-Wezwijmy hydraulika – powiedział On, kiedy siedziałam zdyszana i napięta jak struna pod umywalką.
Siedzenie pod urządzeniami hydraulicznymi nie jest moim wielkim hobby lecz odkąd przekonałam się, że umiem sama to robię sama.
- Hydraulicy wyjechali – odparłam tocząc nierówną walkę z kolejną śrubą, zdecydowanie przykręcaną jakąś męską ręką – więc zanim kogokolwiek znajdziemy miną dwa tygodnie, a ja chcę mieć tę pralkę już.
Westchnąwszy głęboko oddalił się w nieokreślonym kierunku, mamrocząc coś o moim uporze i niezrozumiałej zaciętości. Ze zmywarką poszło łatwo nadzwyczajnie lecz ta cholerna pralka to było większe wyzwanie.
Najpierw należało pozbyć się umywalki, by dopiero potem wziąć się za podłączenie tajemniczego urządzenia piorącego.
Umywalka była uparta ponad miarę, a do tego przymocowana silikonem od zadniej strony. On, poproszony o pomoc w jej odrywaniu od ściany (nóż – młotek – siła) nie mówił nic tylko bohatersko walczył. Udało się.
- Ta pralka za nic w świecie nie wjedzie tutaj, nie wykręcimy jej tak, kibel przeszkadza.
- Odkręcimy ten kibel! – zakrzyknęłam bojowo.
- Chyba zwariowałaś…
- Nie, no to przecież proste! Tylko on jest też przysilikonowany… – zasmuciłam się już na poważnie – chociaż, chociaż czekaj! Wiem! Wezmę ręczniki, położymy ją na nim, przekręcimy i opuścimy. O! Tak zrobimy.
- Zwariowałaś jednak. Dlaczego nie możemy wezwać kogoś, kto to zrobi?
- Nie ma takiej potrzeby przecież. Już jesteśmy bliżej niż dalej.
Pralka stanęła w miejscu docelowym. Jeszcze tylko dwa węże i kabel do prądu, i mogę zacząć myśleć o czystych i pachnących ubraniach.
Akurat!
Średnica węża doprowadzającego wodę, nie należy go mylić z wężem wodę odprowadzającym, nijak się miała do średnicy wystającego ze ściany kranika. Była to okoliczność absolutnie nieprzewidziana i jako taka wzbudziła we mnie głęboką frustrację. Postanowiłam zjeść kolację, bo i tak dopiero nazajutrz mogłam odwiedzić jakiś sklep hydrauliczny.
Oszczędzę sobie i czytelnikom opisu wyrazu twarzy jaki miał sprzedający w sklepie kiedy zaczęłam mu wyjaśniać czego potrzebuję. Widać było w każdym razie, że uznaje kobiety za istoty niekompetentne w jego dziedzinie. Najpierw coś do mnie mówił o calach, by za chwilę wręczyć mi coś dziwnego, niepokojąco podobnego do tego co już ze ściany wystawało, lecz to moje było mniejsze.
- Nie odkręcę tego kranika, co jest u mnie. Za mocno siedzi.
- Proszę pani, nie ma rzeczy niemożliwych – odparł mężczyzna filozoficznie
- Ja wiem proszę pana, że nie ma. Może mimo to poszuka pan czegoś co by było przejściówką, czy jak to się tam nazywa.
- Reduktor.
- No właśnie reduktor – udałam, że od początku o to właśnie profesjonalne słowo mi chodziło.
Ostatecznie wracałam do domu z czołem dumnie podniesionym oraz półcalowym reduktorem w kieszeni.
Jeszcze tylko była potrzebna taśma silikonowa i pakuły, bo jak to wszystko podłączyłam to woda posikiwała niebezpiecznie.
-Mam nadzieję, że nie podłączyłaś jej do prądu? – krzyknął z odległego końca mieszkania On.
- Nie jestem przecież idiotką – mruknęłam – nawet jeśli nie chcę fachowca, to nie dlatego, że zamierzam popełnić samobójstwo w tak wyszukanej formie.
Na koniec zadzwoniłam do Rodzicielki, której z wielkim entuzjazmem opowiedziałam całą historię.
- Masz to po mnie. Ja też kiedyś choć nie umiałam to zrobiłam ci te czerwone mebelki do pokoju.
- No wiem, ale mogłabyś wyrazić jakiś komentarz o dumie, zadowoleniu, czy też o tym jaka jestem dzielna niesłychanie.
- Oczywiście, że jesteś dzielna. Myślę o tym przecież.
- Ale ja nie czytam w twoich myślach jeszcze…
- A widzisz, to powinnaś – roześmiała się Rodzicielka.
Kiedy dokonywałam czynności kosmetycznych, za jakie uznałam zabawę z taśmą silikonową (doprawdy dziecinna igraszka), powróciła do mnie wczorajsza rozmowa u Delilah.
Myślałam o dzisiejszym dniu kobiet.
O tym jak wielu wciąż kojarzy się z rajstopkami i łatwym seksem. I z goździkiem. I z wódką.
I dlaczego mi się ta pralka z tym kojarzy? A może to nie pralka tylko co innego?
Może dzisiaj kobiety są już całkiem inne? Może ten dzień oznacza już zupełnie co innego?
A może ja chciałabym żeby to coś innego oznaczał.
Wszystkiego dobrego dla kobiet od kobiety.
komentarze
Szanowna (WSP ) Gretschen
2 razy przeczytałem
Skąd mylny wniosek, że ktoś kojarzy panią z łatwym seksem?
Coś takiego funkcjonuje potem wśród, męskich, socjologów jako tzw. damska logika.
I po co to wam?
Igła
Igła -- 08.03.2008 - 20:56Gretchen
Ja kiedyś też robiłam za słodką idiotkę,ale jak kupiłam dom na wsi to mi przeszło.Najgorzej mnie wkurza,jak wiem co robić,ale nie mogę (brak siły do odkręcenia jakiejś durnej śrubki).
Ufka -- 08.03.2008 - 20:59Ale i panowie się zmienili.Jeden sprzedawca ( może chciał po prostu sprzedać) wmówił mi,że na pewno bez problemu wywiercę dziury w glazurze,żeby umocować nową umywalkę i faktycznie,zrobiłam to !
I na wsi taki jeden zamiast robić coś,po prostu mi pokazuje,jak to sie robi za co jestem mu bardzo wdzięczna.
Ale niestety,ponieważ wielu fachowców wyjechało z kraju to niedługo wszystkim kobietom wmówią,że są świetne w te klocki ( układanie glazury ? przecież to takie kobiece ?) zwłaszcza,że będzie można im mniej zapłacić.
>Gretchen
No właśnie! Cieszę się że również zauważyłaś te rajstopki! Chyba musi jeszcze wiele wody upłynąć aby zapomniano o tych stereotypach!
Mam wrażenie, że sporo w tym winy samych kobiet, ktore pozwalają traktować się jak słodkie małpeczki, milusie, ładniusie i potulne.
No dobra, idę, bo coś czuję, że i tak zdążyłam sobie ostatnio nagrabić swoimi wypowiedziami ;)
Ale ktoś musi!
Pozdrawiam
Delilah -- 08.03.2008 - 21:07Panie Igło
Tak się zastanawiam gdzie Pan wyczytał, że ktoś mnie kojarzy z łatwym seksem. I dodatkowo, że ja tak uważam.
To, że wielu mężczyznom (choćby tutaj w txt były takie głosy, żeby się trzymać własnego podwórka) Dzień Kobiet tak się kojarzy czy to przez własne wspomnienia, czy też przez wspomnienia przodków to ze mną nie ma nic wspólnego.
Ja w tamtych czasach dziecięciem niewinnym byłam i o seksie, w szczególności łatwym nie myślałam.
Gretchen -- 08.03.2008 - 21:30Igła
Ciebie kojarzą akurat z łatwym seksem. :)
Kobiety Ci objaśnią w czym rzecz z tym seksem łatwym i bezkonfliktowym.
A do pani Gretchen na kolanach, please!
Anegdota z przeszłości:
Dyrektor przypierdziela się do głównej księgowej z pretensjami o jakiś bilans.
I cały czas na jednej nucie: – Pani Teresko…to i tamto…
Na co rezolutna pani Tereska:
- Dyrektorze! Od pani Tereski to proszę o trzy ch.. w bok, a takich jak pański to pięć!
To jest autentyk dla otrzeźwienia onego Igły, który jest paskud!
Jacek Jarecki -- 08.03.2008 - 21:30Ufko
Jak się coś umie to trzeba korzystać i już. Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda :)
Te przywoływane przez Ciebie historie pokazują ładnie, że mężczyźni chętnie zdejmą z siebie te tzw. męskie czynności. I że czasem chętnie się podzielą wiedzą.
Prezentowanie siebie jako słodkiej idiotki jest męczące nadmiernie i trzeba się pinować, żeby się nie wychylić potem.
Przyjmij proszę słowa uznania względem tej glazury :)
Gretchen -- 08.03.2008 - 21:36Ja, jak widać
mało już nowoczesny jestem.
A i seks to już mi się tylko z tele5 kojarzy.
Zresztą zasypiam zanim doczekam.
Więc macie rację.
Igła
Igła -- 08.03.2008 - 21:39Delilah podstępna!
Już chyba obie sobie nagrabiłyśmy więc nie jesteś sama.
Napisałam żeś podstępna, bo mnie wywiodłaś w te rejony i teraz proszę. Pan Igła uważa, że ja się sama sobie z łatwym seksem kojarzę.
O tej winie kobiet to też mogłabym bez końca. Bo to taki wzorzec kobiecości, że ma być słodziusia, cieplusia i cała w różowym.
Gretchen -- 08.03.2008 - 21:41Panie Jarecki
Uśmiałam się z tej anegdoty, że hej :))
Pyszna.
A Pan Igła to chętnie się mnie uczepia za różne, co ja odczytuję jako dowód sympatii (teraz to pewnie mi dopiero da).
I dziękuję przejęta i wzruszona za te ciepłe słowa pod moim adresem.
I czy Iwona się na mnie gniewa za moją odpowiedź do Artura? (pytam zza krzaka wiem, ale to pewnie tak mi zostało po odejściu Docenta Stopczyka…)
Gretchen -- 08.03.2008 - 21:46Gretchen
Czemu miałabym się gniewać?
Słuchaj sama naskoczyłam na Artura, bo przegiął, no ale cóż to tylko facet, nie.:D
Pozdro.:D
Alga -- 08.03.2008 - 23:01Gretchen
podoba mnie się taka obywatelska postawa:)))
mam dziwnie z moją żonką, dostała ładny pezencik dzisiaj,fantastycznie jej się podoba, ale uruchomić, dbać nieeee, ty mężuś...do kitu z taką robotą:)
a tu proszę- pięknie :)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 09.03.2008 - 00:04Szanowna (WSP ) Gretschen
Głupio się czepiam bo bez formy kompletnie jestem więc tylko na takie durne popisy mnie stać co wkurza mnie jeszcze bardziej.
Igła -- 09.03.2008 - 08:43A wkurzenie jak widać bije mnie samego w głowę.
Igła
Iwona
Jestem ostatnio, po odejściu Stopczyka jakaś przewrażliwiona czy jak?
Jakoś tam przeczuwałam, że taka będzie Twoja reakcja, ale nie mogłam się oprzeć. No nie mogłam. Nie byłabym sobą :)
Uśmiech niedzielny wysyłam
Gretchen -- 09.03.2008 - 12:15Panie Maxie
Mnie to ciekawość zżera co to za prezencik?
Może Pan szepnąć, nikomu nie powiem?
:)
Gretchen -- 09.03.2008 - 12:16Panie Igło
Uwzględniając wszelkie proporcje odpornościowe to Pan delikatny byłeś jak skrzydło motyla.
Nie to co Artur, który czołgiem wjechał w rumianki.
:)
Gretchen -- 09.03.2008 - 12:19Pani Gretschen
Panina wyrozumiałość wprawia mnie w jeszcze większą frustrację.
Wolałbym jakby pani przywaliła mi z prawej i poprawiła jeszcze nogą w … no dobra.
W każdym razie pilnie rozglądam się za zgrabną beczką gdzieś na uboczu.
Igła -- 09.03.2008 - 12:33Choćby dla spokojności wewnętrznej, tylko muszę jeszcze z TXT dochodowy interes uczynić.
Igła
Panie Igło
Daj Pan spokój z beczką.
Marudny się Pan od tego zrobisz jak nie wiem.
Opętało wszystkich z tą izolacją.
Gretchen -- 09.03.2008 - 12:44Gretchen
dobra cichutko szepnę ale najpierw króciutki wstęp:
zastanawiam się czy to prezent czy raczej gwóź do trumny:))
kupiłem żonie empetrójkę żeby mogła biegać po mieszkaniu w każde jego
zakamarki (bo uwielbia sprzątać, patrzeć, polerować, doglądać) z ulubioną
muzyką. Gwóźdź zaś z tego taki że jak nie przypomnę że w jednym uchu
słuchawka ma być – coby kontakt ze światem istniał – to nie istnieje:)))
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 09.03.2008 - 13:51Max
Cudnie.
I z tego co piszesz to prawdziwy prezent czyli taki, że ten który daje – daje z myślą o obdarowywanym, a nie o sobie.
Gretchen -- 09.03.2008 - 13:55niestety:)))
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 09.03.2008 - 14:01Gretchen
właśnie coś chyba ostatnio wszyscy przewrażliwieni jesteśmy, o to chyba chodzi, ten do beczki, ten odchodzi, a jeszcze inny wali grubym słowem pod dość refleksyjnym postem.
Ale koment Artura po prostu było, by nie powiedzieć nic brzydkiego, po prostu nie na miejscu, a mnie zadrażnił, bo o czymś zupełnie innym myślałam pisząc tą notkę.
Pozdrawiam serdecznie.:D
Alga -- 09.03.2008 - 15:58Iwona
To właśnie Arturowi napisałam u Ciebie.
Takie ryzyko piszącego, z drugiej strony, że czytelnik skomentuje wbrew naszym intencjom i duchowi.
Oddajmy jednak Arturowi sprawiedliwość, że wycofał się i wyraźnie powiedział, że nie miał złych zamiarów.
Pozdrawiam Cię ciepło :)
Gretchen -- 09.03.2008 - 16:11>Gretchen
Mam dziś dzień na wklejanie dowcipów.
Jeden z nich bardzo mi pasuje do Twojego wpisu, więc mam nadzieję że mi wybaczysz chodzenie na łatwiznę ;)
“Pamiętnik słomianego wdowca”
Zostałem sam. Żona wyjechała na tydzień. Całkiem przyjemna odmiana. Myślę, że razem z psem miło spędzimy te dni…
Poniedziałek
DOKŁADNIE zaplanowałem rozkład zajęć. Wiem, o której będę wstawał, ile czasu poświęcę na poranną toaletę i śniadanie. Policzyłem, ile zajmie mi zmywanie,sprzątanie, wyprowadzanie psa, zakupy i gotowanie. Jestem miło zaskoczony, że mimo wszystko zostaje mi mnóstwo wolnego czasu. Nie wiem,dlaczego prowadzenie domu jest dla kobiet takim problemem,skoro można tak szybko się z tym uporać. Wystarczy odpowiednio zorganizować sobie pracę.
Na kolację zafundowałem sobie i psu po steku. Żeby stworzyć miły nastrój, ładnie nakryłem do stołu. Ustawiłem wazon z różami i zapaliłem świece.Pies na przystawkę dostał pasztet z kaczki, potem główne danie udekorowane warzywami, a na deser ciasteczka. Ja popijam wino i palę dobre cygaro. Dawno nie czułem się tak dobrze.
Wtorek
Muszę jeszcze raz przemyśleć rozkład dnia. Zdaje się, że wymaga kilku drobnych poprawek. Wyjaśniłem psu, że nie codziennie jest święto, dlatego nie może się spodziewać, że zawsze będzie jadł przystawki i inne dania z trzech różnych misek, które ja muszę myć. Przy śniadaniu zauważyłem, że picie soku ze świeżych pomarańczy ma jedną zasadniczą wadę. Za każdym razem trzeba potem myć wyciskarkę. Jak rozwiązać ten problem? Trzeba przygotować sok na dwa dni – wtedy wyciskarkę myje się dwa razy rzadziej. Odkrycie dnia: parówki można odgrzewać w zupie. W ten sposób ma sie jeden garnek mniej do zmywania. Na pewno nie będę codziennie biegał z odkurzaczem tak jak chciała żona. Raz na dwa dni to aż nadto. Muszę tylko pamiętać, żeby zdejmować buty, a psu wycierać łapy. Poza tym czujć się świetnie.
Środa
Mam wrażenie, że prowadzenie domu zajmuje jednak więcej czasu, niż przypuszczałem. Będę musiał zrewidować swoją strategię i tak: przyniosłem z baru kilka gotowych dań – w ten sposób nie stracę w kuchni aż tyle czasu. Przygotowanie posiłku nigdy nie powinno trwać dłużej niż jedzenie. Kolejny problem to słanie łóżka. Najpierw trzeba się z niego wygrzebać, potem wywietrzyć sypialnię, a na końcu jeszcze równo ułożyć pościel – zawracanie glowy. Nie uważam, żeby codzienne słanie łóżka było konieczne, zwlłaszcza że i tak wieczorem człowiek musi się do niego położyć. W sumie wydaje się, że jest to czynność zupełnie pozbawiona sensu. Zrezygnowałem też z przygotowywania osobnych posiłków dla psa i kupiłem gotowe jedzenie w puszkach. Pies trochę się krzywił, ale cóż... skoro ja mogę się obyć bez domowych obiadków, on też nie powinien grymasić.
Czwartek
KONIEC z wyciskaniem soku z pomarańczy! To nie do wiary, że z tym niewinnie wyglądającym owocem jest aż tyle zachodu. Kupię sobie gotowy sok w butelkach. Odkrycie dnia: udało mi się przespać noc i wysunąć się z łóżka prawie nie naruszając pościeli. Rano musiałem tylko wygładzić narzutę. Oczywiście jest to kwestia wprawy i w czasie snu nie można się za często przewracać z boku na bok. Trochę bolą mnie plecy, ale gorący prysznic powinien pomóc. Zrezygnowałem z codziennego golenia, bo to zwykła strata czasu. Zyskałem przez to cenne minuty, których moja żona nigdy nie traci, bo nie ma zarostu. Kolejne odkrycie: nie ma sensu za każdym razem jeść z czystego talerza. Ciągłe zmywanie zaczyna mi działać na nerwy.Pies też może jeść z jednej miski – w końcu to tylko zwierzę.
UWAGA: doszedłem do wniosku, że odkurzać trzeba najwyżej raz w tygodniu. Parówki na obiad i na kolację.
Piątek
KONIEC z sokiem pomarańczowym! Za dużo dźwigania. Odkryłem następujacą rzecz: rano parówki smakują całkiem nieźle, po południu gorzej, a wieczorem wogóle. Poza tym jeśli żywić się nimi dłużej niż przez dwa dni z rzędu, mogą wywoływać lekkie mdłości. Pies dostał suchą karmę. Jest równie pożywna, a miska nie jest popaćkana. Z kolei ja zacząłem jeść zupę prosto z garnka. Smakuje tak samo, a nie trzeba brudzić talerza ani chochli. Teraz już nie czuję się tak, jakbym był automatyczną zmywarką do naczyń. Przestałem wycierać podlogę w kuchni. Ta czynność irytowała mnie tak samo jak słanie łóżka.
UWAGA: żegnajcie puszki!!! Nie będę brudził sobie otwieracza.
Sobota
Po co wieczorem zdejmować ubranie, skoro rano znów trzeba je włożyć? Zamiast marnować czas, lepiej trochę dłużej poleżeć. Przy okazji można zrezygnować z kołdry i odpadnie kłopot z jej porannym układaniem. Pies nakruszył na podłogę. Zbeształem go. Powiedziałem, że nie jestem jego służącym. Dziwne – nagle zdałem sobie sprawę, że moja żona też tak czasem do mnie mówi. Powinienem dziś się ogolić, ale jakoś nie mam ochoty. Nerwy mam napięte jak postronki. Na śniadanie zjem tylko to, co nie wymaga rozpakowywania, otwierania, krojenia, smarowania, gotowania ani mieszania. Wszystkie te czynności doprowadzają mnie do rozpaczy. Plan na dziś: obiad zjem prosto z torebki, nachylony nad zlewem. Żadnych talerzy, sztućców, obrusów i innych głupot.
Trochę bolą mnie dziąsła. Pewnie jem za mało owoców, ale nie chce mi się
ich taszczyć ze sklepu. Może to początek szkorbutu?
Po południu zadzwoniła żona i spytała, czy umyłem okna, zrobiłem pranie. Wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Powiedziałem jej, że nie mam czasu na takie rzeczy.
Jest pewien problem z wanną. Odpływ zatkał się makaronem. Ale niespecjalnie się martwię.
I tak przestalłem się kąpać.
UWAGA: jem teraz razem z psem, prosto z lodówki. Musimy się spieszyć, żeby zbyt długo nie trzymać jej otwartej.
Niedziela
Oglądaliśmy z psem telewizję z łóżka. Na ekranie różni ludzie zajadali
przeróżne smakołyki, a my tylko z zazdrością przełykaliśmy ślinkę. Obaj jesteśmy osłabieni i drażliwi. Rano zjedliśmy coś z psiej miski, ale żadnemu z nas to nie smakowało.
Naprawdę powinienem się umyć, ogolić, uczesać, zrobić psu jeść, wyjść z nim na spacer, pozmywać, posprzątać, pójść po zakupy, ale po prostu nie mogę wykrzesać z siebie dość sił. Mam problemy z utrzymaniem równowagi, zaczyna szwankować wzrok.
Pies zupełnie przestał merdać ogonem. Pchani resztką instynktu samozachowawczego, wyczołgujemy się z łóżka i idziemy do restauracji, gdzie przez ponad godzinę jemy różne pyszności. Korzystamy z wielu talerzy, bo przecież nie musimy ich myć. Później lądujemy w hotelu. Pokój jest wysprzątany, czysty i przytulny. Wreszcie znalazłem sposób na zmorę tych okropnych domowych obowiązków.
Ciekawe, czy kiedykolwiek przyszło to do głowy mojej żonie…..
Delilah -- 09.03.2008 - 16:39Delilah
No przepiękne.
Czytam wszystkie, które wklejasz i coraz więcej mam radości.
:))
Gretchen -- 09.03.2008 - 16:52Najgorsze jest to,
że chyba niedługo ograniczę się wyłącznie do wklejania:(
Delilah -- 09.03.2008 - 17:03Delilah
Ani się waż!
:)
Gretchen -- 09.03.2008 - 17:08Delilah
Jesteś chyba dziś dobrym duchem TXT!
Pozdrawiam serdecznie.:D
Alga -- 09.03.2008 - 17:12