I od razu walę z grubej rury – nie ma większej ściemy w przypadku konfliktu w Palestynie, niż ściemnianie, że wycofanie się Izraela na pozycje sprzed 1967 roku cokolwiek załatwi.
Wojna sześciodniowa, która Izrael cudem jakimś wygrał pokazała bardzo jasno, że granice tego państwa w pierwotnej wersji są ze strategicznego punktu widzenia fatalne. Wojna sześciodniowa, której IZRAELNIE ZACZĄŁ
rozpoczęła się przecież od próby ograniczenia przez Syrię dostępu tego kraju do wody czerpanej z Jeziora Tyberiackiego. Pamiętajmy też, że egipskie radio takim komunikatem zachęcało Arabów do podjęcia konfliktu:
Jedyną metodą działania przeciw Izraelowi jest totalna wojna, której wynikiem będzie eksterminacja egzystencji Syjonistów.
20 maja syryjski minister obrony Hafez al-Assad powiedział również:
Jako przedstawiciel armii wierzę, że nadszedł czas rozpoczęcia bitwy o unicestwienie Izraela
A zatem to nie w niekorzystnych dla Arabów skutkach wojny sześciodniowej należy upatrywać przyczyn obecnego konlfliktu, lecz wcześniej. Izrael nic by nie zyskał na powrocie do starych granic – wręcz przeciwnie. Postawa taka zostałaby przez arabskich radykałów odvczytana jako zachęcająca do dalszych ataków słabość a Izrael znalazłby się jedynie w trudniejszej do obrony pozycji strategicznej.
Pamiętajmy np. że najważniejszym skutkiem wygranej przez Żydów wojny było przede wszystkim zabezpieczenie źródeł zasilających Jezioro Tyberiackie: wzgórz Libanu, Golanu i masywu Hermonu.
Proszę także przestać na konflikt Izraelsko-Palestyński jak na problem wynikający wyłącznie z napiętych relacji palestyńsko-żydowskich. Taka optyka jest dziecinna. Ten niekończący się konflikt ma bowiem od dziesięcioleci wszystkie znamiona tzw. wojny PROXY, w której przynajmniej jedna ze stron jest w znacznej mierze inspirowana i manipulowana przez działającą jiejawnie trzecią siłę. Pierwotnie konflikt palestyński był elementem globalnej zimnej wojny a obecnie jest odbiciem napiętych relacji pomiędzy USA a Iranem i w szerszym kontekscie – jest dla islamskich radykałów czynnikiem niezbędnym do podtrzymywania głównej osi konfliktu, jakim jest głęboki spór cywilizacyjny pomiędzy tradycją Muzułumańską a Zachodem.
Panowie Eumenes i Xipetotec: spróbujcie wyjść ponad lewicową (zwaną dla niepoznaki – “humanistyczną”) perspektywę i postarajcie się prześledzić genezę konfliktu w Palestynie od jego początków. Okaże się wówczas, że sprawy nie wyglądają wcale tak prosto i wcale nie jest już tak jasne kto atakuje a kto się broni.
Last but not least: tam nie ma cywili. Tam cywile pojawiają się jedynie wówczas, gdy patrzy obiektyw telewizyjnej kamery. W innym wypadku wszyscy obywatele Palestyńscy są w jakimś stopniu aktywnymi uczestnikami walki. Kobiety i dzieci też.
@Eumenes, Xipetotec
Witam,
I od razu walę z grubej rury – nie ma większej ściemy w przypadku konfliktu w Palestynie, niż ściemnianie, że wycofanie się Izraela na pozycje sprzed 1967 roku cokolwiek załatwi.
Wojna sześciodniowa, która Izrael cudem jakimś wygrał pokazała bardzo jasno, że granice tego państwa w pierwotnej wersji są ze strategicznego punktu widzenia fatalne. Wojna sześciodniowa, której IZRAEL NIE ZACZĄŁ
rozpoczęła się przecież od próby ograniczenia przez Syrię dostępu tego kraju do wody czerpanej z Jeziora Tyberiackiego. Pamiętajmy też, że egipskie radio takim komunikatem zachęcało Arabów do podjęcia konfliktu:Jedyną metodą działania przeciw Izraelowi jest totalna wojna, której wynikiem będzie eksterminacja egzystencji Syjonistów.
20 maja syryjski minister obrony Hafez al-Assad powiedział również:
Jako przedstawiciel armii wierzę, że nadszedł czas rozpoczęcia bitwy o unicestwienie Izraela
A zatem to nie w niekorzystnych dla Arabów skutkach wojny sześciodniowej należy upatrywać przyczyn obecnego konlfliktu, lecz wcześniej. Izrael nic by nie zyskał na powrocie do starych granic – wręcz przeciwnie. Postawa taka zostałaby przez arabskich radykałów odvczytana jako zachęcająca do dalszych ataków słabość a Izrael znalazłby się jedynie w trudniejszej do obrony pozycji strategicznej.
Pamiętajmy np. że najważniejszym skutkiem wygranej przez Żydów wojny było przede wszystkim zabezpieczenie źródeł zasilających Jezioro Tyberiackie: wzgórz Libanu, Golanu i masywu Hermonu.
Proszę także przestać na konflikt Izraelsko-Palestyński jak na problem wynikający wyłącznie z napiętych relacji palestyńsko-żydowskich. Taka optyka jest dziecinna. Ten niekończący się konflikt ma bowiem od dziesięcioleci wszystkie znamiona tzw. wojny PROXY, w której przynajmniej jedna ze stron jest w znacznej mierze inspirowana i manipulowana przez działającą jiejawnie trzecią siłę. Pierwotnie konflikt palestyński był elementem globalnej zimnej wojny a obecnie jest odbiciem napiętych relacji pomiędzy USA a Iranem i w szerszym kontekscie – jest dla islamskich radykałów czynnikiem niezbędnym do podtrzymywania głównej osi konfliktu, jakim jest głęboki spór cywilizacyjny pomiędzy tradycją Muzułumańską a Zachodem.
Panowie Eumenes i Xipetotec: spróbujcie wyjść ponad lewicową (zwaną dla niepoznaki – “humanistyczną”) perspektywę i postarajcie się prześledzić genezę konfliktu w Palestynie od jego początków. Okaże się wówczas, że sprawy nie wyglądają wcale tak prosto i wcale nie jest już tak jasne kto atakuje a kto się broni.
Last but not least: tam nie ma cywili. Tam cywile pojawiają się jedynie wówczas, gdy patrzy obiektyw telewizyjnej kamery. W innym wypadku wszyscy obywatele Palestyńscy są w jakimś stopniu aktywnymi uczestnikami walki. Kobiety i dzieci też.
Zbigniew P. Szczęsny -- 17.01.2009 - 17:30