Rydzyk buduje kościół

Najpierw była notka prasowa:

Świątynia będzie miała dwa poziomy i wielką ażurową kopułę zwieńczoną koroną. Pomieści 3 tys. osób. Na górnej kondygnacji znajdzie się ołtarz – dokładna replika prywatnej kaplicy papieża w Watykanie z obrazem Matki Bożej, podpisanym przez Jana Pawła II.

I żeby przypadkiem się nikt nie czepiał:

Dolny poziom w połowie wypełni Kaplica Pamięci. Na czarnej granitowej ścianie zostaną wypisane nazwiska tych, którzy zginęli ratując ofiary Holocaustu, będzie też napis “Nie ma większej miłości jak oddać Życie za przyjaciół swoich”. O.Rydzyk umieści tam również tablice miejsc męczeństwa narodu polskiego. W środku będzie płonął ogień. Wierni będą mogli przemieszczać się między kondygnacjami schodami i windami. Przed gmachem powstanie wielki plac.

Pomyślałem: nic nowego pod słońcem. I zapomniałem o tym.

Ale teraz uparcie powraca pytanie o sens. I o obraz, jaki powstaje a raczej ugruntowuje się w zbiorowej świadomości. O obraz mojego Kościoła.

Wracam do swojego sierpniowego tekstu na S24. To dobra okazja na jego premierę na Tekstowisku:

Kościół ubogich – jak daleko od niego jesteśmy?

Niedziela, msza święta w mojej parafii, na zakończenie ksiądz proboszcz zdaje relację z podróży po Stanach, gdzie szukał finansowego wsparcia u Polonii dla budowy kościoła i klasztoru (parafię prowadzą ojcowie Paulini). Z widoczną radością oznajmia, że przywiózł ponad 2 mln. złotych.

Czuję niepokój. Ale dlaczego, spytają niektórzy, przecież to na chwałę Bożą! Wiem, ale i tak czuję niepokój. Może dlatego, że budowa pochłonęła już ładnych kilka mln. Te kolejne dwa to na wykończenie.

Może dlatego, że mamy gdzie się modlić. Kościołem jest parterowy, obszerny budynek, ładnie wykończony, ogrzewany, mieszczący wszystkich wiernych. Widziałem takie kościoły w Austrii, tętniły życiem, były prawdziwym centrum wspólnoty parafialnej, wystarczały…

A może dlatego, że prześladuje mnie uparta myśl, że ksiądz proboszcz nie pojechałby do Stanów żeby zdobyć pieniądze na budowę jadłodajni dla starych, samotnych ludzi albo domu opieki dla matek-ofiar przemocy w rodzinie…

——————————————————————————————————————-

Brat Moris, 80-letni Francuz, członek Zgromadzenia Małych Braci Jezusa (od 55 lat), od kilkunastu lat mieszkający i pracujący w Polsce (kilka lat na warszawskiej Pradze) mówi, że w naszym kraju antyklerykalizm przybiera na sile. Pierwszym zarzutem jest najczęściej brak ubóstwa w Kościele: ubóstwa rozumianego dosłownie jako dążenie do bogacenia się, ale też jako dążenie do władzy na różnych płaszczyznach społecznych.

Mali bracia mieszkają w Polsce w 2 wspólnotach na warszawskiej Pradze i w domku, który sami wybudowali w Truskawiu Izabelinie k. Warszawy. Programowo unikają jakiejkolwiek zorganizowanej działalności, pragnąc jedynie swoim życiem, uwagą, przyjaźnią i obecnością świadczyć, że życie innych, ich kolegów z pracy, sąsiadów ma w oczach Boga głęboki sens i każdy człowiek jest przez Niego kochany (za KAI).

Strona internetowa Zgromadzenia

Brat Moris twierdzi, że zupełnie inaczej sprawa wygląda w jego rodzinnej Francji. Niegdyś światowe centrum antyklerykalizmu, rozsadnik oświeceniowej idei walki z Kościołem, programowo świeckie państwo, które nie pozwala na demonstrowanie swoich uczuć religijnych w miejscach publicznych – teraz pozbawione antyklerykalizmu?!

Lata 70, które zaowocowały ogromnym kryzysem we francuskim Kościele, podcięły też, po raz kolejny, jego finansowe podstawy. Księża, a także biskupi, zeszli do poziomu najniżej zarabiających pracowników. Stało się to przyczyną zbliżenia do ludzi. “Nikt w Kościele francuskim nie narzeka, że księża są biedni” mówi brat Moris, dlatego, że “pozwala im to zrozumieć co to znaczy być bratem dla innych”.

Rada parafialna wybierana jest w wyborach powszechnych co trzy lata. Nie mogę sobie wyobrazić tego w Polsce! Rada prowadzi finanse parafii. Księgowością zajmuje się zawsze świecki. “Łatwiej rozmawiać o pieniądzach ze świeckim niż z księdzem” – mówi brat Moris.

Oczywiście, tamtejsze parafie są znacznie mniejsze od naszych. Ale świadomość i zaangażowanie parafian przerasta nas o głowę (wiem również od księży pracujących w katolickich parafiach w Anglii, że współrządzenie parafią przez świeckich jest powodem częstych konwersji anglikanów na katolicyzm – brakuje im tego w ich Kościele).

W Polsce jest tak przede wszystkim w małych, wiejskich parafiach. Sam znam kilku księży, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, mieszkają bardzo skromnie właśnie dlatego, że ich parafia jest niewielka i biedna.

Ale w miastach jest już inaczej. I w ten sposób księża tracą z wiernymi kontakt, angażują się w duże przedsięwzięcia, projekty, budowy. Są możliwości więc korzystają z nich zaniedbując bezpośredni kontakt ze współbraćmi. Nie budują więzi, zrywają te które powstały wcześniej…

Poglądy reprezentowane przez Panią Posłanę Senyszyn oraz ludzi podzielających jej ideowe przekonania, powodowane są, obok cynizmu, wyrachowania i zwykłej głupoty, także brakiem ubóstwa ludzi mojego Kościoła.

Zastanawiam się, kiedy brak ubóstwa, tego dosłownego i tego duchowego, zacznie nam przeszkadzać, kiedy zauważymy, że to krępuje naszą inicjatywę i nie pozwala na budowanie prawdziwych, braterskich więzi wewnątrz wspólnot, więzi, które swoje źródło mają wprost w Ewangelli.

Jak długo jeszcze…

cały tekst wywiadu z bratem Morisem w Gazecie Wyborczej, sobota-niedziela 9-10 sierpnia 2008

Chyba ciągle czekamy…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

@Autor

Ja to widzę od lat – polski Kościół to ludzie zaniedbani w rozwoju wewnętrznym, zaniedbani moralnie i estetycznie, często puści i próżni. Są w dosłownym tego słowa znaczeniu – URZĘDNIKAMI Kościoła i ich formacja jest podobna do urzędniczej – skorumpowana, pełna prywaty, pychy i egoizmu. Wyciągają jedynie od ludzi kasę na kolejne architektoniczne monstra, gdzie jedynym kryterium wartości jest wielkość. Duże ma być. Wielkie. Ładne wcale być nie musi. A działalność charytatywna, to już została jak cienka i krótka kołderka. Niby coś się robi, żeby nikt się nie mógł przyczepić, ale u nas Kościól nie ufundował chyba jeszcze żadnego szpitala – za to co kilka lat buduje kolejny “Licheń” za gigantyczną kasę.

W Polsce, zwłaszcza na wsi, przyjęło się, że w rodzinie trzeba mieć urzędnika, lekarza i księdza – były to zawody awansu społecznego. Zawody właśnie – w Polsce ksiądz, to przede wszyskim zawód a dopiero potem powołanie. To jest zawód, przy którym można sie ustawić a i z seksu rezygnować wcale nie trzeba, byle robić to po cichu, żeby nikt nie widział...

Znałem – fakt – kilku księży z powołania. Żaden z nich kariery duchownej nie zrobił. Z mojej parafii do władz kurii przebił się tylko jeden ksiądz. Pamiętam, że lubił grę w tenisa, jeździł Golfem (w głębokiej komunie!) i w ogóle lubił bywać... Kontaktu z nim nie było żadnego…

Mnie polski Kościół normalnie wkurza. To jest opoka endeckich hipokrytów. Powinno się ich wszystkich rozpędzić na cztery wiatry!


Panie Zbyszku

Ja bym tego tak ostro nie ujął. Pan jednak bardzo generalizuje.
Mnie, jako członkowi tego Kościoła, chodzi najbardziej o odkrywanie sensu pewnych działań ludzi tego Kościoła i mówienie o nich otwarcie. Że chodzi o władzę, o budowanie sobie pomnika, o pychę i tym podobne.

Ale to jest, kurcze, ciągle mój Kościół i nikogo nie mogę rozpędzić. Ale mogę mówić co mi się nie podoba.

Kiedyś Austriacy powołali stowarzyszenie “Jesteśmy Kościołem”, taka struktura pozioma. Obok wielu rzeczy kontrowersyjnych sama nazwa, która odzwierciedlała pewną ideę, pokazywała w jaką stronę można iść, by ludzie czuli, że to ich Kościół. To mi się podobało.

Może w Polsce trzeba by to ruszyć, żeby ksiądz, zakonnik był po prostu “współbratem” a nie wszechwiedzącą instancją wyższą?

Pozdr


ZPS

“z seksu rezygnować wcale nie trzeba, byle robić to po cichu, żeby nikt nie widział...”

po cichu? i tak ludzie na wsi wiedzą, bo tego nie da się ukryć w małym środowisku.

wiedzą, że ksiądz dobrodziej na dziwki i na karty lubi wyskoczyć, ale przecież to chłop i lepiej żeby na dziwki skakał niż ministrantów albo dziewczynki macał.

u mnie we wsi był i taki co skakał, i taki co macał małe dziewczynki. i ludzie wiedzieli. i wiedzieli, że ten pierwszy przemycał też samochody, za co ma wyrok na kocie, a jak ten drugi się przyznał do macania to baby na wsi od razu ukuły, że to kuria mu kazała, bo to niemożliwe żeby taki porządny ksiądz małym dziewczynkom pchał łapy w majtki.

na wsi ksiądz to nie tylko urzędnik, to współwładca.


Docencie

Pewnie w wielu jeszcze tak jest jak mówisz, ale nie we wszystkich. Dużo zależy od samych ludzi, na co pozwalają księdzu proboszczowi.

Pamiętam, jak brałem ślub dzisięć lat temu w podolsztyńskim małym miasteczku, to ksiądz proboszcz za udzielenie chciał “co łaska”, ale nie mniej niż...

Jak powiedziałem rodzicom, że nie dam to tłumaczyli, że przecież wszyscy dają i inaczej wstyd będzie :):):)

Powtarzam: jesteśmy Kościołem!

Pozdr


jesteście kościołem

w którym asymetria pomiędzy duchowieństwem i całą resztą jest dla mnie nie do przyjęcia.


Hm, Rafale,

trochę dyskusji już o Kościle na TXT i w ogóle było i pewnie będzie jeszcze, więc może będę powtarzał już, co coś kiedyś napisałem, ale co tam.

Zgadzam się z twoim tekstem i podzielam pogląd.
Tak sobie myślę, że może rozwiązaniem by było to, co jest w Niemczech czyli opodatkowani się na rzecz wybranego Kościoła czy grupty religijnej.
Ateiści natomiast wspieraliby jakieś stowarzyszenia czy fundacje świeckie wybrane przez siebie.
Byłoby wtedy widać, ile osób chce wspierać Kościół własnymi pieniędzmi i byłyby jawne dochody i Kościół by się jakoś z nich rozliczał.

P.S. Ziggi, przesadzasz, akurat Kościół prowadzi działalność charytatywną całkiem pokaźną, Caritas, fundacje przykościelne, hospicja, domy dla samotnych matek czy kobiet-ofiar przemocy (o dziwo, nie feministki tu dominują).
jest mnóstwo wspaniałych osób np. siostra Chmielewska.
Oczywiście można się zgodzić, że nie są one twarzą polskiego Kościoła, ale to nie tylko wina Kościoła, ale i mediów i ludzi uprzedzonych
Choć pewnie i takie osoby jak Chmielewska sa niewygodne, bo jest ona i krytyczna wobec kościelnej hierarchii i pozytywnie o Owsiaku mówi i jeszcze kilka niewygodnych poglądów głosi.
I trudno z nią polemizować , bo życiem i postawą swoim pokazuje, że chrześcijaństwo i życie to jedność.
Hierarchia czasem pokazuje, że to niekoniecznie idzie w parze…

P.P.S. Rafale, mógłbyś, podrzucić mi linka do tego sierpniowego tekstu do S24?
Bo dyskusję bym poczytał, a znaleźć tam nie za bardzo się da.


Link do S24

link do postu na S24

Akurat po nim dyskusja ciekawa się wywiązała moim zdaniem.

Pozdr


@Grześ

Witam,

A czy gdzieś mozna czegoś się rzetelnie dowiedzieć o rzeczywistej skali tej charytatywnej działalności Kościoła? Bo mnie osobiście znane są jedynie sprawozdania roczne Caritasu, który wydaje się jedyną instytucją kościelną prowadzącą jakąś księgowość...

Nie, że się czepiam – Caritas akurat ma spory budżet, lecz ich działalność jest rozproszona na wiele kierunków i wydaje mi się nieskuteczna lub co najmniej niewidoczna. Co do innych form kościelnego zaangażowania w działalność charytatywną mam mgliste pojęcie. To, co robi siostra Chmielewska dla bezdomnych jest chwalebne, lecz nijak nie łączy się z Kościołem instytucjonalnym. Jest to de facto całkowicie prywatna inicjatywa osoby wierzącej.

I tutaj jest pies pogrzebany – moim skromnym zdaniem, Kościół dalece wyraźniej i intensywniej angażuje się instytucjonalnie w różne inicjatywy, lecz działalność pomocową najchętniej deleguje wiernym, pozostawiając ich samym sobie.

Może przesadzam albo mało się interesuję, lecz albo Kościół jest nadzwyczaj dyskretny zakresie swej charytatywnej aktywności albo coś jest na rzeczy…


Panie Zbyszku Drogi

Jednak będę się upierał, że nie należy dzielić Kościoła na instytucjonalny i resztę. Pasterze powinni animować pewne działania, pokazywać ich kontekst wypływający z wiary, ale nic nie zdejmie odpowiedzialności z “szeregowych” członków tego samego Kościoła za głodnych, samotnych i zmarzniętych współbraci.

Ja wiem, że łatwo jest wskazać palcem na “czarnych” i powiedzieć: wy nie macie rodzin, problemów, głupoty wam do głowy przychodzą to się chociaż zajmijcie biednymi, bo my mamy swoje sprawy (dzieci wrzeszczą, firma się sypie itp. itd).

Mnie chodzi o budowanie wspólnoty w oparciu o jedno z możliwych działań, jakim jest działalność charytatywna, na przykład.
Ale może też być gra w piłkę, wycieczka rowerowa, czy wspólny grill. Wszystko jednak nie z wysokości tronu tylko po partnersku. I proszę mi wierzyć, mam kontakt z tym środowiskiem, a takie zachowania są tam bardzo rzadkie.

Pozdr


Subskrybuj zawartość