Piękno i brzydota. ( W cyklu bajek metafizycznych)

Piękne są tylko chwile. Śpiewasz tak, żyjesz tak i wierzysz, że brzydki jest świat. Bzdura. Posłuchaj tej bajki.

Piękno i brzydota spotykają się co pewien czas w zaświecie, by uzgodnić stanowiska względem naszego świata. Ustalić kanon praw harmonicznych dla rozmaitych nauk, sztuk i rzemiosł oraz listę pragnień dozwolonych dla człowieka. Ustalają więc, co ma mieć dostęp do naszego serca – w kolejnej epoce, z woli najwyższego Stwórcy. Ustalają, które bramy umysłu mają być otwarte a które trzeba zamknąć. Tak jest od wieków.

*******

Spotkały się więc pewnego razu na plaży i jak zwykle przy takiej okazji postanowiły się wykąpać w oceanie zapomnienia, by potem omówić ważne sprawy między sobą. Zdjęły ubrania i zanurzyły się w orzeźwiających bryzach fal. Pierwsza na brzeg wyszła brzydota. Włożyła ubranie piękna i poszła w swoją stronę. Dumna ze swojego czynu, pomyślała.

– Ojejku, olaboga, teraz będę wreszcie przedmiotem pożądania i zachwytu. Koniec żebrania i chowania się w cieniu mojej siostry.

Po czym ruszyła wprost do wielkiego miasta, bo zapragnęła żyć jak najbliżej centrum cywilizacji. Wypełniała ją żądza pochwał i sławy.

*******

Gdy piękno wyszło na brzeg, nie znalazło już swojego odzienia. Nie chciało nago wędrować przez życie, więc założyło na siebie łachmany brzydoty.

*******

Bajka się nie skończyła. Poeta dopisuje ciąg dalszy, mniej więcej w takich słowach: szatą miłości piękno jest i tyle…

*******

I brudna poczuła się miłość, brudna i zgaszona w szatach brzydoty.

Poszła więc swoją drogą ze wstydem, że nie wzbudzi już niczyjego zachwytu. Skromna i pokorna, postanowiła nie zbliżać się do siedzib ludzkich.

A gdy tak sobie wędrowała po bezkresnej plaży okalającej ogromny ocean pustki, spotkała w końcu małego chłopca.

Lepił on z ziarenek piasku siebie i zamek, w którym zamieszka – beztrosko i jakby w zapomnieniu.

*******

- Co robisz? – zapytała.

- Czekam na mamusię – odpowiedział chłopiec, nie odrywając uwagi od wznoszonej budowli. Stała więc cierpliwie przyglądając się jak powstaje ciało chłopca, zamek i fosa wokół zamku.

– Pobawisz się ze mną? – zapytał po krótkiej chwili.

- Tak, tak bardzo chętnie– odpowiedziała cichutko z nadzieją.

- Dlaczego jesteś smutna? – chłopiec popatrzył na nią pierwszy raz i uśmiechnął się zagadkowo.

- Jestem sama, samotna. Tak długo wędruję i od wielu, wielu dni nikogo nie spotkałam nad tym oceanem, z nikim nie rozmawiałam – odpowiedziała cichutko, że ledwie ją usłyszał.

- Tak, samotność jest smutna – odrzekł zagadkowo chłopiec. – Weź wiaderko, przynieś wody z oceanu, napełnimy fosę.

- Dobrze – odrzekła. – Mam kilka ziarenek talentów, które posadzimy tu, wokół twojego serca i trzeba będzie je nawodnić, by ożywiły się łany piasku.

Poczuła, że wreszcie może komuś się na coś przydać.

- Jesteś moją przyjaciółką, prawda? – zapytał chłopiec.

- Tak , czuję, że tak, choć niczego nie pamiętam, nikogo poza tobą nie znam. Pozostanę więc z tobą – i w tej samej chwili wstąpiło w nią nowe życie, bo wreszcie poczuła, że nie jest sama.
*******

Mijały dni, może miesiące a może lata. Przesypywali piasek w klepsydrze, lecz czas nie mijał. Bawili się w budowanie wielkiego planu przyszłości i rozmawiali poza czasem. A wokół nic się nie działo. W końcu zapytała z troską w głosie.

- Gdzie jest twoja mamusia?

- Moja mama mieszka tam – chłopiec wskazał ręką na bezkresną czerń nieba roziskrzonego ziarenkami gwiazdek.

*******

I w tej samej sekundzie coś zaczęło się przemieniać. Bezruch uruchomił ruch a oni zaczęli przed siebie pędzić, z prędkością myśli, szybciej niż światło. Spojrzała. Zbliżali się w milczeniu do błękitnej planety. Po kilku sekundach a może natychmiast wyłonił się na horyzoncie zarys zielonych kontynentów unoszących się wśród szmaragdowych wód. Zaraz potem a może w tej samej chwili, zobaczyli miasto, które zbliżało się i rosło błyskawicznie w oczach. Szybciej niż myśl. Aż stanęli na ziemi. W pokoju było ciemno. W łóżku leżeli jacyś ludzie. Słyszała ich oddech, czuła ciepło.

*******

Chłopiec przemówił pierwszy.

– To jest dom, w którym urodzę się za dziewięć miesięcy, to moja mama a to tata. Chyba śpią, nie budźmy ich.

- Dobrze – odpowiedziała radośnie. W tej chwili wróciła jej pamięć. Przypomniała sobie miriady podobnych chwil.

*******

- Wiesz. Znam pewną sztuczkę starszą niż ten świat . Jeżeli chcesz, porozmawiamy z twoją mamusią we śnie?

Chłopiec nic nie odpowiedział, chwycił ją tylko za rękę. Poczuła ciepło i puls bicia jego serca. Odebrała to jako ciche przyzwolenie.

*******

Popłynęli więc poprzez zamglone i roznegliżowane ciała w głąb duszy snu rodziców. To był dziwny i pełen tajemnic sen. Chłopiec zobaczył po raz pierwszy krajobrazy magicznie zmieniające formę w falowaniu pragnień i cienie, których nie było w niebie. Cienie przybierały upiorne kształty, wykrzywione w grymasie brzydoty. Zbliżały się i rozpierzchały jakby coś je wystraszyło.

******

- Boję się– wyszeptał, ściskając mocniej rękę przyjaciółki, by po chwili przytulić się do niej.

- Nie bój nic, będzie dobrze – odpowiedziała czule i wzięła go na ręce.

– To tylko demony lęku. Uciekają, bo twoi rodzice się kochają, a one boją się miłości. Popatrz, całuję cię, a one czmychają.

Milczeli przez dłuższą chwilę a chłopiec po raz pierwszy poczuł na policzkach jakby muśnięcia wiatru i zaczął oddychać.

Co to jest? – zapytał z lekkim niepokojem w głosie, zaskoczony, że wiatr płynie do jego wnętrza..

- Oddychasz, tylko oddychasz, wszyscy ludzie oddychają – odrzekła zdawkowo.

- Czy to znaczy, że jestem człowiekiem?

- Tak, powoli się nim stajesz. Popatrz uważnie, co zacznie się dziać, gdy dojdziemy do fontanny, w której kąpie się twoja mama.

******

Szli tak przez kilka minut przez las w zupełnym milczeniu ścieżką przeznaczenia. Noc poczęła się rozwiewać w tym mgnieniu w świt. Wkrótce rozbudziły się ptaki i chłopiec po raz pierwszy usłyszał ich śpiew w chorałach innych niż anielskie.

- Tu wszystko tu jest takie dzikie i niepowtarzalne, zupełnie inne niż tam na górze– powiedział.

- Cudowne – taka myśl wypłynęła na wierzch jego świadomości, lecz nie wiedział skąd.

Popatrzył poprzez konary drzew, nie było cieni z ich wykrzywionymi gębami.

- Już się nie boję, dalej mogę iść na własnych nogach – zaskoczył ją tą deklaracją odwagi.

Drzewa rozstąpiły się, przed nimi otwarła się przestrzeń. Doszli do zielonej polany.

*******

A tam, pośrodku, chłopiec zobaczył ocembrowaną studnię a ponad nią czarodziejską fontannę. Wibrowała fraktalami kolorów tęczy wokół ciał rodziców. Byli połączeni, spleceni jak dwa węże. Tańczyli, pulsowali.

- O, jakie to piękne – pomyślał zdziwiony, bo zauważył, że takie same fraktale aury promieniują z jego ciała.

Głośno zaś zapytał

– Co teraz zrobimy?

- My nic. Ty idź, przywitaj się z rodzicami a ja tu na ciebie poczekam – odpowiedziała. I zamyśliła się przy tym, bo pomyślała o swojej przeciwniczce, siostrze, która wybrała ten świat na miejsce swojego pobytu.

- Idź, będzie dobrze. Potem wrócimy razem do naszego domu. Mamy sporo rzeczy do zbudowania, zanim się urodzisz –dodała po chwili.

*******

Czekała dość długo. Słońce dobiło do zenitu i zaczęło toczyć się ku zachodowi. Aż nastała noc. Chłopiec nie wracał.

Zamiast niego spośród drzew, które w ciemnościach zlały się z bezkształtną ścianę mroku, wyłoniła się siostra pięknie wystrojona i napuszona jak paw. Towarzyszył jej orszak wesołych i krzykliwych kompanów.

- Witaj droga przyjaciółko – krzyknęła prosto z mostu i z nieskrywaną wesołością na powitanie.

– Co tu robisz na tym moim świecie?– zapytała bez ceregieli.

- Czekam na jednego małego chłopca – odpowiedziała i ze zdziwieniem zauważyła, że szaty brzydoty nie okrywają już jej ciała.

- Jestem naga, zupełnie naga i taka tu bezbronna jak kobieta – pomyślała.

Głośno zaś zapytała.

- Jak się czujesz w moich szatach, złodziejko?

*******

Brzydota jakby czekała na takie pytanie, bo zaczęła zachwalać swój los jak przekupka na targu.

- Ano świetnie, nie narzekam. Dobry czas dla mnie nastał. Dobry i błogosławiony siostro. Ludzie jedzą mi z ręki. Wabię ich, bawię się nimi, podpuszczam jednego na drugiego. Wprowadzam do jaskini rozpusty, rozpalam ich serca pożądliwością. Fajni są . Nigdy nienasyceni, niezaspokojeni… Chcą, ciągle chcą coraz więcej, aż do wyczerpania życia i póki starcza im tchu w piersiach. Och, wreszcie ten świat jest mój. Wreszcie, po eonach głodu i żebrania, mogę się nasycić.

Po czym jak gdyby nigdy nic, zagwizdała przeciągle i krzyknęła.

– Chłopcy, dość postoju, idziemy na wojnę.

*******

Orszak zniknął po chwili za ścianą mroku, lecz jeszcze przez dłuższą chwilę do uszu piękna, które stało się nagą miłością docierały strzępy rozmów.

Podchmieleni wizjami podbojów świata, towarzysze brzydoty omawiali plan wyeliminowania konkurencji z rynku. Mówili coś tam o polityce, zyskach, potrzebie trzymania się w kupie.

- Ach to tak. Tak teraz wygląda ten świat. Trudna będzie ta epoka dla mnie i dla ludzi – pomyślała ze smutkiem i pogrążyła się w modlitwie.

Tak minęła noc.

*******
W końcu światło zaczęło rozpraszać na nieboskłonie gwiazdy i słońce dnia wzeszło na widnokręgu.

– Gdzie ten chłopiec? Powinien chyba już do mnie wrócić?

Ledwo tak pomyślała i już przy niej był, radosny i naładowany energią jak nigdy dotąd. Jakby nieco urósł.

- Witaj mamusiu, jesteś najpiękniejsza na całym świecie, kocham cię najbardziej, bardzo, bardzo – rzekł na powitanie.

- Witaj kochanie – odpowiedziała, nie przestając się przy tym sobie dziwić, że tak mówi.

Ale po chwili, gdy spojrzała w lustro swojego ducha, zrozumiała, że właśnie dokonała się czarodziejska przemiana. Była kobietą. Podobną jak kropla wody do tej, którą chłopiec przedstawił jej jako swoją mamę.

*******

Dziwne– pomyślała. – Widocznie tak być musi. To jakieś nowe prawo naszego Stwórcy.

*******

- Wracamy w pobliże naszego oceanu, kochanie – powiedziała do chłopca, który teraz był jej synkiem. – Mamy sporo nauki, sporo rzeczy musimy omówić, zanim się urodzisz.

*******

Po kilku chwilach krótszych niż myśl byli znów przy swojej niedokończonej budowli. Nic tu się nie zmieniło.

- Wiesz mamusiu, mam nowe pomysły jak rozbudować lekcje mojego życia. Urodzę się w biednej rodzinie. Moi rodzice będą…- tak mówił i mówił, długo, jakby nie chciał skończyć.

Słuchała w skupieniu, rzadko przerywając, czasami zadając pytania, czasami pokazując pułapki i niebezpieczeństwa konkretnych decyzji i bolesne konsekwencje niektórych wyborów. Jej serce wypełniało się wielkim współczuciem, gdy wyczuwała nieuchronność cierpienia, którego nici wplatały się w rysowany na piasku wzór życia.

*******

- To jego życie – pomyślała w końcu. – Nie powinnam poprawiać jego scenariusza, choć mogłoby być lżejsze.

*******

I tak mijały kolejne dni. Na zabawie, rozmowie, planowaniu, kreśleniu linii i znaków na piasku i w wodzie. Nawet w wieczności pewne rzeczy są jednak nieuchronne.

Jej synek coraz częściej znikał na długie godziny i wówczas pozostawała sama. Czasami mu towarzyszyła w podróży na ziemię, by go pocieszyć, bo jego matka biologiczna miała trudne dni. Czasem byli razem, i tam, i tu. Już wiedziała, że zbliża się czas rozstania. Już wiedziała, że wkrótce musi stać się niewidzialna dla tego chłopca.

*******

- Jak ocalić twoją pamięć, mój synku? – zastanawiała się. Nie miała jednak żadnego pomysłu.

W końcu kiedyś powiedziała na głos.

– Wkrótce stąd odejdziesz i zapomnisz o bezkresach naszej plaży i o falach oceanu, z którego się wyłoniłeś. Przyjdzie też czas, gdy zapomnisz o naszych rozmowach. Ale postaraj się zapamiętać, że zawsze będę z tobą. Jako anioł stróż, w sercu twojej mamy, taty i wielu innych osób.

Popatrzył na nią smutno.

– Wiem. Będzie dobrze. Tak być musi mamusiu. Dziękuję za wszystko.

*******

Popłynęli po raz ostatni razem na polanę do studni. Z fontanny, która w tych minutach była purpurowa od nadziei i bólu nowych narodzin, wyłonił się całkiem zdrowy chłopiec.

Porodowi, stojąc z boku i jakby w cieniu, przyglądała się brzydota wystrojona w biały kitel lekarski.

- Będziesz mój – pomyślała.

*******

Miłość ciężko westchnęła, po czym wróciła na swoją plażę i rozpoczęła na nowo wędrówkę wzdłuż bezkresnego oceanu. Wkrótce spotkała małą dziewczynkę, która się do niej uśmiechnęła.

Teraz już od samego początku wiedziała, co musi czynić.

- Witaj kochanie, dobrze, że cię spotkałam – powiedziała pierwsza.

Średnia ocena
(głosy: 8)

komentarze

Rewelacja

:)


Piękna opowieść:)

choć nie wszystko w tej bajce rozumiem, ale to jest moim zdaniem sednem:

To tylko demony lęku. Uciekają, bo twoi rodzice się kochają, a one boją się miłości.

fakt.

Ale mogę zepsuć i zasiać wątpliwości? (Tym zajmuję się u Poldka zazwyczaj, ale chopak cuś nie pisze, więc w zastępstwie to u ciebie będzie)

ja mam inną bajkę, bo pisać bajek nie umiem, jak to było, nie mam marzeń, nie znam bajek, bajki są okrutne,

Są?

jedna jest na pewno?

Nihilistyczna, eh, muszę ten mój powoli rodzący się tekst o nihilizmie i nihilistach napisać.
A teraz Georg Buechner i jego antybajka

“Było sobie raz biedne dziecko i nie miało ani ojca, ani matki- wszystko mu pomarło i nie było nikogo na świecie, a ono wędrowało i szukało dzień i noc. A że nie miało już nikogo na świecie, chciało iść do nieba. Księżyc spojrzał na nie tak mile, a gdy przyszło w końcu do księżyca, to był kawałek zgniłego drzewa. Wtedy chciało iść do słońca, słońce spojrzało na nie tak mile, a gdy doszło w końcu do słońca,to był zwiędły słonecznik. Wtedy postanowiło pójść do gwiazd. Gwiazdy popatrzyły na nie tak mile, a gdy doszło w końcu do gwiazd, to był złote muszki wbite na ciernie przez dzierzbę. Wtedy dziecko chciało wrócić znów na ziemię, ale gdy przyszło do ziemi, to ziemia była przewróconym gliniakiem. tak więc zostało samiusieńkie i przysiadło , i zaczęło płakać. I siedzi tam aż dotąd i jest samo , samiusieńkie.”

Z Woyzecka albo z Lenza pochodzi nie pamiętam.

A i to o pięknie ukrytej w szatach brzytwy, ta twoja opowieść skojarzyła mi się z pewnym głosem.
Jej głosem.


Igła I co tu rzec?

Bóg zapłać.


grześ Bajki - anty-bajki

Dzięki za ten cytat i za głos z pieśni. Głębokie i prawdziwe są madrości antybajki Georga Buechnera. Tak też bywa na tym świecie.

Opublikowałem ten mój tekst, żeby sprawdzić, czy można w takim stylu pisać. Jeżeli okaże się, że można, to coś pewnie jeszcze napiszę.


Mozna, acz długaśne to jest,

acz ja w sumie często wolę dłuższe teksty niż krótsze.

A tak a propos , wierszyki zarzuciłeś już?

pzdr

A takich antybajek różnych czytałem więcej, musze odświeżyć sobie kilku autorów i “Żyjąc tracimy życie” Marii Janion mojej ulubionej i może coś sam napiszę.

pzdr


grześ Pewnie będą też wierszyki

A nawet coś o polityce. Tyle że mało tego będzie, bo nie jestem zwierzęciem salonowym.

PS. Mam chyba coraz mniej czasu, żeby godziny życia mego spędzać przed komputerem. Ot, los.

pozdrawiam


Synergie

Lubię bajki – zwłaszcza takie. Moja mama opowiadała nam w zimowe długi wieczory coś podobnego. To były czasy gdy telewizory były czarnobiałe(ametyst) a program 2 był luksusem.

Bajka “palce lizać”.

:-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek 34. Ufff...

O moim marzeniem było, żeby bajki pisać. Jak dotąd się nie udawało.

pozdrawiam


Synergie, roi mi się mała polemika,

a właściwie odniesienie do 3 pierwszych zdań twojego tekstu, może nawet dziś:)

Nocą.


Cieszę się

Polemiki uczą myślenia.


Synergie

najnormalniej w świecie wzruszyłem się
Mimochodem gdzieś pojawił się mój synek, którego źli ludzie…
Mimochodem pojawiły się obrazy …
I te słowa o miłości o pamięci o sercu…

Dziś, znaczy się wczoraj to już było, byliśmy z Mał(ą)Gosią na roczku Jej wnuczki
Wiesz jak szybko mija życie!
Wiesz jak bardzo chcesz coś zostawić po sobie, a raczej kawałek siebie w sercu dziecka
Czy to lęk, czy bardziej tęsknota za tym co mija bezpowrotnie?

Dziękuję Ci, bardzo


Toć wiem, żeś

ze wsi.
Ino nie chłop.

Chodzi mi o to, że to takie łzawe jest.
może taka chwila?
I dlatego we mnie mieszane uczucia wzbudza.
Forma mi się z treścią nie zgadza.


Igła Ten Twój komentarz tu miał być pod notką o ekologii, chyba

Moi rodzice byli chłopami. Ja już nie uprawiam roli, bo wypadłem z obiegu. Jestem nieużytkiem.

Ale roboty i tak mam sporo, wierz, albo i nie.

Kupiłem moją ziemię ze starą chałupą w górach, pobudowałem nowy dom. I teraz potrzebuję kasy, żeby dokończyć pracę wokół domu.

Uprawa górskich paryji tej kasy nie przyniesie. Sadzę drzewa, zakładam ogród. No i jestem skazany na pracę w mieście lub szukanie nowej drogi zawodowej dla siebie, bo ziemia potrzebuje pieniędzy.

A tekst o ekologii? Może on i łzawy, może nie. Mieszane uczucia? Ważne, że są te uczucia.

pozdrawiam


MarekPl Sympatyczne to słowa

Bóg zapłać. Podnoszą na duchu. Chciałbym napisać cykl bajek metafizycznych, lecz nie wiem, czy podołam. Najzwyczajniej czasu brak.

pozdrawiam


Ano fakt

bo myślałem o tamtym.
:)

Też chodzę wokół dziadkowych paryjów.
Od lat.
Patrzę jak z braku pomysłu zagarniają je lisy i jastrzębie.
Spowrotem.

I też brak mi pomysłu na to co miałbym tam robić?
Śliwowicę pędzić?


Igła Śliwowica :-)))

Żartowałem ostatnio do żony, że zacznę śliwowicę pędzić albo konopie sadzić...Kategorycznie mi zabroniła.

Konopie to kryminał. Mało kto wie o wielu właściwościach terapeutycznych konopii – to wiedza zakazana.

pozdrawiam


Śliwowoica to

jest to.
Na razie nasadzaj śliwy.

I studiujmy ustawę (o produktach regionalnych też ).


Igła Nasadzę węgierek

Bo z nich najlepsza ponoć śliwowica.
Lepsze to i zdrowsze od produktów monopoli spirytusowych, bo tam wdarła się już chemia.

Ale potrzebuję kasy, żeby ogrodzić teren, bo posadziłem już kilkadziesiąt drzewek owocowych i wszystkie obżarły sarny – zobaczę jak to będzie wyglądać na wiosnę. Jakieś 1.5 ha byłoby w sam raz na sad.

pozdrawiam


Igła Przeczytałem

Zdaje się, że w Polszcze to będzie droga przez mękę, skoro nawet w Mecce polskiej śliwowicy nie mogą zdobyć stosownych pozwoleń na legalną produkcję większych ilości tego zacnego trunku.

Ja sobie uwarzę ze 30 litrów na dobry początek. Może już w tym roku. Mój znajomy robi już taką 80% dla właśnych potrzeb i na prezenty, więc recepturę zdobędę.


To ja się wpraszam

Stryjowi sarny nawet jodełki i sosny obgryzają.


Hm, to już wiem gdzie następne

spotkanie TXT po tym planowanym majowym lubelskim robimy:)

śliwowicę piłem raz i dawno temu to było, średnio mi smakowała, ale Synergie pewnie lepszą wyrychtuje:)

Ale za to piłem chorwacką rakiję i słowacką palinkę i obie te rzeczy dobre były.


Ja też piłam

na Mazurach. Miałam może z dziesięć lat.

Bardzo to jest dobre i miłe, nic nie czujesz, tylko nie próbuj się po tym z koi dźwigać, bo to się nie uda. :)


Uwielbiam

węgierki :)
Są pyszne, takie mięsiste i zdrowe jak żadne


grześ Węgierki we wrześniu zbiorę

Potem fermentacja, destylacja – jeżeli dobrze pójdzie na Boze Narodzenie i Nowy Rok 2011 będzie.


MarekPl Węgierki ze śliw chyba najlepsze

Posadziłem też kilka karzaczków borówki amerykańskiej, czereśnie, morwę, jabłonie,grusze….orzechy same się sieją dzięki wiewiórkom.

Tylko te sarny…cholerne – ładne to, ale lezie w szkodę.


Pino Ojejku

Gdy miałem dziesięć lat, poszliśmy z kumplami nad rzekę. Jeden przy kasie był, bo okradł wujka i kupił fajki, wino i czekoladę. Nie wiem, jak tego wszystkiego dokonał.

W każdym razie skosztowałem owocu zakazanego. Po powrocie do domu, nie czekałem długo – ojciec wyjął pas i sprawił mi tęgie lanie. Dupę mi tak otłukł, żem na niej nie usiedział spokojnie.


Igła No to żyjmy długo

Będę miał zapasik – pewnie rozdam, bo sam aż tak tęgo nie piję.


No widzisz,

a ja zrobiłam butlę śliwki legalnie, z moim ojcem.


Różne szkoły wychowania

mamy za sobą.


:)

rozbawiła mnie rozmowa Synergie i Pino, a uwierzycie, że ja pierwszy raz piłem alkohol jak miałem 18 lat?

Nie licząc czekoladek z alkoholem w dzieciństwie, z których raz nawet się spowiadałem chyba:)

Eh, cżłowiek to był gupi

cóż winien niełaskawy los? ...
Nie dosyć człowiek był szalony,
nie dosyć śmiały, nie dość zły,
niegotów polec za androny,
niegotów błądzić pośród mgły.
Wypić za młodu się nie chciało,
a gdy się piło, to nie dość,
cóż winne nazbyt trzeźwe ciało,
cóż winien zbyt łaskawy los.
Nie dosyć człowiek był zalany,
nie dosyć śmiały, nie dość zły,
niegotów skonać za banały,
niegotów brodzić pośród mgły.


A ja piłam dosyć dużo i głupio,

od małego miałam taki pociąg, żeby się niszczyć używkami. :) Ile ja się nakombinowałam, żeby znaleźć dostęp do marianny…


grześ Następne wino wypiłem gdzieś koło 18- ski.

Terapia była skuteczna.

pozdrawiam


Pino

Wyobraziłem sobie siebie w takiej sytuacji – dziś byłbym jak nic alkoholikiem. Słaba płeć, słaba wola…

pozdrawiam


Trzeźwość jest piękna!

Musiałem to napisać pod tą bajką.
Hough!


Zależy z kim się trzeźwieje

i w jakiej sprawie.


Igła Dodałbym jeszcze - z czego..

Trzeźwieć można wielu rzeczy i stanów umysłu.

Nałogi są różne – alkohol, narkotyki, używki – to ledwie wierzchołek góry lodowej.

Mamy też różne nawyki, które kontrolują nasze życie i powodują, że poruszamy się po świecie jak marionetki.

Niektóre trudno zlokalizować i rozpoznać jako coś groźnego. Inne są zupełnie niegroźne i sny, które śnimy pod ich wpływem, wydają się całkiem przyjemne. Do czasu.

Gdy sterują nami nawyki, mała jest przestrzeń wolności, a ogrom konieczności z każdym mijającym rokiem życia zdaje się powiększać i rosnąć jak góra śmieci.

Trzeźwienie jest jak sprzątanie domu umysłu, który zamieszkujemy.

Dlatego dobrze się czasami napić z kimś życzliwym wybornej śliwowicy i potem razem z nim trzeźwieć.

pozdrawiam


Słusznie..

Generalnie chodzi o prawo wyboru.

Coś dajemy, coś bierzemy.
Coś przyjmujemy, coś darowujemy.
Z czegoś rezygnujemy, coś dostajemy.
Fizycznie i w przenośni.

Łapiemy równowagę, staramy się być ułożonymi wewnętrznie.

Stoimy z wyciągniętą dłonią i patrzymy, jeden ją uściśnie, drugi na nią splunie.
Nie zawsze możemy ją cofnąć
Ale, na abarot, wracamy do prawa wyboru.

Możemy oddać.


Igła Nic dodać, nic ująć

Możemy oddać.

Pewnie, że możemy, czasami nawet powinniśmy, żeby kogoś czegoś nauczyć. Też tak potrafię, gdy nie widze innego wyjścia.
Wolę jednak z godnością się oddalić, niż pchać się w jakieś spory np. blogerskie. No chyba, że ktoś (lub coś przebrane za kogoś) nie pozwoli mi odejść. Wówczas, acz niechętnie, potrafię pisać ostro i udowadniać swoje rację. Ino że na wścieknięte i zranione istoty (trolli) to nie działa.
Muszą wypluć gorycz i jad ze swych trzewi, bo je trawi i pali, więc plują na oślep, by ze ulżyć i odreagować.

Z drugiej strony, potyczki z trollami na blogu są gówno warte. Niewiele znaczą – przynajmniej dla mnie. Co innego, gdy pojawia się okazja do merytorycznej i trudnej dyskusji na temat (a nawet poza tematem) – to jest b. cenne.

Ogólna refleksja: szkoda czasu na trolli, lecz warto mieć recenzentów i krytyków.

Sytuacja zmienia się radykalnie w realnym życiu. Trafisz na takiego typa wyttrolowanego z równowagi wewnętrznej (lub jędzę) i musisz walczyć z chamem, bo w grę wchodzą realne byty i zwłaszcza, realni ludzie, czasami najbliżsi.

Tak, zawsze stoimy wobec wyboru. A w realnym życiu wybory są tylko realne. I zawsze obfitują w swoje konsekwencje.

pozdrawiam


Hm, ja chyba wole upijanie się niż trzeźwienie

:), nawet jak trzeźwienie jest z kimś.


grześ A myślisz, że ja nie?

Też wolę...i czasami nawet realizuję tą wolę. Ostatnio na Sylwestra, było, nie było – coś się wypiło.

Dziś sobie naleję szklaneczkę wiśniówko-pigwówki własnej roboty – pora zakosztować, zanim trafi na stół dla gości. Bo ni mom pojęcia zielonego, co to wyszło za badziewie…


Hm,

zazdroszczę tych nalewek:)

Pewnie dobra wyszła.

A ja spadam zakosztowąc białej herbaty, bo dziś postanowiłem zkaupić takie cuś, by obaczyć co to w ogóle jest:)


Od słów do czynu.

Właśnie sobie nalałem – żona pozwoliła sobie nalać pół kieliszka. Dobre, mocne, na czystym spirytusie…zdaniem żony chyba troszeczkę za słodkie, ale takie z aromatem wiśni i pigwy. Lepsze niż nalewki babcine ze sklepu. Na zaś dam mniej cukru.

W sumie można podawać gościom.


Kto tam wie?

Może jakieś ognisko rozpalę koło przesilenia letniego…


No:),

ja nie żebym się wpraszał, ale z obecnie piszących na TXT mam chyba najbliżej:)

spadam, bo znowu nałóg komputerowy mnie wciąga.


Pewnie

A ja nie mam nic przeciw temu.

Mnie też chwilami ogarnia ten nałóg. bardziej niż nałóg alkoholowy.


Pewnie

A ja nie mam nic przeciw temu.

Mnie też chwilami ogarnia ten nałóg. bardziej niż nałóg alkoholowy.


Synergie

.. nalewka z wiśni i pigwy brzmi bajkowo.. . :-)))

Chyba sobie dziś naleję pigwówki.. naparstek. Cuś mnie przeziębienie otula więc nawet wskazane sobie nalać – mam alibi przed żoną, :-)))

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Moja aż tak nie protestuje

No a jak przybędzie do domostwa jakiś sąsiad lub kolega, to nawet sama stawia. Taka jest – rozumie język chłopów ze wsi.

pozdrawiam


Synergie

Synergie

No a jak przybędzie do domostwa jakiś sąsiad lub kolega, to nawet sama stawia. Taka jest – rozumie język chłopów ze wsi.
pozdrawiam

W towarzystwie problemu nie ma z degustacją ale jak sobie sam naleję czasem wieczorem to wzbudza “podejrzenie” . W rodzinie żony jest alkoholik, ale taki co co popija wieczorami przed telewizporem jak nikt nie widzi. Więc żona trochę martwi się jak sam sobie nalewam wina.

pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


I słusznie się martwi

Lepiej pić w towarzystwie. Gdy alkohol staje się naszym kompanem do picia, ludzie niezauważalnie przesuwają się na dalszy plan.

Ale…skoro żona wie, znaczy się degustujesz w jej towarzystwie.

Naczytałem się, że podobno są ludzie, którzy w genotypie mają zapisaną skłonność do alkoholizmu i tacy, co mają relatywnie większą odporność na uzależnienia.

Potwierdza to moje obserwacje.

Pozdrawiam


Synergie

generalnie alkohol w moim domu rodzinnym pełnił funkcję towarzyską od święta. I cenię sobie tę lekcję mojego taty.

Natomiast co do popijania alkoholu sądzę, że fakty ukrywania się z piciem wina, piwa przed żoną, rodziną świadczy o uzależnieniu. I wiem też, że łatwo jest wprowadzić sobie zwyczaj picia lampki wina czy koniaku, itede, wieczorkiem.

To są bardzo ważne subtelności dlatego też, ważne jest całe otoczenie. Jeśli nie ma wspólnych rozmów z zoną, dziećmi, radosnego z nimi spędzania czasu a zaczyna się siedzenie przed TV, internetem, zamiast “NICH” popijanie lampką czegoś to zaczyna istnieć problem:

1. erozji relacji i kontaktu z rodziną
2. alkohol może być formą “zamiast” kontaktu z rodzina, małżonką, dziećmi, itepe.

Zdaję sobie z tego sprawę, i dla mnie ważne jest otoczenie – jakoś mojego bycia dla żony i dzieci.

Stąd też alkohol wbrew pozorom jest poważną sprawą i może być poważnym “wskaźnikiem” jakości bycia dla rodziny.. .

Chociaż tajemnica długowieczności francuzów jest czerwone wino.. . I zgadzam się, że lepiej o te długowieczność dbac wspólnie z żoną niż samemu. :-))))

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Umiar i trzeźwość - odpowiem metaforycznie

Po wielu latach błędów i poszukiwań, nie jestem wolny od błędów i poszukiwań.
To jedno mam zagwarantowane.

Tak, masz rację. Alkohol “zamiast” kontaktu ze sobą i drugim człowiekiem, bywa problemem, gdy pojawia się nawyk i rytuał picia. Uzależnienie rodzi się zawsze stopniowo i niezauważalnie – aż nawyk robienia czegoś przekształci się w nałóg.

To ogólny problem.

Co możemy z tym zrobić? Jak możemy sobie poradzić z tymi groźnymi, jak i pozornie niewinnymi nawykami, które programują nasze życie?

Zazwyczaj sobie nie radzimy. Dlaczego? Bo nie widzimy problemu.

Zaczniemy sobie więć radzić, gdy zobaczymy rzeczy takimi jak są, zobaczymy nasz niewielki lub już ogromny garb nawyków, narośl nad naszą wolnością.

To nie jest w żadnym momencie życia proste. Ani raz na zawsze dane.

W praktyce wciąż pojawiają się przyjemności płynące z pewnych reakcji na sytuacje życiowe, które nawykowo wybieramy byle uciec od cierpienia (i towarzyszącego mu lęku). I w tych przyjemnościach zamontowane są niewidzialne pułapki. Idziemy ku przyjemnościom a wpadamy w pułapki nawyków.

Tak wygląda ogólnie mechanizm warunkowania.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość