dobre uczynki: brak
złe uczynki: nie powiem
nastrój: litości!
napęd: na tylnią oś
motywacja: brak
***
Takie dni jak dziś, to zupełna strata czasu. Nawet nie mogę mieć do nikogo pretensji, bo nikt, ale to nikt nie kazał mi brykać do rana. Trzeba było powiedzieć grzecznie dobranoc, to ja już pójdę, nie odwoływać taksówki, położyć głowę na poduszce i spać. Uparłam się, żeby zrobić wszystko odwrotnie to mam.
Kto normalny kładzie się spać o szóstej rano, kiedy ludzie idą do fabryk? I co z tego, że sobota?
Oddział odmówił współpracy. Tym razem nie z powodu mojej omnipotencji, lecz z czystej, ludzkiej ciekawości. Oceniono mnie jako mądrą (?!), ciepłą (??!) i wspaniałą (???!), lecz kilka osób zaciekawiło się konkurentem o orientacji psychoanalitycznej.
Co też ludzi nie zaciekawi…
Właściwie dobrze się stało, bo pieniądze jakieś takie trochę powyżej symbolicznych, pracy sporo, ale więcej miesięcznie dostaję za napisanie tekstu. Jeden tekst, czyli godzina pracy, prowadzenie zajęć to cały dzień weekendowy. Rachunek prosty.
Co prawda jakbym miała i to, i to, to miałabym więcej (ta moja przenikliwość), ale w życiu itoito przytrafia się nader skąpo, trzeba wybierać, albo nie trzeba skoro inni za nas robią to zdecydowanie skuteczniej. Czyli jest dobrze i tego będę się trzymać.
Aha, dodatkowo trzymać się będę myśli głębokiej, że pieniądze szczęścia nie dają.
Takie dwa uchwyty powinny wystarczyć.
W ogóle jest naprawdę fajnie. Wczoraj jeden taki mi powiedział, że moją urodę docenia odkąd mnie zna, a wyglądało na to, że mówi poważnie i bez sarkazmu, co może być wyraźnym znakiem tego, że przynajmniej jeden mężczyzna na ziemskiej kuli uważa mnie za ładną. Niesamowite! Krzepiące jak cukier i słodkie jak on, cukier znaczy, no.
Od razu poleciałam do manikjurzystki celem wzmocnienia efektu kobiecości. Błąd, nie można tak na hurra biec za ciosem.
Czy ja mam wielkie sztuczne, plastikowe pazury o długości piętnastu centymetrów? Nie mam. Kolejny błąd, bo jakbym miała to mogłabym z powodu ich złamania, odklejenia, odczepienia czy jak to się nazywa lamentować jak prawdziwa kobieta, a tak?
Nie mam i poczułam się gorsza.
Wieczorem u Baśki poruszyłyśmy ten ważki temat pod kątem zrozumienia zjawiska, w znaczeniu, że mężczyznom się to nie podoba (Baśka), ale właśnie się podoba niektórym (Gretchen). Wniosków brak.
Ze wszystkich tematów jakie udało nam się poruszyć, a były pośród nich same głęboko egzystencjalne, do konkretnych wniosków doprowadził nas jeden chcesz sukienkę? .
Wniosek był, że chcę, że ładna, że pasuje. Tak oto wyszłam z sukienką w ręku, co bez wątpienia uznać należy za konkret jak się patrzy.
W zamian Baśka otrzymała promesę przejęcia moich mebli, niejako w rozliczeniu. No, ale promesa przejęcia to nie to samo co wisząca na wieszaku, cudnej urody sukienka.
Cudnej urody sukienka wygląda tak:
Dalszy ciąg wieczoru pozwolę sobie pozostawić wolnym od opisu, podobnie jak to, że spokojny wieczór zakończył się o szóstej rano. Niektóre wieczory są ponadnormatywnie długie, nie wiem jak to możliwe.
Dzisiaj mamy z Rudą sobotę emeryta i rencisty, odwołałam swoje królewskie przybycie do znajomych, bo nie będę się nieprzytomna wlokła na Pragę. Ruda leży i mruczy, ja zastanawiam się czy zrobić sobie frytki, a jeśli zrobić, to czy raczej iść na łatwiznę mrożonkową, czy dać upust swojej fantazji kulinarnej i wydziergać je ręcznie. A może właściwie to nie jestem głodna?
Najwyraźniej dzisiaj nie rozwikłam żadnej poważnej zagadki, nie zrobię milowego kroku w dowolnej sprawie, mówiąc szczerze dzisiaj nie zrobię nic.
W tym miejscu świat odetchnął z ulgą, a ja może zobaczę co tam w kuchni słychać.
komentarze
Bażancie,
mówi się toitoi, a nie odwrotnie. No.
Myśl, że pieniądze szczęścia nie dają, po pierwsze uraża mojego bażanta, a po drugie jest głęboko błędna. Dla przykładu, gdybym miała dyszkę, mogłabym kupić sobie drugą paczkę fajek i już bym była szczęśliwsza. Choć moje płuca mniej, ale kto by się słuchał płuc? Niech się cieszą, że nie jestem takim zboczeńcem, żeby wpychać je do latarenki.
Zostaje mi zatem paskudna herbata, którą mój zakupił kilka nocy temu, gdy heroicznym wysiłkiem uzbieraliśmy zusammen sześć złotych. No właśnie. Więc nie mów mi, burżuju chwilowo 90-metrowy, co daje szczęście, a co nie daje. Ja wiem lepiej.
Był to – ucz się! Wzorowy przykład wyżalenia się pod pozorem pouczania…
Pozdrawiam protekcjonalnie
Bażancie
Ja sobie taki ładny uchwyt wymyśliłam, a Ty mi tu zaraz wyrywasz go ze ściany wraz z tynkiem.
Jest gorsza sprawa. Frytki mrożonkowe okazały się karbowane . Dramat, ale cóż czynić, wyjścia nie ma, bo ziemniaczki mają kłaczki.
Przykład jest wzorcowy, obiecuję się uczyć i poprawiać.
Pozdrawiam, pozdrawiam sama nie wiem jak.
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:24Odkryłam
tajny zasób finansowy. Stać mnie na davidoffy i wódkę.
W związku z tym wyzbywam się wszelkich złych uczuć względem Ciebie i proszę o przyjęcie do bandy.
Zainteresowała
mnie kwestia napędu vel tylnej osi.
Igła -- 16.01.2010 - 21:27Proszę o rozwinięcie.
Ależ proszę uprzejmie
Niech to będzie mój dzisiejszy dobry uczynek. O!
Który z pewnością okaże się złym uczynkiem.
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:29Acha
sukienka mię sie nie podoba, chyba że jako zasłonka.
Igła -- 16.01.2010 - 21:32Igło
Rozwijam:
Napęd ów jest samozaprzeczalny, oraz dysfunkcjonalny. Nie można bowiem nazywać napędem czegoś, co raczej hamuje niż powoduje zmianę położenia.
Koniec rozwinięcia.
:)
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:32O żesz, Igło
Jak się nie podoba taka ładna sukienka?
Poza tym to nie dla Ciebie.
Wyglądam w niej jak calineczka, o ile w ogóle tak mogę wyglądać.
Zasłonka, też coś.
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:35No to po cholerę
wymyślać nowe określenie na ręczny hamulec?
Igła -- 16.01.2010 - 21:36Zaciągnięty.
Igło,
sukienka jest zawsze zasłonką, czyli że Ci się jednak podoba.
merlot -- 16.01.2010 - 21:37To coś, co na górze
to nosił Zorro a te co na dole to ewidentnie zasłonka.
Igła -- 16.01.2010 - 21:38Z dużego pokoju.
Zorro?
To Zorro też była kobietą?
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:42Hi hi,
mua bardziej łaskawie stwierdzi, że podoba mu się część dolna. Znaczy spódnicę mogłoby taką mieć i wkładać raz na ruski miesiąc, szokując tym całe otoczenie.
Sukienek z ostrożności nie nosi i nie używa pewnych narkotyków. Ach, ci szantażyści, co się w razie czego odwiną, że człowiek popamięta…
Co do problematyki mechanicznej, Igła bezwzględnie ma racje. Gupi bażant… drugi też gupi, bo przez ten jebany ręczny oblał egzamin na prawko.
To możliwe..
w każdym razie przez babę ciągle wdawał się w bójki po pijaku.
Igła -- 16.01.2010 - 21:45Merlocie
Bardzo ładna myśl.
Sukienki jako zasłonki. Kiedyś, kiedy jeszcze byłam romantyczną nimfą, takie piękne myśli mnie wzruszały.
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:47Jako nimfa błotna, tylko chwilę się zamyślę.
To Ty Pino
i zwykłego automobila i widłaka na raz ćwiczysz?
merlot -- 16.01.2010 - 21:51Chwilowo
nic nie ćwiczę, nie ma kasy na frykasy, a poza tym sesja… (znienawidzicie mnie, jak kiedyś na forum Legii wszyscy klęli niejakiego Ciunka, który ciągle pisał o swojej maturze)
Ale w ogóle, to tak. Któryś bażant musi być umny, nespa?
Pino
Część dolna jest i moją faworytką.
Spódnicy z tego nie zrobisz, chyba, że masz tyle w biodrach, co pod biustem (pardą). Ja nie mam.
O mnie chodziło w sprawie sukienek? Bo jak o mnie, to kolejne łgarstwo. Noszę sukienki od 15 roku życia. Ostatnio częściej, w ramach reform.
Życiowych reform Bażancie, życiowych – nie pomyślałaś o innych, prawda?
:))
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:56Pino,
Spa.
merlot -- 16.01.2010 - 21:57Ale to ciężki kawałek chleba;-)
Igło
Ta Zorro to była pijak?
Gretchen -- 16.01.2010 - 21:57SPA
ja chcę do Spa.
Gretchen -- 16.01.2010 - 22:01Rotfl,
muszę zacząć częściej pisać o sobie w trzeciej, bo na razie to bażanty się gubią.
Ja mam figurę mniej więcej jak chłopiec (no powiedzmy, Zuz ma to znacznie bardziej), więcej nie ogarniam w tej kwestii.
A poza tym łżę troszkę, żeby nawiązać zgrabnie do Pana Senatora. W rzeczywistości mam parę sukienek w szafie, ale i tak ich nie noszę praktycznie.
Kiedyś się pożaliłam Zuz, że “miałam jedną fajną sukienkę, ale gdzieś ją zgubiłam”.
A ona umarła ze śmiechu i zaczęła coś insynuować. Zła kobieta.
jak mogła insynuować?
Coś takiego, koniec świata.
Bażanty są dzisiaj cokolwiek zagubione, jak to czarne mutanty miewają.
Gretchen -- 16.01.2010 - 22:04Dobry rym w sumie,
jak mi się będzie nudzić, to mogę napisać nam hymn.
A gdybym był bażantem, w fabryce z młotkiem szalał...
Co to jest Spa?
Spa, mój Drogi Bażancie
To jest takie miejsce, w którym poddajesz swe ciało różnym zabiegom dla niego wymyślonym. Zabiegi są przyjemne i kojące.
Prawdziwe kobiety, ale powinny być dość zamożne, spędzają tam jakiś czas raz, albo dwa razy do roku. Najbardziej trendy chyba jest w Szwajcarii.
Napisz nam hymn, to by było całkiem fajne mieć hymn. :)
Gretchen -- 16.01.2010 - 22:09A, to wiem,
miałam takie coś po sąsiedzku, na Orawie. Tylko teraz już kaszana, bo Słowacy przeszli na ojro…
Wywal to, co mi się wysłało dwa razy. :)
Wywaliłam
jako bażant grzeczny i spolegliwy.
Do Spa to ja bym chciała, ale czego to człowiek nie wymyśli… :)
Gretchen -- 16.01.2010 - 22:15To znaczy
na tej Orawie, można było tak:
1) opić się słowackiego piwa i kofoli
2) zwiedzić Vysoki Hrad
3) wykąpać się w basenach termalnych, w tym takich wściekle gorących z siarką, gdzie się leciało po dworze (a był grudzień)
4) zakupić jakieś nieprzytomne ilości piwa, kofoli, Vajecnego Snu, czekolady studenckiej, beherovki i pistacji
Nie wiem, czy to spełnia definicję zabiegów kojących, dla prostackiego bażanta, jakim jestem, owszem :P
W pewnym sensie spełnia
Co to jest kofola?
Gretchen -- 16.01.2010 - 22:38Prawdę mówiąc nie wiem,
ale to jest pyszne. :)
Jeżeli wierzyć reklamie,
to musi być serek Höchland;-)
merlot -- 16.01.2010 - 23:14Etam,
z serków to uznaję pleśniowe… W sumie, byłby to jedyny powód, dla którego skłonna byłabym odwiedzić Francję. I może jeszcze ostrygi.
A dla posiadaczki sukienki:
W nagrodę dostaniecie pojazd…
…bażanty!
merlot -- 16.01.2010 - 23:31Hymn drobiu grzebiącego
Przebudził się raz bażant
I stwierdził będzie tego
Już długo się odgrażam
Wciąż brak mi do pierwszego
Wciąż nie chcą mnie zatrudnić
Albo mnie sesją gnębią
Mam dosyć kurwa grudni
Tylko mnie w kuper ziębią
Ref. Bo bażant to nie kura
Cokolwiek twierdzi Wódz
W nim jest ta siła która
Sif każdy zdolna zmóc
Zostanę protestantem
Zatrudnię się prywatnie
Bo jestem złym bażantem
Co chrzani życia szatnię
Co chrzani półprodukty
Znęca się nad Adrianem
I albo zyska frukty
Albo znów jebnie w ścianę
Ref. Bo bażant to nie kura…
Wyruszę pancernikiem
Ostrzelam Westerplatte
Pożegnam się z jamnikiem
Choć dla mnie to niełatwe
Swój problem z alkoholem
Z szefową skonsultuję
I stwierdzę z niepokojem
Że są na świecie chuje
Ref. Bo bażant to nie kura
Cokolwiek twierdzi Wódz
W nim jest ta siła która
Niekiedy każe tłuc.
No i proszę jak ładnie
Bażanty mają pojazd i hymn, który mogą śpiewać będąc w drodze, bo bażanty jak powszechnie wiadomo są istotami w drodze.
PinOlu, super ten hymn jest. :)
Gretchen -- 17.01.2010 - 00:48Yeah
Hm, jak frytki to tylko ręcznie,
żadne mrożone , karbowane świństwa:)
Kiedyś na studiach gdzieś o tej godzinie po kolejnej partii tysiąca i kolejnej butelce/puszce piwa złapała nas faza na frytki, obrałem gdzieś w transie z wiadro ziemniaków, frytki były, dobre , pamiętam.:)
A w ogóle napisałbym wcześniej ale miałem dziwny wieczór w trakcie którego obaliłem z bestfriendem pól litra palink hruszkowej, wzbogaciłem się o setki kalorii zżerając pizzę przyprawianą miętą (to mój pomysł, bestfriend był odważniejszy i dorzucił se kopru włoskiego:)) m.in.
Poza tym poczytałem se swoje maile różne sprzed lat pięciu, miedzy innymi jeden z wyznaniem do bestfrienda “stęskniłem się w sumie, wiem, że to dziwnie brzmi, ale wiesz o co chodzi”.
Kurwa, dziwne to wszystko.
A poza tym jestem zły, no, bo byłem świadkiem wkręcania kumpla :) w totalną ściemę i nie zareagowałem a później wrednie miałem totalny ubaw z tego, że ktoś napisał cuś szczerze.
Dziwne to wszystko, no.
grześ -- 17.01.2010 - 00:57Hm, czemu jeszczo nie śpicie?
MYślałem, ż etylko ja grasuję jak ten duch po TXT nocną porą...
grześ -- 17.01.2010 - 00:58Grzesiu
Frytki jednak były karbowane, ale niezłe jak na dzisiaj to nawet w sam raz. Szczęśliwie miałam mój ulubiony ketchup Krzepki Radek . :)
Umawiamy się z Pino na frytki w Krakowie, ale trwają zażarte spory, który bażant obierze ziemniaki, bo my jesteśmy takie królewny co chętnie zjedzą frytki, ale obieeerać zieeemniiiaaaaakiiii?
Potraktuj to jak zaproszenie. :)
U mnie wieczór emeryta i rencisty trwa. Siedzę grzecznie, porozmawiałam z moim przyjacielem Michałem, herbatka z sokiem malinowym.
Muszę się z Tobą zgodzić w sprawie dziwne to wszystko . Mam akurat to samo wrażenie.
UUUUUU – to było straszenie.
Gretchen -- 17.01.2010 - 01:09Ziemniaki obierac mogiem:)
znaczy uwielbiam monotonne czynności:) jak zmywanie naczyń, obieranie ziemniaków, łuskanie fasoli, co tam jeszcze:)
Z Grassem mi się to obieranie ziemniaków nawet skojarzyc może, bo oczytany w końcu jestem:)
Herbatkę tez aktualnie popijam i też z sokiem malinowym, ale po tej palince to trza się odalkoholizować:)
grześ -- 17.01.2010 - 01:30Super
Więc Ty obierasz ziemniaki, Pino robi frytki, ja Was rozweselam. :)
Bardzo mi pasuje taki scenariusz.
Powinnam pójść spać chyba jednak…
Dobrej nocy Grzesiu.
Gretchen -- 17.01.2010 - 01:35Też mi się podoba,
choć znam również innych mężczyzn, skłonnych obierać ziemniaki. :P
Jestem podłym bażantem, jednakowoż.
Dobranoc
Hm, mam konkurencję?
Ale ja jeszcze jestem zabawny, inteligentny i mam seksowny głos (znaczy ustronna tak stwierdziła:) dawno temu,że fajny ale się zniknęła więc nie wiem, czy to się liczy:))
grześ -- 17.01.2010 - 01:53Tego czeciego nie wiem :P
Adres znam, telefonu nie :P
Masz tę przewagę nad konkurencją w obieraniu ziemniaków, że lubisz Gretchen.
hi hi
No, tekst jest super elegancki
komentarze też bez wyjątku wszystkie
MarekPl -- 17.01.2010 - 03:03i bez wyjątku wszystkie w fajnym klimacie dialogu na temat, co rzadkością jest w debatach rozmaitych
Hymn Pino palce lizać :)
Frytki zjem a i owszem od czasu do czasu, ale bez przesady
Ziemniaki obrać żaden stopień trudności, to taki kontakt z naturą matką ziemią prawie
A i tak do piachu i tak. Z tym, że my niekoniecznie z piachu wyrośniemy (z prochu powstałeś w proch…) jak tam trafimy, ziemniaki mają tą zdolność no i zombi też
Mało czasu spędzam przed monitorem komputera – jakoś tak wyszło. Ale kiedy chcę z kimś tutaj pogadać to nikogo już nie ma. Co jest grane?
że co? że już trzecia nad ranem?
No spijcie sobie – życie przez zamknięte powieki wam ucieka
Gdzie tam spać,
po dwustu gramach to ja nie umiem zasnąć...
O cholera, to wczoraj był ten bal historyka, na którym mnie nie było tym razem. Chciałyśmy się z Magdą przebrać za ziemniaki. :)
I kurde mam gastro, prawie jak po trawie, może też sobie ziemniaki obiorę (ratunku… to nawet nie jest kwestia niechęci, zwyczajnie nie umim) i zrobię jakieś frytki? O trzeciej nad ranem to w sam raz.
Jeszcze a propos monotonnych czynności, Wiesław Myśliwski napisał “Traktat o łuskaniu fasoli”.
Pino
200 gramów to za mało aby umrzeć, za dużo żeby być nieczułym :)
MarekPl -- 17.01.2010 - 03:17To prawda,
już wiem, założę kurtkę i pójdę do monopola po fajki, żółty ser i parówki… zrobię sobie nocne danie merlota, to będzie prościejsze :)
I takie...
jakby to fachowo ująć – literackie
MarekPl -- 17.01.2010 - 03:32literaci i literatki :)
Wiesz jak pysznie smakuje o tej porze kawa
Cudownie
Nie lubię :)
Może sobie herbaty z cukrem i cytryną zrobię.
Herbata z cytryną i miód
ale po co ci cukier do tego?
Że zapytam:)
A fakt, Mysliwski, nie czytał, za to Grassa “Obierając cebulę” albo “Przy obieraniu cebuli” czytałem.
Acz gotowanie z “Turbotem” i obieranie ziemniaków mi sie skojarzyło.
grześ -- 17.01.2010 - 11:51Herbata z cytryną i miód
ale po co ci cukier do tego?
Że zapytam:)
A fakt, Mysliwski, nie czytał, za to Grassa “Obierając cebulę” albo “Przy obieraniu cebuli” czytałem.
Acz gotowanie z “Turbotem” i obieranie ziemniaków mi sie skojarzyło.
grześ -- 17.01.2010 - 11:51Jak to po co?
Czarna gorzka – w porządku.
Gorzka z cukrem – w porządku.
Słodka z cytryną – w porządku.
Z cytryną, bez cukru – ble, paskudztwo.
Z cytryną i miodem – ble, paskudztwo.
Taka jest metodologiczna prawda.
:)
Ale kto ci każe z cytryną i miodem?
miód jemy łyżeczką, a herbatke pijemy, w ustach masz słodki posmak i możesz pić hełbatę z cytryną
Drugi punkt; gorzka z cukrem?
To niemięszana ona czy jak?
:)
grześ -- 17.01.2010 - 11:59Nie,
to taki prywatny, wrzecionowy neologizm. Oznacza herbatę słodką, ale bez cytryny. Na mrozy i na obudzenie po źle przespanej nocy świetna sprawa.
Nie cierpię miodu, polecam Krótki wpis o zabijaniu. :)
Mniód jest dobry
a teraz piję czarną (oczywiście liściastą) z cytryną, bez cukry, ale z sokiem mailnowym.
grześ -- 17.01.2010 - 12:04Dobra jest, znaczy była, bo już wypiłem.
Mniód jest dobry
a teraz piję czarną (oczywiście liściastą) z cytryną, bez cukry, ale z sokiem mailnowym.
grześ -- 17.01.2010 - 12:04Dobra jest, znaczy była, bo już wypiłem.
Owszem,
mogę Cię zwabić na polędwiczki glazurowane miodem, na przykład. Albo jeszcze inne takie te, gdzie oprócz miodu występuje jeszcze ananas (he, he). Umiem zrobić pyszne ciasto śliwkowe z wykorzystaniem miodu (i rumu). Nie neguję.
Ale kto normalny będzie jadł lepką, przesłodzoną patokę?
A ja piję raczej paskudną, bo nie licząc cukru, który prawdziwy jest, reszta tej kompozycji to erzace. No ale coś pić muszę.
Bardzo smacznie
Parówki jadłam we wtorek, zaraz po wizycie na oddziale wracamy z Szefową na posterunek Publicznej Służby, śnieg, zimno, samochody plują w nas błotem, a ta nagle jak nie wykrzyknie: parówki!
- Jakie parówki? – dopytuję inteligentnie. – Wszystko jedno! – oczy jej się rozświetliły. – O nie, to nie jest wszystko jedno, nie w przypadku parówek – ciągnę temat ponuro brnąc w śniegu. – Kupimy sobie parówki, zrobimy, żeby były ciepłe, bułeczka i musztarda. Co? – takiemu entuzjazmowi nie mogłam odmówić.
Tak też się stało. Posterunek wypełnił się zapachem świeżo ugotowanych parówek, bułeczki i chrzanu. Wiem, że miała być musztarda, ale zmieniło nam się po drodze.
Dla porządku dodam, że cały proceder miał miejsce przed godzinami pracy.
Dziękuję za uwagę.
Gretchen -- 17.01.2010 - 12:34Brawo!
Może jednak nie zostaniesz Anthonym.
- Jakie parówki? – dopytuję inteligentnie. – Wszystko jedno! – oczy jej się rozświetliły. – O nie, to nie jest wszystko jedno, nie w przypadku parówek – ciągnę temat ponuro brnąc w śniegu. – Kupimy sobie parówki, zrobimy, żeby były ciepłe, bułeczka i musztarda. Co? – takiemu entuzjazmowi nie mogłam odmówić.
5/5
Dygam grzecznie i z uśmiechem
Nie zostanę Anthonym. :)
Gretchen -- 17.01.2010 - 12:47Nie ma szans,
Twój bażant idealny dawno poszedł na grzybki. Halucynogenne.
Widziałaś ten absurd, co się wywiązał u mua?
Biedny bażant idealny
Do tego jeszcze ma wizje. Po tych grzybkach.
Absurd widziałam, przemyśliwuję jak to ugryźć.
Gretchen -- 17.01.2010 - 13:17Machnęłam ręką
i dopisałam kilka adekwatnych tagów.
Generalnie mnie to rozbawiło tylko. ;-)
-->Gretchen
Musi się Pani nieźle maskować, bo — sądząc po tekstach — można Panią polubić. No, fajnie nawet… W sprawie sukienki się nie wypowiadam, musiałbym zobaczyć (pardą) jak leży… Igła w każdym razie marudzi, to nie jest ani zasłonka, ani kostium Zorro… Ma chłop podejście do kobiet… Szkoda gadać.
Czołem,
referent
——————————
referent Bulzacki -- 17.01.2010 - 13:39r e f e r a t | Pátio 35
Pino
Rozumiem, rozumiem.
Już się odniosłam, starałam się delikatnie. Pewnie wyszło jak zwykle. :)
Gretchen -- 17.01.2010 - 13:43Eh, parówki dobre zjadłbym,
ostatnio jadłem z bazylią:)
Między innymi i popijałem smadnym mnichem, cudownie smakowało.
grześ -- 17.01.2010 - 13:44Hi hi,
teraz gadają o samotności w sieci i łazienkach… zaraz oszaleję :D
Niech żyje postmodernizm!
Najlepsze
parówki są w Ike’i w Jankach.
Igła -- 17.01.2010 - 13:51Referencie
Mam nadzieję jakoś zgrabnie nawiązać do ostatnich wydarzeń, które aż roją się od argumentów, że mnie polubić nie idzie. Co więcej, jak już ktoś polubi, to błądzi co mu się uwidoczni wcześniej, lub później.
Nie uprzedzajmy jednak.
W kontekście tego, co powyżej, zupełnie nie rozumiem tych, którzy jeszcze mnie lubią, a to lubienie w latach można liczyć. Prawdopodobnie ślepi jacyś, albo co.
Co do sukienki, to Igła trochę się wycofał po uzyskaniu dodatkowch informacji. W szczególności przekonało go to, że nie jest to sukienka powłóczysta i długa (jak on to zobaczył, to ja nie wiem), lecz wręcz przeciwnie.
Przemilczę skromnie co ten Igła wygadywał w sprawie.
Pozdrawiam Pana.
Gretchen -- 17.01.2010 - 13:53Wiosna, panie sierżancie
Grzesiu
Parówki z bazylią, to jak pesto z kujawskim . :)
Idźe do sklepu, kup parówki i se zrób.
Wielkie mi co zjeść parówki.
Gretchen -- 17.01.2010 - 13:54Ja go rozumiem,
analogicznie zawsze marudzę ludziom rano, żeby mi zrobili jajecznicę.
Igła
Nawet się zgodzę.
Tylko, że po wyczerpującej i przedłużającej się rozmowie, zupełnie nie miałyśmy czasu, żeby wsiadać w bezpłatny autobus i jechać do Janek.
Chyba, że ogłosiłybyśmy wagary, ale na to jesteśmy zbyt odpowiedzialne.
Parówki były normalne, drobiowe, wywleczone z wody.
Gretchen -- 17.01.2010 - 13:58Ja też rozumiem Grzesia
ale staram się zbudować w nim i rozbuchać motywację.
:)
Gretchen -- 17.01.2010 - 13:59Bosz,
o święta naiwności, powiedział filozoficznie bażant młodszy.
Prawda?
Naiwność to moje czwarte imię – odparował melancholijnie bażant starszy.
Gretchen -- 17.01.2010 - 14:05Ładnie się uzupełniamy, w takim razie
P.S.
W sprawie parówek jest jeden dogmat, wbrew pozorom nie jest całość taka prosta, po pierwsze trzeba trafić na smaczny rodzaj, (akurat mam w lodówce jedne co sa okej i drugie co niekoniecznie)
Dwa, trza mieć dobry ketchup (pudliszki albo kotlin, inne już nie bałdzo, acz w chwilach desperacji ujdą, pikantny oczywiście), poza tym oczywiście musztarda, bo parówki bez musztardy to profanacja. Chrzan nie bałdzo pasuje.
A dogmat jest taki,: przed wrzuceniem do garnka obieramy z folii, ściągamy ją znaczy, bo inaczej po ugotowaniu wygląda to obrzydliwie i trza się motać.
Oczywiście przydałyby się do parówek świeże pomidory i słońcem pachnące a skąd takie teraz wziąć.
grześ -- 17.01.2010 - 14:09-->Gretchen
Nie wchodzę w szczegóły. Deskę się bierze, deskę się rżnie, prawda. Mówię, co widzę, “co miałem do powiedzenia — przeczytałem” (za N. Dyzmą).
Sukienka jest wporzo, zresztą życzyłem jej Pani z nowym rokiem i to mnie powinna Pani w tym momencie dziękować. W przyszłym tygodniu proszę iść do innej koleżanki, to dostanie Pani buty.
Wracam pisać pseudouczone teksty za podłe pieniądze,
referent
——————————
referent Bulzacki -- 17.01.2010 - 14:12r e f e r a t | Pátio 35
Bosz..
Idziesz do sklepu. Kupujesz parówki i goudę.
Bierzesz takie prostokątne coś, co nie wiem, jak się nazywa. Smarujesz to masłem albo lejesz olej.
Układasz na dnie plastry sera.
Nacinasz parówki ukośnie i wcierasz w nie różne rzeczy: curry, paprykę, chili, imbir, gałkę muszkatołową, co tam lubisz.
Układasz je na serze. Posypujesz pieprzem. Przykrywasz drugą warstwą goudy.
Włączasz piekarnik.
Jesz.
Referencie
Gdybym tylko wiedziała, że Pańskie życzenia będą tak skuteczne, wymogłabym może coś jeszcze.
W tej sytuacji, nie mogąc stawiać oporu przed tak silną argumentacją, o załączonych dowodach nie wspominając, wyrażam wielkie podziękowania.
Wychodzi na to, że dostałam sukienkę od Referenta. Kto by pomyślał?
Proszę się nie zanudzić nad tymi tekstami.
Gretchen -- 17.01.2010 - 14:25-->Gretchen
No właśnie nie wiem, czy to przeżyję ;)
Referentowa zerknęła i mówi, że “musiałaby zobaczyć” (nie wiem o co chodzi, przecież patrzyła na zdjęcie), ale raczej ładna sukienka. Wykrzywiała przy tym głowę i coś tam coś tam… Kazała jeszcze dodać, że “jest z frakcji sukienkowej” (to chyba znaczy, że lubi sukienki). Ale do rzeczy.
Spełniam życzenia raz w roku. Proszę napisać do mnie w listopadzie list (list w listopadzie…) i nie eskalować, bo nic Pani nie dostanie!
——————————
referent Bulzacki -- 17.01.2010 - 14:31r e f e r a t | Pátio 35
Prostokątne coś
to zapewne naczynie żaroodporne?
Ekhm…
Najlepszy ketchup to Krzepki Radek i już.
I tylko nie curry!
Gretchen -- 17.01.2010 - 14:38Dlaczego?
Curry jest pyszniutkie.
Pół mojej kuchni na nim się opiera. :)
Referencie
Powinien Pan dać radę i przeżyć.
Co prawda niedziele same w sobie są już tak nudne, że dokładanie do nich jeszcze czegokolwiek, wydaje się karkołomne, ale w końcu to nie ja wymagam od Pana pisania tych tekstów.
Napiszę list w listopadzie. Obiecuję nie eskalować. Jest jakiś limit życzeń?
Bo taka złota rybka to miała limit ustawiony na trzy, stąd moje pytanie.
Pani Referentowo, (że pozwolę sobie zwrócić się bezpośrednio),
Gretchen -- 17.01.2010 - 14:45frakcja sukienkowa w mojej osobie pozdrawia Panią bardzo serdecznie. :)
Bażancie
Kiedy już dotrę do Ciebie, a będzie to jak śniegi stopnieją, poproszę o tamtą połowę kuchni.
:)
Gretchen -- 17.01.2010 - 14:46-->Gretchen
Okropne są niedziele, oj okropne, zwłaszcza w styczniu.
Jeśli chodzi o złotą rybkę, to bez żartów. U mnie jest tylko jedno życzenie. Brzydzę się fuszerką... ;)
Pozdrawiam,
referent
——————————
referent Bulzacki -- 17.01.2010 - 14:51r e f e r a t | Pátio 35
Wiem, wiem,
marudny bażant.
Ziemniaki mu obieraj i rób frytki.
I jeszcze ta… kobieca logika:
http://www.curryhouse.pl/
Referencie
Dobrze, mam jasność. Nawet lepiej, że jedno – będzie okazja pomyśleć, a to nigdy nie zaszkodzi. Bez okazji się rozleniwiam.
Pozdrawiam w styczniową niedzielę.
P.S. Zostały jeszcze tylko dwie. :)
Gretchen -- 17.01.2010 - 15:28Logikę
Zdałam dopiero w drugim terminie, co chyba raczej coś wyjaśnia.
Maruda, to moje piąte imię. :))
Gretchen -- 17.01.2010 - 15:30Boże,
jeszcze zacznij nosić grzebień i już będzie komplet.
Grzebienie są dla prawdziwych mężczyzn :)
Powinnam nosić szczotkę, chusteczki i krem do rąk.
Przemyślę. :)
Gretchen -- 17.01.2010 - 15:42E tam,
mnie Nicpoń dzisiaj przyznał tytuł faceta honoris causa, a w tych rzadkich chwilach, kiedy się czeszę, to używam do tego szczotki.
Poza tym lubię słodką wódkę i rzewną muzykę. No i co?
W ramach walki ze wszystkimi schematami :P
Gratulacje
z okazji przyznania tytułu. :)
Gretchen -- 17.01.2010 - 15:55Dziękuję,
już co najmniej raz wcześniej go otrzymałam, ale z ust Nicponia, to swoją wagę ma. ;-)
hi hi
no ma, ma.
:))
Gretchen -- 17.01.2010 - 16:03Jadłaś obiad, gupi bażancie?
Polecam te parówki zapiekane, nawet na zimno są dobre. Ja jeszcze polewam cytrynką, ale to już prywatna aberracja.
Powinnam się pouczyć, ale idę dziś z Magdą do kina, więc nie wiem, czy jest sens się rozpędzać.
Bażanty
Ja to się chyba wezmę za Was, kurde. Pióra przetrzepię, że strach! ;p
W kwestii tego na wieszaku, to zdecydowanie do przeróbki na spódnicę. Górę się obetnie, zrobi się z niej podwyższony stan i będzie git! [Proszę tego nie odbierać WSP Gretchen jako potencjalny zamach na Paniną szafę. Bez nożyczek przyjdę. :)]
Dodam, że bufki są tragiczne.
A Bażant Młodszy to dlaczego się nie uczy?! A?
No, to se pomarudziłam. [Niedziele mnie męczą.]
Pozdrawiająco, pozdrawiająco. ;p
Magia -- 17.01.2010 - 16:27Dlatego, Pani Magio,
że jak zwykle popada w nastrój refleksyjny i swoje ulubione zajęcie, jakim jest rozkminianie Wszechświata. To raz.
Poza tym jest niewątpliwie uzależniony od neta. To dwa.
I od fajek, których nie ma, więc musi wyjść z domku, a mu się nie chce. To trzy.
Kłaniająco uśmiechająco
Są obie i pięknie
Odpowiadam w kolejności.
Obiadu nie jadłam, parówek nie mam, do sklepu mi się nie chce iść, ale muszę, ale mi się nie chce, zaraz pójdę.
Dziękuję wszystkim Bogom, że nie mam sesji i nie muszę się uczyć.
Teraz płynnie i zwiewnie przechodzę do szafy.
Jakie kurde bufki?! Ta sukienka nie dysponuje bufkami.
Pani Magio, to są rękawki krótkie bezbufkowe.
Na spódnicę się nie nadaje, bo ja nie mam tyle w tyłku, co pod biustem i nawet się z tego chwilami cieszę.
Bosz…
Gretchen -- 17.01.2010 - 17:06A ja piję piwo
Trzeba było kupić piątkę, a nie szóstkę, bo za kwadrans powinnam pojechać na Rynek, a to profanacja pić Heńka w pośpiechu…
I chciałam jeszcze zaznaczyć, że bardzo lubię niedziele.
Nie lubię Heńka,
ale mam ostatnio niechęć do mężczyzn w ogólności.
Niedziele są do niczego, choć czasem i w niedzielę coś się wydarzy, ale o tym w następnym odcinku.
Gretchen -- 17.01.2010 - 17:25Jakby normalne,
po Irlandii też miałam. Ale co chcesz od Heńka? To tylko takie piwo jest, w zielonej buteleczce.
Jej, jakbym tyle pracowała, to bym niedziele błogosławiła… no chyba, że masz syndrom “jak się człowiek zmęczy, to musi sobie pobiegać”.
Heniek
jak większość mężczyzn udaje, że nimi jest, to on zamknięty w zielonej buteleczce udaje piwo. :)
W następną niedzielę pracuję, więc wcale się nie będę nudzić. I w sobotę też pracuję.
Ykstra.
Gretchen -- 17.01.2010 - 17:44WSP, Bażanty
Heniek jest sif. W opinii emerytalnej czyli własnej.
Pani Gretchen, rękawki krótkie bezbufkowe? Możliwe, możliwe. Zapytam tylko niedowidząco: a one, te rękawki, to pomarszczyły się tak ze zgryzoty?
Pozdrawiam ciepło und znikająco.
Magia -- 17.01.2010 - 18:08:)
Możliwe, że ze zgryzoty i do zdjęcia
Na żywo to wygląda jakoś inaczej.
I czego Pani taka czepliwa dzisiaj? :)
W piątek okażę te rękawki, ale schowam nożyczki.
Gretchen -- 17.01.2010 - 18:14A sukienka w brązach i beżach?
Ty masz zamiar teraz to nałożyć?
Dla Niego może????
To letnia … chyba?
Rękawki niech zostaną :) Seksowne ;)
A pazury jak?
Fajny styl pamiętnikowy…
(choć osobiście nigdy nie pisałam)
Podoba mi się, że już dziś 17…
dorcia blee -- 17.01.2010 - 19:40Czekam więc…
Dorciu
Ta kiecka jest fatalna.
Igła -- 17.01.2010 - 19:41Gre powinna chodzić w bombce.
Rozciętej do pół uda.
Igła
Na wieszaku każda kiecka jest fatalna.
Dopiero ciało włożone w kieckę ożywia ją czyniąc interesującym modelem .
Od urodzenia jestem przeciwniczką bombek.
A rozcięta do pół uda i owszem :)
dorcia blee -- 17.01.2010 - 22:23Nic nie zamierzam, stanowczo zaprzeczam
Jest zima i mróz, krótkie rękawki czekają na swój czas.
Pazury w porządku, ładnie wyjszły, choć do tej tipsiary mam ho ho. :)
Kolejny odcinek się pisze, ale jak miło, że czekasz. Jak miło.
Gretchen -- 17.01.2010 - 21:37Igła
Dorcia ma rację.
Z Twojego opisu w czym ja mam chodzić, to pasuje raczej to rozcięcie do połowy uda, niż bombka. :))
Gretchen -- 17.01.2010 - 21:38Dorcia – pacyfistka
że skomentuję dowcipnie.
merlot -- 17.01.2010 - 22:17Ale za to mamy consensus na rozcięcie.
Mam ciąć
wszystkie, czy jakoś wybiórczo?
Gretchen -- 17.01.2010 - 22:19Wybiórczo tylko widziałam ostatnią :)
Tnij, Gretchen!
dorcia blee -- 17.01.2010 - 22:25Albo rozpruwaj do “Wpół uda”
Merlot
Dorcia pacyfistka że skomentuję dowcipnie.
Ale za to mamy consensus na rozcięcie.
I to właśnie czyni z nas taką świetną blogerską parę!!!!
dorcia blee -- 17.01.2010 - 22:27Consensus!
O mamo...
A taka skromna sukienka…
:)
Gretchen -- 17.01.2010 - 22:30Jak już jesteśmy
przy sukienkach, to trzymam się wersji, że na mnie wygląda najlepiej to, co wygląda zarazem najprościej. Bez żadnych udziwnień.
Ale to oczywiście wynika z faktu, że udziwnień tego typu nienawidzę. :D
A krótkie może być, jak najbardziej… Podobnie, jak nie da się gotować lepiej od Kacpra, tak nie da się mieć lepszych nóg niż ja. Można mieć co najwyżej równie dobre. :P
I odczep się od mojego Heinekena, Ty podły bażancie!!!
W kwestii gotowania i nóg
między Merlotową a mną istnieje analogiczna prawidłość. Ciekawe.
merlot -- 17.01.2010 - 22:46Kiedy ja właśnie
się wcale nie przyczepiam do Heńka. :))
Martwię się, że jak zacznę ciąć to zupełnie pozbawię się odzieży do pracy. Przecież nie mogę zrezygnować z pracy, tylko dlatego, że powinnam chodzić w rozciętych sukienkach!
O Twoich nogach nic nie wiem więc nie zeznam.
Gretchen -- 17.01.2010 - 22:49No przecież
99% czasu łażę w spodniach, to jakże by. :P
Ale jak się wybierzemy na majowe do Nicponia, to niestety bażancie, ale trzeba będzie choćby w mandżur zapakować, bo inaczej on umrze z żalu. :)
Gdzież o Merlotową byłabym zazdrosna!
Spoko, jakoś zniesę tę Waszą harmonię :)
dorcia blee -- 17.01.2010 - 23:06