Skoro stary wątek, pewnie nikt nie przeczyta, to i lepiej…
Dla moich znajomych taka deklaracja to oczywista oczywistość, ale przecież nie wszyscy spośród jakże licznych czytelników TXT mnie znają. Więc powtórzę: Od zawsze byłem jednoznacznie za lustracją (a także dekomunizacją, choć to hasło z pewnością wymaga przy takiej deklaracji zdefiniowania – cóż, nie czas i miejsce).
Pierwszy moment w najnowszej historii, w którem zabłysła szansa na lustrację, został utopiony w okolicznościach dziś kojarzonych pod hasłem nocnej zmiany. Jakoś w tym roku w Listach do redakcji, petitem, wydrukowano JKM, który przypominał iż ówczesny projekt uchwały dekomunizacyjnej, wprowadzony z zaskoczenia i psim swędem głosowany wobec absolutnego szoku udeków, nie tylko był autorstwa UPR (a nie np. rządu Olszewskiego), ale znacząco różnił się od ostatecznie przegłosowanego po poprawkach bodaj Macierewicza. Uff, ale zdanie – potwór. JKM pisał, że świadomie w projekt uchwały nie obejmował prezydenta – plotki ponoć były znane, a oczywiste było że bez prezydenta sprawa będzie uwalona. Poza tym, projekt zakładał lustrację parlamentarzystów i rządu, a został rozszerzony na samorządowców. Co pozbawiało go szans na poparcie w dołach. A nawet więcej: oznaczało, że doły w walce o życie – będą walczyć przeciw na śmierć.
Doprawdy, trudno zrozumieć, na co, prócz męczeńskiej śmierci w wąwozie lustracyjnych Termopil, liczył Macierewicz & co. Za to raczej nie zależało im na samej lustracji.
Wydawało się wówczas (a potwierdziło się to za AWS), że sprawa poległa raz na zawsze i koniec.
Ale szansa wróciła. Dwa lata temu.
I wówczas PiS, w osobach samych braci, oraz senatora Romaszewskiego (co mu padło na stare lata?) zrobił wiele, by skompromitować ostatecznie koncepcję lustracji. I na długie lata zostawić sobie wygodną furtkę do szantażowania ubeckimi kwitami każdego, kogo nazwisko pojaiwło się w aktach rzeczonych służb.
Przepraszam, ale nie uwierzę, że profesor prawa z armią innych adeptów tej dziedziny, nie potrafił napsiać ustawy lustracyjnej, do której TK nie mógłby się przyczepić. No nie wierzę.
Wypuszczenie takiego gniota, to albo skrajna głupota, albo sabotaż.
Jak już mówimy o nastrojach rewolucyjnych i wykorzystaniu latarni.
Przykładem na to, do czego doprowadził obłęd utajnionych, ale powszechnie znanych “na mieście” i przypadkowo odkrywanych właśnie wtedy, gdy się przydają, kwitów — jest uwieczniona powyżej scysja panów Czczajnika i Yassy.
Przewrażliwienie jest wprost proporcjonalne do ilości oskarżeń między wierszami. O stanie po stronie ZOMO. I dla mnie — zrozumiałe.
To ja na marginesie o lustracji
Skoro stary wątek, pewnie nikt nie przeczyta, to i lepiej…
Dla moich znajomych taka deklaracja to oczywista oczywistość, ale przecież nie wszyscy spośród jakże licznych czytelników TXT mnie znają. Więc powtórzę: Od zawsze byłem jednoznacznie za lustracją (a także dekomunizacją, choć to hasło z pewnością wymaga przy takiej deklaracji zdefiniowania – cóż, nie czas i miejsce).
Pierwszy moment w najnowszej historii, w którem zabłysła szansa na lustrację, został utopiony w okolicznościach dziś kojarzonych pod hasłem nocnej zmiany. Jakoś w tym roku w Listach do redakcji, petitem, wydrukowano JKM, który przypominał iż ówczesny projekt uchwały dekomunizacyjnej, wprowadzony z zaskoczenia i psim swędem głosowany wobec absolutnego szoku udeków, nie tylko był autorstwa UPR (a nie np. rządu Olszewskiego), ale znacząco różnił się od ostatecznie przegłosowanego po poprawkach bodaj Macierewicza. Uff, ale zdanie – potwór.
JKM pisał, że świadomie w projekt uchwały nie obejmował prezydenta – plotki ponoć były znane, a oczywiste było że bez prezydenta sprawa będzie uwalona. Poza tym, projekt zakładał lustrację parlamentarzystów i rządu, a został rozszerzony na samorządowców. Co pozbawiało go szans na poparcie w dołach. A nawet więcej: oznaczało, że doły w walce o życie – będą walczyć przeciw na śmierć.
Doprawdy, trudno zrozumieć, na co, prócz męczeńskiej śmierci w wąwozie lustracyjnych Termopil, liczył Macierewicz & co. Za to raczej nie zależało im na samej lustracji.
Wydawało się wówczas (a potwierdziło się to za AWS), że sprawa poległa raz na zawsze i koniec.
Ale szansa wróciła. Dwa lata temu.
I wówczas PiS, w osobach samych braci, oraz senatora Romaszewskiego (co mu padło na stare lata?) zrobił wiele, by skompromitować ostatecznie koncepcję lustracji. I na długie lata zostawić sobie wygodną furtkę do szantażowania ubeckimi kwitami każdego, kogo nazwisko pojaiwło się w aktach rzeczonych służb.
Przepraszam, ale nie uwierzę, że profesor prawa z armią innych adeptów tej dziedziny, nie potrafił napsiać ustawy lustracyjnej, do której TK nie mógłby się przyczepić. No nie wierzę.
Wypuszczenie takiego gniota, to albo skrajna głupota, albo sabotaż.
Jak już mówimy o nastrojach rewolucyjnych i wykorzystaniu latarni.
Przykładem na to, do czego doprowadził obłęd utajnionych, ale powszechnie znanych “na mieście” i przypadkowo odkrywanych właśnie wtedy, gdy się przydają, kwitów — jest uwieczniona powyżej scysja panów Czczajnika i Yassy.
Przewrażliwienie jest wprost proporcjonalne do ilości oskarżeń między wierszami. O stanie po stronie ZOMO. I dla mnie — zrozumiałe.
odys -- 18.11.2008 - 22:53