Niedziela Zmartwychwstania

Ostatnie dni wciąż w drodze, od rana po wieczór, z jednego nabożeństwa na drugie. Myśl poganiana kolejną myślą i ten brak odpowiedzi na najważniejsze pytania…

Wiele wydarzeń, jeszcze więcej spotkań. Czasem trudnych. Zanim zaczęliśmy świętować już jesteśmy zmęczeni. Najgorsze jest jednak to, że gdzieś z tyłu głowy są kolejne, zwykłe dni. Święta, święta i po świętach… Po co to wszystko…

Jakbyśmy wciąż tkwili w tym wieczerniku, zamknięci z obawy przed ludźmi, spotkaniami, wyborami. W dodatku Wielki Piątek jakby potwierdził nasze najgorsze zdanie o tym świecie: ludzie to bydlaki, są wilki i są owce, nikomu nie można ufać, nie ma sprawiedliwości…

Nie mamy za grosz wiary w człowieka, w ludzi.

Tischner powiedział kiedyś na Wielkanoc, że ona jest potrzebna, żeby naszą wiarę w Boga odbudować. Ale ona ma też inne zadanie. Ma w nas odbudować wiarę w człowieka, zaufanie do człowieka, bo inaczej z powodu lęku nigdy nie wyjdziemy z wieczernika…

Więc idziemy. Kolejny dzień, kolejny rok. Przed nami Emaus. Ktoś nam mówił, że Jezus zmartwychwstał. Ktoś inny z zapałem w głosie i ogniem w oczach opowiadał o pustym grobie. Znów lawina myśli. Czy to prawda? Jak to możliwe? Czy to mnie jeszcze obchodzi?

Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?

Spotykamy Go żywego i nasze oczy są na uwięzi. Spotykamy Go. Gdzie? W wielu miejscach. Setki i tysiące razy przechodzimy obok nie zauważając. Czasem przez całe życie. Banał.

Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu.

Potrzebny jest stół, gdzie możemy usiąść razem. I potrzebny jest chleb. I zerwanie maski z twarzy. Banał ustąpi miejsca Spotkaniu. Najpierw z sobą samym a później z Bogiem w człowieku.

W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

Nie musimy już iść dalej. Po Spotkaniu możemy już wyjść z wieczernika. Coraz bardziej wierzymy w człowieka. A bez tego nasza wiara byłaby milcząca, jak powiedział Tischner.

Obyśmy mogli spotkać Zmartwychwstałego. Obyśmy na swojej drodze nie ominęli Emaus. Tego nam wszystkim życzę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

i cykl tekstów świątecznych dobiega końca?

Ale wiesz, co, tak se myślę, że banał pozostaje często banałem.
I spotkania nie ma.

Albo jest niepełne.

pzdr


Wszystko się kiedyś kończy

Albo żeby nie było tak smutno: wszystko kiedyś się zmienia, pisanie też.

Banał pozostaje banałem czasem przez całe życie.

Ale najlepiej zaatakować banał innym banałem. Np. mówieniem prawdy. Prawdy o sobie: jak się czuję, czego potrzebuję, czego chcę...
Ludzie, którzy to słyszą (rodzina, znajomi, czasem nieznajomi) najczęściej powolutku odpowiadają tym samym. I rodzi się Spotkanie.

Mnie się wydaje, oczywiście ;)

Spełnienia Ci życzę


Subskrybuj zawartość