Ciągle jeszcze myślę o Grzesiowym wpisie “Manifest pacyfisty” i o dyskusji jaka właściwie jeszcze do wczoraj się pod nim toczyła.
http://tekstowisko.com/tecumseh/55788.html
Szanowny Krk, którego pozdrawiam, w ostatniej fazie tej dyskusji stanął na stanowisku, że (trochę upraszczam dla potrzeb postu) usprawiedliwiona agresją przemoc nie pozostawia głębszych śladów w człowieku.
Tak się składa, że kilka dni temu obejrzałem po raz kolejny “Monachium” Spielberga, film, który dwa lata temu bardzo mnie poruszył.
Składa w jakąś całość: post Grzesia, dyskusja, film, nie mówiąc już, że trwa Olimpiada…
Wojna na Bliskim Wschodzie jest jednym ze „znaków firmowych” drugiej połowy XX wieku na Świecie. Śmiertelna nienawiść Arabów i Żydów tląca się od czasów deklaracji Balfour’a (a może jeszcze wcześniej – kto to teraz rozstrzygnie) zatruła nie tylko te dwa narody, nie tylko skrawek pustynnej ziemi gdzieś pomiędzy Synajem, Morzem Śródziemnym a Półwyspem Arabskim. Każde dziecko wie już, że ta nieustanna wojna ma wpływ na poziom bezpieczeństwa w USA, w Europie, w Azji lub w Oceanii.
Powie ktoś: gruba przesada! Czyżby? Wystarczy obejrzeć pierwsze 15 minut „Monachium”. Początek lat 70-tych, spektakularny atak Palestyńczyków na wioskę olimpijską podczas trwania letnich igrzysk i… kto żyw biegnie aby, z przerażeniem lub z radością, śledzić rozwój wypadków na ekranie swojego telewizora. Tak na marginesie, gdy oglądałem tę scenę nie mogłem się pozbyć wrażenia, że tak naprawdę niewiele się zmieniło. Ciarki chodzą po plecach, ale po trzydziestu latach kolejne, coraz liczniejsze, zamachy możemy oglądać w coraz to nowszych modelach odbiorników TV, no i komentarze są coraz bardziej szczegółowe, coraz dokładniej odsłaniają motywacje wszystkich stron konfliktu.
Skoro tak już nasiąkliśmy informacjami z tej semickiej wojny, jeśli tyle razy słyszeliśmy racje jednej i drugiej strony, skoro wiemy już niemal wszystko po kiego grzyba Spielberg naraził swą ugruntowaną reputację mistrza Hollywood na zarzut odgrzewania tematu odmienianego ciągle przez wszystkie przypadki, bezustannie trywializowanego i banalizowanego przez setki stacji telewizyjnych i tysiące, setki tysięcy gazet na całym świecie. Co on takiego chciał nam powiedzieć czego jeszcze nie słyszeliśmy? Czy cokolwiek może nas jeszcze zdziwić lub zaskoczyć?
Wydaje się, że należy w tym miejscu przypomnieć co robi Spielberg od kilku już lat. Otóż po nakręceniu „Listy Schindlera” stworzył fundację zajmującą się archiwizowaniem relacji ocalałych z Shoah, relacji zapisywanych techniką video. Kilkadziesiąt tysięcy zebranych opowieści cechuje jedno: są skrajnie subiektywne, odnoszą się do osobistej pamięci relacjonujących osób, oddają ich specyficzne cechy, uczucia, przemyślenia. Odnoszą się do ich niepowtarzalnego doświadczenia życiowego i przez to opisują Wielką Historię z perspektywy zwykłego człowieka, któremu przyszło żyć w niezwykłych czasach.
Spielberg wykorzystuje doświadczenie zdobyte podczas prac swojej fundacji. Jest przecież specjalista od znajdowania i opowiadania ciekawych fabuł. Nie przeniósł jednak na ekran kolejnych historii o Holokauście, jedynie zapożycza ten charakterystyczny, subiektywny punkt widzenia, ten osobisty sposób opowiadania. Od kilku lat próbuje opisywać wielkie wydarzenia z perspektywy bezpośrednich uczestników, ale nie znaczących graczy przesuwających pionki po szachownicy, mających wpływ na wydarzenia. On robi filmy o ludziach, których Wielka Historia postawiła przed najcięższymi życiowymi wyborami, którym przewartościowała całe życie, których zaskoczyła w ich rodzinnych domach i nie pozwoliła uciec.
W “Monachium” konflikt widzimy oczami młodego Izraelczyka, który mentalnie jest pewnie typowym mieszkańcem tego otoczonego ze wszystkich stron przez wrogów państwa. Avner Kauffman (Eric Bana) to dziecko pionierów budujących kraj wprost na pustyni, sam wychowywany w kibucu, gdzie oddała go matka, pewnie nie mając czasu na wychowywanie dziecka, kiedy trzeba było jednocześnie walczyć i tworzyć wszystko od podstaw, trafił później do armii. W kraju, gdzie kobiety także maja obowiązek służyć w wojsku typowa wydaje się także dalsza ścieżka kariery Avnera: Mossad i służba w ochronie osobistej premier Goldy Meir. Z pewnością, jak miliony rodaków, jest przekonany, że jego obowiązkiem jest służyć Ojczyźnie w każdy sposób i na każdym froncie. Tak jak wszyscy w Izraelu z zapartym tchem śledzi relacje telewizyjne z Monachium. Widząc ich dramatyczny finał nie zawaha się podjąć niemożliwego zadania zgładzenia 11 wytypowanych przez służby specjalne Palestyńczyków odpowiedzialnych za przygotowanie rzezi. Nie powstrzyma go fakt, że cała operacja jest tak utajniona, iż cały Mossad pozostanie w zupełnej nieświadomości co do istnienia tajemniczych mścicieli, że nikt nie przyjdzie mu z pomocą, jeżeli coś pójdzie nie tak (rząd nie może być kojarzony z cała operacją, choć przeznacza na to grube miliony dolarów). Avner nie zawaha się podjąć wyzwania nawet pomimo tego, że jego młoda żona spodziewa się dziecka. I, szczerze mówiąc, nie dziwi zacięta determinacja z jaką Avner przystępuje do realizowania misji. To wszystko jest wpisane w stereotyp mieszkańca Izraela, agenta Mossadu, Żyda, dla którego własne zagrożone państwo jest wszystkim.
Banał konfliktu izraelsko-arabskiego bierze się przede wszystkim stąd, że przestaliśmy już dostrzegać w tej wojnie zwykłych ludzi, ich historię życia, która ma dominujący wpływ na ich motywacje oraz przede wszystkim ich pogląd na świat, który, tak jak u każdego z nas, ciągle ewoluuje pod wpływem nabytego doświadczenia. To nikogo nie obchodzi. A przecież po obu stronach barykady są ludzie o określonym sposobie myślenia, obciążonym przez wpływ środowisk, którzy, poddawani wielu próbom, dostrzegają jednak całe skomplikowanie tego układu. Avner zgadza się podjąć misję z silnym wewnętrznym przekonaniem, że robi słusznie. Wszyscy wokół, nawet ci, którzy nic nie wiedzą o charakterze zadania, jak np. matka, są przekonani o wielkiej wadze tego co Avner robi lub ma zrobić dla Izraela. Nie ma tam miejsca na dzielenie włosa na czworo. Jesteś młodym Żydem, jesteś przeszkolony przez Mossad, masz walory, które zauważyli przełożeni – podejmij wyzwanie i staraj się zrealizować je jak najlepiej ku chwale Izraela.
Ale cała misja Avnera Kauffmana to droga przez kolejne kręgi piekła, którego istnienia nawet nie podejrzewał lub, jak to zasygnalizował jego podwładny Carl (zapadający w pamięć Ciaran Hinds) w wieczornej rozmowie w jakimś londyńskim hotelu, nie chciał podejrzewać. Kolejne etapy znaczone coraz bardziej ryzykownymi zamachami uzmysławiają Avnerowi, że jego „cele” to też ludzie mający swoje rodziny, domy, zainteresowania, wartości. W jednej z najodważniejszych scen filmu, w rozmowie twarzą w twarz z palestyńskim bojownikiem, który jest jego rówieśnikiem, dostaje krótki ale bardzo treściwy wykład racji leżących u podstaw prowadzonej przez drugą stronę walki. Spielberg oddał tu głos Palestyńczykom i jest to tak emocjonalny i wiarygodny przekaz, że nie dziwią protesty w Izraelu i w środowiskach żydowskich na całym świecie. Wszak widz musi sobie zadać pytanie czy aby rzeczywiście role w tym konflikcie są jednoznacznie rozpisane, czy na pewno jedni zdradziecko i nieustannie napadają znienawidzonych sąsiadów a drudzy bohatersko i samotnie odpierają napaść prowadząc sprawiedliwą wojnę obronną.
Spirala przemocy nakręca się nieustannie i niepostrzeżenie okazuje się, że nie ma sprawiedliwych w tej wojnie. Zabitego terrorystę zastępuje inny, który niesie jeszcze wyżej sztandar przemocy. Żydzi stosują te same metody co Arabowie – podobnie zdobywają informacje, podobnie wysadzają pół hotelu wypełnionego ludźmi, podobnie dokonują egzekucji ojca na oczach dzieci. Zmieniają się role, zacierają granice. Tak jak w konspiracyjnym lokalu, gdzie agenci Mossadu i palestyńscy terroryści dzielą posłania nie demaskując się nawzajem. Czy Spielberg chciał powiedzieć, że świat jest zbyt mały, aby te dwa narody mogły żyć w zupełnej izolacji? W jednym z wywiadów podkreślał, że „bezkompromisowość stron jest największym wrogiem Palestyńczyków i Izraelczyków”.
Avner wykonuje kolejne zadania poddając się morderczej logice panującej w tym niewidzialnym świecie: Jeśli nie ja ich to oni mnie. Ta logika nakazuje mu jeszcze dokonać nie przewidzianej planem zemsty na pięknej kobiecie-mordercy swojego przyjaciela. To bardzo mocna i ważna scena. Agenci mechaniczni i profesjonalnie, ale z rezygnacją, wykonują wyrok, świadomi, że stali się podobni do terrorystów, których zwalczają. To już ostatni krąg, Avner zobaczył siebie i to co robi w innym świetle. Po powrocie do Izraela nie będzie mógł już ze spokojem cieszyć się sławą i uznaniem bohatera narodowego. Wyjedzie. Czy przestał być wobec tego Żydem? Czy sprzeniewierzył się historii swojego Narodu? Czy zaprzeczył wszystkim wcześniejszym ideałom budowy a później obrony Państwa Żydowskiego?
Avnera odwiedza jego dowódca z Mossadu i namawia go do powrotu do służby. Kauffman widząc, że jego argumentacja nie przekona gościa zaprasza go do zatrzymania się w jego domu na noc, jak każe Tradycja. Sposób w jaki to mówi, nacisk jaki kładzie na każde słowo świadczą o jednym. Avner wie już, że być Żydem dzisiaj to wrócić do wielowiekowej tradycji narodu, który nie splamił się przemocą i szanował Innego. Bardzo mocna deklaracja w czasach, gdy jedynym wyjściem wydaje się przyjęcie metody terrorystów w obronnie przed nimi samymi.
Tak sobie myślę, że Spielberg to właśnie nowego chciał nam powiedzieć o konflikcie w Palestynie, o państwie Izrael i o samych Żydach. A przy okazji pokazał, jak “sprawiedliwa“przemoc, kara czy jak ją tam zwał, niszczy pojedyńczego człowieka, nawet jeżeli jest sprawiedliwym mścicielem.
I za to Spielberg otrzymał takie cięgi od diaspory. I za to należą mu się oklaski.
komentarze
Przepraszam bardzo, ale...
na ewentualne wpisy odpowiem jutro.
Dobranoc.
Pozdr
RafalB -- 21.08.2008 - 22:21Rafale,
krótko mówiąc, to jeden z lepszych tekstów od pewnego czasu tu czytałem.
Znaczy napisany tak, że wciąga.
ogólnie to w sumie nie podyskutuję, bho się zgadzam z tobą.
Tak uważam, że przemoc nawet w słusznej sprawie ma zły wpływ na osobę tej przemocy dokonującą.
I chyba się nie przekonam, że jest inaczej, dlatego tez już dyskusja u mnie nie miała jakiegoś większego sensu, moim zdaniem.
A twój tekst, mocny, jak wspomniałem.
A w ogóle to się tak inspirujemy nawzajem, widzę.
:)
Pozdrówka.
grześ -- 21.08.2008 - 23:31P.S.
A ,,Monachium” nie widziałem niestety, więc do filmu nie nawiążę.
grześ -- 21.08.2008 - 23:33Bardzo ładnie napisane
W sensie literackim.
Ale filozoficznym też.
Tyle, że mówisz o dylematach innego rodzaju, inaczej usytuowanym problemie.
To już nie konieczność obrony przed zagrożeniem bezpośrednim, a rola kata – mściciela. Wchodzącego przez dłuższy czas w życie rodzinne zwłaszcza, poprzez gromadzone o celu informacje, również i fotografie/filmy/audio, czyli bardzo “wrażliwe”.
A takie wchodzenie zawsze rozbraja psychicznie, bo przecież najwięksi hitlerowscy czy stalinowscy zbrodniarze również mieli normalne rodziny i prowadzili się jak ludzie:)
No nie wiem jaki z tego morał bo już jakoś padnięty jestem.
Ważne, że naprawdę nieźle piszesz – to chciałem powiedzieć. I niegłupio.
Co nie znaczy iż masz rację. To chciałem powiedzieć;)
Pozdrawiam
Krk -- 22.08.2008 - 00:02Bo koniec końców
to każdy jest jedynie człowiekiem.
Nie misją do wypełnienia,
nie państwem czy narodem,
nie zawodem który wykonuje,
nie skorupą w której siedzi.
Kiedy tak się zdarzy, że w tym drugim zobaczymy to samo – takiego siebie, tylko w innych warunkach, w innym kontekście, wtedy wszelkie siłowe rozwiązania mogą się okazać zbyt trudne. Dla człowieka którym nagle, w takiej konfrontacji staję się bardziej.
Bo to tak jakby uderzyć w siebie.
Gretchen -- 22.08.2008 - 00:33Autor
Filmu nie mialem jeszcze okazji zobaczyc, jakos balem sie w tym temacie hollywodzkiego zadecia.
Teraz go poszukam, bo dzieki tej REFLEKSYJNEJ recenzji – opowiesci nabralem na niego ochoty.
Z izraelskim pozdrowieniem
Borsuk -- 22.08.2008 - 05:39Szalom
Rafale
zachęciłeś mnie, jakos dobrze to kontarsuje z tekstem mindrunnera:)
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.08.2008 - 08:59Krk,
padnięty, bo po całym dniu bojów na TXT to nie może być inaczej:)
Max, wiesz, miałem takie same przemyślenia, że Rafał jakby odpowiedział na Mindrunnerowe zawołanie, Gdzie są dobrzy recenzenci?”:).
grześ -- 22.08.2008 - 09:36Choc w sumie to nie recenzja, to raczej mini-esej.
Gretchen,
pięknie napisany komentarz.
grześ -- 22.08.2008 - 09:37Kurde, ja tu w kompleksy przez was wpadać zaczne, że ja tak nie umiem.
Idem sobie więc.
grześ, RafałB
polegam na Twojej opini, bo na tym znam się tyle ile przeczytam
Rafale- może kogoś zaprosisz na TXT, kto też dobrze pisze, bo dobrych piór nigdy za wiele:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.08.2008 - 09:39Max,a poplotkujem chwilę:)
czytałeś Natalię Julie Nowak?
grześ -- 22.08.2008 - 09:41Która dziś wrzuciła tu 3 teksty?
Krótko mówiąc: masakra.
I raczej to nie jest pozytywne określenie.
Najbardziej ciekawi mnie jak Igła ją poczyta:)
nie czytałem
jakos mnie to nie kręci, poczytam, jak odblokują się komentarze bo na razie jest pełna moderacja:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.08.2008 - 09:44>Grzesiu
Ja mogę z Toba poplotkować, wyrażając przy okazji swoją opinię.
Otóż moim zdaniem to jest jakaś niewydarzona prowokacja.
Delilah -- 22.08.2008 - 09:45Również ze strony naszej Administracji, której szczerze radze przemysleć sobie to i owo.
no ładnie :)
Obgadujecie ludzi po kątach :)
Aż mnie korci, żeby poobgadywać z Wami, ale się powstrzymam. Zawezmę się w sobie i powstrzymam.
O! Udało się.
Grzesiu, dziękuję za uznanie dla mojego komentarza.
Bardzom ciekawa Twojego pod tekstem Pani Natalii, ale chyba poszedł do moderacji.
Zatem trzeba czekać.
Nie lubię czekać, nie lubię :)
Gretchen -- 22.08.2008 - 09:46Delilah,
czyli co admini prowokują?
Bo nie rozumiem.
Pani ta na pewno istnieje, bo widziałem jej wpisy w salonie, nie czytałem, a teraz przeczytałem wszystkie trzy (acz pobieżnie)
Ale w jednym mi się rzuciło, że ona się urodziła w 1991, to może wiele wyjasniać,chyba, że źle popatrzyłem.
A szkoda z tą moderacją, bo zadałem pytanie o to bycie ,,antyseksualistką”:),. co się pod tym kryje, bo jakoś mnie to ciekawi (zresztą w ogóle opis po prawej zabójczy)
Mniej zabójcze linkowanie stron z piosenkami Honoru, no, ale co tam.
pzdr
grześ -- 22.08.2008 - 09:47Gretchen, chyba z wrażenia
to ze 2 albo 3 teksty p. Natalii skomentowałem.
grześ -- 22.08.2008 - 09:48Delilah
nioe wiem czy to jest najlepsze miejsce do takiej rozmowy ale dla mnie moze pisać każdy byleby przestrzegał reguł,
czytac nie muszę , komentować tym bardziej, jednym słowem nie jestem fajterem:))
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.08.2008 - 09:48grześ
czytałem Twoje komentarze w opcji- wszystkie komentarze:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.08.2008 - 09:49Max
ooooo! No to i ja poczytam!
:))
Gretchen -- 22.08.2008 - 09:50Hm,
w ogóle to ja chyba u siebie otworzę w blogu jakiś hyde park albo cus podobnego, bo od wczoraj to gadam na każdym blogu nie na temat:)
grześ -- 22.08.2008 - 09:52Tyle, że u innych to ma większy urok takie spamowanie-trollowanie, ale pod tym tekstem chyba nie wypada, bo dobry jest.
Więc kończę:)
>Grześ & Max
Miejsce faktycznie nie jest najlepsze, ale znacie jakieś inne które mogłoby służyć wymianie ogólnych opinii?
A dlaczego uważam to co uważam? No sorry, jesli osoba pisze o sobie, że jest fanatyczka, to co ja mam niby uważać? Jest sens czytać teksty takiej osoby albo je komentować?
Delilah -- 22.08.2008 - 09:56Jeśli ktoś go dostrzega to proszę bardzo, ja w każdym bądź razie nie mam zamiaru.
Delilah,
no to trza otworzyc jakis Hyde Park, by sobie o pierdołach pogadywać:)
W sumie miałem taki pomysł ostatnio, jak na TXT była tylko poważna tematyka Gruzji i momentami toksyczne rozmowy w których się nie odnajdywałem.
pzdr
grześ -- 22.08.2008 - 10:03>Grześ
Jasne. Zajmiesz się tym?
Delilah -- 22.08.2008 - 10:07Moje Admin utworzy blog
pt. Forum Swobodnej Wymiany myśli :)
Tylko jako blog nie forum
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.08.2008 - 10:16No własnie się zająłem:)
Taki prowizoryczny na razie, ale co tam.
Ciekawe czy mi dadza miejsce na SG, choć to ma być alternatywa dla znuzonych wędrowców i tych co lubia niszowość, więc może lepiej nie.
Rafał, sorry, już spadam:)
grześ -- 22.08.2008 - 10:17Rafale
Recenzja filmu doskonala, odpowiadająca zasadniczo poziomowi samego filmu – Monachium to film bezwzglednie wybitny, a sama rola Erica Bany wciska w fotel. Ten wybitny aktor zreszta moim zdaniem całkiem zdominował także inny film – myśle o Troi.
Smaczku oczywiście dodaje fakt, że opowiedziana historia oparta jest na faktach. Operacja zemsty miała w realu tragiczny final – pomyłkowo w Rzymie zabito niewinnego Egipcjanina (o ile sobie dobrze przypominam). Eskalacja środków i zanurzanie się coraz bardziej w mrok jest przez Spielberga poprowadzona a przez Bane zagrana idelanie. W dodatku – jak sam zauważyłeś, nie ma tym filmie prostych podziałów oraz nachalnego definiowania wroga.
W całym Twoim tekście pozwolę sobie nie zgodzić się dość ostro z jednym – a opieram się choćby na tekstach i zdjęciach Borsuka: śmiertelna nienawiść pomiędzy Arabami i Żydami. Ludzie Ci żyją pomieszani w jednym kraju, pracuja ze sobą, dzielą przestrzeń, sa przyjacółmi. Jasne – Hamas lub Hezbollah może i lansuje teze o narodowej nienawiści. Ale pomiedzy zwyczajnymi ludzmi tej nienawiści nie ma. A na przykład Jordanii, krajowi Arabskiemu, znacznie bliżej do Izraela niż do Syrii.
Chodzi mi o to, że dość łatwo dajemy sie na takie stereotypy nienawisci narodowej czy kulturowej głoszonej przez jakiś oszołomów nabrać. Z bliska najczęściej wygląda to całkowicie inaczej.
Ale zasadniczo – gratuluje tekstu i ciesze sie z Twojej obecności. Przybyło dobre pióro.
Pozdrawiam.
Griszeq -- 22.08.2008 - 12:43Już jestem!
Bardzo dziękuję za wpisy
RafalB -- 22.08.2008 - 12:35Grzesiu
Wielki dzięki za inspirację!
A film obejrzyj koniecznie.
Pozdr
RafalB -- 22.08.2008 - 12:37Krk
Tobie też serdeczne dzięki!
Gdybyś tak nie drążył pod postem Grzesia to by mi tak nie weszło w głowę, że aż usiedzieć nie mogłem :)
Piszesz:
“To już nie konieczność obrony przed zagrożeniem bezpośrednim, a rola kata – mściciela.”
Niezupełnie moge się zgodzić. Wygląda na to, że w Izraelu mają bardzo silną identyfikację z Państwem i ze współobywatelami.
W filmie wyraźnie widać, że zamordowanie sportowców w Monachium traktowali jakby im ktoś krewnego zabił.
Dlatego też dałem ten przykład…
Super, że nie dajesz się przekonać :)
Pozdr
RafalB -- 22.08.2008 - 12:43Gretchen
“Bo to tak jakby uderzyć w siebie.”
Dokładnie tak chyba jest…
Dotknęłaś sedna sprawy…
Piękne… Dzięki…
Pozdr
RafalB -- 22.08.2008 - 12:46Borsuku
Jeszcze raz zachęcam do obejrzenia “Monachium”.
Szalom!
RafalB -- 22.08.2008 - 12:47Max
Mindrunner opublikował swój post trochę wcześniej, ale go nie czytałem jeszcze…
Bardzo lubię filmy a czy umiem o nich pisać? Staram się raczej przelać na papier jakieś swoje przemyślenia, swoje uczucia, nie wchodzę w taki stricte profesjonalny ton recenzenta.
Bardzo lubię czytać recenzje Tadeusza Sobolewskiego albo Mateusza Wernera albo też Anity Piotrowskiej – oni wszyscy wkładają w to dużo swoich uczuć myślę.
Zaprosić kogoś? Żeby mi tu robił konkurencję?!!!!
;)
Jasne, że pomyślę. To fajne miejsce, taka spokojna nisza… :D
Pozdr
RafalB -- 22.08.2008 - 12:57Griszeq
Uprościłem wzajemne relacje pomiędzy Arabami i Żydami – to prawda.
Widziałem pare miesięcy temu na HBO wspaniały film dokumentalny o stowarzyszeniu, w którym arabscy i żydowscy rodzice, którym zabito dzieci w konflikcie udzielają sobie wsparcia. Ścisnęło mnie za gardło…
Film jest świetnie zmontowany, gdyż najpierw widzimy relacje poszczególnych rodziców, którzy opisują całe zdarzenie: gdzie byli, jak dowiedzieli się o tragedii, jak wyglądała córka czy syn w tym dniu…
Stopniowo pojawiają się przebitki ze spotkania tej grupy: na parking podjeżdżają samochody, ktoś wysiada, wolno idzie przez lasek do budynku… Na razie nic nie wiemy, ludzie zachowują się z rezerwą...
Po chwili widzimy, że Arab, któremu żołnierz izraelski zabił 13-letnią córkę kiedy szła do szkoły wita się z… ojcem 20-letniego żołnierza zastrzelonego gdzieś na granicy z Libanem…Coś do siebie mówią, obejmują się nawet… Nie można w to uwierzyć...
Czy takie rzeczy są naprawdę możliwe?
Teraz dopiero okazuje się, że wszyscy działają od dłuższgo czasu w tym stowarzyszeniu. Znają się bardzo dobrze, spotykają się ze sobą, piją herbatę...
Uznali, że nie mają innej drogi, żeby zmienić swój kraj…
I to jest świadectwo tego, co pisałeś.
Tylko, że jednak tam równierz zwykli ludzie są uwikłani w przemoc. I nie tylko Hamas jest za to odpowiedzialny. Równierz ekstremiści żydowscy potrafią zamordować sąsiadów albo nieznanych przechodniów Arabów.
Wieloletnia przemoc musiała wykopać pomiędzy nimi cholernie głeboki rów…
Pozdr
RafalB -- 22.08.2008 - 20:27Rafale
Powiem tak – to co napisałeś na koniec, jest wlasnie doskonałym uzupełnieniem wpisu o “Monachium”. I dla mnie to jest dopiero pełny tekst.
To, że przedstawiciele dwóch narodów, których historia ani rzeczywistość nie oszczędza, potrafią wspólnie się pocieszać, spotykać – i nie ma w tym żadnej medialności na siłę, tylko potrzeba przełamania nienawiści – pomimo osobistej straty. Nawet nie chcę się zastanawiać, czy potrafiłbym znaleźć w sobie tyle siły.
Paradoksalnie, my wciąż debatujemy o “głębokim rowie” między pisowcami i platformersami. A każdy kto próbuje przerzucać kładki, natychmiast dostaje łatkę “zdrajcy”. Powiedz – co to za rów i co to za zdrajcy?
Aż wstyd, ze potrafimy być tak mali…
Griszeq -- 22.08.2008 - 14:03RafalB, widziałam film, ale gdybym nie widziała
po przeczytaniu Twojej “recenzji” natychmiast bym to zrobiła, nie wiem jak to
wyrazić najtrafniej bo i tak zabrzmi infantylnie albo przynajmniej naiwnie:
boli mnie osobiście, prawie fizycznie wręcz, że ciągle za najlepszy sposób rozwiązywania wszelkich sporów (prywatnie ,w rodzinie lub szerzej na tzw arenie międzynarodowej)
jest uznawana absolutnie najbardziej niegodna z wszystkich metoda czyli przemoc w każdej możliwej postaci.
Pozdrawiam, nastawiona niezmiennie, być może naiwnie ale w zgodzie z własnym sumieniem ? pokojowo
arundati.roy -- 22.08.2008 - 18:53Arundati
Ciągle sam myślę o tej przemocy, bo nie jestem od niej wolny…
Chyba przemoc rodzi się z lęku, z panicznego lęku przed utratą panowania nad rzeczywistością... a człowiek nie jest w stanie zapanować nad wszystkim co go otacza i co go spotyka… i musi czasem puścić, porzucić to swoje “panowanie”... tak, tylko, że łatwo tak po czasie na zimno analizować... jak boję się o siebie, o swój obraz, o swoje dobra, o swoje dzieci, o swoją władzę to najłatwiej jest “użyć” przemocy, jakiejkolwiek…
Tak samo jest chyba w przypadku państw…
Dziękuję i pozdrawiam
P.S.
Masz może bloga na Salonie24? Chyba gdzieś mi mignęłaś...
Podeślesz proszę linka jeśli tak?
Pozdr
RafalB -- 22.08.2008 - 20:21Rafale
Do tego co napisałeś ja dodałabym jeszcze to, że przemoc bierze się ze słabości.
Z pełzającego przy podłodze poczucie własnej wartości.
Z bezsilności wobec swoich lęków i tej niemożności kontrolowania wszystkiego, ale przede wszystkim siebie.
Przemoc to bardzo często brak dostępu do uczuć, walka z samym sobą uderzająca nader często w drugiego człowieka.
Autoagresja to też przemoc. Sprawca i ofiara są jak dwa w jednym.
To jest niemal nieogarnialne zjawisko, bo przecież zaczyna się od jednego człowieka, ale może ogarnąć całe społeczności.
I pomyśl jak wiele twarzy ma ta cała przemoc.
Może przemoc to ucieczka?
Czasem tak o niej myślę.
Ze smutkiem.
Pozdrawiam Cię.
Gretchen -- 22.08.2008 - 21:44Gretchen,
mam nadzieje, ze nie bedziesz mi miała za złe, że Cie cytuje w salonie, ale tak celny był Twój komentarz (ten “Bo koniec końców…”), ze az go uzyłam w komentarzach pod swoją dzisiejszą pacyfistyczną notka.
Do tej pory używałam podobnego cytatu z Castanedy: o ofiarach i katach i o tym, że dla jednych i drugich życie okazuje sie zbyt krótkie. No a teraz i Ciebie mogę cytować.
zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...
Anna Mieszczanek -- 22.08.2008 - 22:11Pani Anno
Czuję się zaszczycona.
Z Castanedy to ja mam ulubiony cytat o Drodze Serca.
Od godziny rodzi się we mnie komentarz do Pani tekstu, tego najnowszego. Wiem, że się pojawi. Za chwilę.
Dziękuję...
Gretchen -- 22.08.2008 - 22:24Rafale, trochę nie na temat,
dzieki za promowanie mnei na S24:)
grześ -- 22.08.2008 - 22:38Pozdrówka.
Szanowna Gretchen
“Z pełzającego przy podłodze poczucie własnej wartości.”- uważam, że to bardzo trafne sformułowanie jednej z wielu oczywiście przyczyn przemocy.
Pozdrawiam
arundati.roy -- 23.08.2008 - 12:52RafalB
Nie prowadzę bloga nigdzie, ale jestem zapamiętałą czytelniczką cudzych myśli i tylko czasem coś skomentuję, ale nie na salonie.
Pozdrawiam
arundati.roy -- 23.08.2008 - 13:06The day after...
George Jonas autor (dość ciężko napisanej książki) Monachium Zemsta, napisał we wstępie” Granic terroryzmu nie definiują cele polityczne, ale środki, jakie są używane do ich osiągnięcia”.Chociaż grupa Avnera liczy się z osobami postronnymi ( znacząca scena rajdu w Bejrucie, kogo na to dziś stać by zasłonić syna terrorysty?) to nie ma wyjścia z pułapki jaką jest przemoc. Zło dotyka wszystkich. Wymowa filmu jest pesymistyczna, ponosimy ofiary, obciążamy własne dusze a „paznokcie odrastają”. Niezła recenzja. Podoba mi się w jaki sposób poruszyłeś obecność terrorystów i Izraelczyków w wynajętym lokalu.
ernestto -- 25.08.2008 - 20:33Według mnie warto dodać że nie tyle niewiele się zmieniło co zrobiło się znacznie gorzej. Wojna z terroryzmem to już nie tylko domena Izraela. Linia konfliktu nie przebiega jedynie na linii Izrael-Palestyńczycy.( Palestyńczycy są dziś podzieleni i strzelają się też między sobą.)
Pytanie jak przeciwstawiać się terrorystom nie tracąc naszego człowieczeństwa wydaje się aktualne ale też zawieszone w próżni. Ktoś napisał „Wszystkie wojny są bratobójcze gdyż wszyscy ludzie są braćmi”. Myślę że ludzie dawno przestali to dostrzegać o ile kiedykolwiek było to dla nich jasne.
Rafale
w końcu obejrzałem,
bardzo mocny przekaz filmu, film też mocny.
Bardzo dużo w nim kontrastów, rodzina, ciepło, wspólne posiłki a zarazem ślepa nienawiść, niewinni pokrzywdzeni,
Wplecione w to wszystko odtworzenie zbrodni w Monachium…
brutlaność, odczłowieczenie i wahanie speca od bomb, konstruktora ładunków który tak naprawdę był tylko saperem…
Mi mocno zapadła w pamięć scena spotkania w mieszkaniu w Grecji dwóch ekpi które miały zadanie i spotkały sie pod hotelem…
warto obejrzeć
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 15.12.2008 - 11:50O masz ci los,
wyśledziłam pradawne źródło pomarańczy… :)
W międzyczasie Droga zwęziła się do ścieżki. Może to i lepiej, bo Droga Życiowa kojarzy mi się nieodparcie z Boskim Paulo i niemniej Boską Marią, apologetką jego :)
A ja z wami wszystkimi się nie zgadzam. Przemoc może być dobra i twórcza.
Bez niej wszystko utonęłoby w marazmie.
Jak wygląda hipis, jak skinhead albo punol? No właśnie. Witka gaśnie.
Nosiło się glany i czerwone beleczki, nie zaprzeczam :)