Ta druga osoba, to moja mama.
Pielęgnowała swój nowotwór z uporem godnym sprawy każdej innej, nie tylko lepszej. Naprawdę nieźle jej poszło, uparta jest niemożebnie. Tyle, że tak się nie da, bo się nie da.
Jak duch upada, to ciało wymusza wzięcie swojego tyłka i zaniesienie go do lekarza. Na przykład tam, no.
Bo ciało pozwoli się duchowi masakrować, ale wykończyć się nie da. Przyszpili tak, że nie masz wyjścia. Sam wiesz…
I ta moja mama, którą trzeba by kijami okładać, ale na to było za późno, zbuntowała się, że to złośliwe jest i w dodatku spaceruje po jej organiźmie.
Taaak? To ona się leczyć nie będzie. Nie będzie i już.
Myśl o kijach wróciła do mnie wtedy ze zdwojoną siłą. Powstrzymałam się, ale używałam argumentów bliskich siły więc zrobiła mi tę uprzejmość i zaczęła robić to, co kazali jej lekarze.
Nic wtedy nie wskazywało, żeby miało się to skończyć dobrze. Wszelkie medyczne widełki obliczeniowe zostały daleko w tyle wobec zaawansowania choroby.
To był początek września.
Nie sądziłam, że jeszcze razem spędzimy Święta…
Nic na to nie wskazywało, a pytania jednej pani doktor radiolog nie zapomnę już nigdy. Zamknęła mamę w bunkrze do naświetlań, drzwi miały taką grubość, że bunkier to i tak delikatne określenie. Układali ją tam tak, żeby skierować ten strumień w dokładnie flamastrem zakreślone miejsca.
Zostałam z panią doktor przy telewizorku, który pokazywał całą prawdę przez całą dobę. Tym razem moją mamę.
I ona do mnie mówi tak: dlaczego mama zgłosiła się tak późno? Gdyby zrobiła to wcześniej miałaby szanse na przeżycie.
Ścisnęło mnie w środku, wymamrotałam coś pozbawionego sensu i walczyłam, żeby się nie rozpłakać.
Od tego momentu było już tylko gorzej. I jeszcze gorzej. Znikała mi w oczach.
Ale w każdym najgorszym momencie była jakoś tam wściekła.
W czasie chemioterapii była ponad wszystkich. Inne osoby rozmawiały o odkrywanych nowych sposobach radzenia sobie ze skutkami ubocznymi, a ta jakby tam przyszła posiedzieć z symulowaną kroplówką. Nic. Kamień. Już ja znam takie kamienie, znam.
Twoje otwieranie okna, z powodu gorąca dziwnie mi to przypomina.
Skorpiony to mają coś pod deklem. Zawsze to wiedziałam, nawet zanim na świat ten nadeszłam, ku rozpaczy rzesz oraz zastępów.
Minęło kilka lat Michał i ona wciąż tu jest, wciąż mogę się z nią wykłócać.
Z niezgody na chorobę bierze się życie najwyraźniej. Może wobec takiego stanowczego won , nawet to nie ma szans?
Dzisiaj piękne słońce nad Ochotą świeciło. Wpadało snopami na mój fotel, to poszłam tam pogadać z Tobą, ale byłam bardzo zdenerwowana.To takie zdenerwowanie biorące się z tego, że rzeczywistość i ludzie niekoniecznie wychodzą ku nam z wyciągniętymi ramionami.
Nie mogłam usiedzieć, a mimo to siedziałam.
Wróciłam sprawdzić czy Twój tata jest w sieci. Nie było go.
Usiadłam znowu w innym miejscu i patrzyłam na niebo. Takie było spokojne i błękitne. Tylko z wiosną takie przychodzi. Przypomnij sobie i posłuchaj jak nic się nie dzieje. Nic. Jakiś ptak coś wyśpiewa, gołąb zaterkocze.
Kiedy wstawałam z fotela doczłapało się do mnie coś takiego. Coś co mnie nastraja pozytywnie, coś co każe mi zrobić krok.
Każda, nawet największa podróż, zaczyna się od pierwszego kroku.
Pierwszy krok za Tobą. Przed Tobą kolejne. Różne.
Myślę Michał, że to może być najważniejsza Podróż. Sporo od niej zależy.
Podróż to nie tylko piękne widoki, to czasem starcia w nieprzyjaznych zatokach, zmagania z sobą, z duchem, z ciałem.
Aż przychodzi taki dzień, w którym wlazłwszy na bocianie gniazdo krzyczysz ziemia !
Mocny podróżą, żyjesz.
Żyjesz.
I możesz wszystko.
Zrobić kolejny krok…
Obiegowe opinie o życiu są mocno dla niego krzywdzące. Lubimy przerzucać odpowiedzialność na cokolwiek co nie jest nami. Może tym cokolwiek być życie, tak zwane.
Co za bzdura. Życie jest takie, jakim je stworzymy. Aż tyle, aż tyle.
Oglądałam dzisiaj dla uspokojenia wewnętrznego zdjęcia sprzed tygodnia. Znalazłam takie , tylko dobrze mu się przyjrzyj. Widzisz, Michał?
Widzisz. Z pewnością.
Sama esencja.
komentarze
Gretchen, czy ja ci już mówiłem,
że ty nie dość, że piknie to i strasznie pozytywnie pisać umiesz?
Zazdroszczę.
Choć powód do tych tekstów przytłaczający, ale teksty są po prostu piękne, mądre, ciepłe.
grześ -- 13.04.2009 - 23:20Grzesiu
Nie mówiłeś.
Mówisz, że powód jest przytłaczający. I jest, i nie jest.
Gdyby to zależało ode mnie to oszczędziłabym Michałowi tego, ale nie ode mnie to zależy. Uznaję bez trudu, że nie wszystko rozumiem.
Mało wiem.
Sporo pamiętam.
Ścieżki życia są tak nieodgadnione, że nie ma sensu starać się odgadywać.
Ja nie piszę Grzesiu, rozmawiam z Michałem w jedyny sposób, jaki jest dostępny.
Nie tylko ja. Ja, zostawiam ślad. Tylko tyle.
Wdzięczna jestem za Twoje słowa i dziękuję.
Nie odpuszczę temu Michałowi. Bo nie.
Bo rozumiem.
Bo znam to.
Bo nie można tak sobie odwracać się od życia.
Są chwile kiedy trzeba zamknąć okno, mimo że gorąco.
Spać w masce tlenowej.
I nie iść do kibla ryzykując zbyt wiele.
Bo najważniejsze zobaczyć siebie.
I być.
A Michał ma być.
O tym rozmawiam z nim, i Tymi z Góry.
Uparta jestem.
Jeszcze raz dziękuję Ci, Grzesiu.
Dodałeś mi czegoś, co niewątpliwie było mi potrzebne.
Gretchen -- 13.04.2009 - 23:36Halo!
Mówię do tego Pana, co śpi…
Mówię do tego Pana nieustannie…
Buntujesz się, Chłopie?
Magia -- 14.04.2009 - 02:12Sorry…
Spóźniłeś się. Pomyliłeś się.
Nie pierwszy i nie ostatni raz.
To ludzkie. To normalne.
Nikt Ci z tego powodu nie będzie robił wyrzutów.
Zawsze może być gorzej…
Pewnie znajdą się ochotnicy, którzy Twoje niepowodzenie wezmą na siebie.
Chcesz im sprawić tę frajdę?
Przecież nie tak chciałeś...
Chcesz, żeby czuli się winni do końca swojego żywota?
A może masz jeszcze coś do powiedzenia?
Jasne że masz.
Wesz, co masz robić.
Jestem przy Tobie cały czas.
Nawet wtedy, kiedy odpisuję na komentarz Szczęsnego.
Dobrze wiesz, że jestem tak wredna, jak Ty.
Dobrze wiesz, że rozumiem Twój bunt.
Tylko wiesz co? – bunt to walka.
Chcesz się poddać?
Nie, Słonko. Nawet o tym nie myśl.
Ja, wredna wiedźma, Cię pilnuję.
Zbieraj się Chłopie!
Czekam na Ciebie…