Istnieje ustawowy obowiązek podnoszenia kwalifikacji zawodowych przez terapeutów uzależnień. W czasach, o których chcę opowiedzieć, ten obowiązek też istniał i skoro już weszłam w ten system, całkiem dobrowolnie, świadomie i z entuzjazmem, musiałam pewną ścieżkę szkoleń przejść.
To dobrze jest i zdrowo dla systemu pozbawionego sensu, żeby zatrudniał ludzi, którzy cokolwiek wiedzą merytorycznie.
Program był pięciostopniowy: pierwszy etap szkolenia trwający sześć miesięcy, drugi trwający osiem, staż w rekomendowanym ośrodku, określona ilość godzin superwizyjnych u rekomendowanego superwizora, na koniec egzamin certyfikacyjny. Koniec. Proste? Jak najbardziej.
Informacje istotne:
Istniała tylko jedna firma takie szkolenia robiąca, korzystająca z hojnych dotacji państwowych,
certyfikat był (i jest) wydawany przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA)
szef firmy szkolącej był przez lata szefem PARPA.
Państwo mam nadzieję już coś przeczuwają? Proszę te przeczucia zatrzymać w pamięci.
Pierwszy etap szkolenia był tylko nudny, i tylko odrobinę denerwujący jako generalna strata czasu. Udało mi się skończyć taki kierunek studiów uniwersyteckich, który przygotował mnie nieźle do zawodu. Zanim poszłam na obowiązkowe szkolenia, a właściwie zanim zaczęłam samodzielnie pracować, ukończyłam ponad roczny staż kliniczny, i roczny w prywatnym ośrodku. I jeszcze króciutki, maleńki stażyk w ośrodku dla narkomanów.
Zaczynając pracę miałam za sobą realne doświadczenia pracy z osobami uzależnionymi i rzetelne wykształcenie kierunkowe udokumentowane uniwersyteckim certyfikatem specjalizacyjnym w zakresie pomocy terapeutycznej.
Do tego, pierwszy etap szkolenia rozpoczęłam po kilku miesiącach pracy z żywymi ludźmi, z prawdziwymi problemami.
Do kupy razem coś jednak na wejściu miałam. Jak większość.
Dobra.
Pierwszy etap to zieeew przeraźliwie nudny. Można go było potraktować jako powtórkę, a jak wiadomo powtarzanie jest bezcenne dla rozwoju. Starałam się, ale już trochę mnie ponosiło.
Przetrwałam, bo nie takie rzeczy już przetrwać mi się udawało.
Prowadząca moją grupę mnie nie polubiła co mnie nie dziwi, na jej miejscu sama siebie bym nie polubiła.
Zasłona miłosierdzia opada…
Kilka miesięcy później idę na część drugą. Wszyscy straszą, że to jest dopiero (wszyscy, wszyscy w całej Polsce od 13 lat przechodzili przez to samo) prawdziwy hardcore.
Hardcore to ja miałam na swoich pierwszych studiach – myślę – więc co oni mi mogą?
Nigdy nie bądźcie zbyt pewni siebie…
Nigdy później, na żadnym szkoleniu, w mojej ostatecznej szkole psychoterapeutycznej, no po prostu nigdzie nie spotkałam się z czymś takim.
Wyjaśniam: jesteśmy na szkoleniu dla psychoterapeutów czyli ludzi, którzy mają nieść pomoc, wspierać, być empatyczni, być sojusznikiem ludzi, którzy często już nie mają żadnego sojusznika. Nie zwracać uwagi na zapachy bezdomnych pacjentów, nie rozpłakać się na wieść o tragediach i historiach, które normalnym ludziom nigdzie się nie zmieszczą. Wytrwać w cudzej rozpaczy.
Kto uczy psychoterapeutów? Inni psychoterapeuci, to oczywiste.
Co się okazało?
Okazało się, że znowu nie nauczyłam się niczego nowego. Okazało się, że dorośli ludzie płaczą z upokorzenia i szydery. Okazało się, że to jest obóz przetrwania.
Nie płakałam, nie dostałam zawału, nawet nie zrezygnowałam. Trwałam.
W przerwach wszyscy obżerali się słodyczami. Ludzie, którzy na codzień stawiają czoła najgorszym stronom ludzkiej rzeczywistości, uciekali się do słodyczy. To na mózg działa odprężająco.
Poznałam tam M.
M miała zdumiewająco zbieżny z moim pogląd na temat tego cyrku. Inni też mieli, ale ajajajaj cicho sza! Kuluary tętniły drugim życiem. Odreagowaniem.
Nadszedł ten dzień.
Już kilka miesięcy minęło. Już wściek we mnie narósł i dojrzał. Już zadałam dziesiątki niewygodnych pytań.
Jest ten dzień. Pod wieczór.
M opowiada prowadzącej naszą grupę, niezwykle doświadczonej terapeutce wprost proporcjonalnie gnojącej kogo się da, zakłamanej i pełnej hipokryzji osobie… W każdym razie M opowiada historię...
Pracuje z jakąś kobietą, która dowiedziała się od swojej córki, że tatuś uzależniony od alkoholu, molestował ją seksualnie. To się zdarza, niestety.
Każdy sensownie uczony psychoterapeuta wie co jest, a co nie jest molestowaniem. Wie, że to nie takie proste, ale też wie kiedy oczywiste.
M na tamten moment miała pewien kłopot. W przypadku pozyskania wiedzy o popełnieniu przestępstwa psychoterapeuta ma obowiązek powiadomić kogo trzeba.
Siedzę. Mam jaką taką jasność.
Kolejna prowadząca już od dawna mnie nie lubi, mam przypuszczenie, że trochę się boi mojej bezkompromisowości.
Prowadząca pyta nas, grupę znaczy, co robić w takiej sytuacji. Wznoszę dłoń swą szlachetną i mówię, że należy zawiadomić prokuraturę.
I otóż słyszę drwiący śmiech Prowadzącej.
Po co od razu prokuraturę?
Bo to wynika z prawa…
No tak, ty Gretchen masz to skrzywienie z prawem. Nie ma sensu powiadamiać prokuratury – mówi Prowadząca – to przecież miało miejsce jakiś czas temu, i nie ma pewności, że trwa. Można dać panu książki, niech poczyta.
Jak to książki – mówię – pedofilowi książki?
Poniosło mnie, prawda?
Rozwodzę się i rozwodzę, ale w całej tej historii znaczenie ma jedno zdanie, i jeszcze jeden drobiazg.
Prowadząca wygłosiła takie zdanie:
Molestowanie seksualne dziecka nie jest przemocą wobec niego, ponieważ nie ma w tym krzywdy dziecka.
W tym momencie mnie zatchło. Zupełnie poważnie nie mogłam złapać powietrza.
Zapadła na chwilę cisza.
A teraz ten drobiazg.
To zdanie usłyszało osiemnaście, albo dziewiętnaście osób. Wszystkie dorosłe.
To, że te osoby usłyszały to co ja, jest kluczowe.
Pół godziny później, właściwie już nigdy później, nikt tego nie pamiętał. Nikt.
A ja pamiętam jak roztrzęsiona wróciłam do domu, z prawdą w gównie unurzaną. Pamiętam jak mną telepało i jak weszłam na stronę kidprotect, żeby wrócić do rzeczywistości. Wróciłam.
Miliony drobiazgów i jedna kropla, która kielich przepełnia.
Kłamstwo, hipokryzja, arogancja, poczucie nienaruszalności, nieuczciwość.
Dalsze dzieje, to napisany przez M i przeze mnie protest wobec otaczającego nas szamba. Protest podpisany przez aż połowę współuczestników, i aż przez połowę z obrzydzeniem odepchnięty.
Prostest przeciwko działaniu poza prawem, poza ludzką przyzwoitością.
Protest naiwnie złożony na ręce jednego z nich, z obietnicą odpowiedzi w ciągu najdalej dwóch miesięcy. Odpowiedź nigdy nie nadeszła.
Jaki tam był strach! Że ktoś coś miesza, że nie wolno tego podpisywać!
Minęło trochę czasu. Zmieniła się Ważna Osoba w PARPA... Skontaktowałam się z nią, powiedziałam co i jak.
Szybka wymiana informacji, faks z naszym pismem i podpisami uczestników. Dodatkowe pisemko od M i ode mnie jakie mamy zastrzeżenia, gdzie są nadużycia (to jest trudny przycisk).
Po jakimś czasie, liczonym w miesiącach i M, i ja dostajemy list z podziękowaniem od dyrektora PARPA...
Realnie skończył się monopol. Realne pieniądze każdego z nas zostały odebrane.
Dzisiaj każdy kto chce pomagać uzależnionym ma kilka szkół do wyboru.
Skutki uboczne?
Mówiono o nas, że jesteśmy psychopatkami nadającymi się do leczenia psychiatrycznego. Wyśmiewano nas i grożono zablokowaniem egzaminu certyfikacyjnego.
Ona miała mnie, ja miałam ją.
Jakieś poszeptanki, że dziewczyny ekstra! super! Tylko nikt z poszeptujących nie miał odwagi dać temu wszystkiemu swojego nazwiska…
Nadal w komisjach egzaminacyjnych zasiadają osoby, którym się sprzeciwiłyśmy…
Żadna z nas do tego egzaminu nie podeszła jak dotąd. Oczywistość wyniku wciąż jest zbyt oczywista.
M już zrezygnowała z pracy w publicznej służbie, która wymaga tego certyfikatu. Ja trwam starając się znaleźć drogę jego ominięcia. Nie dlatego, że się ich boję.
Dlatego, że mam w dupie ich żałosny certyfikat.
Mój superwizor mówi: Gretchen, przy Twojej wiedzy, jakości pracy i kontakcie z pacjentami masz to w małym palcu. Zrób to i zapomnij. Zrób to i już.
Nie chce mi się. Nie chce mi się dzielić z nimi czymś, czego nigdy nie pojmą.
Od tamtego czasu minęły tak mniej więcej trzy lata. Ta historia nauczyła mnie kilku rzeczy, ale to chyba jest mniej istotne… To co się zdarzyło, a było faktycznym wystąpieniem przeciwko wrośniętej od lat sytuacji, z niezwykle realnym ryzykiem niepowodzenia łączącego się z zawodową banicją...
Wyobraźcie to sobie. Kochacie to co robicie, M i ja tak właśnie mamy, występujecie przeciwko czemuś co jest nieprawdopodobnie większe i silniejsze od was. Stawiacie wszystko na jedną, bardzo wątpliwą kartę.
Jeśli się nie uda to koniec. Nie ma drogi odwrotu.
Grzmiało i trąby powietrzne przechodziły. Próbowano nas zrównać z ziemią.
Po tym wszystkim, co dzisiaj odtwarzam faktograficznie i emocjonalnie, wiem jedno: jakaś część ludzi jest tchórzliwa. Ta część niczego we wszechświecie nie jest zdolna zmienić.
O sobie wiem tyle, że umiem i jestem w stanie.
Nie jestem tchórzem.
Nigdy już nie będę.
Czasami jeszcze z M to wspominamy. Wciąż, i wciąż, i wciąż do nas to nie dociera.
Nawet kiedy wszyscy schowają ogon pod siebie, to warto trwać przy swoim.
Smak służenia prawdzie nie da się niczym zastąpić.
Są rzeczy, które trzeba nazwać po imieniu.
Niektóre, jak mówi poeta, zmienią się w oka mgnieniu.
Tyle, że mgnienie trwa, ile potrzeba.
Wszystko można, trzeba tylko chcieć i znaleźć w sobie ten deficytowy towar – odwagę.
komentarze
WSP Gretchen
To były dobre czasy monopolistów: J.M. i A.M. Pierwszy z PARPA, drugi z AGORA. Obaj mieli dobrą prasę...
Po paninym wpisie, a zwłaszcza tym jednym zdaniu… nie dziwi mnie dlaczego tak chętnie zapraszano tam Samsona, który wygłaszał swoje pierdoły na podobną – jak w tekście – modłę. Nie wytrzymałem, wyszedłem a na holu do ogółu powiedziałem że to co głosi S, to promocja pedofilii!
Zapadła taka niezręczna cisza…
Kilka tygodni później, pamiętam było lato, z samego rana otrzymałem telefon od Grażyny:
Słuchałeś dziś wiadomości ? Posłuchaj – miałeś rację
Posłuchałem. I dlaczego mnie nie zaskoczyło (wcale) aresztowanie Samsona?
Kłaniam się z wielkim szacunkiem dla Pani Gretchen
MarekPl -- 21.01.2009 - 06:53Marek
Dobry tekst,
“Nawet kiedy wszyscy schowają ogon pod siebie, to warto trwać przy swoim.”
Ano właśnie.
Pozdrawiam.
grześ -- 21.01.2009 - 07:04Brawo!
Tak trzeba.
Pozdrawiam
PS. Przypomniała mi się całkiem niedawna historia pewnej nauczycielki, która ośmieliła się zauważyć nietypowe zachowanie małego dziecka w szkole.
Radecki -- 21.01.2009 - 09:51To przez co ta nauczycielka przeszła jest wręcz niewiarygodne miejscami.
(właściwie nadaje się na osobny wpis, a nie na komentarz)
Ale pomogła.
Wujek podszedł do pudła, rodzina dostała kuratora, dziecko rozwija się prawidłowo.
Panie Marku
Nie bardzo umiałam i umiem sobie to zdanie wytłumaczyć, ale wtedy w tej sali zdarzyło się coś dziwnego.
Trochę może swoim uporem w sprawie prokuratury przycisnęłam Prowadzącą do ściany, trochę może miała mnie dość generalnie, w sumie nie wiem czy ona tak uważa, czy nie. Nie można zbyt wiele znaleźć na usprawiesliwienie takiego zdania.
Przywołałam tę historię dlatego, żeby pokazać jak zareagowała dość liczna grupa dorosłych ludzi. Profesjonalistów.
Natychmiastowe wywalenie z pamięci. Coś niezwykłego zobaczyć ten mechanizm na żywo.
Z Samsonem nigdy nie miałam żadnego kontaktu. Pamiętam jednak ten szok, ten wstrząs, to niedowierzanie. I proszę mi wierzyć, że są ludzie nadal mający wątpliwości.
Niezręczne cisze zawsze zapadają kiedy ktoś zbyt głośno coś powie.
Pozdrowienia Panie Marku :)
Gretchen -- 21.01.2009 - 11:28Grzesiu
Dziękuję.
:)
Gretchen -- 21.01.2009 - 11:30Radecki
Jeśli zechcesz napisz o tym, bo to są właśnie bardzo typowe reakcje ludzi. O takich sprawach się czyta, a nie w nich uczestniczy, prawda?
Ten strach przed zaangażowaniem się w takie rzeczy jest nieprawdopodobny.
Myk, myk, myk i nikogo nie ma, a ta jedna osoba, która zostanie ma etat wariata.
Grunt, żeby wariat był skuteczny…
Pozdrawiam Cię.
Gretchen -- 21.01.2009 - 11:34Dziś S. opuszcza areszt...
Z Samsonem nigdy nie miałam żadnego kontaktu. Pamiętam jednak ten szok, ten wstrząs, to niedowierzanie. I proszę mi wierzyć, że są ludzie nadal mający wątpliwości.
Niezręczne cisze zawsze zapadają kiedy ktoś zbyt głośno coś powie.
Wierzę, nawet znam ze dwie takie osoby…
“W mieszkaniu S. znaleziono kolejne zdjęcia i płyty CD z dziecięcą pornografią. W śledztwie i przed sądem oskarżony mówił, że jego działanie to “forma terapii dzieci autystycznych”, a elementy seksualne w spotkaniach z dziećmi były częścią terapii.”
MarekPl -- 21.01.2009 - 14:51http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Psycholog-Andrzej-S-jeszcze-dzis-...
Samsona
właśnie wypuszczająi tymczasowo
Docent Stopczyk -- 21.01.2009 - 14:55Aha
Z informacji zalinkowanej przez Pana Marka wynika, że Samson jest poważnie chory i nie mogą go już dalej leczyć w areszcie.
Gretchen -- 21.01.2009 - 17:13Pani Gretchen
Dzisiaj były takie sobie odcinki. Musieli chyba wyhamować po poprzednich, w których dużo się działo.
pozdrawiam ak
Artur Kmieciak -- 22.01.2009 - 23:32Panie Arturze
A czemu Pan tak biega? Tak tylko pytam, bo ja za Panem :)
Nie zawsze może się dużo dziać. Czy to w serialu, czy to w życiu.
I całe szczęście.
Pozdrowienia oczywiście.
Gretchen -- 22.01.2009 - 23:41G.
Nie sądziłem, że taka żyleta z Ciebie jest
Dymitr Bagiński -- 22.01.2009 - 23:55Dymitrze
Jest, jeśli zobaczę coś takiego jak zobaczyłam tam. Nieuczciwość, upokarzanie ludzi, zakłamanie, manipulację, i absolutny brak profesjonalizmu podlany sosem arogancji.
Trzynasta edycja to była…
Sam wiesz, że są sprawy zwyczajnie słuszne.
To była jedna z takich właśnie spraw.
Nie sądziłyśmy, że się uda. Dwie osoby przeciwko systemowi ...
Kiedy przychodzi taki dzień, że ktoś mi coś wpiera, przekonuje o mojej durnowatości, zniechęca i kręci to właśnie sobie przypominam tę historię.
I jeszcze jedną, kiedy udało się zawiesić działanie pewnej ustawy.
Nie ma rzeczy niemożliwych, z wyłączeniem tych, w których wykażesz zbyt mało determinacji.
:)
Gretchen -- 23.01.2009 - 00:14Szanowna Gretchen
Ja was kurde jako drugą po WSP Lorenzo, etc, etc,.. na widelec biorę.
By wy jednak w terapii robicie.
Jak najbardziej.
I teraz wasze Szanowna Gr.., etc, etc,.. pojawienie (się) na TXT innego światła nabiera.
Tzn. inne światło rzuca.
Podejrzane.
Kurde.
Hmmm..
No..
P.S. Pracujcie, pracujcie..
Igła -- 23.01.2009 - 00:16Znaczy, starajcie się..
Przynajmniej.
Bo to wiecie..
No..
Ciężko jest.
Tak wogóle.
Panie Igło
Na tyle jestem duża, że wiem jakie wrażenie robię i co o mnie ludzie myślą.
Zwłaszcza jeśli pozorom ulegną.
Uczciwie mówiąc przyjmuję to, jako cudze wrażenie. Tylko czemu później się tak dziwią, skoro zazwyczaj uprzedzam?
Już za swoje wypowiedzi na txt też zdarzyło mi się oberwać z zupełnie innej strony. Niejako poza.
I co?
Nic Panie Igło. Życie.
Pozdrawiam z widelca.
Gretchen -- 23.01.2009 - 00:25Już Wy (Szanowna etc, etc..)
Nie róbcie, kurde, za niewinną, co?
I poranioną.
Bo ja już nie nastarczam ofiarom wody do łóżek donosić.
Igła -- 23.01.2009 - 00:30;)
Noo..
Panie Igło
A czy ja robię?
Doprawdy?
I czy jedno drugie wyklucza?
I Pan mi tu nie wyjeżdża z ofiarami, bo jak okiem sięgnąć, to ja ich nie widzę. Nie tu.
No.
Gretchen -- 23.01.2009 - 00:39Ależ szanowna GR...
Ja bym nie tylko wody pani doniósł..
Noo..
Ino nie nastarczam..
Ech, te baby
P.S. Kurde, nowe się logują..
Igła -- 23.01.2009 - 00:54A ja już swoje lata mam.
Chyba się oflaguję..
Albo co?
Tym bardziej, że proszę zwrócić uwagę, Sergiusz wogóle do babek nie uderza.
On, kurde, w sprawach zasadniczych robi.
A ja już nie wyrabiam miedzy Pino, RRK i Magią.
No i jeszcze pani z tę całą Mocą.
I Nowe ..
Babki & Babcie.
Ludzie..
Narzeka, narzeka,
a gęba mu się śmieje.
merlot -- 23.01.2009 - 00:57Z ukontentowania.
Panie Igło
No wie Pan, trzeba się starać a nie marudzić, że się na nastarcza. O.
Nowe się logują, ale nowi też. I dobrze, mam nadzieję.
Nie ma się co oflagowywać, taki to biznes , że nie wiadomo kogo kolejna minuta przyniesie. I dobrze, mam nadzieję.
Jak żeście się tak podzielili to co ja poradzę?
I proszę z siebie niewinnego i poranionego nie robić.
Skoro widzę, że Pan się całkiem dobrze wyrabia. Niekiedy jak to ciasto, choć zazwyczaj bardzo dobrze :)
A co ja? Z tą mocą?
Nic. Siedzę już cicho jak mysz pode mietłą.
Właśnie.
Gretchen -- 23.01.2009 - 01:06O...
Merlota przyniesło.
Igła -- 23.01.2009 - 01:11Pewnie go Merlotowa pogoniła i od lodówki odcięła?
Stanowczo.
Panie Merlot
Wiem. To taka karma, żeby narzekać usmiechając się w tle.
Najczęściej to ja ten uśmiech widzę. Ale… Aleeee…
Zostawmy nocą.
Gretchen -- 23.01.2009 - 01:18Szanowna Gretchen
Tak se tylko wątpliwością sieję.
Igła -- 23.01.2009 - 01:19Śmiejąc sia pod wąsem.
Iiii tam Panie Igło
Na moje wyczucie, to Pani Merlotowej taki deal nie opłaciłby się.
A to mądra jest kobieta.
Gretchen -- 23.01.2009 - 01:19Ahaaa
Pan przestanie siać Igło Szanowny.
W przeciwieństwie do uśmiechania się.
No.
Gretchen -- 23.01.2009 - 01:21A tą drugą historię z ustawą w tle też
nam kiedyś opowiesz ?
To się czyta z rozdziawioną buzią a po głowie pewien cytat się pałęta:
“ Bo już myśliłem, że dzieje od trafów
Trafy zależą od tronów;
że ludzkość składa się już z kaligrafów
a narodowość ...z zagonów (...)”
C.K.Norwidd
Dziękuję
Bianka -- 25.01.2009 - 01:11Bianka
ps.za dziennik z jednego tygodnia pracy(w komentarzach bodaj u Igły) takoż :)
Gretchen
Nie sądziłem, że taka żyleta z Ciebie jest
a ja już prawie po roku tak, za to i całokształt widziany oczami netowymi głęboki szacunek, Droga Gretchen
pozdrawiam
max -- 25.01.2009 - 14:01prezes,traktor,redaktor
Bianko
Może mnie kiedyś najść. Nie wykluczam tego.
Dziękuję za to, co napisałaś bardzo.
Niech niedziela się niedzieli :)
Gretchen -- 25.01.2009 - 17:59Max
Wyjdzie na to, że napisałam ten tekst, żeby mnie chwalić. No weź przestań :)
Dzięki…
Gretchen -- 25.01.2009 - 18:01Coś w tym jest Panno Gretchen...
ale ważne, żeby było za co chwalić.
Jest za co.
merlot -- 25.01.2009 - 18:41Panie Merlot
Tak sobie myślę, że autor tylko pisze. Reszta to już sprawka czytelnika.
:)
Dziękuję.
Gretchen -- 25.01.2009 - 18:44Pisz, pisz
zdecydowanie czytelnika. przyjaźnie-uszczypliwego zresztą ;-)
Bianka -- 25.01.2009 - 22:21Bianko
Zachęta ważna rzecz :)
Przyjdzie czas, jak na wszystko. Ino wystarczy poczekać.
Zapewne.
Gretchen -- 25.01.2009 - 22:59Gretchen
Późno, cholera! – ale przylazłam skomentować.
Po pierwsze, to chwalić nie uchodzi. A skoro nie uchodzi, to pochwalę.
Po drugie, to nie uchodzi namawiać do działań burzących święty spokój i wybiórczą pamięć. Dlatego też, zachęcę do tychże.
Po trzecie, kiedyś przegrałam karierę wygrywając sprawę. I, kiedy patrzę na to z perspektywy lat, teraz postąpiłabym tak samo.
Po czwarte, pozdrawiam. A co?! :)
Magia -- 26.01.2009 - 15:48Gretchen,
dzięki za opowiedzenie tego,
i za to, że komuś jeszcze na czymkolwiek zależy
Pozdrawiam
Kamczatka -- 26.01.2009 - 20:31Magia
Zaraz tam późno. Jak to mówią: wszystko w swoim czasie.
To ja może dla odmiany zbiorczo (zamiast w punktach) podziękuję. Głównie za zachętę, bo to ważna jest sprawa, taka zachęta.
I też posunę się baaardzo daleko przesyłając pozdrowienia, do tego serdeczne.
:))
Gretchen -- 26.01.2009 - 20:38Kamczatko
Zależy. Wielu ludziom jeszcze zależy na wielu sprawach.
Może nie są niestety bardzo widoczni, ale są. W sumie to gdzieś też taka była moja intencja, żeby opowiedzieć tę historię zaświadczając, że można.
Pozdrowienia.
Gretchen -- 26.01.2009 - 20:40Wielu ludziom jeszcze zależy na wielu sprawach.
No właśnie!
O może inaczej?
Może Wielu ludziom znów zaczyna zależeć na pewnych sprawach.
Nie ważne.
W każdym razie jasno widać, że takie historie należy opisywać i nagłaśniać.
Sam bym kilka takich znalazł.
Tylko jak to ładnie przedstawić?
Eeech. Talentu brakuje :(
Tym bardziej dobra robota Gretchen!
Radecki -- 26.01.2009 - 22:22Pozdrawiam
Radecki
Nie wykręcaj się tylko pisz. No.
Zgadzam się, że należy więc się nie obijaj.
Pozdrawiam :)
Gretchen -- 26.01.2009 - 23:10Parę numerów tego typu wykręcilam,
chociaż to na mniejszą skalę bylo.
Rissspect! :)