ponieważ Pan Referent dał wyraz wierze w zasadę: chwała nam i naszym kolegom, to pozwolę sobie zwrócić się do obu Panów. Samą zasadę, notabene, mam za bardzo zacną, ostatecznie dość długo była jednym z filarów Imperium Brytyjskiego, i Okudżawa o niej śpiewa, doradzając, by sie w łańcuchy solidarnych serc łączyć przeciw złemu światu…
Ale ad rem.
Pan Yassa użył wobec mnie zabiegu, który nazwałbym pozornym pominięciem szerszego kontekstu komunikatu. Moja wypowiedź brzmiała tak:
Mnie śmieszą zarówno ci, co palili i się nie zaciągali, jak i pryncypialni ponad poziom posła Cymańskiego wrogowie nikotynizmu. Może dlatego, że mam swoje lata i miałem okazję dotknąć sprawy na żywca a nie tylko znać ze źródeł , więc ostrożny jestem.
Pan Yassa odpowiedział następująco:
“A z tym całym Cymańskim, to tak na poważnie, czy to tak sobie pro forma, jak zawłaszczanie historii?
Pana też szantażował? Moralnie ? Dużo chciał za dyskrecje, koszon jeden?:)”
Moja “nikotyniczna”, byc może nieco pokrętna metafora tłumaczy sie tak oto: dwuznaczni i śmieszni są ci, co tłumaczą, że donosili i nie szkodzili, ale smieszni, choć cokolwiek straszni są także ci, którzy do każdego przypadku złamania się pod mentą mają stosunek taki, jak poseł Cymański do palenia tyoniu. Poglądy Cymańskiego na lustrację były w tym przypadku jak gdyby obok sprawy, nieistotne.
Skądinąd wiadomo, że w sporach o lustrację wyrażenie wątpliwości poparte odwołaniem sie do osobistego doświadczenia nad wyraz często kwitowane było sugestią, że wątpiący zapewne ma coś za uszami.
I w tym kontekście Pan Yassa rzucił swoje zdanko o szantażu. Zabieg sprytny o tyle, że potraktowany w ten sposób, jeśli sie obruszy, wychodzi na paranoika i nadwrażliwca, do tego takiego, który może naprawdę coś za uszami ma? Bo bez owego szerszego kontekstu zdaje sie wynikać z jakiegoś sporu o Cymańskiego. Jeśli zaś się nie obruszy, to smrodzik, hehe, pozostanie, sugestyjka w powietrzu zawiśnie. Że tak własnie mozna to odczytać, świadczy odczytanie Pana odysa. Proszę wybaczyć, Panie Referencie, Pan się nie dopatruje, Pan odys dopatruje, my z Panem Yassą jesteśmy bezpośrednio zainteresowani, a więc wyłączeni ze sporu, co oznacza, że w interpretacjach jest jeden na jeden.
Na co stosowanie takich chwytów zasługuje – pozwoliłem wyrazić sobie pogląd. I, przepraszam za ten ludzki odruch, odpowiedziałem zagraniem równie nieczystym, też stosowanym w sporach o lustrację: sugestią niezałapania. Na moje usprawiedliwienie można przytoczyć tylko to, że przypisałem Panu Yassie (nie wiem, błędnie, celnie?) bonus późnego urodzenia, nie zaś przynależność do Zakonu Św. Łysiaka Męczennika, co to Purpurowego Serca za ten przypis u Werblana w Nowych Drogach nie dostał jedynie przez spisek Salonu.
A lustrację, prosze wybaczyć, mam dzisiaj gdzieś. W kłótniach o nią wszystkim stronom chodziło przede wszystkim o to, moim zdaniem, by to nasi koledzy mogli połozyc łapę na archiwach. Dlatego wyszło jak wyszło. Że dziwne i podwójne tu obowiązują standardy, pokazała reakcja solidarna gazownika i naszego dzienniczka, kiedy wielgi wstyd nam nastał.
O ofiarach palenia biernego (ciągnąc moja nikotyniczna metaforę), czyli o osobach, które przez lata lub miesiące miały permanentną i kompletną inwigilację (telefon, mikrofony tu i ówdzie w mieszkaniu, obserwacja na ulicy etc.) – nawet nie warto wspominać. Nad raportami z tej inwigilacji pochylają się dziś historycy ze współczuciem i troską, bez śladu gorączkowego rumieńczyka, wywołanego możliwością tak dogłębnego wejrzenia w życie innych.
I to by było na tyle, drodzy Panowie. Udaję sie obecnie na kursy baloniarstwa, bo muszę jakimś środkiem lokomocji dopędzić pełne dedlajnów zycie realne.
Życzę dalszych udanych zabaw w dobrego i złego glinę.
Panie Referencie, Panie Yasso,
ponieważ Pan Referent dał wyraz wierze w zasadę: chwała nam i naszym kolegom, to pozwolę sobie zwrócić się do obu Panów. Samą zasadę, notabene, mam za bardzo zacną, ostatecznie dość długo była jednym z filarów Imperium Brytyjskiego, i Okudżawa o niej śpiewa, doradzając, by sie w łańcuchy solidarnych serc łączyć przeciw złemu światu…
Ale ad rem.
Pan Yassa użył wobec mnie zabiegu, który nazwałbym pozornym pominięciem szerszego kontekstu komunikatu. Moja wypowiedź brzmiała tak:
Mnie śmieszą zarówno ci, co palili i się nie zaciągali, jak i pryncypialni ponad poziom posła Cymańskiego wrogowie nikotynizmu. Może dlatego, że mam swoje lata i miałem okazję dotknąć sprawy na żywca a nie tylko znać ze źródeł , więc ostrożny jestem.
Pan Yassa odpowiedział następująco:
“A z tym całym Cymańskim, to tak na poważnie, czy to tak sobie pro forma, jak zawłaszczanie historii?
Pana też szantażował? Moralnie ? Dużo chciał za dyskrecje, koszon jeden?:)”
Moja “nikotyniczna”, byc może nieco pokrętna metafora tłumaczy sie tak oto: dwuznaczni i śmieszni są ci, co tłumaczą, że donosili i nie szkodzili, ale smieszni, choć cokolwiek straszni są także ci, którzy do każdego przypadku złamania się pod mentą mają stosunek taki, jak poseł Cymański do palenia tyoniu. Poglądy Cymańskiego na lustrację były w tym przypadku jak gdyby obok sprawy, nieistotne.
Skądinąd wiadomo, że w sporach o lustrację wyrażenie wątpliwości poparte odwołaniem sie do osobistego doświadczenia nad wyraz często kwitowane było sugestią, że wątpiący zapewne ma coś za uszami.
I w tym kontekście Pan Yassa rzucił swoje zdanko o szantażu. Zabieg sprytny o tyle, że potraktowany w ten sposób, jeśli sie obruszy, wychodzi na paranoika i nadwrażliwca, do tego takiego, który może naprawdę coś za uszami ma? Bo bez owego szerszego kontekstu zdaje sie wynikać z jakiegoś sporu o Cymańskiego. Jeśli zaś się nie obruszy, to smrodzik, hehe, pozostanie, sugestyjka w powietrzu zawiśnie. Że tak własnie mozna to odczytać, świadczy odczytanie Pana odysa. Proszę wybaczyć, Panie Referencie, Pan się nie dopatruje, Pan odys dopatruje, my z Panem Yassą jesteśmy bezpośrednio zainteresowani, a więc wyłączeni ze sporu, co oznacza, że w interpretacjach jest jeden na jeden.
Na co stosowanie takich chwytów zasługuje – pozwoliłem wyrazić sobie pogląd. I, przepraszam za ten ludzki odruch, odpowiedziałem zagraniem równie nieczystym, też stosowanym w sporach o lustrację: sugestią niezałapania. Na moje usprawiedliwienie można przytoczyć tylko to, że przypisałem Panu Yassie (nie wiem, błędnie, celnie?) bonus późnego urodzenia, nie zaś przynależność do Zakonu Św. Łysiaka Męczennika, co to Purpurowego Serca za ten przypis u Werblana w Nowych Drogach nie dostał jedynie przez spisek Salonu.
A lustrację, prosze wybaczyć, mam dzisiaj gdzieś. W kłótniach o nią wszystkim stronom chodziło przede wszystkim o to, moim zdaniem, by to nasi koledzy mogli połozyc łapę na archiwach. Dlatego wyszło jak wyszło. Że dziwne i podwójne tu obowiązują standardy, pokazała reakcja solidarna gazownika i naszego dzienniczka, kiedy wielgi wstyd nam nastał.
O ofiarach palenia biernego (ciągnąc moja nikotyniczna metaforę), czyli o osobach, które przez lata lub miesiące miały permanentną i kompletną inwigilację (telefon, mikrofony tu i ówdzie w mieszkaniu, obserwacja na ulicy etc.) – nawet nie warto wspominać. Nad raportami z tej inwigilacji pochylają się dziś historycy ze współczuciem i troską, bez śladu gorączkowego rumieńczyka, wywołanego możliwością tak dogłębnego wejrzenia w życie innych.
I to by było na tyle, drodzy Panowie. Udaję sie obecnie na kursy baloniarstwa, bo muszę jakimś środkiem lokomocji dopędzić pełne dedlajnów zycie realne.
Życzę dalszych udanych zabaw w dobrego i złego glinę.
Czczajnik -- 18.11.2008 - 09:39