Ponieważ mój pracodawca, poniekąd prawda okrada mnie, że okrada* wypada jak najbardziej powrócić do palących spraw Publicznej Służby. Nadto warto spełnić daną obietnicę, zapowiedzianą w poprzedzającym tenże odcinku, i napisać o kontroli. Tym bardziej warto, że o ile pracodawca nie wykaże niezbicie, oczekiwanej poprawy (tu śmiech mój głośny, a perlisty roznosi się po okolicy) ten tu oto odcinek stanie się zalążkiem serii w serii.
Skromny fragment jakże rozbudowanej Publicznej Służby, który sobie upatrzyłam pacholęciem będąc jest, nie bójmy się tego powiedzieć wprost, fragmentem pogardzanym i spychanym gdzie się da. Być może jest wstydliwy, być może obrzydliwy, a jeszcze bardziej prawdopodobne, że ni cholery nasi dowódcy nie wiedzą co też my tam za czary odprawiamy i właściwie na co potrzebni jesteśmy w organizacyjnych ramach medycyny. Coś w tym jest, bo wszak my nie lekarze, a się panoszą.
Więc nie wiedzą i wiedzieć nie chcą.
Niestety, no niestety, dura lex sed lex, takie miejsce racjonalny prawodawca nam dał i tak sobie trwamy ku uciesze gawiedzi. Ze względu na specyfikę grupy docelowej, popularnie zwanej targetową, roboty mamy po horyzont i dalej, ale kto by tam zwracał uwagę na niewiele znaczące szczegóły.
Teraz uwaga. Ogólna ideologia wyższego szczebla jest taka, że alkoholizm problemem społecznym jest. Śmiała ta teza implikuje potrzebę przeciwdziałania, oraz leczenia. Leczenia w ramach ubezpieczenia, a także pomimo jego braku u świadczeniobiorcy.
Za ubezpieczonych płaci mój ulubiony twór o szumnej nazwie narodowy Fundusz Zdrowia, za nieubezpieczonych Ministerstwo Zdrowia. Porządek jest, ale…
Problem uzależnienia, to nie jakiś tam sobie mały problemik, to całkiem duża rzecz jest, wymagająca długotrwałego leczenia. W każdym razie tak kiedyś kilka osób w tym kraju się umówiło, i tak jest.
W świecie szerokim krótkoterminowe terapie mają rację bytu, a nawet chętniej ubezpieczyciele za nie płacą, gdyż wiadomo, że zapłacą mniej.
U nas beton, mur, jedna słuszna droga, ale ja nie o tym.
Narodowy Fundusz chitrze wymyślił, że owszem będzie refundował, ale tylko za usługi w ramach programu podstawowego psychoterapii. Zdaję sobie sprawę jak to dziwnie brzmi, to znaczy ten podstawowy program.
Oprócz niego istnieje jeszcze program zaawansowany, inaczej nazywany ponadpodstawowym, za który Fundusz już niet , za to…
Proszę o chwilę skupienia.
Usługi w ramach tego drugiego finansują odnośne urzędy miast z pieniędzy na ten cel przeznaczonych, a płynących z czegoś co się nazywa korkowym. No.
Ma się rozumieć, że każda placówka Publicznej Służby obsługująca ten odcinek, a chcąca nie być śmieszną, powinna mieć w swojej ofercie pełny program leczenia. Jasne i proste.
Mam nadzieję, że Czytelnik nadąża, bo teraz zacznę komplikować starając się upraszczać.
Wiemy już jak w tym wszystkim ustawiony jest pacjent – pacjent ma zagwarantowaną bezpłatną, długoterminową terapię i kosztami się nie kłopocze.
Zwróćmy jednak uwagę na fakt, że aby pacjent mógł skorzystać z gwarantowanej bezpłatnej psychoterapii, potrzebni są ludzie, którzy tego dzieła się podejmą.
I są!
Mówię zupełnie poważnie i zaświadczam własną osobą, jakby było trzeba. Lecz ktoś tym ludziom powinien zapłacić za pracę, takie życie.
Wiele razy słyszałam, że jak ktoś chce być psychologiem, albo psychoterapeutą to powinien pracować za darmo, w ramach życiowej misji. Proszę nas jednak zrozumieć, że misją się nie najemy, nie wyjedziemy na wakacje, nie sfinansujemy swoich szkoleń.
Pracodawcy Publicznej Służby oczywiście to rozumieją i z troską się pochylają wypłacając nam coś, co żartobliwie nazywają wynagrodzeniem.
Kto jednak za to płaci? Pan płaci, pani płaci, społeczeństwo – możnaby powiedzieć.
I coś w tym jest, ale… kolejne ale…
Wynagordzenie wypłaca NFZ, jakoś się z tym przegryzł, uporał i wypluwa z siebie te pieniądze. Wypluwa w ramach programu, który łaskawie zgodził się finansować (nie mając innego wyjścia, dodam na marginesie).
Odnośne urzędy miast finansują wszystko, czego nie finansuje nasz ulubiony twór enefzetowy. W tym celu co roku rozpisywane są konkursy, pojawiają się oferty, miszung, warunki, umowa – jest!
Radość powszechna i entuzjazm nie mają końca.
Pacjent dostaje wypasioną terapię, terapeuci szansę na dodatkowe pieniądze, gdyż dotacje miejsce są dotacjami celowymi.
Proszę o zachowane w pamięci tego zdania na wypadek, gdyby mój pracodawca nie chciał się poprawić.
Jak jest dotacja, to jest dodatkowa praca, ale jeszcze nie to jest takie ważne.
Więc jak jest dotacja to jest co? Kontrola. Nie można oczekiwać od poważnych urzędników, że wywalą grubą kasę i nie skontrolują sytuacji. Oczywista sprawa.
Oni rozpisują te konkursy bardzo profesjonalnym językiem, wiedzą czego oczekują, na podstawie jakich aktów prawnych działają, znają cele jakie mają być zrealizowane.
Można ulec złudzeniu jakoby naprawdę wiedzieli o czym mówią.
Do pierwszej kontroli…
W tym roku, u nas, byłam świadkiem takiej rozmowy między Najlepszą Szefową (NS), a Ważną Panią z Urzędu (WPU):
[papiery zalewają stół, szelest przekładanych kartek daje się słyszeć bardzo wyraźnie]
WPU : yhmmm… yhmmmm… tak…. tak…To są więc programy zajęć grupowych jakie państwo prowadzicie w ramach przyznanej dotacji
NS : tak, razem z nazwiskami wykonawców ujętych w umowie
[nazwwiska pacjentów okryte są tajemnicą medyczną]
WPU : no tak… tak… ile trwają zajęcia jednorazowo?
[to wynika z umowy, ale nie czepiajmy się szczegółów, może WPU chciała być przebiegła, jak lisica]
NS : każde zajęcia grupowe są trzygodzinne…
WPU : aż trzy godziny?
NS : tak, z przerwą – pospiesznie dodaje Najlepsza Szefowa
WPU : rozumiem, że można na takie zajęcia wejść w dowolnym momencie ich trwania?
NS : to znaczy?
WPU : no naprzykład przyjść tylko na drugą i trzecią godzinę
[czajnik z wrzątkiem prawie wypadł mi z ręki]
NS : Nie, pacjenci mają być na określoną godzinę i są zobowiązani do bycia na całości zajęć
WPU : Naprawdę??! I przychodzą?!
NS : Wie Pani, jakoś przychodzą i nawet nie wyglądają na udręczonych
WPU : Ojej… że im się tak chce przychodzić na trzy godziny. Mnie by się nie chciało. To naprawdę niesamowite, muszą być bardzo zdesperowani.
Odwróciłam się od czajnika, żeby zobaczyć twarz urzędnika, który właśnie daje świadectwo swojej bezgranicznej ignorancji, w zakresie kontrolowanego obszaru zadań finansowanych z publicznych pieniędzy. Zapamiętałam ten obraz.
Najlepsza Szefowa patrzyła na Ważną Panią z Urzędu bez mrugnięcia okiem, nie zachłysnęła się, nie dostała wytrzeszczu. Oaza spokoju, opanowania i cierpliwych odpowiedzi na pytania.
Możemy być pewni, że to całe szczęście, że nie ja jestem szefową tego wszystkiego, bo po pierwsze nie byłabym zapewne najlepszą szefową, po drugie Ważna Pani z Urzędu usłyszałaby moje myśli, po trzecie… po czwarte… po piąte…
Mniejsza z tym.
Szaleństwo się rozwija i zatacza kręgi. Dawniej za pracę w psychiatrii przysługiwał dodatek finansowy związany ze szczególnie trudnymi warunkami pracy. Już go nie ma, a szkoda. Powinien być i to bez związku z pacjentami…
Na koniec okazuje się bowiem, że najzwyczajniej w świecie, w biały dzień i na oczach wszystkich, w tym Bardzo Ważnych Urzędników nas okradają, a Pani Dyrektor odmówi nam podwyżki finansowanej z NFZ, którą dostają WSZYSCY, ponieważ nasza placówka korzysta z dotacji.
No to śmy sobie napisaliśmy dwa zapytania do naszej Derekcji , z prośbą o odpowiedź na piśmie, a jakże.
Osobiście doradzałabym Derekcji poważne ich potraktowanie, na co liczyć nie można za bardzo, więc tym bardziej bym doradzała.
Już jakiś czas temu przestało mnie bawić traktowanie mnie jak kretynki, która nic nie rozumie.
Pozostając w nadziei, że kolejnych odcinków serii nie będzie, sposobię się do jej opisania.
A naprawdę jestem rozeźlona.
Rozeźlona Gretchen nie jest miła, za to bywa niemiłosiernie skuteczna.
Pfff….
______________________________________
komentarze
Szanowna Gretchen
są sprawdzone dwie metody na rozbijanie betonu
Pierwsza to szybka ścieżka – porządny młot udarowy, stosuję z powodzeniem :)
Druga, wymaga cierpliwości i czasu, to kropla wody spadająca z jakiejś wysokości.
Pozdrawiam
MarekPl -- 27.11.2009 - 08:54__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.
Panie Marku
Jeszcze wciąż jestem w drugiej metodzie, ale tak sobie patrzę, że to chyba już niedługo…
Porządny młot udarowy mówi Pan… Zapamiętam.
Pozdrowienia serdeczne.
Gretchen -- 27.11.2009 - 11:57Trzecia metoda
Dynamit. Ale nie polecam.
pozdrawiam
Synergie -- 27.11.2009 - 16:19Synergie
Dzisiaj ktoś polecał mi także broń palną, ale to wszystko odpada. Zapamiętuję, ale i tak odpada. Chociaż...
Nie, jednak nie.
Plan mam i to jest ważne.
Pozdrowienia pierwsze :)
Gretchen -- 27.11.2009 - 21:10Gretchen. Jasne, że nie
Palne rozwiązywanie problemów, rozwiązuje je na zawsze. Tu trzeba być lisem i mieć plan.
pozdrowienia drugie :)
Synergie -- 28.11.2009 - 10:17Synergie
Zgadzam się w całości z Tobą.
Właściwie to takie rozwiązania nie są skuteczne w znaczeniu osiągnięcia konkretnego celu. No chyba, że moim marzeniem byłby dłuższy pobyt w miejscu odosobnienia. :)
Plan jest. Myślę, że niezły całkiem.
Co prawda w wyniku jego realizacji mogę wylecieć z pracy z wielkim hukiem, ale to niewielka cena za zachowanie godności.
Zobaczymy co życie przyniesie.
Oczywiście pozdrawiam.
Gretchen -- 28.11.2009 - 13:21Ja tylko daję znać, że przeczytałem
pozdrówka.
grześ -- 29.11.2009 - 20:58Grzesiu
Dzięki.
:)
Gretchen -- 29.11.2009 - 21:05No cóż,
pancernik, haubicę czy coś tam, prawda…
Kościuszko (za pośrednictwem Pawlikowskiego) zalecał czajniki z wrzątkiem :)
Pino
Znowu ten pancernik…
Tym razem, ofiarowany przez Ciebie, nowiutki i nieśmigany może się przydać.
:)
Gretchen -- 30.11.2009 - 22:49Tia,
w rzeczywistości to przeca jest Aurora, o której trudno rzec, by nowością lśniła ;P ale w końcu jedno imperium obaliła, nie? Jeszcze ewentualnie Potiomkina można poszukać na składnicach złomu.
Pino
Żeby mnie nie trzeba było tam szukać.
He he
Gretchen -- 30.11.2009 - 23:00Etam,
z dwoma kierunkami na UW, to zawsze możesz za granicę wyjechać i poszukać jakiejś roboty w wykształconym towarzystwie… tam już wszyscy na poziomie i po studiach ;)
Pino
Dzięki za dobre słowo. :)
Chyba wciąż mam nadzieję, że nie będę musiała aż wyjeżdżać. Chociaż... Kto to może wiedzieć?
Gretchen -- 30.11.2009 - 23:18Jeszcze do Wrocławia mogę się przenieść mając zaplecze towarzyskie, na poziomie i po studiach. :))
No to w końcu
też jest zagranica, w pewnym sensie :)
W pewnym sensie :)
Jak będzie konieczność, to jakiś punkt orientacyjny ucieczki jest. Ufff…
Gretchen -- 30.11.2009 - 23:25