Nie oszukujmy się, bywa tak, że nasze plany biorą w łeb, jak to się w eleganckim świecie mówi, i trzeba pogodzić się z rzeczywistością taką, jaka ona jest.
Na przykład zaplanujemy sobie wycieczkę, nieodległą lecz jednak na tyle, żeby słowo wycieczka było uprawnione, oraz adekwatne.
Wstać się niby nie chce, ale wizja lasu, spaceru, zdjęć i ogniska niewegetariańskiego, pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość...
Dzwoni telefon, a już już się zwlekałam, dzwoni i spokojny głos, dla przykładu Magii, mówi że leje, że poczekajmy jeszcze dwie godziny, albo trzy, może przejdzie.
To śpij jeszcze – dodaje i się rozłączamy.
Ostatecznie, decydujemy wycieczkę odwołać.
Dobrze, choć nie tak znowu do końca, ale pojawia się myśl, co otóż zrobić z nabytą kiełbaską, która miała skwierczeć w ognisku radośnie, tymczasem leży smutna w lodówce.
Co robić, co robić?
Otworzyłam drzwi spiżarni, a tam leżą ziemniaczki młodziutkie, darowane w prezencie, pyszne prosto z pola.
Zajrzałam do kiełbaski, a ona trochę mniej smutna na myśl o ziemniaczkach. Rozglądam się i widzę jeszcze suszone pomidory (te to są dopiero! Można je wrzucać do wszystkiego! – rym), kapary, cebulę czerwoną.
Rozszerzam perspektywę na całą kuchnię, a tu na parapecie stoi świeżutka kolendra, która miała być składnikiem ogniskowej sałatki.
Nie jest źle.
Biorę te ziemniaczki niemiłosiernie uziemione, myję, kroję w takie plastry ni to cienkie, ni to średnie, w każdym razie z pewnością nie grubasy.
Kiełbaska nie zostanie zwyczajnie wciepnięta, kroję ją w półtalarki (śliczne słowo) i na patelnię. Bez żadnego tłuszczu, niech się jej własny wytopi.
Wytapia się jak ta lala, ale pani w sklepie uprzedzała, że kiełbaska specjalnie do ogniska, więc taka troszkę tłustsza, żeby się lepiej ogniskowała.
Kiełbaska skwierczy, zupełnie już radosna. Kiedy osiągnię punkt optymalny, na miseczkę z nią, tłuszczyk zostaje na patelni. Są porządni i staranni kucharze, którzy odsączają na papierze, ale są też kucharze leniwi, którzy używają łyżki i już.
Gdy kiełbaska skwierczy, to nie trzeba jej bardzo pilnować, da sobie radę, w tym czasie można pokroić suszone cudo pomidorowe w paseczki, a cebulę czerwoną jak się lubi. Dzisiaj lubiłam drobno, nie w piórka.
Jesteśmy już właściwie na finiszu, czyli bliżej końca niż początku.
Na dnie żaroodpornego naczynia (ciekawe, że zazwyczaj mówi się to na dnie , jakby można było inaczej…) układamy warstwę ziemniaków, wrzucamy przepięknie aromatyczną kiełbaskę, pomidory, cebulę, kapary, przykrywamy starannie (ale bez przesady) kolejną warstwą ziemniaczków.
Polewamy oliwą z oliwek, posypujemy oregano. O ile się komuś chce grzebać w tych wszystkich torebkach, czy słoiczkach z przyprawami, to może sobie dogrzebać coś jeszcze. Na zdrowie.
Piekarnik rozgrzewamy, co zrozumiałe, w zimnym może się nie upiec.
Przykrywamy dzieło rąk własnych folią aluminiową i wstawiamy do pieca. Ja rozgrzewam do temperatury maksymalnej, cokolwiek Włoch miał na myśli.
Zapiekanka się tam mości jakieś pół godziny, do czterdziestu minut – ziemniaki mają być miękkie, ale za żadne skarby, nie mogą przejść na talerzu, w fazę puree.
Ser. Jak kto nie lubi, niech nie dodaje, dla mnie zapiekanki bez sera nie ma i nie będzie.
Ulubiona mieszanka to żółty z pleśniowym.
Tylko uwaga, achtung: pod żadnym pozorem ser nie może się piec tyle, co całość! Ugotuje się na zupę i nici z efektu ciągnącego się pychowato sera.
No niestety, trzeba wyciągnąć tę zapiekankę, odkryć, doznać uderzenia gorąca, posypać serem i już bez przykrycia dopiec tyle, ile serowi potrzeba.
Znowu wyjąć, żeby zjeść. Porcje wedle zasług dzielone być mają.
Przypominamy sobie o kolendrze. Można ją pociachać, ale można te przepiękne listeczki ułożyć ot, tak od niechcenia niby.
Zjeść.
Smacznego Państwu!
komentarze
Wow, pycha:) to pewnie jest
ale, ale, ładnie to tak?
Grześ od kilku dni postanowił sobie nie jeść po 18, względnie po 20 i w ogóle jeść mniej i się ruszać w zamian więcej, a tu takie pokusy i prowokacje?
No cóż, dobrze, że chociaż dziś tego postanowienia niejedzenia po 18 nie dotrzymałem, bo pewnie teraz czegoś dobrego bym szukał do jedzonka.
Aaaa, ja poza oregano dodałbym majeranek (choć podobno z oregano się gryzie, ale mi nie), a do ziemniaków jeszcze rozmaryn może pasować.
Tymianek, którego zapach ziołowy odświeżająco jakoś na mnie działa.
Dla kolorku i smaku curry i papryką czerwoną posypałbym:)
grześ -- 19.07.2009 - 21:53Grzesiu
Przepraszam. :)
Okazało się, że nie mam innych ziół akurat, ale masz rację z rozmarynem, do ziemniaków jest stworzony. Tymianek też popieram, ale cury nie lubięęęę.
Mimo dodania tylko oregano, całość jest bardzo pachnąca, może to przez te pomidory, które są w oliwie z rozmaitymi ziołami?
Okazało się pycha, co ważne w potrawie tworzonej spontanicznie.
:)
Gretchen -- 19.07.2009 - 21:49A tak w ogóle to ostatnio
robiłem makaron z pesto:), znaczy robiłem to za dużo powiedziane, bo pesto sklepowe było, ale jakoś ciągle w głowie i przed oczami sławetną i zaciekłą dyskusję o tym pesto miałem.
A smakowało świetnie, więc pewnie niedługo sobie zrobię to pesto samodzielnie, tylko jak mi się będzie chciało, z czym problem może być.
Co do ziół, znając mnie to bym jeszczo bazylię dospał, ale jak ją mam, to wszędzie ją dosypuję, nie wiedzieć czemu, aczkolwiek bazylia z torebek pachnie słabo.
NO ale świeżej nie mam, a jakoś nigdy nie pomyślę by kupić.
Dobra, kończę bazyliową dygresję:)
grześ -- 19.07.2009 - 21:57P.S.
Co do tytułu, jak znam Igłę, to stwierdzi, że kiełbachy i mincha za mało:)
grześ -- 19.07.2009 - 22:02No i gdzie jaki boczek czy cuś takiego?
No.
Grzesiu
To słoiczkowe pesto jest niezłe, ale naprawdę ze świeżej bazylii to już odjazd.
Nie zapomnij o orzeszkach piniowych i serze, koniecznie serze. Możesz zapomnieć o bazylii, ale o serze w życiu. :)))
Dyskusja była istotnie zaciekła, jak to zwykle bywa kiedy wchodzisz w konwencję rodem z dowcipów o Stirlitzu.
Wracając. Kupuj świeżą bazylię, ona się dobrze trzyma, życzliwie traktowana. Włóż doniczkę do miseczki i codziennie dolewaj wody. Pomieszka z Tobą ta bazylia dość długo.
A jak byś ją przesadził, o co już bym Cię nie podejrzewała, to w ogóle będzie, a będzie.
A propos majeranku. Kiełbasa smażona z majerankiem, to jest pyyyycha. Kroisz na cienkie dość plasterki, rozgrzewasz patelnię do czerwoności, wrzucasz kiełbasę. Jak się już doprowadzi do oczekiwanego stanu, dorzucasz majeranku. Ile chcesz, ale dużo.
Mieszasz, czekasz chwilkę, żeby zapachy się połączyły i jesz. Z czym chcesz.
:))
Gretchen -- 19.07.2009 - 22:09Aaaaa, no to ja wiem
że nie ma tak łatwo i Igła się czepnie.
Oczywista, Grzesiu.
Ale z pewnością by Mu smakowało.
:)
Gretchen -- 19.07.2009 - 22:10O, z tą kiełbasą to ciekawe,
znaczy bowiem w przypadku smazonej kiełbasy , jedyną przyprawę jaką dodawałem to papryka była.
No i póxniej chleb oczywiście, musztarda i ketchup a jeszcze jakiś pomidor, najlepiej prosto z krzaka:)
Ale z majerankiem to jakoś nie wpadłem na takie połączenie, wiec będzie trzeba spróbować.
grześ -- 19.07.2009 - 22:13Grzesiu
Koniecznie!
Majeranek do kiełbasy to jest to!
Jak lubisz majeranek, to oszalejesz. :)
Gretchen -- 19.07.2009 - 22:23Dobre, dobre
I sera więcej. Moje dzieci zawsze się o niego kłócą.
Igła -- 20.07.2009 - 06:00A kartofle też można wcześniej obsmażyć albo zblanszować w mundurkach.
Igła
Masz rację. Więcej sera i obsmażyć.
:)
Gretchen -- 20.07.2009 - 10:42Gretchen
No co ja poradzę? Siła wyższa, czy cóś. :(
Przepis na zapiekankę zachowam we wdzięcznej pamięci.
Magia -- 20.07.2009 - 13:47Magia
Wiem, wiem, ale co się wyżaliłam, to się wyżaliłam :)
Zapiekanka całkiem pyszna, więc mogę polecić, a do tego nawet Igła nie marudził, co samo w sobie jest rekomendacją.
Gretchen -- 20.07.2009 - 15:05Gretchen,
w spawie marudzenia Igły nie chwal dnia przed zachodem słońca:)
Zresztą w razie potrzeby zawsze ja moge pomarudzic, o, a co by nie:)
W ogóle to jakoś od wczoraj kulinarnymi klimatami się otaczam, bo wczoraj “Smażone zielone pomidory” przeczytałem sobie po raz wtóry, filmem niedawno zachęcony.
A teraz jem jakieś dziwny obiad, który w składzie ma i ziemniaki i kapustę pekińską i jakąś kiełbasę(?)
No alem chociaż go profesjonalnie, bo sam doprawił:)
grześ (gość) -- 20.07.2009 - 15:22Grzesiu
Marudzić można, proszę uprzejmie.
Pomidory smażone i zielone , miałam dostać do poczytania wczoraj, ale jak na wstępie…
Smacznego Grzesiu.
Gretchen -- 20.07.2009 - 15:32Aluzju paniała...
Żebyś się nie zdziwiła, mościa Panno. :)
Magia -- 20.07.2009 - 16:00Może jutro… bladym świtem…
Hm… pomyślę, pomyślę.
Magia
To nie była aluzja do Ciebie, ale do Tych z Góry, no.
:))
Gretchen -- 20.07.2009 - 16:56zapiekanka
uwielbiam takie zapiekanki
borsuk (gość) -- 21.07.2009 - 09:32tylko skad ja tu dobra kielbaske wezme?
Borsuku
Hmmm… może z supermarketu? :)
Coś wymyślisz, jestem pewna. Zawsze można do tego dodać zmielone mięsko, tylko trzeba je zmielić, usmażyć z ulubionymi przyprawami i już.
Gretchen -- 21.07.2009 - 10:07re: Qlinarna Gretchen: Zapiekanka jak dla Igły
W supermarkecie to ja baty moge co najwyzej dostac
borsuk (gość) -- 26.07.2009 - 11:54a jak baty sie maja do kielbaski?
nijak
Borsuku
No nijak.
A baty, to baty, czy to coś innego? Pytam tknięta przeczuciem, że może coś innego te baty, niż baty. :))
Gretchen -- 26.07.2009 - 18:24Wszystko ślycznie,
ser pleśniowy mnie ujął za wątrobę, tylko idź w szlag z cebulą :P Jak już Sieć Wszechświatowa powróci na Ochotę.
Ogniska najlepiej się udają na skałkach albo na Zakrzówku.
jak można curry nie lubić... zjesz moją rybkie po bałkańsku, to polubisz
Ogniska udają się najlepiej
na Skałkach..
Igła -- 20.12.2009 - 18:33czyli tam gdzie Prusowie św. Stanisława usiekli a wątróbką jako trofeum, surową zakąsili.
Noo..
O właśnie,
widać, że Pan na Dębnikach pomieszkiwał.