dobre uczynki: kilka spraw załatwionych
złe uczynki: kilka spraw niezałatwionych
nastrój: idzie wyżyć
napęd: zamierzam chodzić na jogę
motywacja: zwyżkowa
***
We wtorek zadzwoniła Magda. Trochę się przelękłam, bo kiedy dzwoniła poprzednio, to chciała mnie namówić na wypowiedź na antenie ogólnopolskiej w dodatku na żywo, w dodatku o szóstej rano. Miałam podejrzenia, że słuchacze w całej Polsce długiej i szerokiej niekoniecznie chcieliby słuchać mojego mamrotania, a Magda oczekiwała, że powiem coś mądrego. Co mądrego mogę powiedzieć ja o szóstej rano? Zaczynam mówić mądrze, a i to tylko od czasu do czasu, mniej więcej dwanaście godzin później.
Mimo głęboko odczuwanego niepokoju odebrałam.
- Cześć Gretchen, słyszałam plotki, ale nie wiem czy to prawda… – zaczęła ponuro jak na pogrzebie.
- Prawda, Madziorku.
- No i nie wiem czy ci gratulować, czy się zmartwić z tobą.
- Gratulować.
- Aha – intonacja zmieniła się na wyraźnie radosną – bo dzwonię, żeby zaprosić cię na imprezę pod hasłem Wielkie Dziady 2010. Zostałam babcią...
- Jeeeeeejjjjuuu, Magda! Gratuuuu…
- Nie ma czego – przerwała moje radosne porykiwania – natomiast impreza będzie.
- No dobrze, to już nie gratuluję. Rozumiem, że mam się zmartwić razem z tobą.
W ten sposób teoria względności Einsteina znalazła swoje kolejne potwierdzenie. Ten to miał głowę do teorii.
Ponieważ nadchodzący weekend zapowiadał się pracowicie… O, to jest właśnie dowód na to jak idiotycznie można zacząć zdanie. Weekend nie zapowiadał się pracowicie, weekend miał być na sto procent morderczo pracowity, taka jest prawda i nie bójmy się spojrzeć jej prosto w straszliwe ślepia. Ktoś powie, że dobrze jest w przerwie pójść na Wielkie Dziady, ale po pierwsze to trzeba mieć siłę po dziewięciu godzinach pracy, a po drugie zdrowy rozsądek do wcześniejszego oddalenia się. Jako, że dysponuję jednym i drugim, poszłam.
Krok miałam dziarski, wzrok błyszczący, cerę promienistą, włosek wyfryzowany, czyli po prostu piękność na mnie wyszła niczym jeleń na rykowisko. Nie mam pewności czy to adekwatna metafora, ale mniejsza z tym.
Znałam tam prawie nikogo, połowa tych, których znałam, czyli dwie osoby, zupełnie mnie nie poznała w pierwszej chwili. Miejmy nadzieję, że to z powodu tej piękności, a nie czegoś innego.
Tych, których nie znałam, poznałam. W miarę postępowania przyjęcia, jak to zwykle bywa, rozmowy toczyły się wartko niczym górski strumień, a ciała wdzięcznie podrygiwały w rytm muzyki. To znaczy niektóre ciała, bo inne były zajęte intelektualną rozmową i pogardliwie oczami spoglądały na tych żenująco wytrząsających się na parkiecie sensu stricto.
W specjalnym miejscu stało zdjęcie dziecięcia w wieku zaawansowanym dwa tygodnie, otoczone girlandami kwiatów, paliło się kadzidełko, obok leżała moneta i stał bębenek. Każdy miał trzymając monetę w dłoni walnąć głośno w bębenek, żeby młodemu żyło się dobrze. Wykonałam ten zapewne pogański rytuał z wielką przyjemnością, choć miałam kłopot w zrozumieniu co właściwie mam zrobić. Tak…
Coś zjadłam, coś wypiłam jako grupę docelową wybierając tę gibiącą się. Na intelektualne rozmowy nie miałam jakoś nastroju. Jeszcze bym się popisała jak z tym bębenkiem i dopiero by było.
Czujnie kontrolowałam czas, żeby jako ten kopciuszek odejść w dal o stosownej godzinie, choć odrobinę za późną jak na kopciuszka, a radykalnie zbyt wczesną jak na roztańczonych ludzi. Tłumaczyłam, że musze niestety iść do pracy. Naraziło mnie to na zdumione spojrzenia i pytania gdzie też ja pracuję, że w niedzielę pracuję. Wiłam się trochę, bo na imprezach mój zawód nie wydaje się stosowny. Uradzili więc, że pracuję w Tramwajach Warszawskich, co zupełnie mi nie przeszkadzało, ale na koniec Magda się wygadała. Trudno się mówi, poszło w ludność.
Zanim wyszłam przez kilka minut obserwowałam sprawcę dziadów. Patrzyłam na niego i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Zmienił się bardzo, poważnie wygląda jak na te swoje niewiele lat, przy tym bije od niego energia.
Kilka lat temu, w tym samym pokoju, krótko rozmawialiśmy o tym dlaczego nie warto palić marihuany. On mnie oczywiście przekonywał, że warto i wykładał mi całą tę filozofię podpierając się cytatami z literatury. Siedział na kanapie, ja na podłodze przed nim i nie wchodząc w szczegóły można by tę rozmowę streścić chłop swoje, baba swoje co cudownie odda klimat wzajemnego zrozumienia.
Jakiś czas później, dość długi czas, znowu się spotkałam z Magdą przy jakiejś okazji. Nie pytałam o niego. Sama zaczęła, a że jest kobietą silnego charakteru i ceniącą konkret wypaliła z moździerza uratowałaś życie mojemu synowi . Podobno od tamtej rozmowy przestał ćpać, a ja do dzisiaj nie wiem i już się nie dowiem, co takiego wtedy powiedziałam. Usiłowałam sobie przypomnieć, ale ni cholery. A tam, jakie to w końcu ma znaczenie co powiedziałam grunt, że skutecznie.
Grunt, że chłopak skakał na imprezie u matki własnej, że ma syna, że jest.
No piękne bywa życie.
Pouśmiechałam się i wyszłam na mróz okrutny.
Dojechałam do domu, zrobiłam sobie coś ciepłego do picia, zajrzałam do sieci. Gapię się durnie w monitor, Ruda siedzi obok. Nagle wzrokiem bystrym spostrzegłam, że ona się świeci na niebiesko. Jak Rudy kot może świecić na niebiesko? Na rudo może świecić, to wszystko na co wyrażam zgodę. Przyjrzałam się zjawisku bliżej i okazało się, że nie kot świeci lecz ułożony między nami telefon. Co za ulga, tylko dlaczego on świeci mając na wyświetlaczu czas 4 minuty ileś tam sekund oraz napis Mama ?
Nie dzwonił...
Podnoszę słuchawkę do ucha i niepewnie mówię halo .
Po drugiej stronie moja mama zdziwiona co najmniej jak ja. Mamo, co ty robisz w moim telefonie o wpół do drugiej? , zapytałam pełna troski. Głos mamy nie zdradzał wesołości. Jak Sherlock Holmes i Doktor Watson doszłyśmy drogą dedukcji, że musiałam nogą (!) wybrać jej numer.
Kiedyś podobny manewr wykonała Ruda samodzielnie tyle, że w dzień. Nie wiem czy nogą.
Zerwanie matki w środku nocy telefonem, który przez cztery minuty jest głuchy, jest pomysłem co najmniej kontrowersyjnym, ale zniosła to dzielnie.
Uradziłyśmy, że jest z tego korzyść, bo nie musi się martwić czy bezpiecznie dotarłam do domu. Ja, jej malutka córeczka.
Następnego dnia dzielnie poszłam do pracy, żeby wieczorem paść na twarz.
Warto było.
komentarze
Bażant,
wyrażam podziw. Jako że wyrażanie emocji pozytywnych idzie mi znacznie gorzej, niż protiwpołożnie, to niestety, nie będzie fajerwerków.
Serio, jak czekista czekiście: kawał dobrej literatury dla kobiet po trzydziestce.
Aż jestem naprawdę zdziwiona, jak Ci zgrabnie wychodzi, kiedy porzucasz myśli o staniu się jak de Mello.
Pięć gwiazdek na pagony tym razem nie po znajomości, tylko jak w dzienniku.
Pururu, a jakbym umiała gwizdać, to jeszcze bym to zrobiła.
Najuprzejmiej dziękuję Bażancie
Trochę mnie przytkało ze wzruszenia, muszę przyznać uczciwie.
Teraz nie wiem co napisać.
Może pururu?
pururu.
Gretchen -- 26.01.2010 - 01:13Miodkiem polała
ale Ci się należy.
Nikt mnie jeszcze nie zwyzywał od kobiet po trzydziestce (dosypuję orzechów łuskanych, dla równowagi smaku)...
merlot -- 26.01.2010 - 01:16.
Tej samej nocy zadzwonił do mnie telefon Łukasza. Tylko nie o w pół do drugiej. O czwartej trzydzieści dwie, taka jego sobacza telefona mać.
Merlocie
Nie przypominasz kobiety. Nawet takiej po trzydziestce.
Z tego co piszesz wynika, że to była Noc Wrednych Telefonów. Szło ewidentnie po linii rodzice – dzieci. Interesujące…
Swoją drogą to tak właśnie jest, jak chcę być grzeczna to się nie udaje. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Dziękuję Merlocie za dobre słowa.
Gretchen -- 26.01.2010 - 01:24Fuck,
za dziesięć piąta rano dzwoniłam do Czajnika…
To nie jest żaden miodek i wzruszanie się też nie ma sensu. To jest chłodna, rzeczowa ocena bażanta, który miał ileś publikacji w Nowych Książkach.
Należy być dumnym i bladym.
Tej samej nocy????
O mamusiu…
Przypomina mi to wczorajszy wieczór kiedy wzięłam sobie książeczkę jednego Japończyka do dokończenia, tak dla zrelaksowania się przed odpoczynkiem. Okazało się, że to jest całkiem o duchach, no i się zrelaksowałam.
Kiedy tylko zaczęłiśmy o tym mówić mój telefon kom zaświecił się bez przyczyny. Zdurniał czy co?
Bażancie takiej recenzji spodziewać się nie mogłam. Dumna i blada, z wysoko uniesionym czołem udam się spać. Tak też się obudzę.
pururu na dobrą noc i jeszcze lepszy wtorek, który jest poniedziałkiem.
Gretchen -- 26.01.2010 - 01:40Ble,
nie wierzę, żebym wstała na angielski. Co mi padło na łeb, żeby się zapisywać do grupy dwa razy na dziewiątą czydzieści?
W końcu mnie wyrzuci ta podróbka House’a, dobre i piękne eseje pisane przez zaprzyjaźnionych mężczyzn nie uratują sprawy narodowej…
Zaczęliśmy czy zaczęłyśmy?
pytam w imieniu eg mojego i drugiego bażanciego;-)
merlot -- 26.01.2010 - 01:47Szanowna Gretchen
Ode mnie toże pięć gwiazdek.
Co do oceny zgadzam się z moimi przedmówcami w pełni, a nawet ich przebijam..
Póki co jedynie z zazdrości, że byli pierwsi o tak nieprzyzwoitej porze.
Cytatów z literatury jakiejkolwiek nie stosuję od dawna, a ujęcie tego problemu w tej niezwykłej opowieści dowodzi dobitnie, że nie najgorzej w efekcie końcowym to wychodzi.
Ale jak się ktoś lubuje cytować i pokazywać:
/O! ten/ta tutaj napisał(a) to i to…/
W tekście zauważyłem wiele ciekawych porównań i wręcz poetyckich przerzutni, które doskonale harmonizują ze stanem ducha Szanownej.
zdrowy rozsądek do wcześniejszego oddalenia się.
Uśmiecham się tylko. Podoba mi się i już :)
U mnie w telefonie od jakiegoś czasu nikto nie ma w domu
A mnie jakoś tak już zupełnie nie chce się do nikogo wykręcać numerów
Zresztą
Dość numerów!
Serdecznie pozdrawiam informując zarazem, że już dawno zapomniałem co to wolny weekend.
MarekPl -- 26.01.2010 - 07:28Tyle, w tym wejściu antenowym
Wstałam
Pino
Sądząc po godzinie, o której wstałaś zapisałaś się do tej grupy, żeby nie chodzić na angielski. Bardzo po bażanciemu. :)
Gretchen -- 26.01.2010 - 11:00Zaczęliśmy, Merlocie :)
Czy Twoje eg jest usatysfakcjonowane?
Gretchen -- 26.01.2010 - 11:02Panie Marku
Bardzo podobające mi się to wejście antenowe. Dziękuję.
Nie wiem czy mam, podobnie ugruntowane, przekonanie odnośnie numerów . Nie wykluczam, że jeszcze niejeden wykręcę. Taka karma. :)
Pozdrowienia serdeczne.
Gretchen -- 26.01.2010 - 11:06Dobre :)
Przyjmuję, bardzo mi taka teoria odpowiada.
Idę po papierosy, sprawdzę, co z pogodą.
Pino
Co Ty chcesz sprawdzać?
Mróz, mróz, mróz.
U mnie nawet podstępnie świeci słońce, że niby jest. Bardzo śmieszne.
Gretchen -- 26.01.2010 - 11:25U mnie też.
Olga Pieniążek “spójrz, oto wita nas słońce” – moje radio internetowe chyba pojebało, jakie słońce? mroźno i głucho wokoło
Małgorzata Sularczyk
może puścili z jednodniowym wyprzedzeniem, dziś wita nas słońce dopiero (ale ja mam okna na wschód)
Olga Pieniążek
ja mam na południe, jak się skupię, to widzę za śmietnikiem Adriatyk
Małgorzata Sularczyk
O Boszszsz… nie skupiaj się zanadto, wyraznie Ci to szkodzi ;-)
Olga Pieniążek
trochę wyobraźni w tym Władywostoku jest potrzebne, no
Zrobiłam wczoraj
eksperyment wracając do domu tramwajem.
Wyglądałam przez okno i wyobrażałam sobie jak pięknie te wszystkie drzewa będą wyglądały za kilka miesięcy, że na chodnikach nie będzie tego czegoś, co jest teraz, że nie trzeba będzie popędzać czasu, lecz będzie można powoli wędrować piechotką.
Zadziałało.
:)
Gretchen -- 26.01.2010 - 11:47I nie ubierać się
na to paskudne warzywo… Sranie po gałęziach, Wiedząca już orzekła, że globalne ocieplenie będzie nas atakowało do kwietnia.
Pozdrawiam z mroźnej Rosji
Wiesz,
moja mama ostatnio orzekła, że niedługo wiosna.
Jak niedługo, co Ty opowiadasz mamo, przecież jest styczeń.
Właśnie – odparła rodzicielka – styczeń to nie listopad.
:))
Gretchen -- 26.01.2010 - 12:09Rotfl,
nie wiem czemu, przypomniała mi się pewna piosenka Fleetwood Mac…
Dorzucam złotą myśl własnej rodzicielki: nadzieja w hibernacji.
Matka ma zawsze rację, ekhm...
Po miesiącach hibernacji staram się odmrozić.
Trzeba przyznać, że przyroda mi sprzyja, nieprawdaż?
Ja to umiem sobie wybrać odpowiedni czas. :)
Gretchen -- 26.01.2010 - 12:18-->Gretchen
;) Fajnie się czyta. Niech Pani napisze o swoich wadach vel nieznośnościach, bo coś tu jest nie tak. Musi być jakiś haczyk ;)
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 17:58r e f e r a t | Pátio 35
Referencie
Widzę, że muszę się bardziej postarać, bo od haczyków aż rojno, moim zdaniem. Zwłaszcza w poprzednim odcinku.
Ale obiecuję się postarać.
Przy okazji powiem Panu, że poszłam do innej koleżanki i butów wcale nie dostałam. Za to wkrótce otrzymam kolejną sukienkę i bluzkę (!), z tego samego źródła. Jeśli ten trend się utrzyma to zaszczędzę znaczne kwoty.
Pozdrawiam Pana.
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:14A ja dzisiaj
poszłam do Żabki, spotkałam Orzeszka, poprosił mnie, żebym mu dała jakieś spodnie, bo on jest elegancki kloszard i nie chce latać w brudnych.
To dostał jakieś stare dżinsy i umówiliśmy się na browara w plenerze, jak przyjdzie wiosna. Czyli nigdy.
-->Gretchen
Wie Pani jak to jest, prawda… Dzwonią, ale nie wiadomo w którym kościele… Mogłem coś pomylić. Chodziło mi o buty, a faktura jakimś cudem (!) poszła na dodatkową sukienkę i bluzkę. Niech się Pani cieszy, że mimo wszystko dalej jesteśmy w tekstyliach, i że ludzie nie obdarowują Pani tosterami tudzież, prawda, poniekąd reklamówkami polifoski.
Jeśli chodzi o zaoszczędzone kwoty, to koperty przyjmuję.
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 18:21r e f e r a t | Pátio 35
Pino
Mały jakiś ten Orzeszek. :)
Mówią, że będzie wiosna. Natomiast z rzeczy realnych to mamy dzień spadającego ciśnienia, ogólnopolską depresję i inne atrakcje.
Panowie, którzy przyszli mi rury z gazem wymieniać rozryli chałupę, a potem naprawili. Może tak będzie ze wszystkim?
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:25Zgadza się,
malutki i szczuplutki. :)
Wyłamałam się z ogólnopolskiej depresji, nie ma to jak zadyma…
A propos, ten film z porami roku i kotkiem wykorzystywanym do malowania burty, to jest jeden z Twoich ulubionych? Nie oglądałam, ale słyszałam, że ma wyłącznie walory humorystyczne. :)
Referencie
Kiedy już obejrzę tę sukienkę przynajmniej będzie wiadomo jakie buty mi przeszły koło nosa.
Ma Pan rację, że to się całkiem dobrze składa. Na co ja bym toster założyła?
Co do kopert natomiast. Może sensowniejszym będzie zakup świnki, pardą, skarbonki?
Wypełni się to Panu podeślę.
Sam Pan widzi jaka jestem rozrzutna. <——- haczyk!
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:30-->Gretchen
He, he, he… wypełni się... Na pewno… Chyba ze złota musiałaby być ta skarbonka, prawda, albo popisana złotymi myślami jakiegoś celebryty, jak nie przymierzając Azrael czy Janke, żeby mi się zwróciło na waciki. W tym sensie widzę haczyk, ale nie w tym miejscu, gdzie Pani sugeruje, co też jest rzecz jasna haczykiem… He, he, he… Nie ze mną te numery ;)
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 18:36r e f e r a t | Pátio 35
Pino
I łysy?
Ten film to jest jeden z moich ulubionych. Zupełnie sobie nie przypominam, żeby tam ktoś kotka używał do malowania burty, ale może to czas na kolejne obejrzenie.
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:41Z mojego punktu widzenia nie ma tam za wiele humorystycznych elementów, co nie oznacza, że ktoś inny może uważać inaczej.
Tak wynika z zeznań.
Na końcu główny bohater bierze kotka, nurza jego ogon w farbie i maluje nim łódkę. Powtarzam – nie oglądałam. Możesz mi puścić, skoro nadciąga sezon polowań na cietrzewie.
Łysy, zgadza się! Skąd wiedziałaś?
Referencie
Jeśli tylko darczyńcy byliby szczodrzy… Ech…
No dobrze, niech Panu będzie. No niech Panu będzie. :)
A co Pan taki dzisiaj prawda przenikliwy?
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:47Pino
Przecież to się kupy nie trzyma, żeby kotkiem łódkę malować! Zapamiętałabym chyba takie coś i to na koniec?
Co prawda właśnie do mnie doszło, że nie pamiętam jak się ten film kończy, ale trochę zakończenie pamiętam i kotka nie pamiętam.
Mogę Ci puścić, ale nie mam odtwarzacza dividi, bo Eksmen zabrał swój, a z mojego korzystają szanowni lokatorzy.
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:51-->Gretchen
Szukam pretekstu, żeby nie brać się do roboty, żeby odwlec ten cudowny moment. Innymi słowy, uchwyciłem się Pani jak brzytwy (pardą, choć wielu pewnie przytaknie ze rozumieniem — to kolejny przejaw mojej dzisiejszej przenikliwości), ale czuję się już przywołany do porządku i, prawda, poniekąd znikam.
Czołem ;)
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 18:51r e f e r a t | Pátio 35
Referencie
Nie wiem doprawdy czy to jest stosowna pora do rozpoczynania pracy. Pan się mnie uchwycił jako tej brzytwy (oooj tak, wielu by przytaknęło zgodnie <—— haczyk! :), ale jaki ja dzisiaj miałam pretekst z tymi gazowymi rurami, żeby do pracy nie iść.
Dzień wolny sobie wzięłam.
Cały dzień, wyobraża Pan sobie?
Na wypadek gdyby Pan zniknął nie tylko poniekąd to jeszcze raz pozdrawiam.
Gretchen -- 27.01.2010 - 18:56-->Gretchen
I proszę się odczepić od Eksmana! Nam chłopakom zawsze wiatr w oczy. Uczepią się harpieeee i jak nie zamęczą, to na pewno osłabią i to znacznie. Tyle dobrego, że czasem coś ugotują, a wino to i tak trzeba sobie pójść i kupić. Jakby nie można było zanieść siatki do domu i jeszcze raz wyjść do sklepu po wino dla ukochanego męża, który wrócił zmęczony z pracy albo polowania, co w dzisiejszych czasach na jedno wychodzi. Tylko moja referentowa jest inna, jest dobra i piękna, chociaż nie chodzi po wino, bo sam chodzę po wino, i nic co tu napisałem jej nie dotyczy, prawda… Poza tym, że jest dobra i piękna ;) Krótko mówiąc, harpieeeee…!
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 19:02r e f e r a t | Pátio 35
-->Gretchen
Dzień wolny sobie wzięłam.
Cały dzień, wyobraża Pan sobie?
DZIEŃ WOLNY! Matko niebieska, zapomniane słowo, przecudnej urody… teraz na pewno wszystko się ułoży. Tego mi było trzeba… dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny, dzień wolny… ;) Postaram się nie zapomnieć o tym wynalazku.
PS. I co, jeszcze mnie Pani pozdrawia? Mam na myśli poprzednią głęboką i jakże prawdziwą myśl o naturze waszego gatunku kobiecego ;)
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 19:01r e f e r a t | Pátio 35
Nie ma sprawy,
i tak przecież muszę zabrać laptopa, bo będę się uczyła do egzaminu, nespa?
Kotek był. Czajnik stanowczo potwierdza swoją wersję.
Co jeszcze powiedział o tym filmie, to ja nie powtórzę, bo jak wiadomo, prędzej się pochlastam niż zrobię bażantowi jakąś przykrość.
Referencie
Kiedy się przecież odczepiłam! Na stałe, na zawsze, forever, jak mówi młodzież.
Jeszcze powiedziałam, żeby brał ze sobą co chce. To wziął ten odtwarzacz.
A i tak na koniec się okazało, że jestem haaaaarpią.
Nie ma sprawiedliwości, nie ma.
Gretchen -- 27.01.2010 - 19:04Pino
Przecież nie jestem reżyserem tego filmu, ani autorką scenariusza, że o odgrywaniu jakiejkolwiek roli nie wspomnę. :)
Gretchen -- 27.01.2010 - 19:07No nie wiem,
mogłabyś siedzieć cicho i miauczeć, na przykład, na tym statku, którego tam nie ma.
Nie ma statku!
Żadnego statku tam nie ma.
Łódka jest jedna i do tego stara.
O!
Gretchen -- 27.01.2010 - 19:10-->Gretchen
Ja bym odtwarzacz raczej zostawił... Może bym skuł azulejos z łazienki albo spakował okap z kuchni… Zresztą nie wiem, sam jestem szantażowany wizją uniesienia tylu książek i płyt ile, prawda, na raz obejmę, zakładając, że coś istotnego nawywijam. Dlatego książek i płyt już nie kupuję, żeby za dużo nie zostawić.
I proszę nie eskalować! Wszystkie kobiety to harpieeee! Delikatnie sprawę ujmując. Za wyjątkiem mojej referentowej.
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 19:12r e f e r a t | Pátio 35
No to łódka,
nie czepiaj się szczegółów.
27 straconych pocałunków, ooo, to był świetny film… Tam był rdzewiejący pancernik pośrodku gruzińskiego stepu. :)
I czarny kotek. Możesz ode mua dostać na Drugie Święto Bażanta, zamiast scyzoryka.
Bawmy się, ach hejże ho, za kilkadziesiąt godzin wylądujemy na nowej platformie i już tylko – historyczne mamrotanie, prawnicze mamrotanie, psychologiczne mamrotanie…
Referencie
Akurat już Pana widzę jak Pan skuwa. Pamiętam historię z klamką. :)
Poza tym to brzmi jakby Pan się szykował, żeby coś istotnego nawywijać, co w głowie mojej pomieścić się nie może więc myśl tę odrzucam.
Mimo, że jestem harpią. Może nawet w pierwszej piątce bym się zmieściła.
Gretchen -- 27.01.2010 - 19:22-->Gretchen
W pierwszej piątce, to może się Pani pomieścić, jak w końcu odbijemy od dna i zakwalifikujemy się na jakąś w miarę imprezę. Boję się jednak, że jeden Gortat, to jednak za mało. Na razie może Pani być w pierwszej szóstce i tu ma Pani komfortową sytuację, bo można wybrać, czy w szóstce do szczypiorniaka, czy siatkówki. Więc proszę nie eskalować!!! ;)
Zaś jeśli chodzi o mnie (proszę zwrócić uwagę, że od tego jednak nie zacząłem, a plotki o moim ego są mocno przesadzone), powiem skromnie, że “jaki ja tam zdatny do nawywijania”. Jest w tym niestety sporo racji. A klamki proszę mi nie przypominać. Wyjątkowo trudny mechanizm. Czasem, kiedy na nią patrzę (proszę też nie pytać, czy jest uszykowana, to nie jest na temat!), wydaje mi się, że to dzieło diabła. Nikt w miarę normalny (biały heteroseksualny mężczyzna katolik) nie byłby w stanie czegoś takiego zaprojektować. No, naprawdę, zasiedziałem się... idę jednak pracować.
Pozdrowienia,
——————————
referent Bulzacki -- 27.01.2010 - 19:31r e f e r a t | Pátio 35
Hi hi,
Referent to jest jednak klasa sama w sobie. Muszę się zgodzić z Arturem, który, tak w ogóle, widziałby Pana na stanowisku króla, jak już skończymy knuć, zrobimy przewrót i znowu będziemy, prawda, monarchią od morza do morza.
Morze Czarneeeee…. Zimnooooo…. Nawet na piwo nie poszłam. Sif sif.
Referencie
Okropność z tą klamką, w tym sensie projektowym ma się rozumieć. Pewnie to była czarna homoseksualna kobieta poganka, bo niby kto inny miałby zaprojektować?
Kobiety jak wiadomo są dość wredne (tak, tak wiem i harpieeeeee).
Pomyślałam, że nie będę eskalować i pozwolę Panu spokojnie pracować. Jeszcze by tego brakowało, żeby Pan po nocy siedział potem i na mnie psy wieszał.
Gretchen -- 27.01.2010 - 19:47Panią też sobie poczytam.
Głównie w środy – Dorotka wraca po 22-giej.
;-)
Mąż dorci -- 27.01.2010 - 21:49Panie Mężu Dorci :)
Jak miło Pana widzieć w mych skromnych progach.
Oczywiście, oczywiście – proszę sobie czytać do woli. Nie tylko w środy. :)
Poooozdroooowieeeenia.
:)))
Gretchen -- 28.01.2010 - 00:11Psst,
bażant, wytłumacz debilowi, jak się montuje takie coś?
Bażancie
Się wchodzi tu: http://whos.amung.us/
Się bierze.
Się wkleja.
Się ma.
:)
Gretchen -- 28.01.2010 - 00:19Się nie ma.
Do kitu. Trochę cyborga i technika się gubi.
:)
Się spróbuje jeszcze raz
Się ma.
Gretchen -- 28.01.2010 - 00:26Mnie się model który lansuje Doc
podoba bardziej, że zauważę kąśliwie.
merlot -- 28.01.2010 - 00:35A przepraszam.
od czego?
Gretchen -- 28.01.2010 - 00:37Jak to od czego?
Od whos.amung.us
merlot -- 28.01.2010 - 00:43Bo to jest tak,
że jeden lubi pączki, a drugi córkę cukiernika.
Gretchen -- 28.01.2010 - 00:47Nic z tego nie wychodzi,
jeśli tak mogę nieśmiało zauważyć.
No żesz!
Nie wiem dlaczego nie wychodzi.
Gretchen -- 28.01.2010 - 00:56I na jaką jogę?
Zapisz się na tai-chi, albo inną krav magę.
Ale
ja mam tę jogę pod domem.
Na tai-chi chodziłam, a krav maga jest dla chłopaków.
Poza tym przespałam cały wieczór, a zasnęłam nagle za to jak kamień.
Gretchen -- 28.01.2010 - 01:10No i dobrze,
jeszcze byś ratowała świat na nieprzytomce i mogłoby to wyglądać jakoś dziwnie.
Buc i Zuz chodziły na kravkę... Potem się ich pytano w szkole, czy to jakaś przemoc w rodzinie, że takie posiniaczone?
Edit poniekąd apropos: Bażancie, wybacz, że stukam w skorupkę, ale rzuć okiem na moje aktualne motto. Ległam :D
Greciątko Drogie...
Dawno mnie nie było, bo zaległości narosło w domu i w zagrodzie…
Zawsze, jak kradłam trochę z czasu i wpadałam na TXT, to Ciebie zostawiałam sobie na koniec, na smaczek.
I tak czas uciekał...
Postanawiam noworocznie nadrobić, co bez świadków obiecuję.
Wybacz, wybacz i tak bez końca.
Ale na usprawiedliwienie mam, że często przesyłam Ci pozytywne myśli (nawet bez otwierania txt)
Uściskowywowuję serdecznie :)))
dorcia blee -- 01.02.2010 - 14:15Bażancie,
pracuję nad złym nawykiem odkopywania staroci, więc skomentuję tutaj.
Przeczytałam to: http://tekstowisko.com/gretchen/55568.html :)
Parę dni temu zastukał do mnie pan administrator. Bardzo grzeczny i zakłopotany cokolwiek, zapytał z pewną taką nieśmiałością, czy może zobaczyć, jak u mnie w łazience działa spłuczka.
Proszę bardzo, nie jest to żadna tajemnica stanu. Wpuściłam, niech se sprawdza, skoro mu to do szczęścia potrzebne. Tym bardziej, że dokładnie wiedziałam, skąd to oryginalne żądanie.
Nie wykrył żadnych odchyleń od normy i popatrzył na mnie tak lekko bezradnie.
W tym momencie dałam upust wrodzonej złośliwości i wyjaśniłam, że moja pani sąsiadka najwyraźniej się nudzi w życiu, bo już mnie oskarżała wcześniej, że ta spłuczka potwornie hałasuje i ona spać nie może. Nie mówiąc już o tym, że jakoby uprawiam po nocach jakieś dzikie życie towarzyskie, co ona wie, bo jako osoba rzetelna, nasłuchiwała pod moimi drzwiami i zaglądała w okna (żeby zrobić to ostatnie, trzeba oblecieć wokół kamienicę i wejść na podwórko – doceńmy jej poświęcenie). – A jak pan widzi – tłumaczyłam wiarygodnie i sprawiając zwykłe dla mnie, sympatyczne wrażenie – jestem osobą raczej niedużą i spokojną, poza tym mieszkam sama, do takiego harmidru, jak ta pani sobie wyobraża, że słyszy, potrzeba byłoby z pięciu studentów KSW płci męskiej, nespa.
Administrator chrząknął groźnie, jeszcze raz mnie przeprosił, ukłonił się i wyszedł.
Pozdrawiam w duchu sąsiedzkiego absurdu
Greciątko – może być.
takie wesołe to-to jako ksywka;-)
A ja znalazłem fuchę, którą panna G. odstawia na amerykańskich portalach:
Dobre żarcie, taki satay...
merlot -- 01.02.2010 - 16:16Żarty się Ciebie trzymają,
a Wszechświat to niby kto zainstaluje i podzieli na partycje? A?
Czep się lepiej Warszawskiego Tramwaju. Zostałeś zdemaskowany:
Madame Merlot, you’re a big gal, soft and smoky; how we love your full, curvaceous figure. But you are so much more than simply a voluptuous pinup girl from Bordeaux. You carry yourself with a demeanor of maturity always ahead of your age. Perhaps it is your ever amiable and generous nature that makes you the perfect companion for the acid-tongued Cabernet Sauvignon. You smooth the rough edges he’s so prone to in his youth, making him more presentable to polite society. Your relocation to the New World was a little belated, but how pleased we are to see you now comfortably in residence, everywhere from Long Island to the Napa Valley
Nie żeby ze mną było dużo lepiej...
You’re beautiful…a goddess…but so exasperating! Loving you is like worshiping an unfaithful temptress! As often as you’ve disappointed us with your undependable ways, you always seem to draw us back. Your alluring beauty and elegance leave us helpless and forgiving of all your moodiness. So long disdainful of any place outside of your home on the golden slopes of Burgundy, we’ve learned to pacify your temperamental nature with brisk coastal breezes and hillside vistas of the New World. Perhaps now you will grace us with all the charm and beauty that has kept the Burgundians devoted to you for centuries.
jestem winnym ćpunem
Mam wrażenie
Nieodparte zreszto, że codziennik Gre.. zszedł na psy..
Z prostego powodu znudzenia rzeczonej...
/bynajmniej … ;)
Gre to ta w 1 rzędzie..
Igła -- 01.02.2010 - 16:41po sukience…
Dorciu kochana
Wiesz, że ja nawet chyba odczuwam te pozytywne i ciepłe myśli od Ciebie?
Dziękuję za nie. :)
Czytaj sobie wtedy, kiedy będziesz miała chwilkę. Mam nadzieję, że wyłącznie Cię będą rozweselać te teksty codziennikowe.
Uściskowuję mooocno. :))
Gretchen -- 01.02.2010 - 20:36Pino
Bardzo smaczna historyjka. Czego to ludzie nie wymyślą...
Za głośna spłuczka i rozpasane życie towarzyskie. No naprawdę... W życiu bym Cię o to nie podejrzewała.
:)
Gretchen -- 01.02.2010 - 20:38Merlocie
Są jakieś Gretchen w sieci co się pode mnie podszywają. :)
A Greciątko wesołe jak i ja jestem wesoła, nieprawdaż? Bardzo ładne i czułe takie to-to jest, jako ksywka.
Wszelkim pogłoskom demaskacyjnym, w odniesieniu do Twojej Merlociej Osoby, stanowczo zaprzeczam.
Rzekłam.
Gretchen -- 01.02.2010 - 20:41Igło
Zaprzeczam i jeszcze raz zaprzeczam. Się nie znudziłam w żadnym wypadku. Codziennik wznowi swoje ukazywanie się, kiedy tylko uporam się z pracą goniącą mnie dziko.
Ładna piosenka, ale to już mówiłam wielokrotnie. Tak mi się coś zdaje.
:)
Gretchen -- 01.02.2010 - 20:44