dobre uczynki: podałam kobiecie maślaki, bo za niska
złe uczynki: nie stwierdzam
nastrój: wzmożony
napęd: sobotni
motywacja: nie stwierdzam
***
Dzisiejszą wizytę w instytucie kosmetycznym sponsorowała literka E, jak Eksmen.
W październiku, na imieniny dostałam taki prezencik – karteczka informująca o możliwości skorzystania z dowolnie wybranej luksusowej usługi, w ramach zaabonowanej kwoty.
Zabawna rzecz, ale cieszy, cieszy. Przecież nie będę narzekać na Eksmena.
Pogapiłam się jak sroka w gnat w karteczkę, w kwotę, na koniec w swoją twarz i resztę kobiety, by następnie wydać orzeczenie: ratujmy twarz, reszta jest jeszcze w miarę.
Umówiwszy się poszłam.
Ładnie, elegancko, dość miło. Dostałam instrukcję, że mam kieckę na gumce założyć powyżej biustu, co wywołało u mnie przelotną myśl, że być może wyglądam na idiotkę zakładającą sukienki poniżej, ale odrzuciłam ją jako wstrętną.
Ustrojona w biel od stóp niemal do głów, bo welonu nie dawali, wkroczyłam w świat profesjonalnej kosmetologii, czy jak się to teraz nazywa.
Mówię, że chcę twarz ratować, bo zima była (?) i coś szwankuje.
- Ma pani kryjący podkład – spostrzega opiekunka mego lica – więc najpierw go zmyjemy, żeby zobaczyć jaki zabieg będzie najbardziej odpowiedni dla pani potrzeb.
Super, myślę ignorując uwagę o kryjących cechach mojego podkładu. Niech zmywa. Niech robi co chce, byle nie bolało. Ból w służbie urody to już przesada, której wielokrotnie doświadczyłam.
- Zechce pani zrobić hennę i wyregulować brwi?
Poczułam się jak Breżniew…
- Nieeee… – mówię niepewie i spotykam się z krytycznym wzrokiem profesjonalistki – Wyregulować, tak?
- Tak.
- Henny nigdy nie robiłam i obawiam się efektu clowna – ciągnę – więc…
- Położę i zmyję – zarządza – w ten sposób uniknie pani szoku.
- O, to by było dobrze. Szoku wolałabym uniknąć.
- Ma pani ciemne włosy i ciemne oczy, więc zrobię odcień brązu z lekką domieszką czerni.
- Może być – choć skąd mam wiedzieć czy może?
Nie czekając na zmianę mojej i tak słabej w sobie decyzji, zaczęła coś mieszać za moimi plecami, kazała zamknąć oczy. Zamknęłam i myślę o Anglii. Jakoś to będzie, jakoś to będzie.
Rzeczywiście nałożyła coś, to pewnie ta henna, i zaraz zmyła.
Jęłła wyrywać.
Ała! Boli!
Dlaczego ja się na to zgodziłam?!
Kilka chwil później przystawia mi lusterko. Nie jest źle. Szoku nie ma, twarz moja. Obiecała, że będę wyraźniejsza i chyba jestem. Rutinoscorbinu nie brałam.
Przystępujemy do części głównej.
Nadzwyczaj krytycznej ocenie zostają poddane moje naczynia krwionośne zlokalizowane na twarzy. Słyszę jakieś trudne do wymówienia określenia, lecz na plan pierwszy wybija się słowo kwas. Rany boskie! Kwas!
Właściwie to już lepsze to, niż sadomasochistyczne metody tradycyjne. Jedźmy z tym kwasem.
Piecze jak chilli, co jest normalne.
- Poczekamy dziesięć minutek, no chyba, że zupełnie nie będzie pani mogła wytrzymać, to krócej.
Ja nie będę mogła wytrzymać? Ja?
Leżę dzielnie i oddaję się, zbawiennemu dla urody, działaniu substancji żrącej. Rewelacja.
- Jeszcze sześć minutek – informuje mnie pani kosmetyczka.
Czy ona musi tak zdrabniać?
Zamykamy oczka , minutki , brewki jakoś nie mówiła. Aha, powiedziała rzęski , o ile się nie mylę.
Nie, na rzęski nie wyraziłam zgody, zostały takie biedne i żałośnie naturalne.
Dziesięć minutek minęło jak z bicza walnął. Wszędzie unosi się intensywny zapach alkoholu, od którego mnie przydusza.
Przecież ja wyczuję najmniejszą ilość alkoholu spożytą tydzień wcześniej, to moja praca do cholery jest,a ta mi tu zabija powonienie na całego.
- Teraz neutralizator – no pięknie, jak w filmach science-fiction – będzie piekło jeszcze bardziej, ale krótko – w każdej złej wiadomości jest i dobra, od lat to powtarzam.
Psika na mnie z neutralizatora.
Piecze jak jasna cholera, albo jak pieprz cayenne wsypany do paszczy.
Koniec.
Teraz tylko doczyszczenie. Straszliwą metodą tradycyjną. W tym miejscu pragnę wielokrotnie ukłonić się w pas tej pani, bo nie czułam prawie nic. Cud!
Przy mojej wrażliwej skórze ( bo wie pan, ja taka wrażliwa jestem ) uznaję to za mistrzostwo świata.
Kolejny koniec czyli to, po co nieświadome niczego istoty udają się w takie miejsca: głaskanie, wklepywanie, głaskanie, wklepywanie. Maseczka trójalgowa.
- Miała pani wcześniej taką maseczkę?
- Miałam.
- Nie ma pani klaustrofobii?
- Nie, przynajmniej nie przy algach – zażartowałam chyba niestosownie, bo nie usłyszałam chichoczącej reakcji.
Leżę z tymi trójalgami dwadzieścia minut i czuję, że przenoszę się w zupełnie inny świat. Coś mi szemrze, pojawiają się postaci, które nie mają prawa tu być, najwyraźniej żyją w mojej skołatanej głowie.
Trójalg się nie zmywa tylko się je ściąga. Bardzo przyjemnie.
Końcowe pociągnięcia pędzlem.
- Dziękuję.
- To ja dziękuję, że nie bolało.
- Zasada numer jeden. Nie dotykać twarzy. Ma pani podstępną cerę więc proszę nie dotykać twarzy.
No pewnie, jeszcze co, nie dotykać twarzy. Się człowiek sam nie pogłaszcze, to nikt go nie pogłaszcze.
Z drugiej strony dziadek Freud mi się przypomniał. Litości…
Przebieram się przechodząc procedurę odwrotną. Patrzę w lustro, żeby ocenić wynik. Super, ale coś... Aaaaaaa! No tak, henna i regulacja brwiżniewa.
Patrzę jeszcze raz.
Jaka ja wyraźna, gładka i piękna.
Mogła tylko wybrać mniej marchewkowy błyszczyk, ale to się zje po drodze.
Przebrana za siebie udaję się do kasy, która w dzisiejszych czasach ekskluzywnych nazywa się recepcją. Dopłacam trzydzieści złotych, ale nie winię za to Eksmena.
Stać mnie na trzydzieści złotych!
Za cztery tygodnie mam przyjść na piling, którego nazwy nie pamiętam.
Uśmiechy i ukłony. Wychodzę.
Wiatr wieje po mojej nowej twarzy, ale dzielnie zmierzam do autobusu.
Sprawdzam czy Baśka się odezwała, bo okazało się, że wybrany przeze mnie adres jest jak raz pod jej domem, to zadzwoniłam i nagrałam entuzjastyczną wiadomość głosową.
Nie, nie odezwała się.
Obecność Francuza ją tłumaczy.
Na szczęście, od czasu do czasu Francuz wyjeżdza i wtedy Baśka jest dostępna. Kiedy on stacjonuje w Warszawie Baśki niet.
Rozumiem i zazdroszczę.
Wysiadam przy Krzyckiego.
Opatulona zielonym szalikiem idę przez tę moją Starą Ochotę.
O! Zapolskiej.
Zastygam.
Chrzanić wszystko co w Warszawie można obejrzeć – uliczka Zapolskiej to je ono .
Śnieg zwisa z gałęzi. Albo gałęzie zwisają, a śnieg leży. Mniejsza z tym.
Cichuteńko.
Na starych murach graffitti, że Legia wita , że CWKS .
Skręcam w lewo. Sople sobie dumnie wiszą, ptaki śpiewają.
Ptaki śpiewają?
Ptaki śpiewają.
No może niekoniecznie, bardziej to przypomina awanturę o to, gdzie dzisiaj śpimy. Drą się, że strach. Namierzam je na drzewie i nawet nie próbuję liczyć. Na oko jest ich ze sto. Małych, ciemnych ptaszków drących dzioby.
Wychodzę na Filtrową. Coś tam kupuję w Agatce .
Pięknie tu jest. Boże, jak tu jest pięknie.
Żałuję, że nie mam aparatu, ale ostatnio cokolwiek się obraziłam na robienie zdjęć. Powody są złożone, pozwani…
No nieźle, zaczyna mi się w głowie mieszać.
Jutro za to Walenty się objawi w całej swojej krasie.
Nie wyjdę z domu, za nic w świecie.
komentarze
też pewnie nie wyjde jutro, bo i po co w sumie?
Wychodzenie z domu jak wiadomo jest przereklamowane, poza tym strasznie urokliwy tekst, acz czytając go i perypetie kosmetyczno-kosmetologiczne w nim zawarte myślę sobie, że dobrze jest facetem.
Znaczy samoocenę mi podnosisz, tożsamość męską umacniasz i w ogóle takie tam.
Jednym słowem do nieba pójdziesz najprawdopodobniej.
A poza tym to nie mam nic specjalnego do napisania.
Może poza tym, że wszystko sprzysięga się przeciwko mnie, bo w supermarkcecie najbliższym dziś martini rosso nie było i musiałem zadowolić się bianco, które właśnie ochoczo acz roztropnie popijam, z twoim tekstem smakuje nieźle, i z lodem i z cytryną.
Acz powinna być limonka i tonik według przepisu na butelce.
grześ -- 13.02.2010 - 22:50Jak zawsze
Bardzo mi smakują Twoje teksty Gretchen, nawet bez alkoholu, po niektórych można dostać pozytywnego zawrotu głowy:)I to jest fantastyczne.
Pozdrawiam.
ena -- 14.02.2010 - 00:32Grzesiu
Wychodzenie jutro grozi atakiem ze strony zupełnie obcego świata. Należy tego unikać.
Wylazłam dzisiaj do tej kosmetyczki, żeby nie zmarnotrawić prezentu od Eksmena. Tak się chłopak nastarał.
Aktualnie rozmaite miejsca kosmetologiczne mają, a jakże, ofertę dla mężczyzn. :))
Obawiam się, że oni wiedzą o mniejszej męskiej determinacji więc to może być wyłącznie przyjemne. W tych bowiem momentach kiedy jest przyejmne, to można odlecieć, uwierz mi.
W kwestii wątlu alkoholowego… Nabyłam dzisiaj butelkę wina, a pani w sklepie życzyła mi miłego wieczoru z tą butelką.
Zapewne to widać, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby spędzić ze mną wieczoru… :))
Ja do nieba? Grzesiu…
W najlepszym wypadku wyląduję jako kotek.
Bardzo chciałabym mieć taki tryb życia jak Ruda. Leży teraz, ślipka zamknięte, łapka na łapce tworzy poduszkę dla tygrysiej głowy.
Resztę ma w dupie, pardą.
My też tak potrafimy!
Nie będą koty nam tutaj włazić!
:))
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:05Eno
Jesteś!
Zastanawiałam się gdzie przepadłaś.
Jeśli smakują to częstuj się do woli.
Niekiedy zawrót głowy jest najpotrzebniejszy ze wszystkich możliwych opcji.
Pozdrawiam Cię jak najserdeczniej się da.
O!
:)))
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:07O kurde, padłem ze śmiechu:)
“W kwestii wątlu alkoholowego… Nabyłam dzisiaj butelkę wina, a pani w sklepie życzyła mi miłego wieczoru z tą butelką.
Zapewne to widać, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby spędzić ze mną wieczoru… :))”
Ja już nic nie powiem, bo to było hasło dnia:), to nawet Pino przez telefon takich tekstów nie rzuca:), acz też ma dobre niekiedy.
grześ -- 13.02.2010 - 23:10No własnie Ena wróciła,
i dobrze, ja od jutra znikam, więc powinno tu pisać jak najwięcej osób, bym miał kogo czytać:)
grześ -- 13.02.2010 - 23:11Pewnie Grzesiu, śmiej się śmiej :)
Ładne mi hasło dnia. To jest hasło mojego życia, kurde żesz. :)
Weź Ty nie znikaj, bo mi porządek świata zaburzasz.
Nie słyszał o współistnieniu, a?
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:15Ode mnie masz
serdeczne i pełne podziwu Pozdrawiam! za brwiżniewa,
nie mówiąc o podziękowaniach za znaczące uzupełnienie wiedzy.
Wasze kobietowe poświęcenie jest jak widać bez granic…
merlot -- 13.02.2010 - 23:15Gretchen
Cały czas śledzę – teraz Twój Codziennik; i będę, obiecałam przecież. I Twoje świetne komentatorki.
Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszył wykrzyknik skierowany do mnie :)))
Moje pozdrowienia są równie serdeczne!
ena -- 13.02.2010 - 23:18Grzesiu
a na długo uciekasz? Szkoda.
ena -- 13.02.2010 - 23:21Pozdrawiam.
Merlocie
Weź pod uwagę, że to są metody nowoczesne. Dostępne za abonamentem, czyli za pieniędzmi.
Inna rzecz, że ja się poświęcam bezinteresownie, jak to ja. Hi hi.
Efekty brwiżniewa wydają się całkiem ładnowate. Taka się zrobiłam jakaś... No… bo ja wiem… ładniejsza…?
Jeszcze łądniejsza???!!! – zakrzyknął Merlot zdumiony.
Pozdrawiam!
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:22bezgranicznie.
Znając zycie to mi zniknięcie nie wyjdzie,
ale zamierzam spróbować:)
Choć i tak w 2010 mniej aktywny jestem tekstowiskowo w sumie a na pewno tekstowo.
grześ -- 13.02.2010 - 23:23Eno
To siedź i czytaj. :))
Komentatorki są absolutnie nieprawdopodobnym dopełnieniem. Unikalne.
:)
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:24oj, tak!
są niewierygodnie( a jednak) fantastyczne.
Siedzę, czytam, każdą z nich, z Was.
:))
ena -- 13.02.2010 - 23:29Eno
A co Ci przeszkadza, że zapytam, dołączyć?
Przemyśl, przemyśl.
:))
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:37brak odwagi?
chyba tak, ale nieśmialo ,jak widzisz drobne ślady u Ciebie zostawiam:)
ena -- 13.02.2010 - 23:45Sadystka,
od opisu tortur żołądek mnie rozbolał.
Jakby nie wystarczyło, że już mnie bolą uszy…
civil disobedience
Pino -- 13.02.2010 - 23:46Eno
Tutaj nic nikomu nie grozi. :)
Dawaj, dawaj. Nieśmiałości mówimy precz .
Dorcia ma dzisiaj przyjęcie, ale jest perspektywa rozmowy kobiet o seksie.
Jakoś Was podpuszczę.
:))
Gretchen -- 13.02.2010 - 23:59Bażant
Kiedy przecież żadnych tortur, no.
Czymże jest kwas na twarzy wobec mściwego znęcania się nad skórą?
Plac jest jeden. :))
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:01Fakt,
co najgorsze, to Cię ominęło. Ale i tak rozbolał mnie człowiek.
Nie bądź taką szowinistką lokalną! Czy ja coś mówię złego na Ochotę?
Odnoszę wrażenie, że wręcz przeciwnie.
Aczkolwiek.
Patrz.
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 00:03Idźcie
do Lesbos.
Igła -- 14.02.2010 - 00:04O nie,
to była nieprzemyślana uwaga.
Zaraz się nasłuchamy…
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 00:06Gretchen
grozi, nie grozi, a ja swoje wiem.Postaram się jednak udzielać częściej. Chcesz nas podpuścić , skierować rozmowę na seks-tory? Ciekawe…
ena -- 14.02.2010 - 00:12:)
Zacznę od Igły
Nie wybieram się Igło Drogi. Jakoś nie. Aż tak nowoczesna nie jestem.
Chwilami uważam, że mogłoby to kilka spraw ułatwić, ale wciąż nie…
Za dużo energii we mnie.
Mężczyźni są, wbrew pozorom.
Se poczekam.
A ja niezmiennie swoje skaczę :)))
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:14Energii?
To się teraz tak nazywa?
Pardą, hyhy, ale Zuzanna zawsze mi tak mówi
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 00:17Piniaku
Szowinizm lokalny mi się wzmacnia, to straszne.
Tyle, że bym się tym kompletnie nie przejmowała na Twoim miejscu. Odkryłam własny punkt we wszechświecie, to mi odwala. :))
Andrzej mi mówi: zwlecz swój zadek i idź zrób zdjęcia, bo nie robisz. Dlaczego nie robisz? .
A ja mamroczę o obiektywie i innych historiach.
Może jutro.
Pewnego dnia napiszę o Andrzeju – fotografie, to będzie hit, mówię Ci PinOlu.
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:19Eno
Każdy swoje wie i ak się świat kręci.
Podpuszczę Was i skieruję, sama zobaczysz. :))
Będzie ciekawie, tego jestem pewna.
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:21[Edit]
No dobra, nic nie mówiłem;-)
merlot -- 14.02.2010 - 00:30Bażant
Nie grzeb w bombie. :)
Tak sie nazywa. Kropka.
Okroponie trudne wyzwanie, żeby nie dotykać twarzy. A ona mi jeszcze powiedziała, że będę sie łuszczyć i nic nie wolno z tym robić.
Czyli zero randek w ajbliższym czasie. Co za los!
:)
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:23.
edit: dobra, styknie.
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 00:24tak
i ja tego jestem pewna.
ena -- 14.02.2010 - 00:35Merlot
Piąteczka!
Pozdrawiam! (o jej), bliżej Placu będąc.
Ustawili tam maszynkę biletową, wiesz?
Nie jestem już tak często na samym Placu, bo psa nie mam, Eksmen zabrał chitrze, ale łypię, łypię.
To leciutkie oddalenie będzie bolało. Oj, będzie.
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:29Eno
Dziś się nie stanie.
Wszystko się dzieje wtedy, kiedy ma się wydarzyć.
Bądź czujna jak ważka. :)
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:32Pino i Merlot
Pogięło Was?
Tak tylko pytam.
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:32Niestety, Panno G.
chwilowo poddałem Plac w trakcie negocjacji z Pino.
merlot -- 14.02.2010 - 00:33Ja tylko chciałem
ją tym miodkiem załatwić, a co, nie wyszło?
merlot -- 14.02.2010 - 00:34Mam jeszcze pszczoły, jak by co…
To ciekawe Merlocie,
czy mam zacząć rzęzić?
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:35dziękuję...
zdecydowanie jestem czujna.
ena -- 14.02.2010 - 00:42Bardzo proszę
Ja też jestem.
Pozdrowienia.
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:46Ależ skąd!
Po prostu symultanicznie i koncyliacyjnie uznaliśmy, że nie będziemy sobie skakać do ócz. Mój edit to miał być miodek na jej edit...
merlot -- 14.02.2010 - 00:50Fajnie
a nawet fajnie.
Jednak Was pogięło. :)
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:52Merlotowi
się wszystko pomyliło.
Pozdrawiam
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 00:53Odpowiadam pozdrawiając
No Mili Państwo!
Gretchen -- 14.02.2010 - 00:55Od razu pomyliło.
Nie czytałem, co było przed edit, to sobie założyłem hipotezę.
merlot -- 14.02.2010 - 00:57Każdą hipotezę należy sprawdzić
tak mnie uczą Nauczyciele.
Idę za ciosem i się nie przejmuję.
Gretchen -- 14.02.2010 - 01:00Precyzuję,
nie merlot, a hasełko saperskie było powodem mojego wycofania się na z góry upatrzone pozycje. Do pól minowych mam awersję, w niczym nie zamierzam grzebać, takie paskudztwa mają zły obyczaj wybuchania mi w pysk.
ja przecież wcale nie chcę źle, chcę wziąć w ramiona cały świat
pozdrawiam / pururu / ave
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 01:02I zapadła cisza nad murami Hebronu
Co ja na to poradzę, że jestem emocjonalnym dyslektykiem?
W odróżnieniu od niektórych się tego wstydzę, no ale fakt jest faktem.
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 01:26Też umiem tubki wklejać, a co:
Jak by się Wam ładowarka gdzieś zapodziała, to plan B może wyglądać tak:
Dobranoc!
merlot -- 14.02.2010 - 01:26re: Codziennik Gretchen: 13 lutego
...
Wszystko słyszałam. Już wszystko słyszałam.
Kiedy cię spotkam, co ci powiem
Że byłaś światłem, moim Bogiem
Że szmat już drogi przemierzyłem
I byłaś wszędzie tam, gdzie byłem
Odległą gwiazdą w sztolni nocy
Zachodem słońca, snem proroczym
Przestrzenią serca, której strzegłem
Jak oka w głowie dla tej jednej
Mądrej i pięknej ludzkim prawem
AVE
Kiedy cię spotkam, czy ukryję
Wszystkie kobiety, których byłem
Pacjentem, uczniem, profesorem
Żal nie na miejscu i nie w porę
Jak mogło być, a jak nie było
Że wszystko na nic
Tylko miłość
Na wieki wieków
I, że żaden człowiek nie był mi tak potrzebny
AVE
...
Gretchen -- 14.02.2010 - 01:29Ech,
obejrzałem dwa seriale, nic nie zrozumiałem
Merlot – dostałam kiedyś szóstkę z fizyki, bo jak wpinaliśmy prąd w pomarańczki, to akurat była to rzecz, która do mnie przemówiła…
ogólnie jednak gupek jestem, ponieważ za mało jest na świecie pomarańczy
i mandarynek
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 01:40Tu oczywiście powinienem natychmiast
wkleić stosowną tubkę, ale się nie pokaże.
merlot -- 14.02.2010 - 12:32Wyręczę
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 01:51Wiesz dobrze że stosowna
to jest ta:
merlot -- 14.02.2010 - 01:54Jaaaaaasne
a ja lubię zapach narkozy…
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 01:55Teraz sanki.
Nie mówiłem?
merlot -- 14.02.2010 - 01:58Idę spać
dobranoc
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 02:01Ałć!
Kwas na twarz? Z własnej woli? Żeby bolało? I jeszcze za to płacić?
O nie! Za żadne skarby. Co ja, masochistka jestem?
Brrr, aż się wzdrygłam.
[Przerwa na reklamy:
– Kocham Cię w tych ledżinsach, twoja Walentynka.
– Moc walentynkowych mrówek kochanej Telimenie przesyła jej ukochany Tadeusz.
– Walentine, you can dance! New edition!
– Warsztat “Hydra u Lika” zapewni ciepło nie tylko na tę jedną noc.
– Jak ja Cię dziś kocham!, podpisano Walenty.
– Walentynkowa polisa na życie “Cienki Lód” dziś w promocji.]
Komunikat specjalny!
Eksperyment w jaskini zakończył się fiaskiem. Stop.
Doszło do nieprzewidzianych strat w sprzęcie. Stop.
Po uwzględnieniu dodatkowych zmiennych wyniki wskazują na siedem tygodni nieszczęścia. Stop.
Cokolwiek to oznacza. Stop.
Koniec komunikatu, czyli pitu – pitu…
Magia -- 14.02.2010 - 12:19Znaczy obleję dwudziestkę,
trudno – czerwiec to piękny miesiąc…
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 12:28O nie, nie!
Tak łatwo to nie ma, pszem Pino.
Magia -- 14.02.2010 - 12:37Proszem nie naginać wyników do tezy.
No.
Oj, dziewczyny, panie, kobiety, że kobiety...
Po mojemu jest tak:
1) robiony tu od pewnego czasu babski sabat ma na celu przyciągnięcie mężczyzn, żeby zobaczyli na czym polega bycie kobietą, po czym napisali na maile pań szanownych, że szanownych… prawda, że jesteście wspaniałe i chętnie by was zaprosili na kremówkę albo wodę niegazowaną. (Przyjmuję zakłady, że wkrótce nadejdą maile!). W szczególności nie jest tak, że nie jesteście przepiękne, że jesteście same na świecie, że na pewno wasi eks- nie mieli racji itd. Próżność, choć muszę powiedzieć, że przyznaję, prawda, fajne jakoś tam poniekąd jesteście… Same oceńcie, czy pochwała od referenta jedzącego bułki z szynką was obraża, czy raczej nie obraża ;);
2) teksty są prowokacyjne, za ich pomocą chcecie za wszelką cenę wydusić zeznanie, a potem zakrzyczycie, sponiewieracie i wmówicie poczucie winy! Nie ze mną (i innymi, że innymi — też sądzę — nie) te numery! Przebiegłość na granicy z podstępem;
3) użalacie się nad sobą, a na dobrą sprawę, to każdy może się nad sobą użalić albo poskarżyć na świat. Nawet ja mogę, choć budzi to we mnie naturalny odruch wstrętu, typowy dla macho z północno-wschodniej Polski. Chowanego na kartoflach i kwaśnym mleku.
Jakby nie było, pozdrowienia śle,
referent
——————————
referent Bulzacki -- 14.02.2010 - 13:38r e f e r a t | Pátio 35
Hehehe
mnie proszę w to nie mieszać! :P
ja tam lubię, prawda, rozmawiać z ludźmi dowolnego rodzaju, zestaw tematów jest zazwyczaj równie monotematyczny… jeśli któraś grupa społeczna mnie ostatnio denerwuje, to o dziwo są to dziewczęta w moim wieku. aczkolwiek nie wszystkie.
nie lubię kremówek, osioł się pomylił, ja mam od wczoraj problem, żeby skończyć batonik, do którego mój men już mnie zachęcał z dziesięć razy… i leży sobie na biurku, taki, prawda, smętnie nadgryziony (batonik, a nie men).
za to kartofle z kwaśnym opchnęłabym bez nikakich. Bułkę z szynką też, pod warunkiem, że bułka chrupiąca, szynka smaczna, do tego parę kropli cytryny i musztarda francuska – taki ze mua burżuj.
Pozdrawiam pozdrawiająco
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 13:47-->Pino (civil disobedience)
Kremówka tylko dla tych na diecie. Poza tym, chłopczyku, nie rozrabiaj, bo zabiorę ci te klipsy i korale…
;)
Czołem (czołująco czołująco) waszpościom i waszmościankom, czy jak to się mówi,
referent
——————————
referent Bulzacki -- 14.02.2010 - 13:53r e f e r a t | Pátio 35
He...
nie mam klipsów ani korali, se se se
kolczyki jakieś gdzieś mam (nie wiem gdzie dokładnie) i taki patencik
:)
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 13:57-->Pino (civil disobedience)
Ładne piersi, tylko warto ogolić.
——————————
referent Bulzacki -- 14.02.2010 - 13:58r e f e r a t | Pátio 35
Pas :D
w dziedzinie wkurwiać ma Pan niewątpliwe osiągnięcia :P
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 14:05Panie Referenecie
Po przeczytaniu ostatniego Pańskiego komentarza mogę tyko pozdrowić Pana padająco.
(ROTFL)
Magia -- 14.02.2010 - 14:07Magio
Nie bolało tylko szczypało i paliło. Przywiązałam się do tego rozróżnienia. :)
Nie ja za to płaciłam tylko Eksmen, co dodaje dodatkowej pikanterii całej operacji. Niby nie wiedział, że to będą kwasy…
Straty w sprzęcie? Nie mogłaś uważać?
Czy to Twoje drzewo jest wielkości takiej jak Górale Papieżowi ? No ludzie!
Raport specjalny: twarz nadal wygląda na moją.
:)
Gretchen -- 14.02.2010 - 14:55Się nie tłumacz, kurde. :)
Szczypanie i palenie to tylko odcienie nieprzyjemności bólowych. IMO.
A 30 zeta to kto dopłacił do tego interesu? Walenty? :)
Straty w sprzęcie spowodowało stado czterołapnych, przemieszczające się po niewłaściwej trajektorii. Bajzel powstał oraz ubytki w bombkach.
Drzewo jest w kawałkach i oczekuje. Na wtorek.
ps. A tak poważnie: nie wystawiaj facjaty na zimno. Ta “kosmetyczka” powinna Ci o tym powiedzieć zanim oblała Cię kwasem zimową porą. Kretynka.
Magia -- 14.02.2010 - 15:07Referencie
Pragnę zauważyć, że właściwie to tylko ja tu jestem nieszczęśliwa z powodu, że u Pino ktoś zmywa (u mnie tylko bezduszna zmywarka), ktoś jej te ziemniaki obiera i smaży frytki (u mnie nawet gaz wyłączony), nie mówiąc już o polowaniu na mamuty, w które ona naiwnie wierzy (i w polowania i w mamuty).
Dorcia wydaje przyjęcią wieloosobowe, w których pomaga jej Mąż Dorci (można sprawdzić na liście uczestników txt, kiedy znowu ta lista się pojawi, o ile w ogóle prawda).
Ena jeszcze nic nie powiedziała konkretnego więc należy przyjąć założenie (niezbędne dla mojego przydługiego wywodu), że ktoś dla niej wiersze pisze i piosenki śpiewa głosem Czyżykiewicza.
Magia za to, sam Pan widzi, ile Walentynek dostała, które tu sprytnie przemyca pod pozorem bloku reklamowego.
Czy w świetle powyższego nie mogę się nad sobą użalić? Otóż, mogę, a nawet powinnam.
Ponadto postanowiłam prawdę pisać o swoim wrednym charakterze, co powinno ewentualnych mailowysyłaczy powstrzymać na starcie.
Doprawdy nie wiem gdzie mógł Pan się dopatrzeć prowokacji.
Z mojej strony? Gdzież tam!
Pochwała od Referenta lepsza od kremówek, że o wodzie gazu pozbawionej się nie zająknę. :)
Pozdrawiam Pana w tę piekną i śnieżną niedzielę.
P.S. Dołączam się do kometarza Magii w sprawie poniekąd piersi.
Gretchen -- 14.02.2010 - 15:13Biedactwo
Poza tym frytki sama smażę, dać temu chopu patelnię to gwarancja różnych potwornych wypadków. On jest na etapie uczenia się obsługi zapalniczki.
Maile pisze do mnie wyłącznie żonaty Docent Stopczyk. A, prawda, i Grześ. No ale Grześ jest moim narzeczonym, jak twierdzi Merlot, to chyba wypada, żeby coś czasami napisał.
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 15:23No jak się mam kurde nie tłumaczyć? :)
Ale dobra, masz rację. Trzydzieści zeta poszło w kwas, że tak powiem.
Kosmetyczka nic o zimnie nie mówiła, ale sama na to wpadłam. Zobacz jaka ja jednak bystra jestem. :)
Powiedziała za to, że będę się łuszczyć i mam z tym nic nie robić. Nic, prócz używania kremiku od niej, he he. Dała mi próbkę z wyraźną żaluzją , że powinnam zanabyć he he.
Całą listę mi dała tego, co powinnam zanabyć (he he he he) i nazwała to receptą. Można ją zrealizować tylko na terenie instytutów hi hi.
A ja nic.
Czterołapne proszę pozdrowić serdecznie drapiąc i czochrając. Mądre pieski, chciały Pani swojej pomóc przecież, żeby się nie szamotała sama z drzewem.
Gretchen -- 14.02.2010 - 15:24Czy mam wysłać
bażanta pocztowego do prof. Pinon, a propos ewentualnego wpływu zwierząt pasterskich na pradawne zimowe rytuały?
Czy też może od razu ruszymy w świętokrzyskie krze, utopić Marzannę?
Coś zróbmy, coś zaróbmy, trochę żywności kupmy w każdym razie, bo za chwilę przestanę widzieć cokolwiek za oknem. Ja na parterze mieszkam.
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 15:30Jasne, że nic nie mówiła
ponieważ, gdyż poddając “nadzwyczaj krytycznej ocenie Twoje naczynia krwionośne zlokalizowane na twarzy” a następnie traktując twarz kwasem (hialuronowym, przypadkiem?) zapewniła sobie robotę po zimowym sezonie.
Małpa jedna.
Czterołapne pozdrawiają pozdrawiająco.
Idziemy znowu razem zenkować. (Czytaj -> powrócimy gorzej upaprane śniegiem niż bałwany.)
Buziaki.
Magia -- 14.02.2010 - 15:35Nie wytrzymię Pino :)
Rozłożyły mnie wierzby płaczące.
Ten byłby niezły, ale jakiś taki szybki. Nie wiem czy nie za? :)))
Narzeczony powinien pisać coś od czasu do czasu, bezwzględnie. Żonaci nie powinni.
Mężczyzna, który nie umie obsłużyć zapalniczki poluje na mamuty? I Ty mu wierzysz?
:)
Gretchen -- 14.02.2010 - 15:42Pino, musztarda francuska?
To ta z ziarenkami?
Bleeee….
grześ -- 14.02.2010 - 15:55Dementuję,
jestem w tej kwestii niewinna. No prawie.
Pewnie, że wierzę. Powtarzam zawsze za Marią Czubaszek: “tak, tak, ja jestem łatwowierna”.
Było się urodzić ze dwa tygodnie wcześniej, to byś miała odpowiednią skorupkę, szczypce i łagodną naturę, a tak to chodzisz i ryczysz, dziwiąc się, że mężczyźni boją się słać Ci pod nogi róże i jednorazowe zapalniczki na gaz.
civil disobedience
Pino -- 14.02.2010 - 15:57Cześć, Gre...
Jak tak sobie głowę w dwie ręce biorę, to czytam…
Tylko pisać wtedy nie mam czym.
Na górze od 4 godz, szczeka pies. Chyba go na noc zostawili… Masakra
dorcia blee -- 14.02.2010 - 23:27No cześć Dorciu, cześć
Widzę, że nie jest za dobrze.
Jutro będziesz jak nowa.
Może oni tego psa zostawili, żeby się zemścić na Tobie? Co nie zmienia faktu, że patafiany.
Ja jestem zakatarzona, osłabiona tym faktem więc pojawia się wyraźna tendencja do użalania się nad sobą. Walczę dzielnie, ale ten cholerny katar!
Gretchen -- 14.02.2010 - 23:33Greciątko Drogie
Pies patafianów skończył ok. 6.00, co nie zmienia faktu, że jestem jak nowa :)
Albo sąsiady wróciłyy, albo inne sąsiady zamordowały,,,
Na ktar zawsze pomaga mizapuszczana sól fizjologiczna albo woda morska w spraju, do kupienia w aptece. Rozrzedza rzeczony, co powoduje natychmiastowe wysmarkiwanie :) i ulga na długo.
PS: kuruj się, Kochana, bo w czwartek sabacik :)
dorcia blee -- 15.02.2010 - 07:53A tam
To jest biała magia.
Pino -- 15.02.2010 - 08:01Ale sól i woda, to produkty naturalne,
wegetariańskie :)
dorcia blee -- 15.02.2010 - 08:11lub
Zagadka
Co pada?
a) żaby
b) śnieg
c) Serwer
d) Edith Piaf
e) moja cierpliwość
f) gulasz meksykański
Uwaga: test wielokrotnego wyboru.
Pino -- 15.02.2010 - 08:20Rozwiązanie zagadki:
a)
Kiedyś padną
b)
Historia ludzkości zna takie przypadki:
c)Pamiętam, pamiętam….
d)Padała czasem…
!!
e) zdarza się największym twardzielom
f) z tego gara niewątpliwie zaraz coś spadnie…
dorcia blee -- 15.02.2010 - 09:04A gdzie rozwiązanie?
Młoda:)
zważ, że się starałam….
dorcia blee -- 15.02.2010 - 09:16No dobrze,
poczekamy, aż Wiedźma wstanie i rozwiąże. Wprawdzie gupia jak but, ale z Twoimi obrazkami powinna dać radę.
Pino -- 15.02.2010 - 09:19Dziń dybry
Za porady dziękuję najuprzejmiej.
Skorzystam, jak tylko wywlokę się z domu na świat.
:)
Gretchen -- 15.02.2010 - 13:09Magia ma dziś wolne!
W kwestii zagadki podaje, co następuje:
1. wersja optymistyczna:
a) żaby
c) Serwer
d) Edith Piaf
2. wersja pesymistyczna:
b) śnieg
e) moja cierpliwość
f) gulasz meksykański
Albo odwrotnie. ;p
Magia -- 15.02.2010 - 13:47Nie trafiłaś.
Teorii na prawo do jazdy też się pewnie za pierwszym razem nie zdało, a? :P
Pino -- 15.02.2010 - 13:50Niestety
Przyznaję skruszona, że zdałam i teorię i praktykę za pierwszym razem.
Magia -- 15.02.2010 - 14:06Niefart, w mordę. Z tym prawkiem. :)
No ale
Ty zdawałaś na mamucie i musiałaś tylko uważać na prujące w okolicy plezjozaury.
Współcześnie jest trudniej.
Pino -- 15.02.2010 - 14:11O mamo...
To ja już pójdę do pracy lepiej…
Gretchen -- 15.02.2010 - 14:18Pracuj cicho i miaucz,
tu se czarownice wyrafinowane złośliwości prawią.
Pino -- 15.02.2010 - 14:20Nie na mamucie
tylko na mastodoncie. Wypraszam sobie. :)
Magia -- 15.02.2010 - 15:07Myślisz, że ja to rozróżniam?
Paleomotoryzacja to nie moja działka.
Z historii nowożytnej, to owszem. Agawa była świadkiem, jak za Burbonów na ulicach Paryża płonęły dwacefałki…
Pino -- 15.02.2010 - 15:14I bardzo dobrze
Bo to wyjątkowe brzydactwa były. Aż strach, że się coś takiego w ludzkim rozumie ulegnąć mogło…
Magia -- 15.02.2010 - 16:33Nie zgadzam się,
to takie brzydkie, że aż piękne.
Metalowy jamnik.
Pino -- 15.02.2010 - 16:46Miauczę cicho
Bardzo cicho.
Gretchen -- 15.02.2010 - 23:20I żałośnie.