana Drągowskiego omijałem wielkim łukiem, bo mój aktywny udział w bitwie na śnieżki – w jadalni – w poprzedniego Sylwestra zapisał się był w jego pamięci zdecydowanie źle. Byłem więc “ledwo tolerowanym” sylwestrowiczem.
Kwestie bieżące – jam ci jest ten od Królików. Hodowca – znaczy się.
Obecny nick jest efektem mego wyjścia naprzeciw apelom władzy, by rozwijać przedsiębiorczość. Ma być druga Irlandia, czy jakoś tak. Rozszerzam zatem zakres hodowli na inne, społecznie niezbędne gatunki życieli. Wpisywanie ich licznych nazw do pseudonimu uczyni go kłopotliwym w użyciu.
To są narazie ambitne plany. Teraz kontempluję płynące obok mnie życie.
Pozdrawiam serdecznie!
PS. Pozwolę sobie złożyć tak Panu jak i naszemu Gospodarzowi życzenia pomyślności wszelakiej w roku 2010. W dalszych latach takoż, bo niezbadane są wyroki Opatrzności. Zejdę niespodziewanie i jak tu żyć wiecznie ze świadomością takiego zaniechania?
Hodowca -- 04.01.2010 - 18:01Idylla…
Dziękuję, Panie Hodowco.
To właśnie lubię. Proszę nie schodzić przedwcześnie.
merlot -- 04.01.2010 - 18:15Teatr mój widzę ogromny!
Tomku!
Co to za harcerstwo, jak żeście jakieś trunki próbowali? Dopiero teraz zobaczyłem, że to notka sprzed roku! Nadal jest urzekająca…
Pozdrawiam noworocznie
Jerzy Maciejowski -- 04.01.2010 - 20:23Zrobiłem to nielegalnie
i w ilościach śladowych. Masz rację, oczywiście.
Ale papierosów nie paliłem!
merlot -- 04.01.2010 - 20:23Tomku!
Przez pierwszych ~10 lat mojego życia „harcerskiego” byłem „dzieckiem pana naczelnika”, piłem i paliłem. Dopiero później dotarło do mnie, że harcerstwo to coś innego niż mundur, sprawności i obozy. Wtedy, gdy zostałem harcerzem, przestałem świadomie sięgać po alkohol (papierosy rzuciłem rok wcześniej).
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 04.01.2010 - 20:27Dziecko Pana Naczelnika
brzmi dość intrygująco;-)
Ja się do harcerstwa zapisałem późno – w odpowiedniku dzisiejszej drugiej licealnej. Traktowałem to bardzo poważnie, łącznie z przestrzeganiem Prawa Harcerskiego. Ale to zimowisko odbywałem już bardziej jako student Akademii Sztuk Pięknych niż harcerz.
Pewnie dlatego nie miałem wyrzutów sumienia, że zostawiam moich druhów i zjeżdżam do Zakopanego na sylwestra…
merlot -- 04.01.2010 - 20:41Kiedyś byłam
tzw. harcerką bez krzyża, należałam do którejś tam (trzycyfrowy numerek) drużyny wodnej, co polegało po prostu na tym, że byliśmy żeglarzami i podlegaliśmy strukturze.
W ten sposób zaczęłam palić papierosy w wieku lat trzynastu i zaliczyłam absurdalną randkę z poważnym, siedemnastoletnim mężczyzną rok później, w środku nocy w lesie. Nie mam pojęcia, co on we mnie widział, do tej pory wyglądam jak dziecko, a wtedy to już w ogóle. Potem listy pisał i z Radomia przyjeżdżał. Poloneza nawet z nim zatańczyłam na koniec gimnazjum, co wzbudziło zrozumiałą sensację wśród żeńskiej części szkoły, bo Łukasz był obcy, wysoki dosyć i wyglądał.
Tylko, że gupi był, no ale nie można mieć wszystkiego. :)
Tomku!
Nie wiem jak teraz, ale gdy aktywnie w harcerstwie działałem, to naczelnikami ZHP byli panowie mający niewiele wspólnego z harcerstwem. Stąd ta nazwa, dla wyrobu hacerzopodobnego.
Ja jestem zwolennikiem tezy: Once scout always scout.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.01.2010 - 05:44Pani Pino!
Gdyby to była rzeczywiście drużyna harcerska, to by Szanowna Pani papierosów tam nie paliła. Przed II wojną światową harcerze z takich drużyn wygrywali ogólnopolskie regaty. Nie dość, że potrafili żeglować, to przestrzegali prawa harcerskiego. Przekonanie o konieczności picia przez żeglarzy nie ma niczego wspólnego z harcerskim żeglarstwem, choć z dziećmi pana naczelnika wiele.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.01.2010 - 05:49Zgadzam się,
prawdziwe harcerstwo jest strukturą tak dogłębnie mi obcą, jak niewiele struktur…
harcerz harcerz
bo się usmarczesz
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 07:48Harcerstwo
było dla mnie ważnym elementem utrwalania pewnych postaw.
I bardziej chodziło o słowa z dużych liter niż o stosunek do używek.
Nasza drużyna była jedną z trzech w Warszawie, które do połowy lat sześćdziesiątych posługiwały się symboliką i wersją roty Związku przedwojennego. Nie paliłem i nie piłem podczas aktywnej działalności w drużynie, było to oczywiste.
A w żeglarstwie, jako skipper w czasach studenckich i później, miałem żelazną zasadę: Do picia służą knajpy. W portach.
merlot -- 05.01.2010 - 08:16a czy to prawda, że
na statku, czy innym yahcie się nie gwiżdże?
jak byłem w takim czarnym harcerstwie. znaczy byłem, no w pewnych aspektach jestem, bo to sie ma do końca, punkowcem. wyniosłem z tego okresu brak przywiązania do zasad i lgnięcie do nihilizmu. nad czym czasami ubolewam, ale …
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 08:33Prawda.
I się spodnie nosi. Nie wiesza prania na relingu. Buchtuje wszystkie liny. Nie włóczy obijaczy.
...Ale do cholery, pięć piwek w siatce za burtą to podstawa jest!
Buchtuje wszystkie liny
nie no to już liny się bucha. wiem że są konopne, ale lepiej w porcie Amsterdam zakupic dobrego ziela :P
4 piwka. na stół!
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 08:37W popielniczkę pet
15 gram i 5 krzaków
a pierdoleni nawet porządnego portu nie mają ...
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 08:47Nie wiem,
nigdy nie byłam w Holandii…
nie no
o Czechy mję chodziło
:P
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 09:02Czesi nie mają portu?
Czuję się zaskoczona. Co ten mój ojciec nasmarował w jednym swoim wierszu?
“Anno, strażniczko morskich wybrzeży
Królestwa Czech, gdzie Twoje niedźwiedzie”
Albo był pijany wtedy, albo się zasugerował Szekspirem, który widocznie nie chodził do pani Lewandowskiej na lekcje geografii.
A właśnie, miałam ten kawałek o Nepomuku zapodać.
wiesz
port mają, ale porządnego nie. bo prawdziwa flota to ta morska, a nie rzeczno-błotna… Madziarzy mają przynajmniej Balaton. nawet admirała kiedyś mieli…
napisałem kiedyś poemat heroikomiczny pt “Czeska łódź podwodna”
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 09:19I odkopsali nam cud natury, ci Madziarzy.
Wycieczkowiec M/S Mazowsze, wywracalny i zatapialny cud techniki stoczni balatońskich czy też dunajskich. Wybraliśmy się nim kiedyś w rejs wokół Bałtyku, ale po lekkiej czwórce przed wejściem do Zatoki Botnickiej, zdecydowaliśmy poprosić o azyl w Leningradzie i wrócić koleją.
merlot -- 05.01.2010 - 09:40"azyl w Leningradzie"
ja bym się okopał w Kronsztadzie :)
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 09:51A ja nigdy nie byłam na Bałtyku,
chcę płynąć w lipcu, po obronie licencjatu (właśnie widać na załączonym obrazku, jak pilnie pracuję w bibliotece…).
Kto się wybierze ze mną?
P.S. Lekka czwórka i skifa? Jezu, to musiała być faktycznie dzielna jednostka pływająca :P
ja nie wsiadam na żadne łodzie
ale mogę do Kronsztadu dojechać pociągiem pancernym
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 10:25A Wy to gdzieś pracujecie?
Jecie coś?
Bo, czy popijacie, to nie pytam…
Uwiązani do kompa jesteście?
dorcia blee -- 05.01.2010 - 21:15Co nie otworzę stronę, to już po imprezie…
Cholerka?! tylko ja pracuję, piorę prasuję, odkurzam i ceruję skarpetki haftem Richelieu? czy jak to się pisze…
Uwiązani do kompa jesteście?
dokładnie
w pracy komp
w domu komp
w kiblu notebook
w komie net
na szczęście nie uznaję prasowania, bo po kiego prasować jak i tak się pogniecie
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 05.01.2010 - 22:15Betlejemka - kropka nad "i"
Zdjęcie Hali Gąsienicowej z czasów przed II Wojną Światową. Widok z zejścia z Równi Królowej ku Murowańcowi.
W tle od lewej: Świnica, Turnie: Pośrednia i Skrajna.
Teraz jest ładniej; brakuje mi tylko Schroniska Wyżniego. Betlejemka – jak widać – nie ma jeszcze wiatrołapu przy wejściu.
Hodowca -- 13.01.2010 - 19:05